To taki mały,
świąteczny prezent dla was. Mam nadzieję, że wywoła uśmiech na waszych
twarzach. Rozdział bardzo puszysty i różowy, w sam raz na poprawę humoru.
Belzebub
wracał do domu w błogiej nieświadomości zbliżających się kłopotów. Nie mógł się
doczekać, kiedy znowu weźmie w ramiona Lu. Uwielbiał patrzeć jak się rumieni, potem spuszcza oczy, a jego długie rzęsy kładą cienie na blade policzki.
Nikt kto znał na co dzień dumnego i chłodnego w zachowaniu księcia nie
uwierzyłby, jaki potrafi być słodki i uroczy, kiedy jest zawstydzony. Władca
uśmiechnął się do siebie na to wspomnienie. Doszedł do wniosku, że jest już
dosyć późno, a to oznacza męża leżącego już w łóżku z książką, cieplutkiego i bardzo
przytulnego. Przyśpieszył kroku, bo ta wizja spowodowała u niego przyśpieszone
bicia serca, a dziwne gorąco zaczęło rozchodzić się po spragnionym ciele. Wreszcie
stanął w drzwiach ich wspólnej sypialni. Miał zamiar najpierw wziąć szybki
prysznic, a potem…
- Ty draniu!
– jasnowłosy pocisk, ubrany w granatową piżamę wystartował w jego stronę. –
Przez ciebie będę wyglądał jak beczka! – smukłe dłonie zacisnęły się na koszuli
zaskoczonego mężczyzny, rozległ się trzask rozrywanego materiału, a guziki
posypały się na ziemię.
- Daj mi
chwilę! – złapał go za ręce i wziął głęboki oddech. Spojrzał prosto w iskrzące
się z gniewu oczy i już wiedział, że jego plany spokojnego wieczoru właśnie
odleciały w dalekie kraje i pomachały na na dowidzenia. – Może tak w trzech
zdaniach powiesz mi co się stało?
- Nie!
Najpierw cię wykastruję! – zawarczał Lycyfer i niespodziewanie wbił kolano
między jego uda. W tej Akademii Wojskowej czegoś go jednak nauczyli. Przyglądał
się z satysfakcją jak Bez zgina się w pół.
- O cholera!
– jęknął mężczyzna. – Powiedz chociaż za co oberwałem! – złapał go i unieruchomił
w swoich ramionach. Zaczął go dokładnie obmacywać, mimo że wił się w jego objęciach
i syczał, najwięcej czasu poświęcając oczywiście kuszącym pośladkom. –
Przytyłeś i stąd ta tragedia?! – W tym momencie zdał sobie sprawę jaką ogromną
gafę popełnił, gdyby mógł, własnoręcznie kopnął by się w tyłek.
- Chcesz
powiedzieć, że jestem gruby?! – zawył dramatycznie Lu i wyrwał się z jego rąk. W
jego oczach błysnęła panika. Stanął przed lustrem i zaczął się przyglądać
uważnie swojemu brzuchowi.
- Przybyło
ci chyba odrobinę w talii, ale ….- zatkał sobie pięścią bezmyślne usta, ale
było już za późno.
- Naprawdę…?
– usta księcia niespodziewanie ułożyły się w podkówkę i zaczęły drżeć. – Będę
miał z przodu dyyynię… - mazał się już teraz jak dziecko, a łzy obficie zaczęły
mu płynąć z oczu. – A tyle ćwiczyłem, żeby mieć ładny brzuch! To wszystko twoja
wina! – rzucił się ponownie na męża i zaczął go okładać, gdzie popadnie.
- Ale co ja
mam z tym wspólnego?! – zapytał kompletnie zbity z tropu Belzebub, który stał na środku komnaty i pozwalał się maltretować wściekłemu mężowi. – Czy te kilka
kilogramów więcej, to powód do takiej rozpaczy?
- Gdzie ty
widzisz jakieś kilogramy, dzieciorobie jeden?! – wrzasnął na niego Lucyfer i
zagryzł usta, chcąc powstrzymać kompromitujący szloch. Od kilku dni zachowywał
się jak nastolatka z burzą hormonów i niezupełnie panował nad swoim
zachowaniem.
- Kochanie,
chcesz mi powiedzieć, że będziemy mieć maluszka? – zaczął ostrożnie władca, ale
oczy już zaczęły mu błyszczeć od rozpierającej go radości. Przyciągnął do
siebie rozhisteryzowanego męża i delikatnie przytulił.
- Chyba tak –
wymamrotał w jego pierś książę – trzy testy wyszły mi na tak, a jeden na nie. A
będę ci się podobał jak zacznę przypominać fokę? – wbił w niego szare oczęta i
pociągnął nosem. Rytm bicia serca męża i jego zapach zawsze go uspokajał.
- Podobasz
mi się w każdej sytuacji, gdyby tak nie było, to bym się z tobą nie ożenił –
pocałował drżące usta. – Zobaczysz, że nasz synek będzie taki śliczny jak ty.
- Udowodnij
– odezwał się cicho Lucyfer.
- Ale co? –
nie zrozumiał go w pierwszej chwili mężczyzna. Popatrzył na jego zarumienioną
twarz i coś wreszcie zaczęło mu świtać. Smukłe ciało przylgnęło do niego w
oczekiwaniu. – Jesteś tego pewny? – zapytał, nie mogąc uwierzyć w swoje
szczęście. Dostał dzisiaj dwa najwspanialsze prezenty w swoim życiu. Już za
kilka miesięcy przyjdzie na świat ich pierwsze dziecko, a jego piękny mąż, po
raz pierwszy od tamtej pamiętnej nocy, tulił się do niego ufnie i patrzył mu
prosto w oczy z wyraźną zachętą. Uśmiechnął się szeroko i wziął go na ręce, a zachwycone
ogonki natychmiast ściśle się ze sobą splotły. Położył swój podwójny skarb na
łóżku i nie mógł się na niego napatrzyć. Platynowe włosy Lu rozsypały się na
szkarłatnej pościeli, a jego skóra przybrała wspaniały, kremowy odcień. Powoli
zaczął odpinać guziczki od jedwabnej piżamy.
- Bez, spraw
żebym zapomniał. Zrób to tak, żeby cały świat przestał dla mnie istnieć –
wyszeptał Lucyfer, a w jego melodyjnym głosie było tyle ciepła i czułości, że
serce władcy dosłownie wywinęło kilka fikołków. – Kocham cię i chcę byśmy się
razem zestarzeli. Obaj popełniliśmy wiele błędów, ale nadszedł czas by zostawić
je za sobą. Bardzo mi ciebie brakowało przez ten tydzień.
Tymczasem
jasna kitka, za nic mając romantyczne wyznania, bezczelnie wędrowała wzdłuż uda Belzebuba. Ogromne zaciekawiona zwiedzała
nowe, podniecające tereny. Twarde, zwarte mięśnie bardzo jej się spodobały. Dotarła
do zgrabnych pośladków. Wkradła się sprytnie pod materiał spodni i zaczęła gładzić
jędrne półkule.
- Jak nie
przestaniesz, to będzie bardzo szybki i ostry seks – władca zaczerwienił się i
z całej siły starał zapanować na swoim pożądaniem. Poprzysiągł sobie już dawno,
nigdy więcej nie skrzywdzić swojego męża i zachować zdrowy rozsądek w każdej
sytuacji, co dla kogoś tak porywczego jak on, było naprawdę trudnym zadaniem. Dopiero
po ślubie przekonał się jak bardzo wrażliwym mężczyzną jest Lu. W pałacu zawsze
grał zimnego i niedostępnego. Sprawiał wrażenie, że wszystkie wydarzenia po
prostu po nim spływają, nie sięgając wnętrza. Okazało się, że w ten sposób
chronił po prostu swoją delikatną naturę przed zranieniem. – Nie podpuszczaj
mnie niecierpliwy głuptasie – pociągnął go zębami za ucho. Rozebrał z koszuli i
sięgnął do spodni. W tym momencie jego młodziutki mąż zesztywniał, zacisnął uda
i popatrzył na niego niepewnie. – Słońce, jeśli się boisz, możemy przerwać w
każdej chwili.
- Nie,
proszę… - uśmiechną się do niego blado i sam zdjął resztę ubrania. Bardzo pragnął
połączyć się z Bezem, ale jednak nadal trochę się bał. W tym momencie czarna
kitka, widząc co się dzieje podjęła własną akcję. Podpełzła podstępnie do
różowych sutków księcia i zaczęła delikatnie miziać, to jeden to drugi, siejąc
w jego mózgu kompletny zamęt i wprawiając ciało w rozkoszne drżenie. – Och… o…
- pisnął zaskoczony i wygiął się w łuk. Tymczasem dłonie i usta władcy także nie
próżnowały, opuszczał się coraz niżej, pieszcząc każdy centymetr aksamitnej skóry.
Podgryzał, lizał i ugniatał wrażliwe punkty. Podczas, gdy wargi zajęte były brzuchem
ukochanego, palce gładziły i masowały spięte, szczupłe uda.
- Kochanie,
pokaż, że należysz do mnie – mruczał niskim głosem mężczyzna. Powoli zaczął
rozsuwać długie nogi partnera, starając się go nie spłoszyć. Chuchnął na jego nabrzmiałego penisa, wziął sam czubek do ust i zaczął ssać.
- Aa… jeszcze…
taaak… - jęczał coraz głośniej Lucyfer, powoli tracąc kontakt z
rzeczywistością. Po raz pierwszy w życiu kompletnie się zatracił. Przebywał właśnie
w oszałamiającej krainie rozkoszy i chciał w niej pozostać jak najdłużej. Mąż
grał na jego ciele jak wytrawny muzyk na swoim instrumencie. Każdy najlżejszy
dotyk, odbijał się tysięcznym echem w każdej, najdrobniejszej komórce jego
ciała. Nawet nie wiedział kiedy, patrząc z oddaniem na partnera, rozłożył dla
niego szeroko uda. Bez umościł się między nimi wygodnie, mrucząc z zachwytu.
Uwięził szare oczy kochanka swoimi szkarłatnymi źrenicami i zaczął ostrożnie
wsuwać w niego pierwszy palec. Chciał
widzieć każdą, najmniejszą nawet reakcję na pięknej twarzy zarumienionego męża.
Przygotowywał go ostrożnie, starając się dostarczyć jak najwięcej przyjemności.
Nieprzytomne z rozkoszy spojrzenie Lu, usta łapczywie łapiące
powietrze i pożądliwe pomruki rozpalały go do białego ognia namiętności. W końcu
podniósł jego nogi wysoko i ułożył na swoich ramionach. Wsunął się do gorącego
wnętrza jednym, mocnym pchnięciem. Znieruchomiał, czekając aż ciało ukochanego przystosuje się do jego wielkości. Wziął głęboki
oddech i zaczął się poruszać. Uderzał raz po raz w prostatę, powodując, że
mężczyzna pod nim dosłownie rozpływał się z przyjemności. Kontury pokoju zatarły
się, wzrok zaćmiła szkarłatna mgła. Liczył się tylko rozpalony, wijący się pod
nim, wydający ponaglające okrzyki mąż. Krzyczał razem z nim, stapiając ich
ciała we wspólnym, coraz szybszym rytmie.
- Moje imię,
proszę… och… - wyjęczał.
- Taak… aa… Beeez…!
– Lucyfer szczytował z jego imieniem na ustach. Natychmiast poszedł w jego
ślady, potężne ciało wyprężyło się w najsilniejszym w jego życiu orgazmie.
Mięśnie napięły się, a potem rozluźniły, pozostawiając mężczyznę w stanie
błogiego rozleniwienia. Położył się na boku i spojrzał w prosto w niezupełnie
jeszcze przytomne, szare oczy.
- Tylko ty,
tylko ty kochany potrafisz wyzwolić we mnie takie emocje – tulił do siebie zaczerwienionego nawet na szyi partnera, któremu powoli wracała świadomość i
docierało do niego co przed chwilą wyprawiał. Ukrył zawstydzoną twarz na
szerokiej piersi męża. – Nie rób takiej zmieszanej miny, byłeś naprawdę
wspaniały – Bez nieśpiesznie całował jego kark. – Jeśli każda nasza noc będzie
tak wyglądać, to zrobimy jeszcze dużo dzieci! – zachichotał mu do ucha.
-Śpij już
wreszcie głupku jeden! – książę uszczypnął go w ramię. - Ciekawe co powiesz jak
twoje maleństwo zacznie rozrabiać i sprowadzać do domu kolegów? – uśmiechnął się
do niego odrobinę złośliwie.
- Jakich kolegów,
o czym ty mówisz?! Nikt nie ośmieli się tknąć mojego syna! – warknął natychmiast
władca.
- Tak
właśnie myślałem – Lucyfer nakrył się kołdrą i zasnął mocno rozbawiony. Pod
powiekami miał wizję Beza z groźną miną stojącego w drzwiach pałacu i rzucającego
pioruny na każdego, kto ośmieliłby się zbliżyć do jego cennego dziedzica.
***
Dominik
miotał się po domu Juliana, mrucząc pod nosem kwieciste epitety i wymyślając
coraz to paskudniejsze tortury, na jakie skaże tego ohydnego drania. Miał ochotę przerobić go na miazgę, udeptać na
placek i jeszcze raz przerobić na miazgę. W głowie mu się nie mieściło, jak można
być takim podstępnym łajdakiem. Tym razem nie okłamał go, ale z premedytacją
nie powiedział całej prawdy. Pewnie się bał, zresztą słusznie, że uciekłby na
drugi koniec świata, mając w perspektywie rodzenie małych diabełków.
Boruta już z
daleka słyszał energiczne kroki maszerującego po salonie narzeczonego. Służba uprzedziła
go, że wrócił z pałacu w bardzo bojowym nastroju. Zaczął zastanawiać się, co
też się mogło wydarzyć. Miał nadzieję, że nie spotkał się z Lucyferem.
Ostrożnie wsunął się do komnaty i zobaczył jak ruda kitka ze złością przecina
powietrze. Doszedł do wniosku, że może będzie lepiej się wycofać i przeczekać w
jakimś kąciku, aż Dominik trochę się uspokoi. Właśnie zaczął odwrót
strategiczny, gdy…
- Nawet o
tym nie myśl, ty obrzydliwy tchórzu! – wrzasnęła jego słodka kruszyna. W ciągu ułamka sekundy znalazła się przed nim i zastąpiła mu drogę, aby nie mógł umknąć. Zielone oczy miotały
szmaragdowe błyskawice. Rude loki podskakiwały przy każdym słowie, połyskując
ogniście i robiąc mu w mózgu koktajl z resztek szarych komórek, którym wczoraj
udało się nie utonąć w czasie radosnej pijatyki .
-
Cukiereczku – wojewoda padł przed nim z rozmachem na kolana – cokolwiek zrobiłem
przebacz! – Wbił w chłopaka czarne oczy, jego psie spojrzenie swoją
niewinnością mogłoby zawstydzić niejednego aniołka. Ogon podkradł się bliżej i nieśmiało zaczął głaskał
go uspokajająco po łydce. W głowie mężczyzna robił tymczasem szybką kalkulację
wszystkich swoich grzeszków.
- Tym razem
mnie nie nabierzesz! - Dominik porwał do
ręki bicz, zabrany z pałacu i potrząsnął mu nim przed nosem. – Zaraz sprawię ci
takie lanie, że na długo mnie zapamiętasz! Wybiję ci z tej pokręconej głowy
całe stado małych czartów! Jak mogłeś mi o tym nie powiedzieć! Bycie matką to
poważna sprawa, a nie jakaś głupia zabawa! – bicz ze świstem spadł na plecy
wojewody, który nawet nie pisnął.
- Słońce, a
widziałeś kiedyś takiego słodziaśnego diabełka z puszystą kitką? – zapytał nagle
Julian, zaskakując swoim tokiem myślenia chłopaka.
- A co to ma
do rzeczy, ty łajdaku?! – podniósł do góry rękę, by zadać kolejny cios.
- Pozwól, że
ci pokażę, a potem możesz stłuc mnie na kwaśne jabłko – zaproponował Boruta,
nadal klęcząc pokornie u stóp wściekłego narzeczonego. Zobaczył błysk
zainteresowania w jego oczach i w ciemnym tunelu pojawiło się niewielkie
światełko. Postanowił kuć żelazo póki gorące. Doskonale wiedział, jak czułe
serduszko bije w piersi tego wojowniczego chłopaka. Dominik w swoim
postępowaniu kierował się przede wszystkim uczuciami. Nieraz mu opowiadał jak
bardzo brakowało mu prawdziwej rodziny. Zawsze w Boże Narodzenie spacerował do
późna po Krakowie i zaglądał ludziom do okien. Nigdy nie miał dość patrzenia
jak składają sobie życzenia i patrzą serdecznie w oczy. Julian z całej duszy
pragną tego samego. Spokojnego domu, gdzie czekałby na niego kochający partner
i gromadki roześmianych dzieci. Nie miał zamiaru pozwolić odejść mężczyźnie,
który był spełnieniem wszystkich jego snów.