sobota, 12 października 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 13

   Leżeli wtuleni w siebie nawzajem. Patrzyli sobie w oczy i rozumieli się bez słów. Wydawały im się w tym momencie zbędne, na tłumaczenia przyjdzie czas później. Teraz chcieli nacieszyć się tą słodką chwilą, pragnęli, aby trwała wiecznie. Język ciała i duszy nie potrzebował słowników, był uniwersalny, zrozumiały dla obojga. Wystarczył dotyk, spojrzenie, uśmiech, ton głosu partnera. Szczery do bólu, mówił prosto z mostu i nie istniało w nim pojęcie kłamstwa. Obaj instynktownie o tym wiedzieli, ale dopiero teraz odważyli się zaufać w pełni swoim uczuciom. Avis położył głowę na ramieniu Zolliego. Mężczyzna pocałował czule jasne czoło. Żaden nie miał ochoty podnieść się pierwszy. Dopiero dziwne dźwięki, dobiegające z ich brzuchów zmobilizowały ich do wstania z łóżka.
- Zrobimy sobie piknik nad rzeką? – Chłopak usiadł i popatrzył na mężczyznę z nadzieją. Nie było chyba na świecie nikogo, kto potrafiłby odmówić tym błyszczącym, podekscytowaniem  ślepkom. – Pójdę do domu się wykąpać i przebrać. Za godzinę spotkamy się na podwórku.
- A nie wolałbyś wykąpać się ze mną? Umyłbym ci plecki – kusił Zolli, obserwując z ogromną przyjemnością ogniste rumieńce, które pojawiły się właśnie na twarzy chłopaka.
- Na to trzeba sobie zasłużyć! - Avis pokazał mu język, po czym uciekł przez okno. Miał biedak niesamowitego pecha, bo wleciał do kuchni w swoim domu akurat w tym momencie, kiedy jego ojciec schodził właśnie na poranna kawkę. Pod chłodnym spojrzeniem demona klapnął zmieszany na pierwsze z brzegu krzesło
- Jak miło o świcie wpaść na małego zbiega – rzucił drwiąco mężczyzna. – Na świecie postęp goni postęp. Istnieją satelity, telefony, internet, ale mój syn widać nie nauczył się z nich korzystać.- Spojrzał groźnie na struchlałego chłopaka. – Uciekł w środku nocy i nie raczył zawiadomić swoich rodziców, co się z nim stało. – Tu trzasnął garnkiem o piec aż zadudniło. – Nie ważne, że oni zamartwiali się do białego rana.
- Ale tatusiu, to była wyjątkowa sytuacja – pisnął niepewnie. – Co wy tu właściwie robicie?
- Po obdzwonieniu wszystkich komisariatów oraz szpitali w Londynie, doszliśmy do wniosku, że może jednak, wbrew wcześniejszym zapewnieniom, wróciłeś do domu. – Avgar z ulgą zauważył, że twarz syna promienieje. Znowu była pełna energii i chęci do życia. Musiał widocznie pogodzić się z tym wrednym mechanikiem. Nie miał pojęcia jak zniesie Zolliego u boku Avisa, facet działał na niego jak płachta na byka. Nie takiego zięcia wymarzył sobie dla swojego małego skarbu. Będzie ich musiał pilnować, żeby im jakieś głupstwa nie przychodziły do głowy. Jego aniołek, był jeszcze za młody na poważny związek, nie mówiąc już o seksie. Jedyne co dopuszczał, co prawda z wielkim trudem, to trzymanie się za ręce. Na myśl o tym, że ktoś mógłby pocałować chłopca, aż do siebie zawarczał. – A ty dokąd?! – odwrócił się do umykającego po schodach syna.
- No umyć się, przebrać, takie tam – odezwał się Avis, przybierając najniewinniejszą minę, na jaką go było stać. Nie chciał drażnić ojca, który najwyraźniej znowu zaczął dostawać paranoi i wszędzie widział potencjalnych uwodzicieli, robiących zakusy na jego wianek. – Zaraz zejdę na śniadanko.
***
   Kiedy po pól godzinie Avis zszedł na dół rodzice siedzieli już przy stole i o coś jak zwykle się sprzeczali. Zniecierpliwiony Luis rzucił w końcu w męża jabłkiem. Chłopak obciągnął nisko krótką bluzkę, aby ukryć wystający goły brzuch i białe, dopasowane na biodrach jeansach. Na szczęście zajęci sobą mężczyźni, nie zwrócili uwagi w co jest ubrany ich jedynak.
- Dzień dobry – rzucił spokojnie siadając za stołem. – Przepraszam za to zamieszanie. – Pocałował w policzek Luisa.
- Już dobrze kochanie – mamuś pogładził go po policzku. – Najważniejsze, że wszystko się ułożyło, bo tak chyba jest, sądząc po twoim uśmiechu.
- Tak, myślę, że tak. – Zarumienił się lekko chłopiec. – Musimy sobie wyjaśnić jeszcze kilka spraw, ale doszliśmy do porozumienia. – Zaczął pakować sobie do ust wszystko co miał pod ręką, niczym mały chomik.
- Ogromnie się cieszę, byłeś taki smutny skarbie.
- Nie mam pojęcia z czego się tak cieszysz? – mruknął pod nosem Avgar. – To jeszcze dziecko, powinien siedzieć w domu i się uczyć!
- Ja z tobą ty średniowieczny tyranie kiedyś zwariuję! – pogroził mężowi Luis. – On za niedługo zacznie studiować, na wykłady też będziesz z nim chodził? Ma już osiemnaście lat.
- Właściwie dlaczego nie – wzruszył ramionami demon.
- Zaraz cię czymś palnę! – Mężczyzna zamierzył się na niego gazetą. – Może załóż mu pas cnoty, a kluczyk zawieś sobie na szyi.
- A wiesz, że w zamku mam coś takiego. Jeszcze nie używany. – Zaczął się zastanawiać nad tą opcją demon.
- Nie wytrzymam! – Luis rzucił się na Avgara, przeważył krzesło i obaj wylądowali na podłodze. - Jak to się do cholery dzieje, że zawsze jestem pod spodem.? – pisnął kiedy potężne ciało przygniotło go do paneli. - Złaź ze mnie!
- To twoja życiowa rola kochanie. – Niepoprawny demon z błyskiem w oku wpił się mu ustami szyję.
***
   Tymczasem Avis skorzystał z okazji i co sił w błoniastych skrzydełkach umknął z domu. Tatusiowie tarzający się po podłodze, to nie było coś, co jakieś dziecko chciało by oglądać. Często się kłócili, ale potem bardzo szybko i z ogromnym zapałem godzili. Jeden bez drugiego nie umiał wytrzymać nawet kilku godzin. Miał nadzieję, że jego związek z Zollim będzie równie udany.
- Jesteś gotowy? – mężczyzna stał przyczajony za drzewem. Dobrze znał demona i jego bzika na punkcie syna. Wolał nie rzucać się mu w oczy. Trzymał w rękach koszyk piknikowy i spory pled.
- Jesteś strasznie blady, może zostańmy w domu? – Chłopak popatrzył na niego zaniepokojony.
- To niedaleko, dam radę. – Uśmiechnął się do niego, po czym objął jego smukłą sylwetkę zachwyconym spojrzeniem. – Pięknie wyglądasz.
- W takim razie pomogę. – Avis wziął od niego wypełniony po brzegi koszyk i ruszył przodem. Zolliemu rzeczywiście nieco kręciło się w głowie, ale na widok kołyszącego się przed nim poziomkowego tatuażu na zgrabnym tyłku, wszystkie dolegliwości natychmiast mu przeszły. Nawet gdyby się miał zaczołgać, z pewnością dotrze na miejsce.
   Była piękna pogoda. Ciepły letni wietrzyk owiewał ich twarze. Zagłębili się w gęsty las i szybko dotarli na swoje ulubione miejsce nad rzeką. Nikt z miasteczka tutaj nie przychodził, bo cieszyło się paskudną sławą. Avgar skutecznie nastraszył wszystkich sąsiadów, dzięki temu mieli spokój. Woda nie była tu zbyt głęboka, płynęła leniwie, nagrzana promieniami słońca, dno pokrywał biały, miękki piasek. Bujna zielona trawa wprost zapraszała do wypoczynku. Chłopiec rozłożył pled pod potężnym dębem. Usiadł wygodnie i poklepał koc obok siebie.
 - Mam coś dla ciebie. – Zolli posłusznie zajął wskazane miejsce. Wyciągnął z kieszeni koszuli elegancką kopertę, na której widniało wypisane ozdobnymi literami jego imię, a następnie podał ją zaciekawionemu  Avisowi.
- Pachnie – chłopiec zaczął ją najpierw obwąchiwać. Ostrożnie rozdarł papier i zaczął powoli czytać. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce, a błękitne oczy zalśniły niczym małe latarenki.
Deklaracja Miłości
Będę cię kochał każdego dnia, każdej godziny, każdej minuty, coraz więcej i więcej
Będę cię wielbił, tulił i pieścił
B
ędę z tobą na zawsze i nigdy cię nie opuszczę
Będę ci patrzył w oczy rano, kiedy je otworzysz i wieczór, kiedy będziesz je zamykał
Na zawsze TWÓJ
Zolli

   Wszystko to wypisane na śnieżnobiałym papierze czerwonym atramentem. Chłopak nie spodziewał się, że mężczyzna weźmie poważnie jego słowa o deklaracji uczucia na piśmie. Dla kogoś innego może brzmiało to zbyt słodko, ckliwie i niemądrze, ale on był zachwycony każdziuteńką literką. Tak długo czekał na jakikolwiek przejaw uczucia ze strony ukochanego, że teraz cieszył się najmniejszym drobiazgiem. Tymczasem Zolli uklęknął z poważną miną i spojrzał mu czule w czy.
- Chciałbym cie przeprosić, za wszystkie złe chwile, za wszystkie łzy, które przeze mnie wylałeś. Wiem, że nie mogę cofnąć czasu, ale postaram ci się to wszystko wynagrodzić. Byłem strasznym głupcem. Miałem pod samym nosem taki skarb jak ty, a szukałem po świecie nie wiadomo czego. - Ujął drobne dłonie chłopaka i wtulił w nie swoją twarz. – I jeszcze coś. Ta cała maskarada nie była jakimś głupim kawałem z mojej strony. Bardzo chciałem się do ciebie zbliżyć, ale nie wiedziałem jak to zrobić. Gniewałeś się na mnie, a jak tak się bałem, że stracę cię na zawsze. To miało być tylko na dzień lub dwa. Pragnąłem ci się pokazać od innej strony, przekonać jakoś do siebie, zanim zdejmę maskę. Niestety wyszło jak wyszło.
- Już dobrze – Avis wdrapał się mu na kolana, a potem zarzucił ręce na szyję. – Ja też nie jestem bez winy. Zareagowałem jak furiat, powinienem ci pozwolić się wytłumaczyć zamiast uciekać. Przyrzeknij, że w razie kłótni będziemy ze sobą rozmawiać i szczerze mówić o swoich żalach. – Cmoknął mężczyznę nieśmiało w usta. – To na przeprosiny.
- Mogę dostać jeszcze jednego? – Zolli zobaczył sceptyczną minę Avisa. – Wiesz, taki mały zadatek na poczet przyszłych kłótni. – Kusił gładząc pieszczotliwie plecy chłopaka.
- No nie wiem, robisz się strasznie zachłanny. – Pomiział nosem policzek Zolliego. -  Dostaniesz, jak mi powiesz, co to jest pas cnoty. Ojciec dzisiaj przy śniadaniu groził, że mi go założy. – Dodał poważnie.
- Zupełnie oszalał – zachichotał mężczyzna. A widząc niezrozumienie na twarzy ukochanego wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. – To takie urządzenie, które się zakłada, by nie można było uprawiać seksu. Jakby pas zamykany na kłódkę, zakrywający to i owo.
- Och… - Avis był już czerwony jak zachodzące słoneczko. Ukrył płonącą twarz na ramieniu mężczyzny. Nie mógł sobie darować, że spytał go o coś takiego. Zawsze musiał wyskoczyć z czymś niestosownym.
- Nie bądź niemądry i przestań się przejmować głupotami. Będziemy się kochać, jeśli tylko będziesz na to gotowy – szepnął mu gorąco do ucha Zolli. Chłopak, taki zawstydzony i wtulony w niego niczym mały kociak, wydawał mu się najsłodszym stworzeniem na świecie. Najchętniej od razu zaniósłby go do sypialni i kochał się z nim do świtu. Nie sądził jednak, by zbyt dobrze przyjął taką bezpośrednią propozycję. Zaczeka, ile będzie trzeba na jakiś znak z jego strony.
***
   Belzebub przynajmniej raz w miesiącu zapraszał przyjaciół na karty. W ściśle męskim gronie rozmawiali do późna, najczęściej o swoich domowych problemach. Avgar, Bez oraz Julian siedzieli właśnie w ustronnym saloniku z drinkami w dłoniach i plotkowali nie mniej zawzięcie niż ich mężowie. Tym razem podstępny władca chciał przy okazji wcielić w życie swój mały plan nad którym myślał już od kilku dni. Podpuszczenie tych dwóch zaborczych ojców, nie powinno być zbyt trudne.
- Co słychać u twojego syna? – spojrzał na demona. - Widziałem, że miłość kwitnie – dodał z niewinnym uśmieszkiem.
- Gadaj natychmiast, co takiego widziałeś? – Zdenerwował się natychmiast porywczy mężczyzna.
- Wydawało mi się, że twój syn, to jeszcze niemal dziecko. Chyba jednak się myliłem, bo śmiało sobie poczynał ze swoim chłopakiem na pikniku.
- Niech to szlag! – warknął wściekły Avgar. – Urwę jaja temu zboczonemu mechanikowi!
- A pewnie, do boju! Wykastruj złodzieja! – zachichotał Boruta.
- Ty się nie śmiej z niego, lepiej byś się zainteresował naszymi chłopcami. Ja nie mam na to czasu, ale jak wszedłem ostatnio do sypialni Patryka, to całowali się na dywanie tak ogniście, że o mało od tego nie spłonął – rzucił Bez z podejrzanym błyskiem w oku.
- A to dranie! Tłumaczyłem synowi, że powinien zachowywać się odpowiednio do pozycji – mruknął gniewnie Julian i zerwał się z krzesła.
***
   Patryk i Damon mieli ostatnio sporo problemów. Boruta zaczął reagować na księcia identycznie jak demon na Zolliego. Dosłownie nie spuszczał chłopców z oczu, wynajdował setki pretekstów, by przebywać w ich pobliżu. Nie mogli nawet stanąć zbyt blisko siebie, by nie usłyszeć wściekłego warkotu zaborczego ojca. Po kilku dniach takiego traktowania, obaj myśleli tylko o jednym. Jak się wymknąć w ustronne miejsce, gdzie mogliby pozwolić sobie na małą sesję całowania. Kiedy Julian zagadał się na pałacowym korytarzu z jakimiś dworzaninem, wykorzystali okazję i umknęli do pierwszego z brzegu pokoju. Najwyraźniej było to czyjeś biuro. Zamknęli się w nim na klucz i rzucili się na siebie jak para tygrysów. Jedne wygłodniałe usta wpiły się w drugie usta, a dwie pary rąk zaczęły niecierpliwie błądzić po spragnionych pieszczot ciałach. Nawet nie wiedzieli, kiedy pozdzierali z siebie ubrania, zostając w samych bokserkach.
- Oszalałeś? A jak nas tu złapią?! – Patryk nieco oprzytomniał, kiedy poczuł chłodne powietrze na nagiej skórze.
- Daj spokój, nikogo tu nie ma. – Damon otarł się o niego swoimi biodrami. Wyczuł, że chłopak jest równie podniecony co on. Jego nabrzmiały penis sterczał dumnie do góry, jakby chciał przebić materiał na wylot. – Proszę, przecież tego chcesz – szepnął mu namiętnie do ucha, po czym zsunął dłonie na pośladki narzeczonego.
 - Mhm… - jęknął w odpowiedzi Patryk, ruda kitka splotła się z jasną w czułym uścisku. Niespodziewanie, przez otaczającą ich mgłę pożądania, usłyszeli głośną rozmowę, najwyraźniej ktoś zbliżał się do drzwi. Z przerażeniem zobaczyli, jak klucz wysuwa się z zamka, po czym z brzękiem upada na podłogę, pchnięty czymś z drugiej strony. Damon przytomnie kopnął ich ubrania pod komodę, a potem pociągnął chłopaka do ogromnej szafy, stojącej w kącie pokoju. Pełno w niej było niemodnych kontuszy i garniturów. Ledwie zdążyli się usadowić, kiedy otwarły się drzwi. Poznali głos Lucjusza oraz ministra skarbu, omawiali jakieś sporne kwestie. Usiedli przy biurku i zaczęli szeleścić papierami.
- Chyba nie wyjdą stąd zbyt szybko - stwierdził po chwili książę.
- To wszystko przez ciebie napalony głupku! – Patryk namacał ucho narzeczonego i mocno za nie pociągnął. – Umrę ze wstydu jak nas tu nakryją.
   Przez jakiś kwadrans wiercili się niespokojnie, szukając jak najwygodniejszych pozycji. Pościągali z wieszaków jedwabne koszule i uwili sobie na dnie przepastnej szafy całkiem niezłe gniazdko. Z początku starali się zachowywać jak najspokojniej, nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, nie mogli jednak uniknąć przypadkowych dotknięć. Panowały tutaj egipskie ciemności i wszystko robili po omacku. Podniecenie, które w pierwszej chwili opadło znowu zaczęło narastać.
- Oszaleję – pisnął cicho Patryk zażenowany nabrzmiałym problemem w spodenkach. – Jak długo mają zamiar tak gadać? – Poprawił na sobie bokserki, które uwierały go coraz bardziej. Nawet taki niewinny dotyk zapalił tysiące drżących iskierek, które rozeszły się po całym jego ciele.
- Pomóc? – zaproponował uprzejmie Damon, po czym nie czekając na odpowiedź zsunął się w dół i jednym, szybkim ruchem roztargał bokserki, nie spodziewającego się takiego bezczelnego ataku chłopaka. – Po kłopocie! – Dmuchnął na sterczącego tuż przed jego nosem nabrzmiałego penisa.
- Zabiję cię – jęknął Patryk, próbując się odsunąć na bezpieczną odległość, ale w tym momencie zachłanne usta wessały go do środka, a silne dłonie stanowczo unieruchomiły mu biodra. – Och… idiota… hmm…. Tam jest twój ojciec do cholery.
- Więc bądź cicho – wymruczał Damon, liżąc zapamiętale pulsującego członka i głaszcząc pieszczotliwie smukłe uda.
- Zostaw go w spokoju zboczeńcu! – Warknął resztkami zdrowego rozsądku.
- Nie ma sprawy, zajmę się drugą stroną – usłyszał nieco schrypnięty głos księcia.
- O czym ty gadasz? - Chłopak nie miał bladego pojęcia, co chodzi po głowie temu draniowi. Wiedział jedno, że jeżeli natychmiast nie przestanie, zacznie krzyczeć i zaliczą wpadkę stulecia. Już teraz ledwo nad sobą panował. Nagle został odwrócony na brzuch, a ciepły, śliski język zaczął wędrować śmiało po jego wypiętych pośladkach. – Co wyprawiasz?!
- Chcę się z tobą kochać, najlepiej natychmiast! – Pożądliwe dłonie masowały umiejętnie plecy i ponętny tyłek. – Masz taką aksamitną skórę. – Wpił się ustami w jędrny mięsień.
- Pijawka! – W tym momencie chłopak omal nie spuścił się na ozdobny kontusz ministra. – Wyno… - Zagryzł zęby na rękawie garnituru, bo sprytny język wsunął się do jego ciasnego otworku. Wrażenie było nieziemskie, pierwszy raz ktoś pieścił go tak intymnie. Teraz mógł już tylko cichutko posapywać, drżąc na całym ciele. Poczuł jak smukły palec zaczyna penetrować jego wnętrze. Nagle dotknął jakiegoś tajemniczego punktu i chłopak zobaczył gwiazdy. Nie wiedział co się z nim dzieje, wypiął się tylko mocniej w stronę narzeczonego, skomląc błagalnie o więcej. – Damon… proszę…
- Też cię pragnę, tak bardzo, że ledwo mogę oddychać – szepnął namiętnie książę. – Niczego się nie bój, poprowadzę cię. - Przez chwilę jeszcze rozciągał dyszącego coraz szybciej kochanka. Po czym usiadł z plecami opartymi o ścianę szafy, podniósł chłopaka i posadził sobie na kolanach. - Złap mnie za szyję kochanie. - Pocałował słodkie usta i rozsunął dłońmi jego pośladki. – Opuszczaj się powoli.
- Och… - Patryk poczuł jak coś dużego, zaczyna napierać na jego rozluźniony otwór. Przymknął oczy i starał się spokojnie oddychać. Zacisnął palce na ramionach Damona. Czuł rozpieranie, rozkoszne gorąco i pulsowanie członka w swoim wnętrzu. Kiedy dotknął jego prostaty, cały świat wybuchnął niczym supernowa. Zaczęło kręcić się mu w głowie od napływających doznań. – Aaa… - zajęczał bezradnie w usta narzeczonego. Ogonki natychmiast splotły się w ścisły węzeł, działały niczym wzmacniacz, zwielokrotniając emocje.
- Ciśś… słodki… ciśś… - Mężczyzna resztkami świadomości, starał się uciszyć kochanka. W przypływie natchnienia włożył mu do ust elegancką apaszkę ministra. – Zagryź na niej zęby. – Teraz zaczęli się poruszać w zgodnym rytmie, zatraceni w rozkoszy. Damon zacisnął dłonie na pośladkach chłopaka, pomagając mu unosić się i opadać, w nieznośnie powolnym tańcu miłości.
   
   Tymczasem Lucyfer po wejściu do gabinetu ministra wyczuł, że coś jest nie w porządku. Na podłodze pod drzwiami leżały klucze, jakby ktoś zamknął się nimi od środka. Nikogo jednak nie zastali. Mieli przed sobą wiele spraw do omówienia. Lubił współpracować z tym siwym, doświadczonym mężczyzną. Nalali sobie po filiżance kawy i zagłębili się w dokumenty. Co chwilę dobiegały ich jednak jakieś przytłumione szelesty, stukoty, pomruki. Zaciekawiony rozejrzał się bacznie dookoła i jego wzrok padł na szafę. Najwyraźniej coś dziwnego działo się w jej wnętrzu. Już miał zamiar wstać, kiedy jego noga trafiła pod biurkiem na miękką przeszkodę. Zerknął dyskretnie w dół i zobaczył dobrze mu znany rękaw od kontusza syna, splątany ściśle z koszulą Patryka. Kopnął ją głębiej, by siedzący naprzeciwko minister niczego nie zauważył. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co tych dwoje łobuzów wyprawia właśnie tuż obok. Miał tylko nadzieję, że zachowają zdrowy rozsądek i będą siedzieć cicho. Niestety szybko się przekonał, że nie ma na to co liczyć.
- Słyszał pan to? – Minister odwrócił się w stronę potężnego mebla.
- Pewnie kot – odezwał się książę lekceważąco, w duchu przyrzekając beztroskim draniom paskudną zemstę.
- Łup…  łup… - rozległy się miarowe uderzenia. Lu zrobiło się gorąco, zaczął rozróżniać niskie jęki Damona oraz wysokie piski Patryka. Najwyraźniej ci niewyżyci idioci bzykali się w najlepsze w szafie mężczyzny. – Yhe… yhe… - rozkasłał się nagle książę. Nie mógł dopuścić do takiej kompromitacji. – Może wyjdziemy zobaczyć jak wygląda budowa tego pawilonu. Łatwiej będzie to ocenić na miejscu, te dokumenty są dość mętne. – Wstał i ruszył do drzwi.
- Wypuśćmy najpierw tego kota, strasznie się tam miota. – Minister wyciągną rękę w stronę mebla.
- Lepiej nie, służąca to zrobi. Takie zdenerwowane zwierzę mogłoby pana podrapać – Lucyfer pociągnął go do wyjścia, przysięgając sobie, że pomorduje gówniarzy jak tylko ich dorwie.
- Aaa… - dobiegł ich zza drzwi pełen wyzwolenia skowyt.
- To faktycznie jakaś dzika bestia, dobrze, że nie otworzyłem – stwierdził z ulgą mężczyzna i pokręcił siwą głową.
- Właśnie. – Idący za nim książę ukradkiem otarł pot z czoła. Mało brakowało, a piekielne brukowce dostałyby temat miesiąca.

11 komentarzy:

  1. OMG hahah to jest cudo nad cudami, akcja w szafie no nie mogę tego pojąć jacy oni są szaleni ^^ :D

    OdpowiedzUsuń
  2. HAHAHAHAHA:D teraz Patryk musi zajść w ciąże inaczej Lucek im nie podaruje :D A Bez ma szatański plan... ciekawe jaki:D teraz niech Avis i Zolli zrobią sobie jajko :D
    Bardzo fajnie wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuje Dziękuje Dziękuje !!! Dostałam to co chciałam czyli scenkę z Patrykiem i Damonem <3 W życiu bym nie pomyślała, że rodzice będą ich aż tak pilnować, a przynajmniej Boruta haha :)
    Tylko pytanie co teraz Avgar zrobi Zolliemu haha :)
    Piknik,,,mhm,, i co ? Dostanie Zolli tego drugiego całusa? *_*
    AH,,, uwielbiam to opowiadanie,,, szkoda,, że dobiega ono końca.
    Już nie mogę się doczekać kolejnej notki ;3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha, fajna scena w szafie :) Znając charakterek Lucyfera, to nieźle się odegra na chłopcach. Avgar pewnie też da popalić Zolliemu.
    Weny życzę i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że Lu da im popalić ;p .. A co do 'jajka' to ja bym wolal trochę poczekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy to był ich pierwszy raz? Gorąco :D Ale szafa u ministra.... W każdym razie fajnie to wyszło.
    Tylko że nic nie przebije zaborczych ojców i to wszystkich. Oni zawsze po nie w czasie. Ktoś powinien im przypomnieć co robili jeszcze kilkanaście lat temu:)
    Avis jest jeszcze bardziej słodki niż był:)
    Dużo dużo weny i chęci. Rozdział bardzo dobry:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    wspaniały rozdział, jak widać Zolii naprawdę się stara naprawić wszystkie krzywdy jakie wyrządził Avisiowi.... Belzebub i jego perfidny plan..... akcja w szafie cudna, od razu przypomniała mi się akcja pod stołem między Julianem, a Dominikiem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej!
    Tak sobie czytam dla przypomnienia opowiaanie Krasna góra i zauważylem, że w tym opku są wszyscy jej bohaterowie oprócz mojej ukochanej pary:Nissima i Adasia. Fajnie by bylo gdyby się pojawili :)
    D.

    OdpowiedzUsuń
  9. Znowu się popłakałam, tym razem ze śmiechu! Niewyżyci idioci, bzykający się w szafie xD. Prawie spadłam z krzesła. Man nieodparte wrażenie że ten ich pierwszy raz nie był zbyt wygodny. Strasznie jestem ciekawa, co to za plan, który wymyślił Bez. Lecę czytać dalej :>
    ~Arashi~

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez Ciebie zmaltretowałam moją ulubioną poduszkę, gdybym jej nie pogryzła to by się rodzinka zleciała i nie byłoby komputera przez tydzień. No jak można się śmiać o 3 w nocy?! :D

    ~Azusa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak zostałam zabójca poduszek. Nie wiem, czy potrafię z tym żyć.:))

      Usuń