Avis czuł się jak człowiek, którego nagle dotknęło
kalectwo. Świat wokół stał się zimny i obcy. Do tej pory wszystko co robił i
myślał napędzała miłość do Zolliego. Teraz, kiedy został sam, nie wiedział co
ma ze sobą zrobić. Chodził z kąta w kąt z nieobecnym wyrazem twarzy i nie
potrafił się zdobyć na żadną sensowną czynność. Rodzina starała się go
wyciągnąć z tej depresji, ale jej wysiłki spełzały na niczym. Nie da się komuś
zastąpić wzroku czy słuchu. Można nauczyć się obywać bez któregoś z tych
zmysłów, ale to długi i powolny proces. W dzień, ze względu na swoich bliskich
starał się jakoś funkcjonować, ale nocami tęsknił jak szalony i gryzł poduszkę,
by nie zacząć krzyczeć.
Nikogo
jednak nie zdołał oszukać. Kochające serca rodziców kurczyły się z bólu na
widok jego cierpienia. Wyciągali go z domu na długie spacery, ciągali po
muzeach, zabierali na przedstawienia,
przynosili foldery z dziesiątków uczelni, których program mógł go
zainteresować. Dziękował ze smutnym uśmiechem i towarzyszył im z nieobecnym
wyrazem twarzy. Mieli wrażenie, że tylko jego ciało jest z nimi, a dusza odleciała
gdzieś, gdzie nikt nie ma dostępu.
Pewnego dnia Luis i Avgar dyskutowali w kuchni Sonii,
co jeszcze mogą zrobić, by ożywić nieco syna. Wykorzystali już tyle pomysłów,
ale nic nie wskórali. Popatrzyli z nadzieją na zamyśloną kobietę.
- Wiecie, może przywieźcie mu tu trochę rzeczy z
domu. Pewnie czuje się tu strasznie obco pozbawiony przyjaciół i znajomego
otoczenia – odezwała się po chwili Sonia.
- No nie wiem, mogą przywieść niechciane
wspomnienia. – Luis spojrzał na nich niepewnie.
- Co nam szkodzi spróbować? Gorzej już nie będzie. –
Demon wstał i ruszył do drzwi. – Zajmę się tym, postaram się szybko wrócić.
- Tylko trzymaj nerwy na wodzy! – Pogroził mu na
odchodnym mąż. Trochę się bał, że porywczy mężczyzna może narozrabiać. Dobro
syna było jednak ważniejsze od jakiś sąsiedzkich awantur. Skinął mu więc tylko
głową na pożegnanie.
***
Avgar oczywiście nie skorzystał z miejskiej
komunikacji, tylko przeniósł się bezpośrednio do domu, sobie tylko znanym
sposobem. Szybko spakował rzeczy chłopca
– jego ulubiony koc, śmieszna maskotkę, którą uwielbiał, trochę ubrań oraz książek. Na koniec otworzył szufladę biurka, a potem wyciągnął z niej pamiętnik syna.
Nie potrafił się oprzeć i zerknął do środka. Na każdej prawie stronie widać
było imię Zolliego. Obok stała nieduża skrzyneczka pełna pamiątek z każdego
ważniejszego wydarzenia z życia Avisa. Wyciągnął:
- walentynkową czekoladkę
- ciemny pukiel włosów, przewiązany niebieska
wstążeczką
- guzik z koszuli, o którą była paskudna awantura
I tym podobne słodkie głupstwa, tak ważne dla jego
syna, a dla kogoś innego stanowiące tylko stertę śmieci. Gniew złapał
mężczyznę za gardło i za nic nie chciał puścić. Postanowił, że pójdzie do sąsiadów, wygarnie temu
wrednemu gnojkowi co o nim myśli. Luis na pewno będzie na niego potem wściekły, ale
jeśli tego nie zrobi to pęknie jak nadmiernie nadmuchany balon z głośnym
trzaskiem.
Postawił
walizki pod drzwiami i ruszył do sąsiedniej willi. Mimo, że była to już pora
kolacji na parterze nikogo nie było. Na piętrze wyczuł czyjąś obecność, słychać było stamtąd przytłumioną muzykę. Najwyraźniej śmierdzący mechanik
dobrze się bawił, kiedy jego syn cierpiał, a nocami z jego pokoju dobiegał cichy szloch. Zacisnął dłonie w pięści. Otworzył z
rozmachem drzwi i znieruchomiał. Natychmiast dotarł do niego metaliczny zapach krwi.
- Co tu się do cholery stało?! – Powoli podszedł do
łóżka na którym leżał blady jak ściana Zolli. W pierwszej chwili nie poznał młodego mężczyzny w tym chudym, zarośniętym i brudnym kłębku nieszczęścia. Z jego rąk skapywała
krew, na podłodze, po obu stronach posłania, widać było spore kałuże. W jednej
dłoni ściskał nóż, a w drugiej kolorowy szal, w którym poznał własność Avisa.
Strach ścisnął mężczyznę za serce. Przyłożył ucho do klatki piersiowej
chłopaka. Był nieprzytomny, ale nadal żył. Odetchnął z ulgą, szybko roztargał brzegi
swojej koszuli i owinął tymi prowizorycznymi bandażami przedramiona Zolliego,
tamując w ten sposób krwawienie. Wyciągnął z kieszeni telefon, po czym zadzwonił do
Samuela. W krótkich słowach zrelacjonował mu co się stało. Po kwadransie zjawił
się przerażony Ostrowski razem z Arturem.
- Pilnujcie go, serce ledwo bije. Zaraz wrócę z
eliksirami. – Demon ruszył do swojego podziemnego pałacu po zapas leków.
Mężczyźni tylko skinęli z wdzięcznością głowami. Doskonale wiedzieli, że żaden
zwykły lekarz nie pomoże ich synowi. Tacy mutanci jak oni musieli radzić sobie
sami. Avgar był w swoim fachu naprawdę dobry i jeśli ktoś mógł im pomóc to
tylko on. Musieli mu zaufać. Wrócił po godzinie z kuferkiem wyładowanym barwnymi, kryształowymi buteleczkami.
***
Patryk
wracał właśnie z potwornie nudnej lekcji ceremoniału dworskiego. Miał sztywny
kark i bolały go plecy od tych dziwnych ukłonów. Był zupełnie pewien, że normalny czart nie był wstanie, wygiąć w ten sposób kręgosłupa, ale ten uparty, stary
mistrz twierdził zupełnie co innego. Najeżony koniec kitki bił nerwowo po udach chłopaka. Idealnie wyrażał jego podły nastój. Właśnie miał pchnąć drzwi
od małej jadalni, kiedy usłyszane zza drzwi słowa, mocno go zaniepokoiły.
- Przed chwilą mi doniesiono, że Zoltan chciał popełnić
samobójstwo. Na szczęście Avgar w porę go uratował. Zastanawiam się tylko, czy
powinniśmy powiedzieć o tym Patrykowi. – Usłyszał głos władcy.
- Lepiej żeby dowiedział się od nas, niż z plotek –
stwierdził zdenerwowany Lucyfer. – Bardziej bałbym się reakcji Avisa. Podobno
też jest w kiepskim stanie.
- Małemu na pewno nic nie powiedzą. Chcą by ten
dramat wreszcie się skończył.
Chłopak stojący pod drzwiami cicho pisnął,
zaraz sobie jednak zatkał dłonią usta. Nie spodobało mu się, że dorośli chcą
zataić taką wiadomość przed jego przyjacielem. Miał prawo wiedzieć co się dzieje.
Uważał, że rozdzielenie tej pary było błędem. Gdyby mieszkali nadal obok
siebie, na pewno już dawno doszliby do porozumienia. Widział, że Zolli się
zmienił, zdał sobie sprawę z uczucia do chłopca. Ta cała sprawa wydawała mu się
dziwna, miał wrażenie, że doszło do jakiegoś nieporozumienia. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce, nie mógł pozwolić by obaj dalej tak cierpieli. Do tej pory siedział cicho, bo uważał, że rodzice
wiedzą co robią. Teraz nie był już tego taki pewien. Musi podpytać Damona jak działają
międzynarodowe portale. Nigdy nimi nie podróżował.
***
Avis z Luisem wrócili z nocnego seansu kinowego dopiero po północy. Prawdę mówiąc chłopak nic nie zapamiętał z filmu. Ostatnio kiepsko znosił jakiekolwiek romanse, a jak się okazało
większość scen była właśnie na ten temat. Wziął szybki prysznic, połknął
tabletkę nasenną, bez której ostatnio nie potrafił się obejść i w samych bokserkach
położył się do łóżka. Po chwili odpłynął w szarą mgłę. Z początku w jego umyśle
przewijały się tylko zniekształcone wydarzenia z całego dnia. Spacerował po nocnym Londynie, rzęsiście oświetlonym, głośnym, pełnym roześmianych ludzi. Potem przez uliczny hałas zaczął przebijać
szept – cichy, dojmujący, pełen smutku. Brzmiał jak szloch i modlitwa
jednocześnie.
- Zasnę.. zasnę… zasnę…- powtarzał jak mantrę. Głos
wydał mu się dziwnie znajomy. Podszedł kilka kroków i wyjrzał zza rogu
kamienicy. Chociaż to był dopiero sierpień betonowe płyty chodnika były pokryte świeżą warstwą bielusieńkiego
śniegu. Na ziemi ktoś leżał, w pierwszej chwili myślał, że dziecięcym zwyczajem
robi orła. Wymachiwał ramionami w górę i dół, zostawiając czerwone ślady.
Chłopiec uznał, że to farba w sprayu, ale gdy lepiej się przyjrzał zrozumiał,
że to jednak krew. Na ramieniu mężczyzny zobaczył zawiązany szalik - zielony, w
czerwone pasy, z długimi fantazyjnymi frędzlami. Poznał go natychmiast.
- Oddawaj, to moje! – rzucił w kierunku leżącego.
Podszedł bliżej. – Zolli?! – Paniczny strach podniósł mu na głowie wszystkie
włosy. Usiadł przerażony na łóżku, a jego krzyk nadal brzmiał mu w uszach.
- Spokojnie, jestem przy tobie – łagodny głos
Patryka i ciepła dłoń na policzku przywróciły go do rzeczywistości. Cały się trząsł, a zęby dzwoniły mu jedne o drugie.
- Miałem okropny koszmar. Co słychać w domu? – Wbił w przyjaciela
uważne spojrzenie. Widział jak się zmieszał i przestępuje z nogi na nogę, nie
mając odwagi się odezwać.
- Zollli zrobił coś strasznego…- zaczął powoli, ale
chłopiec już go nie słuchał. Zaczął się szybko ubierać drżącymi rękami.
- Czy on żyje? – Tak bardzo się bał zadać to
pytanie. Miał wrażenie, że jego biedne
serce zatrzymało się na ten moment.
- Twój ojciec go uratował, miał facet spore
szczęście.
- Dobrze, że przyjechałeś. Jak się stąd wydostać?
Ktoś cię widział?
- Nikt. Jesteś pewny, że chcesz go zobaczyć? Nie
musisz tego robić, nie jesteś mu nic winien.
- Idziemy! – Avis podszedł stanowczo do okna.
***
Obaj
obdarzeni skrzydłami szybko dotarli do londyńskiego portalu. W ciągu kilkunastu
minut byli już na miejscu. Jeszcze tylko krótki lot nad pogrążonym w ciemnościach
miasteczkiem i wylądowali przed domem Ostrowskich. Patryk przedtem przekonany o
słuszności tego co robi, teraz już nie miał tej pewności. Widział jak
zdenerwowany i przejęty był przyjaciel. Obawiał się jego spotkania z Zollim.
Jeśli coś mu się stanie nigdy sobie tego nie daruje. Chyba niepotrzebnie się wtrącał.
- Może iść z tobą? – odezwał się cicho, widząc jak
Avis wchodzi do środka.
- Zostań na dole, muszę to załatwić sam. – Chłopak wszedł
do domu, minął zaskoczonych jego widokiem Artura i Samuela, nie odezwawszy się do nich ani słowem. Ostrowski chciał go zatrzymać, ale mąż stanął mu na drodze.
- Nie mieszaj się, to sprawa między nimi dwoma.-
Mężczyzna z powrotem opadł na krzesło.
Avis
wspinał się na schody krok po kroku. Bał się tego co może zobaczyć. Sam wcześniej pragnął
tego rozstania, ale teraz zwątpił, czy to naprawdę był dobry pomysł. Kierowany
gniewem i urażoną dumą nie pozwolił, by Zolli się wytłumaczył z czegokolwiek,
przekonany, że znowu z niego zakpił. Zwyczajnie nie chciał go więcej widzieć. Myślał,
że uda mu się wybić mężczyznę z głowy, przecież wszyscy zawsze mu powtarzali –
czas leczy rany. Jednak w jego przypadku było raczej odwrotnie. Im dłużej się nie
widzieli, tym bardziej tęsknił. Po cichu wszedł do sypialni Zolliego. Podszedł
bliżej i spojrzał trwożliwie…
Mężczyzna leżał na
łóżku z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami. Mocno spał napojony przez Avgara
uzdrawiającymi eliksirami. Wyglądał niesamowicie mizernie i krucho. Jakby
skurczył się i zapadł w sobie. Policzki miał białe niczym śnieg z jego koszmaru, a przedramiona mocno zabandażowane. Na poduszce, obok jego głowy ze
zdumieniem zobaczył swój szalik. Mężczyzna wtulał w niego twarz, jakby to był
jego największy talizman. Na ten widok coś go zakuło w sercu. Zdjął buty, sweter, a potem ostrożnie
położył się obok Zolliego na materacu, tak by go nie zbudzić. Wciągnął znany
mu dobrze, upajający zapach i przywarł do boku mężczyzny. Tak, to na pewno było
jego miejsce. W jednym momencie wszystkie urazy oraz doznane krzywdy wyparowały mu
z głowy. Uleciały niczym poranna mgła. Przymknął oczy, nakrył ich obu kołdrą, a
potem, po raz pierwszy od wielu tygodni, zasnął spokojnym snem i żadne tabletki nie
były mu potrzebne.
Po jakiejś godzinie rodzice Zolliego oraz Patryk,
którego zawołali by wypił z nimi w kuchni herbatę, nie wytrzymali i na palcach podkradli
się do sypialni. Było podejrzanie cicho, więc otwarli drzwi i zajrzeli do środka.
Zobaczyli słodki obrazek, który napełnił
ich serca radością. Chłopcy spali spokojnie, wtuleni mocno w siebie, niczym dwa
niedźwiadki. Spletli się ze sobą tak ściśle, że nie można było odróżnić, gdzie
się kończy jedno ciało, a zaczyna drugie. Wycofali się ostrożnie, posyłając sobie
nawzajem pełne szczęścia uśmiechy. Pierwszy, najtrudniejszy krok został zrobiony, reszta zależała od samych zainteresowanych.
***
Zolli
obudził się o świcie. Dawno nie spał tak błogo, czuł się rześki i
wypoczęty. Było mu niesamowicie ciepło, ze wszystkich stron otaczał go słodki zapach Avisa. Ten
szal był bardziej magiczny niż sobie wyobrażał. Jego myśli krążyły leniwie w nie całkiem
przytomnej głowie. Odwrócił się na bok, uchylił powoli powieki i napotkał śliczne
buzię swojego anioła. Była nieco szczuplejsza niż ją zapamiętał, lecz nie
odejmowało jej to wcale uroku. Różowe usta wyglądały równie kusząco co zwykle.
- Jestem w niebie? – zapytał niepewnie sam siebie. –
Jeśli tak, to chcę tu zostać na zawsze – mruknął i cmoknął czule słodkie wargi.
– Chyba nie zabraniają się całować?- Zaczął się zastanawiać. Zresztą nieważne,
jeszcze dwa lub trzy i mogą go ukarać. Musnął delikatne usta jeszcze raz.
- Jakie niebo baranie?! – warknął Avis i zarumienił
się jak wisienka. – Jeden ci nie wystarczył? W dodatku bezwstydnie go ukradłeś!
- Boże nie pozwól mi się obudzić, cokolwiek dał mi
wczoraj Avgar warte jest góry złota! – Zolli objął go mocno i przytulił do
siebie. Nadal nie był pewny czy to jawa czy sen.
- Ty naprawdę zwariowałeś, co?! – chłopak wiercił
się w silnych ramionach, ale nie na tyle mocno by się z nich uwolnić. Nie
chciał wydać się temu wielkoludowi łatwy i tak naprawdę robił to tylko dla
zasady.
- Pewnie, zwariowałem z miłości do ciebie i niech
nikt nie próbuje mnie wyleczyć!
- Nie jestem pewny, czy chcę żeby mój mężczyzna był
wariatem. – Avis udał, że się głęboko zastanawia.
- A jeśli ci powiem, że będzie codziennie klęczał u
twoich stóp, bił ci pokłony niczym bóstwu, nosił cię na rękach i nigdy nie
przestanie cię kochać?! – Zolli zajrzał mu głęboko w oczy.
- Może się skuszę, ale dasz mi to na piśmie. – Spojrzał
na niego dumnie z góry, a potem zepsuł wszystko chichocząc jak szalony.
Ciesze się, że Avgar postanowił odwiedzić sąsiadów, inaczej z Zollim byłoby ciężko..
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie za wściekłego Avgara :)
A co do Patryka,, oh Zolli jest jego dłużnikiem jak nic. To dzięki niemu Avis o wszystkim się dowiedział i teraz mogli w końcu zakopać topór wojenny.
Ciesze się, że Avis znowu się uśmiecha, Zolli myślał, że śni,,, na szczęście to nie był sen,,, wszystko skończy się dobrze prawda?
Nie mogę się doczekać scenki między Patrykiem i Damonem :)
Piękny rozdział i już nie mogę się doczekać kolejnej notki ;3 Oraz oczywiście wyczekuje z niecierpliwością nowego opowiadanka ;3
Twoja Maru;3
No nareszcie już myślałam że Zoli marnie skończy a tu taka niespodzianka ciekawe co na to rodzice Avisa...
OdpowiedzUsuńCuuuudoooowneeeee!!!
OdpowiedzUsuńEwa
Świetny rozdział, bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejne rozdziały.
Avis musiał się bardzo przestraszyć, że Zolliemu coś się stało. A Zolli z tym niebem wypalił. :D
wiedziałam <3że zolli nie zginie :) rozdział świetny chodź pzyznam że pod koniec coś się za słodko zrobiło xd a dopiero ranek xd
OdpowiedzUsuńNapisałam ci na gg że nie komentuje ale zmieniłam zdanie.
OdpowiedzUsuńPoczątek podobał mi się bardzo ten ból był aż widoczny Super też że to Avgar go uratował i to że Avis jakby go słyszał. Podobało mi się że pojawił się Patryk.
Wszystko jednak bardzo szybko się działo wiem wiem taki zamysł.
Co do tego co stało się po tym jak Avis dostał się do Zolli.... no to tu bardzo się zawiodłam i nie tym że sobie słodko spali bo tu akurat się uśmiechnęłam nawet nie reakcją Zolli na widok chłopca. Powinien jednak się zdziwić wątpię że wciąż uważa że to sen. Całus był całkiem przyjemny ale to jak później poprowadziłaś to.... Avis tak bez wyjaśnień bez żalu go przyjął deklaracje o miłości owszem bał się o niego i to że przybył było naturalne to że został na noc również natomiast jego reakcja po przebudzeniu wcale. Nie na miejscu były też chichoty. I co nic sobie nie wyjaśnią?
Jakoś nie przyjmuję tej końcówki. Wiem piszesz komedie ale to było bardzo sztuczne. Zolli pierwsze co to powinien przepraszać i błagać o wybaczenie.
Wybacz ale końcówka rozdziału mi się nie podobała ( możecie mnie zlinczować) Takie jest moje zdanie trudno.
Ale czeka ma kolejny rozdział niecierpliwie bo wiem że jeszcze coś wymyślisz ciekawego.
Dużo dużo weny:)
Świetna historia, naprawdę mnie urzekła. Z niecierpliwością będę oczekiwać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam :)
Przypadło mi do gustu twoje opowiadanie. Jest naprawdę świetne. Daj znać jak dodasz coś nowego.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńlenaskolowska.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńjakie szczęście, że Avgar był zły i chciał wygarnąć wszystkie krzywdy Avisa Zoliemu, dzięki temu go znalazł i uratował.... Patryk trochę się przysłużył i Avisowi i Zoliiemu... jak oni słodko razem wyglądali.... i tak stanowczo Zolli masz to dać na piśmie....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Uff! Będę mogła teraz spokojnie zasnąć. Jakie szczęście, że Zolli przeżył! I tak mi się ciepło w środku zrobiło pod koniec :3 Czytam dalej, to jest genialne ;v;
OdpowiedzUsuń~Arashi~