sobota, 26 października 2013

Epilog

   Minęły dwa lata od uprzednich wydarzeń i nadszedł wyczekiwany przez wszystkich poddanych dzień ślubu księcia Damona oraz Partyka Boruty. W Piekle długo się przygotowywano do tej znamienitej uroczystości, wszystko więc było dopięte na ostatni guzik. Wysłano tysiące zaproszeń w różne strony świata. Żaden z gości nie zawiódł, stawili się o umówionej godzinie w zamkowej kaplicy, którą magicznie wewnątrz powiększono, aby wszyscy się zmieścili. Potem oczywiście zaplanowano huczne wesele, a o północy tradycyjne odprowadzenie państwa młodych do komnaty sypialnej.
   Ogromnie stremowany Patryk stał przed lustrem, nerwowo poprawiał biały kontusz sięgający mu nieco przed kolana. Haftowany pas słucki wspaniale podkreślał jego smukłą talię i szerokie ramiona. Włosy zdawały się płonąć, odbijając się od perłowego jedwabiu. Ułożono je w eleganckie loki, które rozpuszczono na ramiona. Wyszczotkowana do połysku puszysta kitka, miotała się nerwowo na boki.
- Kochanie, wyluzuj, bo mi jeszcze zemdlejesz zanim dotrzemy do kapłana. – Damon podszedł do niego z tyłu i cmoknął w kark.
- Nie wiem jak to przeżyję, już teraz pocą mi się dłonie – wyjąkał chłopak, po czym przylgnął plecami do torsu narzeczonego. – Ci wszyscy znakomici goście, prasa, telewizja! Jak zrobię coś głupiego spalę się ze wstydu!
- Nie panikuj, mam tu małą zabaweczkę, która skupi twoją uwagę na czymś innym – pokazał mu pasek złożony z cieniutkich złotych nitek. Każda była zakończona niewielkim, purpurowym klejnocikiem.
- Biżuteria? Jak to niby ma mi pomoc? – popatrzył sceptycznie na mężczyznę.
- Zaufaj mi. Tylko szybko, bo zaraz po nas przyjdą – osunął się przed zaskoczonym Patrykiem na kolana. Rozpiął mu kontusz, potem koszulę i umieścił pasek nisko na jego biodrach, bezpośrednio na nagiej skórze, zatrzasnął zameczek, a jego długie końce wsunął mu do bokserek.
- Wariat – pisnął chłopak – to piekielnie zimne. – Szybko przywrócił garderobę do porządku. Ledwie skończył, jak do komnaty wszedł Lucyfer, również odświętnie ubrany.
- Idziemy, spokojnie i dumnie. Nie bój się, w razie potknięcia jestem obok – uśmiechnął się do stremowanego Patryka. Szli dostojnie długim korytarzem, witani przez zastępy dworzan oraz służby. Wszyscy wylegli by przywitać młodą parę. Belzebub miał na nich oczekiwać przed kaplicą. Tymczasem biedny Patryk, z każdą minutą rumienił się coraz bardziej. Szedł ze spuszczonymi skromnie oczami, niczym dziewicza oblubienica na spotkanie ze swoim oblubieńcem. Zupełnie nie dostrzegał mijanych po drodze ludzi, bo całą jego uwagę pochłonęła jedna mała rzecz. Diabelski paseczek, jako środek przeciwko tremie, spisywał się doskonale. Śliskie klejnociki obijały się przy każdym kroku o członka i jądra zawstydzonego chłopaka, gładziły wnętrze jego ud. Były zimne jak cycki czarownicy, więc wrażenie było niesamowite.
- Nie wiem co ci zrobię, ale coś na pewno – syknął po cichu do rozbawionego Damona.
- Zostaw to sobie na wieczór kochanie – wyszeptał narzeczony, podniósł jego dłoń do ust wytwornym gestem i ucałował, co spotkało się z oklaskami, zachwyconych tymi czułościami, zgromadzonych na dziedzińcu dworaków.
- Nie pomagasz. – Ukradkiem uszczypnął dowcipnisia. - Robię się twardy kretynie!
- W tym kontuszu i tak tego nie widać – odparł beztrosko Damon.
- Co masz twardego dziecko? – zapytał troskliwie idący za nimi Lucyfer.
- Buty Wasza Wysokość, strasznie mnie gniotą – odparł poważnie chłopak z trudem zachowując powagę.
- Wytrzymaj ceremonię, potem sobie zmienisz – odezwał się łagodnie książę, w duchu się zastanawiając, co kombinuje tych dwóch łapserdaków. Przysiągł sobie pilnować ich na każdym kroku, żeby znowu czegoś nie spsocili. Wszechobecna prasa miałaby używanie. Nie wiedział biedak, że tym razem to ktoś zupełnie inny dostarczy mediom rozrywki.
    Przed kaplicą zgodnie z ustaleniami czekał Belzebub z Gangiem Pszczółek. Cztery niesamowicie żywe maluchy wierciły się niemiłosiernie, testując od godziny cierpliwość władcy. Odświętnie wystrojone, drapały się i kręciły, niczym stadko tych pracowitych owadów, a buzie im się nie zamykały ani na moment. Miały nieść za młodą parą obrączki i pierścienie. Tego momentu Lu bał się najbardziej, niełatwo było zapanować nad tą psotną gromadką, której przewodziła jego uparta córka Belissa. Niestety nigdzie nie widać było pozostałych drużbów, a to oni mieli dostarczyć klejnoty. Avis i Zoltan zniknęli niczym poranna mgła i nikt ich od wieczora nie widział. Było już zupełnie ciemno, rozległy plac rozświetlały przybrane kwiatami kolorowe latarnie. Luis i Avgar dyskretnie zdjęli ze swoich dłoni obrączki i ułożyli na przygotowanych poduszkach.
- Ruszajmy – szepnął Boruta – licho wie, gdzie się gówniarze podziali, rozprawimy się z nimi później.
- Masz rację, wątpię by ktoś się zorientował –  przytaknął mu Bez. Cały orszak udał się do katedry, a za nimi zaproszeni goście. Na przedzie szli Patryk z Damonem, a za nimi poszturchując się co chwilę - Gang Pszczółek. W pierwszej parze kroczyła dumnie Belissa z utykającym lekko synkiem Juliana, za dziewczynką podążał, co chwilę ciągnąc ją za warkocz, mały wilkołak. Towarzyszył mu czarnowłosy, wysoki chłopczyk, który nie spuszczał z oczu kulejącego kolegi. Raz nawet podtrzymał go za ramię by nie upadł. Zatrzymali się przed kapłanem i rozpoczęła się krótka ceremonia zaślubin.
***
   Godzinę wcześniej na zamkowym korytarzu Zoltan zobaczył niesamowicie atrakcyjnego chłopaka. Miał obcisłe białe spodnie włożone w długie do kolan buty i dopasowany, krótki kontusz. Jasne włosy sięgały mu do pasa i mieniły się w świetle świec niczym złoto. Kołysał zgrabnym tyłeczkiem w dziwnie znajomy sposób.
- Avis? – zawołał za przystojniakiem.
- A co? Miałeś nadzieję na mały podryw?! – chłopak odwrócił się i wbił roziskrzony wzrok w narzeczonego. Stał tupiąc nogą i prychając niczym rozgniewany kocurek. – Ty wstrętny zdrajco!
- Ja zdrajca? – zdenerwował się mężczyzna. – Popatrz na siebie. - Szarpnął za przód jego kontusza i na posadzkę posypały się z suchym łoskotem srebrne guziczki. Ludzie przechodzący korytarzem zaczęli się za nimi oglądać. Nie chcąc robić z siebie przedstawienia dla plotkawych dworaków Zoltan wepchnął chłopaka do jakiejś komnaty, po czym zatrzasnął za sobą drzwi. Była bardzo duża, elegancko urządzona, z płonącym kominkiem i ogromnym łożem z baldachimem pośrodku. Na jedwabnej czarnej pościeli ktoś ułożył serce ze szkarłatnych róż. Wszędzie porozstawiane były świeczniki z czerwonymi i czarnymi świecami, wydzielającymi zmysłowy aromat. Mężczyźni jednak tego nie dostrzegali, warczeli na siebie popychając się nawzajem.
- To najnowszy krzyk mody, Patryk ma podobny i nikt nie robi z tego afery! – Avis złapał za koszulę narzeczonego, roztargał ją jednym ruchem, po czym zerknął na szeroką pierś, która ukazała się jego łakomym oczom. Bezwiednie oblizał usta na widok potężnych mięśni prężących się pod śniadą skórą.
- To była moja ulubiona, mały draniu! – mruknął oskarżycielsko Zolli, a potem z szelmowskim błyskiem w oku zerwał z chłopaka górną część garderoby. – Śliczny – objął zachwyconym wzrokiem jego zgrabną sylwetkę i różowe sutki, które natychmiast przyciągnęły jego oczy.
- Idiota! W czym ja teraz na ten ślub pójdę?! – Krzyknął Avis. Skoro on wyglądał jak łachmyta to on też powinien, w końcu idą jako para. Złapał za pasek od spodni i pociągnął. Niespodziewanie, delikatny materiał trzasnął i opadły mężczyźnie do kostek. To co znajdowało się z przodu przyciągnęło jego spojrzenie niczym magnes. Wyglądało dość imponująco. Nie mógł się powstrzymać i ciekawskie paluszki same jakoś zacisnęły się na znalezisku.
- A więc tak chcesz się bawić? – Roześmiał się, po czym złapał za pośladki chłopaka. Wystarczyła sekunda by pozbawić go reszty garderoby. – I co teraz mój golasku? – Objął płomiennym wzrokiem ciało zawstydzonego głuptasa, który natychmiast z piskiem wskoczył do łóżka, a potem nakrył się kołdrą pod samą szyję. Widać było tylko jego zarumienioną twarz i spuszczone niewinnie oczy. Zolli zdjął swoje bokserki, zatrzymał wzrok na delikatnych ustach Avisa, po czym powoli wczołgał się na łóżko.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał chłopak i zadrżał, gdy potężne, ciepłe ciało przytuliło się do niego pod nakryciem. Zacisnął z całej siły powieki, ponieważ doszedł do słusznego wniosku, że jeśli zobaczy jeszcze chociaż skrawek tego apetycznego ciała, na pewno się podnieci, a potem spali ze wstydu, bo raczej nie ukryje tego oczywistego faktu. Do tej pory całowali się i pieścili, ale na ten decydujący krok jakoś nie potrafił się zdobyć. Kilka razy wycofał się dosłownie w ostatniej chwili.
- Wiesz, właściwie to mamy jeszcze sporo czasu. Taka mała rozgrzewka przed weselem nam nie zaszkodzi. – Zolli objął chłopaka, a potem przytulił do swojego torsu. Wiedział, że jest bardzo płochliwy i nieśmiały w tych sprawach. Nie miał zamiaru na niego naciskać, ale odrobina miziania jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Miał okazję zobaczyć swojego aniołka w całej jego krasie, od samego zapachu jego skóry kręciło mu się w głowie. Odnalazł chętne usta, zaczął je muskać w delikatnej pieszczocie.
- Mhm… och… - zamruczał cicho chłopak. Uwielbiał się całować, a zwinny język narzeczonego skutecznie odbierał mu resztki rozsądku. – Jak się spóźnimy, Bez zrobi z nas puree. – Udało mu się złożyć składne zdanie.
- Więc będziemy szczęśliwą, ziemniaczaną paćką. – Zolli zsuwał się coraz niżej. Naznaczył już smukłą szyję dziesiątkami malinek, a teraz zbliżał się do różowych punktów. Ten z lewej wydał mu się smaczniejszy, więc zacisnął na nim usta.
- Aa… - krzyknął zaskoczony intensywnymi doznaniami chłopak. Poczuł jak jego penis nabrzmiewa i ociera się o mężczyznę. Zaczerwienił się, po czym szarpnął zawstydzony i wystraszony .
- Kochanie – pogładził łagodnie po napiętym brzuchu spanikowanego narzeczonego. – To tylko ja, jeśli tego nie chcesz wystarczy powiedzieć. Pozwól sprawić sobie przyjemność. – Ułożył się między rozsuniętymi udami i dmuchnął na jego członka.
- Ale… ale… - ciepły język polizał gładką skórkę i ukrytą pod nią pulsującą żyłę.  – Och… tak… chcę… - pisnął zażenowany swoją pozycją i obezwładniającą przyjemnością płynącą z tego intymnego miejsca.
- Nie bój się, za chwilę będziesz prosił o więcej. – Mężczyzna zaczął wprawnie zasysać nabrzmiewającego penisa, a duże dłonie ugniatały w tym samym czasie krągłe pośladki. Pieściły szparę między nimi, skradały się wokół drgającej dziurki.
- Zimne! – pisnął chłopak, kiedy nażelowany palec wsunął się powoli do jego wnętrza. Po chwili jednak zmienił zdanie, jego ciało zaczęły ogarniać rozkoszne dreszcze i sam zaczął się na niego nabijać, poruszając pożądliwie biodrami.
- Tak maleńki …tak… - usłyszał zachrypnięty głos Zolliego, który jeszcze bardziej go podniecił. Nawet nie zauważył, kiedy do pierwszego dołączył drugi i trzeci palec. – Powiedz, że mnie pragniesz.
- Tak… och… proszę… - pisnął ponaglająco chłopak. Nie wiedział co się z nim dzieje. Przebywał w zupełnie nowym dla niego miejscu, pełnym rozkosznych doznań i słodkich jęków. Czuł narastające, palące pragnienie. – Zolli…! – zaskomlił ponaglająco.
- Cii… już… - Mężczyzna położył sobie jego nogi na ramiona i zaczął powoli napierać na jego ciasne wejście. Avis taki bezbronny,  słodko zarumieniony i wijący się pod nim z rozkoszy, doprowadzał go swoim widokiem do szaleństwa. – Spójrz na mnie! – Rozkazał stanowczo. – Chcę zobaczyć twoje oczy, gdy będę w ciebie wchodził! – Avis zamrugał długimi rzęsami, po czym zatopił w nim błękitne spojrzenie, od którego dosłownie zaparło mu dech w piersiach. Widział jak źrenice chłopaka rozszerzają się jednocześnie z bólu i przyjemności. Zaczął się poruszać, szukając jego wrażliwego punktu.
- Och… hmm… aaa…! – Usłyszał okrzyk pożądania i Avis wypiął mocniej pośladki, by ułatwić mu dostęp. Już po chwili zatracili się w przyjemności, zapominając o całym świecie. Słychać było już tylko słodkie westchnienia i ponaglające okrzyki.
***
   Tymczasem ceremonia ślubna dobiegła końca i wszyscy udali się do zamku. Zaczęło się huczne weselisko. Goście wspaniale się bawili, o zaginionych drużbach nikt już właściwie nie pamiętał, no może poza ich zaniepokojonymi rodzicami. Otoczeni przez liczne atrakcje, pyszne jedzenie i ciekawe towarzystwo weselnicy, nawet nie wiedzieli, kiedy nastała północ. Tradycyjnie o tej porze wszyscy odprowadzali państwa młodych do specjalnie przygotowanej dla nich na noc poślubną, komnaty. Hałaśliwa gromada dotarła do drzwi. Damon wziął Patryka na ręce, przeniósł przez próg przy licznych wiwatach i owacjach zgromadzonych czartów. Zatrzymali się na środku pokoju z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Chyba ktoś był szybszy! – roześmiał się Damon, zerkając na łóżko.
- Och, to przecież Avis i Zolli! – Pisnął Patryk i mocno się zarumienił.
- Zguby się odnalazły – wyszeptał już ciszej książę. Z korytarza rozległy się coraz głośniejsze chichoty oraz trzask fleszów. Wszechobecni paparazzi byli w swoim żywiole. Właśnie dostali następny, gorący temat. Na małżeńskim łożu młodej pary spali słodko przytuleni do siebie dwaj, nadzy drużbowie. Na szczęście strategiczne miejsca mieli zakryte skłębionym prześcieradłem. Na ich ciałach było widać liczne ślady po upojnej nocy. W świetle świec malinki, zadrapania i drobne sińce od miłosnych ukąszeń prezentowały się w całej okazałości, a piękne ciała młodych mężczyzn dodawały tylko całej sprawie pikanterii.
- Co to do cholery ma być?! Zjeżdżać stąd hieny, ale już! – Krzyk wściekłego Boruty słychać było w całym zamku. Zamknął przed nosem ciekawskich pismaków drzwi do sypialni. Potoczył po nich roziskrzonym wzrokiem, a oni szybko umknęli w popłochu, nikt nie chciał mieć do czynienia z rozgniewanym czartem.
KONIEC
…………………………………………………………………….

   To już koniec tego chyba najdłuższego, mojego opowiadania. Podziękowania dla wszystkich komentujących czytelników. Wasze słowa zachęcają mnie do pisania i jestem wam za nie niezmiernie wdzięczna. Mam już plan do następnego opowiadania fantasy, ale nie jest jeszcze w pełni dopracowany, więc trochę trzeba będzie pewnie poczekać z jego realizacją.

czwartek, 24 października 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 15

    Kilka godzin wcześniej czwórka spiskowców leżała na brzuchach w sypialni Władcy Piekieł. Osunęli dywan leżący obok łóżka i otwarli klapę ukrytą w panelach. Zobaczyli niewielkie okienko, przez które doskonale było widać i słychać co się dzieje na basenie. Podłoga komnaty była jednocześnie sufitem pomieszczenie poniżej. Nic tam się jednak ciekawego nie działo, słychać było jedynie tradycyjne narzekania rodziców, które dobre znali z rodzinnych domów. Rozsiedli się więc na małżeńskim łożu Beza i zaczęli grać w karty. A ponieważ grali na przysługi, hazard tak ich pochłoną, że przestali się interesować tym co się dzieje poniżej. A tam sytuacja robiła się coraz bardziej napięta.
- Ah… oo…- dotarł do nich gardłowy pomruk.
- J-jeszcze…, przyłóż się do tego bardziej… och… taaaak! – rozdarł ciszę ochrypły okrzyk.
- Co się tam do cholery dzieje? – Zolli spojrzał na Avisa pytająco.
-A jak myślisz głąbie?! – Damon zsunął się na podłogę i zerkną przez okienko. – O szlag! – Gwałtownie zamknął klapę. – Mały, ile ty dodałeś tego eliksiru? Mieli się tylko trochę podniecić i głupio poczuć!
- No co? Znowu wszystko na mnie?! – pisnął Avis. – Wlałem dziesięć mililitrów. Ten basen wydał mi się bardzo duży.
- Nie policzyłeś tego? – jęknął łapiąc się za głowę Patryk. – Pięciokrotnie przekroczyłeś dawkę bałwanie! – Trzepnął w tyłek przyjaciela. – Co się tam dzieje?
- A co ma się dziać? Bzykają się aż miło popatrzyć! – odezwał się z rozbawionym uśmieszkiem książę. – Mają werwę nie powiem. Ty mi lepiej pokaż ten przepis - zwrócił się do czerwonego niczym zachodzące słoneczko Avisa. Przeleciał oczami po recepturze i zatrzymał się na przypisie na dole. Wzniósł oczy do nieba, jakby tam szukał ratunku, a potem zaczął na głos czytać.
,, Powyższy eliksir, jest wersją zmodyfikowaną. Nie tylko wzbudza niepohamowaną żądzę i wydłuża czas orgazmu, ale także znosi działanie wszelkich środków antykoncepcyjnych. Zaobserwowano, że w skrajnych przypadkach wywołuje natychmiastową owulację. Należy go więc stosować bardzo roztropnie, najlepiej przy problemach pary z zajściem w ciążę. Nie poleca się go niż jako środek potęgujący sypialniane przyjemności z powodu skutków ubocznych.”
- Myślicie , że jak pojedziemy do Brazylii to nas tam odnajdą? - pisnął Patryk.
- Bez paniki – uspokoił przyjaciół Zolli. – Udajemy, że o niczym nie mamy pojęcia i grzecznie zacieramy ślady. Szkoda już się stała i nic na to nie poradzimy. Avgar jest świetnym alchemikiem i szybko się zorientuje co się stało, co nie znaczy że wykryje sprawców.  Teraz po cichu idziemy do mnie i robimy głośną imprezę. Wypijemy trochę piwa i uśniemy w salonie.
   Oczywiście zrobili tak jak zaproponował mężczyzna. Przy głośnej muzyce upili się naprawdę solidnie, ale nie piwem, a winem porzeczkowym Sama, które o wiele bardziej im smakowało. Rodzice naleźli ich rano na dywanie przed kominkiem. Uwili tam sobie wspólne gniazdko, ponakrywali się kocami i przytuleni do siebie nawzajem zasnęli jak zabici.
***
    Szalona noc nie przeszła oczywiście bez echa. Demon oczywiście domyślił się co to był za eliksir, ale sprawców nie odnaleziono, zresztą nie szukano ich zbyt intensywnie, nie chcąc dawać powodów do plotek. Jakiś miesiąc potem, w dzień następnej pełni Luis usiadł za stołem i popatrzył na męża zamyślony. Ostatnio wspaniale się czuł, jakby ktoś wpompował w jego żyły z litr dodatkowej energii. Zaczął się zastanawiać, co może być powodem tej niezwykłej werwy. W pewnej chwili jego oczy zrobiły się okrągłe jak piłeczki pingpongowe.
- Ehe.. ehe…- zakrztusił się herbatą.
- Ostrożne … - upomniał go Avgar i wziął z jego drżących rąk filiżankę. – Coś się stało? – Przyjrzał mu się uważnie.
- Daj mi chwilę… muszę dojść do siebie… - wyjąkał Luis i kilka razy głęboko odetchnął.
- Zaraz przyjdą goście, więc chodźmy już do zamku. – Wstał na miękkich nogach od stołu. – Wiesz, zabierz ze sobą z laboratorium te najnowsze testy ciążowe. Najlepiej cztery, myślę, że mogą się przydać!
- Ale po co? – zapytał zaskoczony mężczyzna.
- Potem ci wyjaśnią, teraz nie ma czasu. – Ruszyli do podziemnego pałacu. Luis, zamiast do sali bankietowej, która od dawna była przygotowana, poszedł prosto do niewielkiego salonu. Na stoliku położył trzy niewielkie buteleczki z przeźroczystym, bezbarwnym płynem. Po chwili ktoś zapukał do drzwi.
- To nie będziemy tańczyć? – Do komnaty wszedł nieco zaskoczony Lu razem z mężem. – Choć może to i lepiej, bo jakoś niewyraźnie się czuję.
- Właśnie, miały być wygibasy – Wsunął się za przyjacielem Dominik, ciągnąc za rękę Juliana.
- Potem możecie zaszaleć. Teraz mamy ważniejszą sprawę – Luis rozdał przyjaciołom buteleczki. – Plujemy do środka, zatykamy potrząsamy i odstawiamy. Same zapamiętują, która jest czyja, nie pomylą się.
- Zaraziliśmy się czymś dziwnym na tym basenie?! – zapytał książę, patrząc podejrzliwie na płyn wewnątrz naczynia.
- Takim popularnym wirusem, sam wyłazi po dziewięciu miesiącach – dopiero teraz zaskoczył demon. Został jednak natychmiast pociągnięty za ucho przez męża. Cała ósemka mężczyzn wpatrywał się przez pięć minut jak zaczarowana w buteleczki. Po tym czasie, zupełnie nagle – trzy zrobiły się różowe, a jedna niebieska.
- Będziesz miał dziewczynkę – wyszeptał słabym głosem Luis do Beza i osunął się na najbliższe krzesło. – Reszta to chłopcy.
 W tym momencie rozpętało się prawdziwe piekło w Piekle. Jedni mdleli, drudzy wrzeszczeli, a inni stali skamieniali, niczym posągi. Przez dobrą godzinę, nikt nie mógł przyjść do siebie i wypowiedzieć jakiejkolwiek rozsądnej myśli. Po czym Luis zaparzył wszystkim herbatki z melisą. Usiedli za stołem i wpatrywali się w siebie z niedowierzaniem.
- Będziemy mieć jajko? – demonowi pierwszemu wrócił głos. Odgarnął delikatnie niesforny lok, który opadł Luisowi na twarz.
- Maleńkiego szczeniaczka? – Artur aż podskakiwał na fotelu z ekscytacji.
- Myślisz, że to będzie wilkołak?! – Samuelowi opadła szczęka.
- Znowu będę musiał pół roku ćwiczyć, by doprowadzić brzuch do formy – jęknął desperacko Lu. – To ty miałeś urodzić drugie  – szturchnął Beza w bok, który natychmiast go do siebie przytulił.
- W Piekle pozdychają  z zazdrości. – Boruta czule pocałował męża w usta. Czarty nie były zbyt płodne, jedno dziecko było regułą. Oni ze swoją trójką już i tak byli rekordzistami. – Może chociaż ten nauczy się władać mieczem - rozmarzył się wojewoda.
***
    Dziewięć miesięcy upłynęło jak z bicza strzelił. Może nie dla wszystkich,  ale mężczyźni, tak to potem wspominali. Nie obyło się oczywiście bez kłótni sprzeczek, strumieni łez i tym podobnych zachowań, ze strony ciężarnych . Nie oszczędzali oni bynajmniej swoich towarzyszy, wysyłali ich nawet o północy po różne przekąski, kazywali sobie kilka razy na dzień robić masaż i marudzili bez końca nad każdym drobiazgiem. Wybuchali gwałtownym szlochem na najmniejszy objaw niechęci lub skrzywienie ust. Jednym słowem zachowywali się jak na porządnych ciężarnych przystało. Maksymalnie wykorzystywali swój stan  i dawali się rozpieszczać kochającym małżonkom. Skoro oni musieli wyglądać jak dynie i jeszcze dać sobie radę z porodem, to uważali, że należy im się za to specjalnie traktowanie. Tego się trzymali i wspierali wzajemnie, podczas problemów z buntującymi się czasami mężami.
     Kiedy nadszedł czas rozwiązania mężowie nie zostali wpuszczeni na salę porodową. Doświadczone położne i lekarz zupełnie wystarczyli do opieki nad rodzącymi. Nie było tu miejsca dla spanikowanych towarzyszy, którzy najczęściej więcej przeszkadzają niż pomagają w tym doniosłym wydarzeniu. Zostali wypędzeni do pokoju obok, gdzie mogli tylko słyszeć co dzieje się na sali. Dodawali sobie odwagi, bo pełne bólu jęki i piski ukochanych, jeżyły im włosy na głowach. Najciężej przeżywał sytuację Artur, ponieważ po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji. Zolli nie był dzieckiem z jego krwi. Po kilku godzinach wszystko ucichło, do pokoju weszła uśmiechnięta położna i zaprosiła świeżo upieczonych tatusiów do sali. Pod ścianą stały cztery łóżkach, na których leżeli ich zmęczeni, ale szczęśliwi mężowie. Każdy tulił do siebie małe zawiniątko.
- To dziewczynka, strasznie do ciebie podobna – szepnął Lu i podał córeczkę zachwyconemu Władcy Piekła. Miała czarne, proste włoski i szkarłatne oczy.
- Witaj piękna księżniczko. – Bez czule pocałował zaróżowiony policzek maleństwa. – Dziękuję kochanie – pogłaskał bladą twarz mężczyzny i ostrożnie usiadł obok niego na łóżku.
- Nie upuść go – Luis podał demonowi jajko. Było nieco większe niż strusie, miało miękką, skórzastą powłokę , a z boków wyrastały mu spore skrzydełka. – Maluch jest strasznie ruchliwy, uważaj, żeby ci nie uciekł.
- Dopiero przyszedł na świat, mamy przynajmniej dzień spokoju – Avgar położył się obok mężczyzny i przytulił go do siebie. Zrobił niewielkie wgłębienie i położył malucha między nimi na kołdrze. – Wiesz, że cię kocham prawda? – szepnął mu na ucho.
- Łiii…? – Pisnęło pytająco jajko, a skrzydełka nagle zaczęły gwałtownie trzepotać.
- Ciebie też kocham urwisie – podrapał je po skorupce mężczyzna. – Teraz daj mamusiowi odpocząć.
- Miałeś rację, mały ma futerkowy problem – Sam podał zawiniątko Arturowi, z którego wystawał pyszczek szczeniaczka. Uszka natychmiast stanęły do góry, a czarny nosek zaczął intensywnie węszyć.
- Widzisz jakie ma mocne łapki? Będzie z niego piękny samczyk. – Mężczyzna wpatrywał się w kudłatego malucha niczym w ósmy cud świata. Puszysty ogonek natychmiast zaczął wesoło merdać. – Mam jeszcze jeden skarb do kochania – pocałował Sama prosto w usta.
Do wchodzącego do Sali Juliana podszedł lekarz. Poklepał go uspokajająco po ramieniu i zaprowadził do męża. Wystarczył jeden rzut oka, żeby wojewoda się zorientował, że coś poszło nie tak. Objął Dominika, który natychmiast się w niego wtulił. Wziął synka na ręce i rozwinął kocyk. Chłopczyk był śliczny, rudowłosy jak wszystkie jego dzieci. Miał zielone niczym wiosenna trawa oczy i długie, ciemne rzęsy. Gdy jednak przyjrzał się uważniej, zobaczył, że lewa nóżka jest nieco szczuplejsza i słabsza.
- To wada wrodzona, ale na szczęście niewielka – odezwał się do nich lekarz. – Będzie chodził, może nawet biegał, ale nigdy nie będzie tak sprawny jak jego rówieśnicy.

- Nie szkodzi, to mój syn i zrobimy wszystko, aby mu pomóc – uśmiechnął się do męża Julian i połaskotał malucha bo brzuszku. – Wygląda na bystrego. Może będzie jedynym uczonym w naszej rodzinie? 

wtorek, 22 października 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 14

 Rozdział tylko dla dorosłych, dobrze wiecie co to oznacza.  Trochę mi odbiło. Jestem chora i strasznie się nudzę, więc wszystko co poniżej, możecie zwalić na efekty przedawkowania syropu na kaszel.

   Lu oraz władca Piekła jak każdego ranka jedli razem śniadanie. Na początku małżeństwa umówili się, że żaden bez ważnego powodu nie opuści pory posiłków. Nieraz była to jedyna godzina w ciągu dnia, kiedy mogli swobodnie rozmawiać. Chłopcy jeszcze spali, mieli więc odrobinę czasu tylko dla siebie.
- Bez, czy możesz mi powiedzieć, co wstąpiło ostatnio w Juliana i Avgara? Zachowują się dość dziwnie! – Książę uważnie spojrzał na męża, który w tym momencie zasłonił swoją twarz ogromnym melonem.
- Zawsze byli nadopiekuńczy. - Wzruszył ramionami Bez, starannie unikając jego wzroku.
- Coś kręcisz! Powiedz prawdę, dobrze wiesz, że i tak się dowiem! – W tym momencie jasna kitka stanowczo splotła się z ogonem władcy, który mimowolnie zadrżał.
- To nic takiego. – Spojrzał mu niewinnie w oczy. – Pomyślałem tylko, że zakazany owoc lepiej smakuje.
- O czym ty bredzisz?! – Podstępny jasny ogonek zaczął miziać czarny. Muskał go pod włos i delikatnie gładził, w nieznośnie powolnym tempie, z wielką, nabytą przez lata wspólnego życia wprawą. W ciągu kilku sekund sprawił, że ciało władcy zapłonęło pożądaniem.
- To taka prosta zasada. Im bardziej będziemy młodzieży zabraniać zbliżeń, tym mocniej się do nich zapalą. Jak wszystko dobrze pójdzie, to już wkrótce, będziemy się cieszyć wnukami i przestaną kręcić nosem na ślub. – Bez, ze wszystkich sił próbował nad sobą zapanować, ale było to ponad jego możliwości. Lu bezwzględnie wykorzystywał swoją przewagę, patrząc mu prosto w oczy i  zaciskając rękę na jego udzie. – Może wrócimy do sypialni, mam dzisiaj luźny dzień? – Problem w jego spodniach nabrał już sporych rozmiarów.
- Zupełnie oszalałeś?! – Warknął książę. Mąż był czasem niemądry i beztroski  niczym dziecko. – Powinni się najpierw dobrze poznać, stworzyć związek – syknął mu do ucha.
- Dlaczego tata oszalał? – rozległ się rozbawiony głos Damona, a chwilę potem chichot Patryka. Para królewska gwałtownie od siebie odskoczyła, a chłopcy usiedli za stołem nadal się poszturchując i rzucając sobie porozumiewawcze spojrzenia.
Belzebub odetchnął za to z ulgą. Dzieci uratowały mu skórę, nie wiadomo co by jeszcze wypaplał, gdyby się w porę nie zjawiły. Lu potrafił być niesamowicie przekonujący, byłby z niego idealny policjant. Bandyci składaliby zeznania, śpiewając niczym słowiki wszystkie swoje tajemnice.
- Dobrze, że wam tak wesoło – mruknął do całej trójki groźnie książę. – Skoro mój mąż ma dzisiaj tyle wolnego czasu, należy to wykorzystać. – Tu posłał władcy złośliwie spojrzenie. - Proponuję, abyście w ramach integracji rodzinnej wyruszyli na małą wycieczkę. Trzeba w końcu naprawić te pierścienie, a w lesie jest ukryta starożytna biblioteka z rzadkimi księgami. Wstęp ma do niej tylko władca, na pewno was tam chętnie zaprowadzi.
- Tato, to jest nasz jedyny wolny dzień od tygodnia! – Jęknął Damon, który miał nadzieję, że spędzi go na bardziej ekscytujących zajęciach, niż wyprawa z wkurzonym ojcem, który nie znosił przebywania na tak zwanym łonie natury.
   
   Chcąc nie chcąc, cała trójka przebrała się i spakowała. Bez tajnym przejściem wyprowadził ich z zamku. Mieli jednak niesamowitego pecha, bo tuż za bramą spotkali Borutę. Kiedy usłyszał o wyprawie natychmiast się do nich dołączył.  Chłopcy szli więc z plecakami przez gęsty las, słoneczko wesoło świeciło, a oni klęli pod nosem na swój ciężki los. Zapowiadał się kolejny ciężki dzień. Do biblioteki dotarli dość szybko, mieściła się w ukrytej jaskini pod niewielkim wzniesieniem. Była ogromna, ale doskonale zorganizowana. Szybko znaleźli potrzebne im zaklęcia. W tym czasie Julian dosłownie deptał im po piętach, przeszkadzając i warcząc, jeśli tylko zbytnio się do siebie zbliżyli. Do zamku wrócili późnym popołudniem w dość kiepskich humorach. Po wzięciu prysznica i przebraniu się chłopcy spotkali się w małym saloniku.
- Tak dłużej nie może być! Twojemu staremu całkiem odbiło! – Zmęczony Damon klapnął na dywan przed kominkiem.
- Mojemu?! A co powiesz o swoim?! – Mruknął Patryk, siadając obok niego i opierając mu głowę na ramieniu. – Bez całą drogę podpuszczał mojego ojca i miał z tego niezły ubaw!
- Trzeba coś z tym zrobić. – Przytaknął mu zamyślony książę. - Tylko co? Sami używają, gdzie tylko mogą, a nam każą być na diecie?
- To hipokryzja! – Przyznał mu rację Patryk. Chłopcy przytulili się do siebie, a ich ogonki zgodnie się splotły. – Może zapytamy Avisa jak sobie radzą z demonem?
- Ale najpierw dostanę uspokajającego buziaka – Damon przyciągnął do siebie narzeczonego. – Ten mały działa mi na nerwy. – Wpił mu się gwałtownie w usta. Czekał na tą chwilę, cały, długi dzień.
- Wiesz, chyba nie skutkuje – zachichotał Patryk. – Wyglądasz na bardziej pobudzonego niż byłeś. – Zarumieniony, zerknął wymownie na wypukłość w jego spodniach.
***
    Avis umówił się po obiedzie na randkę z Zollim. Niestety Avgar podsłuchał ich rozmowę i teraz łypał na syna groźnym wzrokiem z nad talerza z żurkiem po staropolsku. Biedny chłopak zachodził w głowę jak się wymknąć, czujnemu niczym pies pasterski, ojcu. Z początku zdawało się, że jakoś zaakceptuje ich związek, ale potem jakby zmienił zdanie. Żadne prośby i tłumaczenia do niego nie docierały. Uważał go nadal za dziecko, a sąsiada za podstępnego cwaniaka, który chce porwać jego aniołka i wywieźć jak najdalej stąd.
   Luis zerkał współczująco na syna. Mąż ostatnio naprawdę przesadzał z tą kontrolą rodzicielską. Miał dziwne wrażenie, że ktoś maczał w tym palce. Dobrze, że zbliżało się comiesięczne spotkanie. Kultywowali tą tradycję od lat, spotykali się z każdym razem gdzie indziej. W przyjacielskim gronie doskonale się bawili i pomagali sobie w kłopotach. Mężczyzna miał nadzieję, że Samuel lub Lu pomogą mu rozwiązać tą zagadkę i jakoś wpłynąć na upartego męża.
- Ale tato, chcemy tylko pojechać do kina – jęknął Avis. – Co w tym niestosownego?!
- Po ciemku człowiekowi przychodzą do głowy różne rzeczy! – Agar usiłował przekonać syna do pozostania w domu.
- No przecież nie będziemy tam uprawiać seksu! – krzyknął zdenerwowany chłopak.
- Jeszcze by tego brakowało, jesteś za młody na takie rzeczy!- Oczy demona zabłysły szkarłatem. – Ciekawe czy ty w ogóle wiesz coś o antykoncepcji? – Strzelił niespodziewanym pytaniem do chłopaka, który natychmiast poczerwieniał i zasłonił twarz rękami.
- Nie będę z tobą rozmawiał na ten temat! – Pisnął zażenowany.
- Pewnie wolisz, by ten mechanik ci wszystko ręcznie wytłumaczył?! – Warknął demon, omal nie plując ogniem i siarką.
- O, to dobry pomysł! Zaraz go spytam! – krzyknął wyprowadzony z równowagi chłopak, rozłożył skrzydła i uciekł przez okno przed furią ojca.
***

   Zolli siedział właśnie w altance za domem i pogryzał winogrona, kiedy wpadł do niej, niczym pocisk, zdenerwowany Avis. Złożył skrzydła i wdrapał mu się na kolana. Wtulił się w ciepłe ramiona, a potem przez chwilę siedział nieruchomo, wdychając znajomy zapach. Kilka minut wystarczyło, by trochę się uspokoił. Mężczyzna pogładził go po plecach, odgarnął do tyłu jasne włosy i pocałował smukłą szyję.
- Co się stało aniołku? – zapytał łagodnie.
- Ojciec wariuje, próbował mi dać wykład o antykoncepcji! – wyszeptał zawstydzony Avis. – Nie jestem małym chłopcem, dawno już wiem wszystko na ten temat! – mruknął oburzony.
- Na pewno wszystko? – Podniósł brwi nieco rozbawiony jego pewnością siebie Zolli. Ta niewinna kruszyna zabawie wyglądała, udając doświadczonego kochanka.
- Ty też jesteś przeciwko mnie? – zmrużył błękitne oczy. Odsunął się nieco do tyłu i spojrzał groźnie na mężczyznę. – Też masz zamiar mnie szkolić?!
- Oczywiście, że tak. – Zamknął w uścisku szarpiącego się chłopaka. – Ale tak bardziej praktycznie – zachichotał, po czym objął dłońmi zgrabne pośladki. – Na początek coś prostego. Może zaczniemy od masażu relaksacyjnego?
- Ale dlaczego akurat mojego tyłka? – Spojrzał zdziwiony na zadowoloną minę Zolliego.
- Bo do niego mam najbliżej – stwierdził poważnie mężczyzna, a jego ręce zaczęły powolną wędrówkę, wywołując na twarzy Avisa ogniste rumieńce.
- Avvvvissss…! – rozległo się nawoływanie demona.
- To niemożliwe, zupełnie jakbym miał pięć lat. – Chłopak zsunął się na podłogę i pociągnął towarzysza za sobą. – Pogadam z Patrykiem, trzeba z tym skończyć. Mam nawet pomysł jak. – Oczy zabłysły mu niczym małemu diabełkowi. Pojawiły się w nich szkarłatne iskierki. Nie miał pojęcia jak bardzo upodobnił się w tym momencie do swojego ojca.
***

   Kilka godzin późnej, o zmroku, cztery postacie skradały się przez zamkowy park. Ubrani w ciemne peleryny z kapturami byli niemal niewidoczni pośród rosnących gęsto drzew i krzewów. Ta część ogrodu była rzadko uczęszczana, było więc niewielkie prawdopodobieństwo, że natknął się na kogokolwiek. Przeskakiwali przez grządki z warzywami, rozmawiając przyciszonymi głosami.
- Jesteś pewny, że to tutaj? Nie widzę żadnych rur! – wyszeptał Paryk.
- Masz mnie za idiotę? – zdenerwował się Damon. – Sprawdziłem dokładnie, basen na którym ma się odbyć zebranie jest zasilany z naturalnego, ciepłego źródła. Jeśli wpuścimy coś zbiornika, dopłynie na miejsce w kilka minut. Zobacz, tam jest – wskazał na wystający z ziemi panel.
- Avis, jesteś pewny, że to zadziała? – zapytał sceptyczne, tulącego się do niego chłopaka Zolli.
- Nie rób ze mnie głupka, zupełnie nieźle znam się na eliksirach. – Wyciągnął z kieszeni maleńką buteleczkę i cała jej zawartość wlał do wskazanego przez Damona otworu.
– Teraz chodu! Chyba chcecie chociaż zerknąć na efekty?! – zakomenderował książę.
- Nie jestem pewien – pisnął zarumieniony Avis, ale posłusznie ruszył za przyjaciółmi.
- Dobrze przeczytałeś ten przepis? – zapytał go cicho Patryk, który doskonale znał roztrzepanie chłopaka.
- Prawie do końca – przyznał się nieco zmieszany. – Mam go w kieszeni, ale tutaj jest za ciemno.
- Mam nadzieję, że jacyś litościwi bogowie uratują nasze skóry – jęknął Patryk. Jak tylko wrócimy, masz to natychmiast sprawdzić!
- Nie gorączkuj się tak. – Machnął na niego lekceważąco chłopak.
***
   O umówionej godzinie całe towarzystwo zgromadziło się na ekskluzywnym basenie. Cztery małżeńskie pary łączyła przyjaźń i wspólnie przeżyte chwile. Co miesiąc, w czasie pełni księżyca, spotykali się w ścisłym gronie i spędzali razem czas. Za każdym razem kto inny zajmował się organizacją przyjęcia. Tym razem padło na Władcę Piekła. Belzebub stanął na wysokości zadania i w odległym zakątku swojego pałacu stworzył dla nich mały raj. Basen wyglądał zupełnie jak okrągłe, naturalne jeziorko, dno było jednak wyłożone zielonymi kafelkami, a brzegi łagodnie zaokrąglone, by można się o nie było wygodnie oprzeć. Parująca, bulgocząca woda sięgała zebranym zaledwie powyżej pasa. Pośrodku stał owalny stół bankietowy, oczywiście przymocowany do podłoża. Na nim można było zobaczyć mnóstwo smakowitych zakąsek i egzotycznych alkoholi ze wszystkich stron świata. Na brzegach rosły kwitnące krzewy magnolii i jaśminu, napełniając ciężkie, wilgotne powietrze upajającym zapachem. Pomieszczenie oświetlały tylko świece, umieszczone w srebrnych świecznikach przymocowanych dyskretnie do kamiennych ścian. 
Z początku, wszyscy nieco zażenowani, przyglądali się sobie ukradkiem, ale po kilku lampkach wina atmosfera uległa rozluźnieniu. Znali się od lat, ale niektórzy z nich, po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć przyjaciół prawie nago, oczywiście nie licząc bokserek, które wszyscy oczywiście mieli na sobie. Rozgorzała dyskusja na temat ich potomstwa, jako, że ten drażliwy temat żywo wszystkich interesował. Tutaj mogli rozmawiać swobodnie, bez obawy, że ktoś ich podsłucha i rozpowszechni plotki.
   Bez siedział rozparty wygodnie, woda sięgała mu zaledwie do talii. Leniwym ruchem przeczesywał  platynowe włosy opartego o jego szeroką pierś męża, który bezczelnie gapił się na zarumienionego Dominka, bezlitośnie łaskotanego po brzuchu przez Juliana. Avgar zaborczym gestem obejmował, siedzącego na jego kolanach Luisa. Mężczyzna błądził nieśmiało wzrokiem, po ładnie umięśnionej klatce Samuela. Artur najwyraźniej robił coś niedozwolonego pod wodą, bo co chwilę się rumienił i burczał na męża. Czas płyną powoli, a oni bawili się coraz lepiej.
- Julek, jakoś dziwnie się czuję – zmieszany Dominik zerknął na męża.
- W jakim sensie? – Boruta sam czuł coraz większe pulsowanie w dolnych partiach ciała. Miał spory temperament, ale na ogół nieźle nad sobą panował. Działo się coś podejrzanego.
- Jakby gorąco i mrowienie, zwłaszcza na dole – zaczerwienił się i przylgnął plecami do jego piersi. Zobaczył jak zawstydzony Sam szepce coś swojemu partnerowi i gwałtownie zaciska uda.
- O cholera! – Z ust Luisa wyrwał się niekontrolowany pisk, kiedy ręka Avgara przypadkowo trąciła jego penisa. Wydawało mu się, że ciało stanęło właśnie w płomieniach, a tysiące maleńkich dreszczy zaczyna pełzać we wszystkich kierunkach, rozkosznie je torturując.
- Kochanie? – Członek demona w ciągu sekundy stał się twardy niczym skała.
- Bez, jeśli to twoja sprawka, to nie dożyjesz do jutra – szepnął omdlewającym głosem Lu. Poczuł jak penis męża wbija się mu w plecy, a on zaczyna coraz szybciej oddychać. Gorące powietrze na szyi omal nie doprowadziło go do orgazmu.
- Cokolwiek to jest, wszyscy siedzimy w tym po uszy – zamruczał mu do ucha władca, przesunął dłonie wzdłuż boków mężczyzny i zacisnął je na smukłych udach.
Przez kilka minut wszyscy siedzieli cicho, starannie unikając swojego wzroku. Twarze były coraz bardziej czerwone, z ogromnym trudem usiłowali przeciwstawić się swoim ciałom, które najwyraźniej próbowały doprowadzić ich do szaleństwa. W powietrzu unosił się zapach wanilii i gorzkich migdałów. Avgarowi na moment rozjaśniło się w głowie. Skądś znał ten aromat. 
 - Ekslposione del piacere – stwierdził na tyle głośno, że wszyscy go usłyszeli. Odpowiedział mu choralny jęk. Doskonale wiedzieli co to oznacza. Nie było dla nich ratunku.
- Cokolwiek tu się stanie, nie wyjdzie poza to pomieszczenie – odezwał się schrypniętym głosem Bez. Sięgnął pod wodą do bokserek męża i zerwał je jednym ruchem. Lu zagryzł tylko wargi, kiedy poczuł jak silne dłonie unoszą go nieco do góry, a na jego wejście zaczyna napierać nabrzmiały penis. Podniósł głowę i zobaczył naprzeciwko, zaledwie trzy metry od niego, rozchylone usta Dominika. Jego źrenice rozszerzyły się z rozkoszy, kiedy Julian wszedł w niego jednym ruchem. Patrzył, umierając z zażenowania w oczy księcia, nie potrafił oderwać od niego, rozpalonego doznawaną przyjemnością wzroku.
- Aa…! – rozległ się w ciszy okrzyk Luisa, kiedy ogromny członek demona trafił od razu w jego prostatę, posyłając go wprost do nieba. Samuel jedynie zmrużył lekko ciemne oczy. Artur nie tylko wszedł niego do samego końca, ale zacisnął także długie palce na jego penisie, potęgując doznania. Z zafascynowaniem patrzył jak przyjaciel pogrąża się w rozkoszy, a szkarłatne oczy demona zaczynają przypominać dwa  ogniste wiry.
   Wkrótce w pomieszczeniu słuchać było już tylko pełne przyjemności pomruki i piski oraz cichy chlupot bulgoczącej wody. Puściły wszelkie hamulce, zapomniano o wstydzie i zazdrości, liczyła się tylko ta chwila oraz pożądanie płynące w ich lędźwiach. Ciało tarło się o ciało, a oczy błądziły po wszystkich słodkich szczegółach, na codzień szczelnie przed nimi zakrytych. Ogonki się splotły, kompletnie mącąc czartom w głowach. Nikt nie widział co dzieje się pod wodą, ale wystarczyły sugestywne ruchy, gardłowe jęki i kręgi rozchodzące się po powierzchni. Jeśli do tego dodać rozpalone, pełne emocji twarze i lśniące w płomieniach świec nagie, męskie torsy, to można zrozumieć, że stworzyli swoiste perpetum mobile. Jedni napędzali drugich, a pełna rozkoszy udręka trwała nieustanie, prowadząc ich nieuchronnie na szczyt. I nie skończyło się na jednym czy dwóch głośnych orgazmach. Kochali się zapamiętale dopóki nie opadli z sił, a eliksir nie wyparował całkowicie z ciepłej, bulgoczącej wody.
………………………………………………………………………..
Ekslposione del piacere – wł.  Eksplozja rozkoszy
Perpetum mobile – samo napędzająca się maszyna, która nigdy nie ustaje 

sobota, 12 października 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 13

   Leżeli wtuleni w siebie nawzajem. Patrzyli sobie w oczy i rozumieli się bez słów. Wydawały im się w tym momencie zbędne, na tłumaczenia przyjdzie czas później. Teraz chcieli nacieszyć się tą słodką chwilą, pragnęli, aby trwała wiecznie. Język ciała i duszy nie potrzebował słowników, był uniwersalny, zrozumiały dla obojga. Wystarczył dotyk, spojrzenie, uśmiech, ton głosu partnera. Szczery do bólu, mówił prosto z mostu i nie istniało w nim pojęcie kłamstwa. Obaj instynktownie o tym wiedzieli, ale dopiero teraz odważyli się zaufać w pełni swoim uczuciom. Avis położył głowę na ramieniu Zolliego. Mężczyzna pocałował czule jasne czoło. Żaden nie miał ochoty podnieść się pierwszy. Dopiero dziwne dźwięki, dobiegające z ich brzuchów zmobilizowały ich do wstania z łóżka.
- Zrobimy sobie piknik nad rzeką? – Chłopak usiadł i popatrzył na mężczyznę z nadzieją. Nie było chyba na świecie nikogo, kto potrafiłby odmówić tym błyszczącym, podekscytowaniem  ślepkom. – Pójdę do domu się wykąpać i przebrać. Za godzinę spotkamy się na podwórku.
- A nie wolałbyś wykąpać się ze mną? Umyłbym ci plecki – kusił Zolli, obserwując z ogromną przyjemnością ogniste rumieńce, które pojawiły się właśnie na twarzy chłopaka.
- Na to trzeba sobie zasłużyć! - Avis pokazał mu język, po czym uciekł przez okno. Miał biedak niesamowitego pecha, bo wleciał do kuchni w swoim domu akurat w tym momencie, kiedy jego ojciec schodził właśnie na poranna kawkę. Pod chłodnym spojrzeniem demona klapnął zmieszany na pierwsze z brzegu krzesło
- Jak miło o świcie wpaść na małego zbiega – rzucił drwiąco mężczyzna. – Na świecie postęp goni postęp. Istnieją satelity, telefony, internet, ale mój syn widać nie nauczył się z nich korzystać.- Spojrzał groźnie na struchlałego chłopaka. – Uciekł w środku nocy i nie raczył zawiadomić swoich rodziców, co się z nim stało. – Tu trzasnął garnkiem o piec aż zadudniło. – Nie ważne, że oni zamartwiali się do białego rana.
- Ale tatusiu, to była wyjątkowa sytuacja – pisnął niepewnie. – Co wy tu właściwie robicie?
- Po obdzwonieniu wszystkich komisariatów oraz szpitali w Londynie, doszliśmy do wniosku, że może jednak, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, wróciłeś do domu. – Avgar z ulgą zauważył, że twarz syna promienieje. Znowu była pełna energii i chęci do życia. Musiał widocznie pogodzić się z tym wrednym mechanikiem. Nie miał pojęcia jak zniesie Zolliego u boku Avisa, facet działał na niego jak płachta na byka. Nie takiego zięcia wymarzył sobie dla swojego małego skarbu. Będzie ich musiał pilnować, żeby im jakieś głupstwa nie przychodziły do głowy. Jego aniołek, był jeszcze za młody na poważny związek, nie mówiąc już o seksie. Jedyne co dopuszczał, co prawda z wielkim trudem, to trzymanie się za ręce. Na myśl o tym, że ktoś mógłby pocałować chłopca, aż do siebie zawarczał. – A ty dokąd?! – odwrócił się do umykającego po schodach syna.
- No umyć się, przebrać, takie tam – odezwał się Avis, przybierając najniewinniejszą minę, na jaką go było stać. Nie chciał drażnić ojca, który najwyraźniej znowu zaczął dostawać paranoi i wszędzie widział potencjalnych uwodzicieli, robiących zakusy na jego wianek. – Zaraz zejdę na śniadanko.
***
   Kiedy po pól godzinie Avis zszedł na dół rodzice siedzieli już przy stole i o coś jak zwykle się sprzeczali. Zniecierpliwiony Luis rzucił w końcu w męża jabłkiem. Chłopak obciągnął nisko krótką bluzkę, aby ukryć wystający goły brzuch i białe, dopasowane na biodrach jeansach. Na szczęście zajęci sobą mężczyźni, nie zwrócili uwagi w co jest ubrany ich jedynak.
- Dzień dobry – rzucił spokojnie siadając za stołem. – Przepraszam za to zamieszanie. – Pocałował w policzek Luisa.
- Już dobrze kochanie – mamuś pogładził go po policzku. – Najważniejsze, że wszystko się ułożyło, bo tak chyba jest, sądząc po twoim uśmiechu.
- Tak, myślę, że tak. – Zarumienił się lekko chłopiec. – Musimy sobie wyjaśnić jeszcze kilka spraw, ale doszliśmy do porozumienia. – Zaczął pakować sobie do ust wszystko co miał pod ręką, niczym mały chomik.
- Ogromnie się cieszę, byłeś taki smutny skarbie.
- Nie mam pojęcia z czego się tak cieszysz? – mruknął pod nosem Avgar. – To jeszcze dziecko, powinien siedzieć w domu i się uczyć!
- Ja z tobą ty średniowieczny tyranie kiedyś zwariuję! – pogroził mężowi Luis. – On za niedługo zacznie studiować, na wykłady też będziesz z nim chodził? Ma już osiemnaście lat.
- Właściwie dlaczego nie – wzruszył ramionami demon.
- Zaraz cię czymś palnę! – Mężczyzna zamierzył się na niego gazetą. – Może załóż mu pas cnoty, a kluczyk zawieś sobie na szyi.
- A wiesz, że w zamku mam coś takiego. Jeszcze nie używany. – Zaczął się zastanawiać nad tą opcją demon.
- Nie wytrzymam! – Luis rzucił się na Avgara, przeważył krzesło i obaj wylądowali na podłodze. - Jak to się do cholery dzieje, że zawsze jestem pod spodem.? – pisnął kiedy potężne ciało przygniotło go do paneli. - Złaź ze mnie!
- To twoja życiowa rola kochanie. – Niepoprawny demon z błyskiem w oku wpił się mu ustami szyję.
***
   Tymczasem Avis skorzystał z okazji i co sił w błoniastych skrzydełkach umknął z domu. Tatusiowie tarzający się po podłodze, to nie było coś, co jakieś dziecko chciało by oglądać. Często się kłócili, ale potem bardzo szybko i z ogromnym zapałem godzili. Jeden bez drugiego nie umiał wytrzymać nawet kilku godzin. Miał nadzieję, że jego związek z Zollim będzie równie udany.
- Jesteś gotowy? – mężczyzna stał przyczajony za drzewem. Dobrze znał demona i jego bzika na punkcie syna. Wolał nie rzucać się mu w oczy. Trzymał w rękach koszyk piknikowy i spory pled.
- Jesteś strasznie blady, może zostańmy w domu? – Chłopak popatrzył na niego zaniepokojony.
- To niedaleko, dam radę. – Uśmiechnął się do niego, po czym objął jego smukłą sylwetkę zachwyconym spojrzeniem. – Pięknie wyglądasz.
- W takim razie pomogę. – Avis wziął od niego wypełniony po brzegi koszyk i ruszył przodem. Zolliemu rzeczywiście nieco kręciło się w głowie, ale na widok kołyszącego się przed nim poziomkowego tatuażu na zgrabnym tyłku, wszystkie dolegliwości natychmiast mu przeszły. Nawet gdyby się miał zaczołgać, z pewnością dotrze na miejsce.
   Była piękna pogoda. Ciepły letni wietrzyk owiewał ich twarze. Zagłębili się w gęsty las i szybko dotarli na swoje ulubione miejsce nad rzeką. Nikt z miasteczka tutaj nie przychodził, bo cieszyło się paskudną sławą. Avgar skutecznie nastraszył wszystkich sąsiadów, dzięki temu mieli spokój. Woda nie była tu zbyt głęboka, płynęła leniwie, nagrzana promieniami słońca, dno pokrywał biały, miękki piasek. Bujna zielona trawa wprost zapraszała do wypoczynku. Chłopiec rozłożył pled pod potężnym dębem. Usiadł wygodnie i poklepał koc obok siebie.
 - Mam coś dla ciebie. – Zolli posłusznie zajął wskazane miejsce. Wyciągnął z kieszeni koszuli elegancką kopertę, na której widniało wypisane ozdobnymi literami jego imię, a następnie podał ją zaciekawionemu  Avisowi.
- Pachnie – chłopiec zaczął ją najpierw obwąchiwać. Ostrożnie rozdarł papier i zaczął powoli czytać. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a błękitne oczy zalśniły niczym małe latarenki.
Deklaracja Miłości
Będę cię kochał każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty, coraz więcej i więcej
Będę cię wielbił, tulił i pieścił
B
ędę z tobą na zawsze i nigdy cię nie opuszczę
Będę ci patrzył w oczy rano, kiedy je otworzysz i wieczór, kiedy będziesz je zamykał
Na zawsze TWÓJ
Zolli

   Wszystko to wypisane na śnieżnobiałym papierze czerwonym atramentem. Chłopak nie spodziewał się, że mężczyzna weźmie poważnie jego słowa o deklaracji uczucia na piśmie. Dla kogoś innego może brzmiało to zbyt słodko, ckliwie i niemądrze, ale on był zachwycony każdziuteńką literką. Tak długo czekał na jakikolwiek przejaw uczucia ze strony ukochanego, że teraz cieszył się najmniejszym drobiazgiem. Tymczasem Zolli uklęknął z poważną miną i spojrzał mu czule w czy.
- Chciałbym cie przeprosić, za wszystkie złe chwile, za wszystkie łzy, które przeze mnie wylałeś. Wiem, że nie mogę cofnąć czasu, ale postaram ci się to wszystko wynagrodzić. Byłem strasznym głupcem. Miałem pod samym nosem taki skarb jak ty, a szukałem po świecie nie wiadomo czego. - Ujął drobne dłonie chłopaka i wtulił w nie swoją twarz. – I jeszcze coś. Ta cała maskarada nie była jakimś głupim kawałem z mojej strony. Bardzo chciałem się do ciebie zbliżyć, ale nie wiedziałem jak to zrobić. Gniewałeś się na mnie, a jak tak się bałem, że stracę cię na zawsze. To miało być tylko na dzień lub dwa. Pragnąłem ci się pokazać od innej strony, przekonać jakoś do siebie, zanim zdejmę maskę. Niestety wyszło jak wyszło.
- Już dobrze – Avis wdrapał się mu na kolana, a potem zarzucił ręce na szyję. – Ja też nie jestem bez winy. Zareagowałem jak furiat, powinienem ci pozwolić się wytłumaczyć zamiast uciekać. Przyrzeknij, że w razie kłótni będziemy ze sobą rozmawiać i szczerze mówić o swoich żalach. – Cmoknął mężczyznę nieśmiało w usta. – To na przeprosiny.
- Mogę dostać jeszcze jednego? – Zolli zobaczył sceptyczną minę Avisa. – Wiesz, taki mały zadatek na poczet przyszłych kłótni. – Kusił gładząc pieszczotliwie plecy chłopaka.
- No nie wiem, robisz się strasznie zachłanny. – Pomiział nosem policzek Zolliego. -  Dostaniesz, jak mi powiesz, co to jest pas cnoty. Ojciec dzisiaj przy śniadaniu groził, że mi go założy. – Dodał poważnie.
- Zupełnie oszalał – zachichotał mężczyzna. A widząc niezrozumienie na twarzy ukochanego wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. – To takie urządzenie, które się zakłada, by nie można było uprawiać seksu. Jakby pas zamykany na kłódkę, zakrywający to i owo.
- Och… - Avis był już czerwony jak zachodzące słoneczko. Ukrył płonącą twarz na ramieniu mężczyzny. Nie mógł sobie darować, że spytał go o coś takiego. Zawsze musiał wyskoczyć z czymś niestosownym.
- Nie bądź niemądry i przestań się przejmować głupotami. Będziemy się kochać, jeśli tylko będziesz na to gotowy – szepnął mu gorąco do ucha Zolli. Chłopak, taki zawstydzony i wtulony w niego niczym mały kociak, wydawał mu się najsłodszym stworzeniem na świecie. Najchętniej od razu zaniósłby go do sypialni i kochał się z nim do świtu. Nie sądził jednak, by zbyt dobrze przyjął taką bezpośrednią propozycję. Zaczeka, ile będzie trzeba na jakiś znak z jego strony.
***
   Belzebub przynajmniej raz w miesiącu zapraszał przyjaciół na karty. W ściśle męskim gronie rozmawiali do późna, najczęściej o swoich domowych problemach. Avgar, Bez oraz Julian siedzieli właśnie w ustronnym saloniku z drinkami w dłoniach i plotkowali nie mniej zawzięcie niż ich mężowie. Tym razem podstępny władca chciał przy okazji wcielić w życie swój mały plan nad którym myślał już od kilku dni. Podpuszczenie tych dwóch zaborczych ojców, nie powinno być zbyt trudne.
- Co słychać u twojego syna? – spojrzał na demona. - Widziałem, że miłość kwitnie – dodał z niewinnym uśmieszkiem.
- Gadaj natychmiast, co takiego widziałeś? – Zdenerwował się natychmiast porywczy mężczyzna.
- Wydawało mi się, że twój syn, to jeszcze niemal dziecko. Chyba jednak się myliłem, bo śmiało sobie poczynał ze swoim chłopakiem na pikniku.
- Niech to szlag! – warknął wściekły Avgar. – Urwę jaja temu zboczonemu mechanikowi!
- A pewnie, do boju! Wykastruj złodzieja! – zachichotał Boruta.
- Ty się nie śmiej z niego, lepiej byś się zainteresował naszymi chłopcami. Ja nie mam na to czasu, ale jak wszedłem ostatnio do sypialni Patryka, to całowali się na dywanie tak ogniście, że o mało od tego nie spłonął – rzucił Bez z podejrzanym błyskiem w oku.
- A to dranie! Tłumaczyłem synowi, że powinien zachowywać się odpowiednio do pozycji – mruknął gniewnie Julian i zerwał się z krzesła.
***
   Patryk i Damon mieli ostatnio sporo problemów. Boruta zaczął reagować na księcia identycznie jak demon na Zolliego. Dosłownie nie spuszczał chłopców z oczu, wynajdował setki pretekstów, by przebywać w ich pobliżu. Nie mogli nawet stanąć zbyt blisko siebie, by nie usłyszeć wściekłego warkotu zaborczego ojca. Po kilku dniach takiego traktowania, obaj myśleli tylko o jednym. Jak się wymknąć w ustronne miejsce, gdzie mogliby pozwolić sobie na małą sesję całowania. Kiedy Julian zagadał się na pałacowym korytarzu z jakimiś dworzaninem, wykorzystali okazję i umknęli do pierwszego z brzegu pokoju. Najwyraźniej było to czyjeś biuro. Zamknęli się w nim na klucz i rzucili się na siebie jak para tygrysów. Jedne wygłodniałe usta wpiły się w drugie usta, a dwie pary rąk zaczęły niecierpliwie błądzić po spragnionych pieszczot ciałach. Nawet nie wiedzieli, kiedy pozdzierali z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach.
- Oszalałeś? A jak nas tu złapią?! – Patryk nieco oprzytomniał, kiedy poczuł chłodne powietrze na nagiej skórze.
- Daj spokój, nikogo tu nie ma. – Damon otarł się o niego swoimi biodrami. Wyczuł, że chłopak jest równie podniecony co on. Jego nabrzmiały penis sterczał dumnie do góry, jakby chciał przebić materiał na wylot. – Proszę, przecież tego chcesz – szepnął mu namiętnie do ucha, po czym zsunął dłonie na pośladki narzeczonego.
 - Mhm… - jęknął w odpowiedzi Patryk, ruda kitka splotła się z jasną w czułym uścisku. Niespodziewanie, przez otaczającą ich mgłę pożądania, usłyszeli głośną rozmowę, najwyraźniej ktoś zbliżał się do drzwi. Z przerażeniem zobaczyli, jak klucz wysuwa się z zamka, po czym z brzękiem upada na podłogę, pchnięty czymś z drugiej strony. Damon przytomnie kopnął ich ubrania pod komodę, a potem pociągnął chłopaka do ogromnej szafy, stojącej w kącie pokoju. Pełno w niej było niemodnych kontuszy i garniturów. Ledwie zdążyli się usadowić, kiedy otwarły się drzwi. Poznali głos Lucjusza oraz ministra skarbu, omawiali jakieś sporne kwestie. Usiedli przy biurku i zaczęli szeleścić papierami.
- Chyba nie wyjdą stąd zbyt szybko - stwierdził po chwili książę.
- To wszystko przez ciebie napalony głupku! – Patryk namacał ucho narzeczonego i mocno za nie pociągnął. – Umrę ze wstydu jak nas tu nakryją.
   Przez jakiś kwadrans wiercili się niespokojnie, szukając jak najwygodniejszych pozycji. Pościągali z wieszaków jedwabne koszule i uwili sobie na dnie przepastnej szafy całkiem niezłe gniazdko. Z początku starali się zachowywać jak najspokojniej, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, nie mogli jednak uniknąć przypadkowych dotknięć. Panowały tutaj egipskie ciemności i wszystko robili po omacku. Podniecenie, które w pierwszej chwili opadło znowu zaczęło narastać.
- Oszaleję – pisnął cicho Patryk zażenowany nabrzmiałym problemem w spodenkach. – Jak długo mają zamiar tak gadać? – Poprawił na sobie bokserki, które uwierały go coraz bardziej. Nawet taki niewinny dotyk zapalił tysiące drżących iskierek, które rozeszły się po całym jego ciele.
- Pomóc? – zaproponował uprzejmie Damon, po czym nie czekając na odpowiedź zsunął się w dół i jednym, szybkim ruchem roztargał bokserki, nie spodziewającego się takiego bezczelnego ataku chłopaka. – Po kłopocie! – Dmuchnął na sterczącego tuż przed jego nosem nabrzmiałego penisa.
- Zabiję cię – jęknął Patryk, próbując się odsunąć na bezpieczną odległość, ale w tym momencie zachłanne usta wessały go do środka, a silne dłonie stanowczo unieruchomiły mu biodra. – Och… idiota… hmm…. Tam jest twój ojciec do cholery.
- Więc bądź cicho – wymruczał Damon, liżąc zapamiętale pulsującego członka i głaszcząc pieszczotliwie smukłe uda.
- Zostaw go w spokoju zboczeńcu! – Warknął resztkami zdrowego rozsądku.
- Nie ma sprawy, zajmę się drugą stroną – usłyszał nieco schrypnięty głos księcia.
- O czym ty gadasz? - Chłopak nie miał bladego pojęcia, co chodzi po głowie temu draniowi. Wiedział jedno, że jeżeli natychmiast nie przestanie, zacznie krzyczeć i zaliczą wpadkę stulecia. Już teraz ledwo nad sobą panował. Nagle został odwrócony na brzuch, a ciepły, śliski język zaczął wędrować śmiało po jego wypiętych pośladkach. – Co wyprawiasz?!
- Chcę się z tobą kochać, najlepiej natychmiast! – Pożądliwe dłonie masowały umiejętnie plecy i ponętny tyłek. – Masz taką aksamitną skórę. – Wpił się ustami w jędrny mięsień.
- Pijawka! – W tym momencie chłopak omal nie spuścił się na ozdobny kontusz ministra. – Wyno… - Zagryzł zęby na rękawie garnituru, bo sprytny język wsunął się do jego ciasnego otworku. Wrażenie było nieziemskie, pierwszy raz ktoś pieścił go tak intymnie. Teraz mógł już tylko cichutko posapywać, drżąc na całym ciele. Poczuł jak smukły palec zaczyna penetrować jego wnętrze. Nagle dotknął jakiegoś tajemniczego punktu i chłopak zobaczył gwiazdy. Nie wiedział co się z nim dzieje, wypiął się tylko mocniej w stronę narzeczonego, skomląc błagalnie o więcej. – Damon… proszę…
- Też cię pragnę, tak bardzo, że ledwo mogę oddychać – szepnął namiętnie książę. – Niczego się nie bój, poprowadzę cię. - Przez chwilę jeszcze rozciągał dyszącego coraz szybciej kochanka. Po czym usiadł z plecami opartymi o ścianę szafy, podniósł chłopaka i posadził sobie na kolanach. - Złap mnie za szyję kochanie. - Pocałował słodkie usta i rozsunął dłońmi jego pośladki. – Opuszczaj się powoli.
- Och… - Patryk poczuł jak coś dużego, zaczyna napierać na jego rozluźniony otwór. Przymknął oczy i starał się spokojnie oddychać. Zacisnął palce na ramionach Damona. Czuł rozpieranie, rozkoszne gorąco i pulsowanie członka w swoim wnętrzu. Kiedy dotknął jego prostaty, cały świat wybuchnął niczym supernowa. Zaczęło kręcić się mu w głowie od napływających doznań. – Aaa… - zajęczał bezradnie w usta narzeczonego. Ogonki natychmiast splotły się w ścisły węzeł, działały niczym wzmacniacz, zwielokrotniając emocje.
- Ciśś… słodki… ciśś… - Mężczyzna resztkami świadomości, starał się uciszyć kochanka. W przypływie natchnienia włożył mu do ust elegancką apaszkę ministra. – Zagryź na niej zęby. – Teraz zaczęli się poruszać w zgodnym rytmie, zatraceni w rozkoszy. Damon zacisnął dłonie na pośladkach chłopaka, pomagając mu unosić się i opadać, w nieznośnie powolnym tańcu miłości.
   
   Tymczasem Lucyfer po wejściu do gabinetu ministra wyczuł, że coś jest nie w porządku. Na podłodze pod drzwiami leżały klucze, jakby ktoś zamknął się nimi od środka. Nikogo jednak nie zastali. Mieli przed sobą wiele spraw do omówienia. Lubił współpracować z tym siwym, doświadczonym mężczyzną. Nalali sobie po filiżance kawy i zagłębili się w dokumenty. Co chwilę dobiegały ich jednak jakieś przytłumione szelesty, stukoty, pomruki. Zaciekawiony rozejrzał się bacznie dookoła i jego wzrok padł na szafę. Najwyraźniej coś dziwnego działo się w jej wnętrzu. Już miał zamiar wstać, kiedy jego noga trafiła pod biurkiem na miękką przeszkodę. Zerknął dyskretnie w dół i zobaczył dobrze mu znany rękaw od kontusza syna, splątany ściśle z koszulą Patryka. Kopnął ją głębiej, by siedzący naprzeciwko minister niczego nie zauważył. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co tych dwoje łobuzów wyprawia właśnie tuż obok. Miał tylko nadzieję, że zachowają zdrowy rozsądek i będą siedzieć cicho. Niestety szybko się przekonał, że nie ma na to co liczyć.
- Słyszał pan to? – Minister odwrócił się w stronę potężnego mebla.
- Pewnie kot – odezwał się książę lekceważąco, w duchu przyrzekając beztroskim draniom paskudną zemstę.
- Łup…  łup… - rozległy się miarowe uderzenia. Lu zrobiło się gorąco, zaczął rozróżniać niskie jęki Damona oraz wysokie piski Patryka. Najwyraźniej ci niewyżyci idioci bzykali się w najlepsze w szafie mężczyzny. – Yhe… yhe… - rozkasłał się nagle książę. Nie mógł dopuścić do takiej kompromitacji. – Może wyjdziemy zobaczyć jak wygląda budowa tego pawilonu. Łatwiej będzie to ocenić na miejscu, te dokumenty są dość mętne. – Wstał i ruszył do drzwi.
- Wypuśćmy najpierw tego kota, strasznie się tam miota. – Minister wyciągną rękę w stronę mebla.
- Lepiej nie, służąca to zrobi. Takie zdenerwowane zwierzę mogłoby pana podrapać – Lucyfer pociągnął go do wyjścia, przysięgając sobie, że pomorduje gówniarzy jak tylko ich dorwie.
- Aaa… - dobiegł ich zza drzwi pełen wyzwolenia skowyt.
- To faktycznie jakaś dzika bestia, dobrze, że nie otworzyłem – stwierdził z ulgą mężczyzna i pokręcił siwą głową.
- Właśnie. – Idący za nim książę ukradkiem otarł pot z czoła. Mało brakowało, a piekielne brukowce dostałyby temat miesiąca.