sobota, 28 września 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 9

   Patryk obudził się dość późno i zaskoczony spojrzał na pusty materac obok siebie. Teraz w blasku dnia zaczął się zastanawiać, czy wczorajsza noc mu się czasem nie przyśniła. Czy naprawdę Damon wyznał mu to wszystko, a on powiedział mu, że go kocha? Jeśli tak było, dlaczego go tutaj nie ma, a miejsce obok niego zupełnie już ostygło? Zerknął na zegar i zorientował się, że ma tylko kwadrans na przygotowanie się do wspólnego śniadania z teściami. Wziął błyskawiczny prysznic, wysuszył włosy i starannie wybrał swój strój. Wiedział, że książę Lu, przywiązuje do niego dużą wagę. Chciał się pokazać mężczyźnie, którego zawsze lubił, od najlepszej strony. Oczywiście nieco się spóźnił i zarobił niezadowolone spojrzenie Belzebuba. Władca bardzo rygorystycznie przestrzegał godzin posiłków. Patryk prawdę mówiąc trochę się go bał, wzbudzał w nim jakiś lęk połączony z szacunkiem.   
- Przepraszam, wczoraj nie mogłem zasnąć i odrobinę zaspałem – szepnął nieśmiało i usiadł obok narzeczonego.
- Nic się nie stało kochanie. – Lu uszczypnął męża pod stołem. – Nie strasz chłopaka miną złego wilka, to nasz pierwszy posiłek w rodzinnym gronie. – Jasna kitka podkradła się z tyłu i pociągnęła stanowczo za czarną. – Cieszę się, że nasza gromadka się powiększa.
- Przecież ja go lubię, więc dlaczego miałbym go straszyć? –  Władca uśmiechnął się uspokajająco do zmieszanego Patryka. – A jeśli chcesz powiększyć naszą gromadkę, to służę pomocą o każdej porze dnia i nocy. - Spojrzał na męża wymownie.
- Bez… - jęknął zarumieniony Lu – tu są dzieci…
- Tato… - odezwał się tym samym tonem Damon. – Co Patryk o nas pomyśli?
- Nie przeszedł jeszcze lekcji o bocianie? – odezwał się zdumiony władca i spojrzał zaciekawiony na chłopaka, którego buzia przybrała kolor dojrzałego pomidora. – Jeśli nie, trzeba go będzie szybko uświadomić.
- Nie trzeba… - wyjąkał cichutko Patryk, przerażony perspektywą rozmowy z tym groźnym mężczyzną o sprawach intymnych. – Mamuś mi o wszystkim powiedział.
- Może lepiej coś zjedz! – Lu włożył mężowi do ust sporą kiełbaskę. – Im mniej mówisz tym lepiej!
   Tymczasem chłopak zerknął na narzeczonego, który odkąd przyszedł nie tylko się z nim nie przywitał, ale siedział sztywny jak drut i ani razu się do niego nie odezwał. Nie wiedział co myśleć o jego zachowaniu. Wyglądało na to, że się o coś pogniewał, tylko że on nie miał pojęcia o co. Zaczął analizować wszystko co powiedzieli poprzedniego dnia zdanie po zdaniu. Dopiero, kiedy kończyli posiłek przypomniał sobie, tych kilka niemądrych słów, rzuconych niemal we śnie. Jeśli się na tym dobrze zastanowić, to zabrzmiały dość dwuznacznie.
- Damon, chyba powinniśmy pogadać – zwrócił się do narzeczonego, który zmierzył go chłodnym spojrzeniem szkarłatnych oczu.
- Nie widzę takiej potrzeby. Myślę, że Avis byłby odpowiedniejszym partnerem – odezwał się uprzejmie, ukłonił rodzicom i wyszedł z jadalni.
- A tego co ukąsiło? – zapytał zdziwiony Bez.
- Jak myślisz skarbie? Jest tak podobny do ciebie, że to aż przerażające. – Lu uśmiechnął się do Patryka. – Nie martw się, będziecie mieć dziś okazję się dogadać. Weźmiecie udział w oficjalnej audiencji. Musicie się nauczyć bardzo wielu rzeczy, a rozmowa z posłami z całego świata jest jedną z nich. Bądź gotów na szesnastą.
***
   Avis za karę pielił ogródek. Mamuś doskonale wiedział jak tego nie lubi, dla niego wyrywanie biednych roślinek było wbrew naturze. Czuł się jak kat, wykonujący na nich egzekucję, brutalnie wytargujący z ziemi biedne korzonki. Wszyscy byli dla niego tacy niesprawiedliwi. Rodzice nie mieli grama litości dla jego złego samopoczucia. Kazali mu wysprzątać teren wokół domu oraz uporządkować grządki z jarzynami. Strasznie go suszyło i ciągnął za sobą wielką butlę z wodą mineralną. Kac dawał jednak o sobie znać. Nagle odezwała się komórka, przyszedł sms od nieznanego numeru.
,, Jasnowłosy aniele, jesteś mi coś winny za wczorajszy wieczór. Spotkaj się ze mną w klubie  o dwudziestej. Co myślisz o lodach z polewą karmelową na dobry początek nowej znajomości? – zauroczony Nienajomy”
W Avisie poskoczyło z radości serce. To był jego pierwszy prawdziwy wielbiciel. Nikt nigdy tak ładnie do niego nie mówił, no może oprócz taty. Aniele, jak to słodko brzmi - cieszył się w duchu chłopak, a potem zaczął pracować ze zdwojoną prędkością. Skoro miał iść na randkę, to musiał się pośpieszyć.
   Obserwujący go z okna Zolli uśmiechnął się do siebie na widok jego rozpromienionej buzi, kiedy przeczytał wiadomość. Najwyraźniej jego plan działał niezawodnie. Teraz wystarczyło zorganizować parę randek i przekonać chłopaka, że jest dla niego wprost stworzony. Prawdę mówiąc dalej pomysły mężczyzny nie sięgały.
   Avisowi po długich błaganiach i dziesiątkach przysiąg, udało się wyprosić u rodziców pozwolenie na dwugodzinny wypad do klubu. Niestety o dwudziestej drugiej musiał być już z powrotem w domu. Doszedł jednak do wniosku, że lepsze to, niż rozpamiętywanie w swoim pokoju beznadziejnego uczucia do tego kretyna Zolliego. Nieznajomy przypadł mu do gustu i miał nadzieję, jeśli nie na wielką miłość, to przynajmniej na przyjaźń. Do tej pory Patryk był jedyną osobą do której się zbliżył, a on ze swoim otwartym charakterem pragnął szerokiego grona znajomych. Mogliby organizować wspólne imprezy, wyjazdy, może nawet spędzić razem całe wakacje. Rozmarzył się na dobre, nawet nie zauważył, kiedy poślizgnął się na mokrej trawie i wylądował na tyłku w błotnistej kałuży.
- Co za niezdara? – mruknął cicho Zolli, przyglądający się z rozbawieniem jego wyczynom. Niestety dotarło to jednak do uszu chłopaka. Odwrócił do sąsiada umazaną brązową breją buzię i pokazał mu język, po czym dumnym krokiem udał się do domu. Był na siebie strasznie zły. Ten idiota zza płotu miał chyba jakiś szósty zmysł i zawsze trafiał na momenty, kiedy robił z siebie kompletnego ciamajdę. Ale teraz się to zmieni, zostanie światowym człowiekiem, a potem będzie się doskonale bawił z nowymi znajomymi. Wtedy na pewno zapomni o swoich dziecinnych mrzonkach. Teraz musi wziąć kąpiel oraz się wystroić tak, jak uczył go Patryk. Energicznie pomaszerował do domu.
***
   Patryk ubrał się zgodnie z zasadami obowiązującymi na dworze. Jednak trochę poprawił swój wygląd drobnymi zabiegami. Założył mocno dopasowany w talii kontusz. Związał włosy zieloną wstążką podkreślającą jego piękne, miedziane włosy. Wyszczotkował kitkę, że teraz lśniła jak wypolerowana. Powiewała za nim niczym flaga, podkreślając kołyszące się kusząco zgrabne pośladki. Kiedy szedł korytarzami pałacu, niejedna głowa odwróciła się za nim, a jej właściciel posłał mu tęskne spojrzenie, on jednak tego nie widział, zastanawiając się jak dotrzeć do upartego Damona.
   Weszli całą rodziną do sali tronowej, gdzie zgromadził się już dwór. Wszyscy ciekawie zerkali na trzymających się z tyłu chłopców. Lucyfer wskazał im miejsce po swojej prawej stronie. Stanęli ramię w ramię – Damon w niedbałej pozie z dumnie uniesiona głową oraz Patryk z nieśmiałym uśmiechem na delikatnej twarzy. Tworzyli razem piękną parę i wszyscy spoglądali na nich z aprobatą. Uznali, że młody książę doskonale wybrał partnera. O historii z zaklęciem, nie wiedział nikt spoza kręgu przyjaciół. Belzebub zaczął przyjmować zagraniczne poselstwa i w sali zrobiło się głośno. Patryk z początku przysłuchiwał się toczącym rozmowom, ale po chwili zaczął przysuwać się do Damona, który bez zwracania na siebie uwagi nie mógł zrobić ani kroku, choć miał na to ogromną ochotę.
- Jesteś na mnie zły prawda? Zamiast się dąsać jak dziecko, może powiesz o co chodzi?- wyszeptał mu wprost do ucha, omal nie dotykając go ustami.
- Nie mamy o czym, a ja nie mam prawa do dąsów. Wczoraj jasno mi dałeś do zrozumienia, kto jest dla ciebie najważniejszy – wymruczał Damon, usiłując odsunąć głowę jak najdalej od ponętnych warg.
- On jest moim przyjacielem, a ty narzeczonym. Czy ty naprawdę nie widzisz różnicy? – Stali tak blisko, że dotykali się ramionami.
- Widzę! Jego naprawdę lubisz, mnie tolerujesz, bo musisz – stwierdził z uporem książę. Z całej siły próbował oprzeć się temu kojącemu ciepłu, płynącemu od ciała obok.
- Ty jesteś jak mój ojciec! Ja do niego zielone… zielone i wszyscy widzą zielone, a on dalej czarne…- W oczach Patryka zapłonęły psotne iskierki. Ukradkiem położył  dłoń na plecach narzeczonego i zaczął ją zsuwać coraz niżej pieszczotliwym ruchem. Nie miał pojęcia skąd nabrał takiej odwagi.
- Naruszasz moją przestrzeń osobistą! – Nadął się Damon. W duchu zaczął lekko panikować, bo doskonale wiedział, że opanowania nie starczy mu na zbyt długo.
- Naprawdę? – Chłopakowi mimo jego ostrych słów zrobiło się jakoś ciepło na sercu. Dobrze widział ból w szkarłatnych oczach, a który próbował przed nim ukryć i zamaskować szorstkim zachowaniem. Ten głuptas opacznie zrozumiał jego słowa i był zazdrosny o Avisa. Ruda kitka podkradła się ostrożnie, złapała jasną, a potem splotła z nią w czułym uścisku. Obaj narzeczeni zarumienili się gwałtownie i przeszył ich przyjemny dreszczyk.
- Co robisz? – syknął książę na którego bliskość chłopaka działała niczym narkotyk. Wystarczyło kilka uściśnięć puszystego ogonka, by jego ciało zaczęło się rozpalać. Zezłościł się sam na siebie, że jest taki bezwolny w obecności tego rudzielca, który właściwie robił z nim co chciał.
- Miziam cię… - Uśmiechnął się do niego łobuzersko Patryk, a nogi zrobiły mu się dziwnie miękkie. Nie miał żadnego doświadczenia w tych sprawach. Nie wiedział jak daleko może się posunąć, bez zwracania na nich zbytniej uwagi. Cały czas stali na podwyższeniu obok tronu Lucyfera i byli doskonale widoczni dla czartów zgromadzonych w sali tronowej. Co prawda toczyły się ważne, absorbujące rozmowy, ale i tak wszyscy na nich co chwilę zerkali. Zwłaszcza przybysze z zagranicy bacznie ich obserwowali, by potem mieli co opowiedzieć swoim władcom.
- Zupełnie oszala… - Nie dokończył Damon, bo poczuł ja drobna dłoń zaciska się na jego pośladku i zaczyna go masować. Problem w spodniach zaczął gwałtownie narastać, podziękował w duchu za długi kontusz, który miał na sobie. – Mhm…- zamruczał bezwiednie. Dłoń wystrzeliła bez udziału jego woli i zacisnęła się pożądliwie na tyłku narzeczonego. Palce zaczęły natychmiast wykonywać na nim pełen namiętności taniec. Z satysfakcją zobaczył jak Patryk zaczyna coraz szybciej oddychać, a potem zaciska mocno lewą dłoń na oparciu tronu.
- Cholera… - pisnął cicho i zacisnął uda. Nie spodziewał się, że jego ciało zareaguje tak gwałtownie. Ogonki z tyłu też nie próżnowały, pieściły się coraz śmielej, zwielokrotniając doznania. – Ja zaraz… - wyjąkał i spojrzał na narzeczonego bezradnie. Twarz dosłownie płonęła mu ze wstydu. Jeszcze trochę i skompromituje się w obecności całego dworu.
   Lucyfer do tej pory nie zwracał uwagi na chłopców, zajęty toczącymi się rozmowami. Teraz miał chwilę oddechu, zerknął na nich, a potem cały skamieniał na widok ich szkarłatnych policzków i splecionych w miłosnym uścisku ogonków. Z jednej strony miał im ochotę przylać za te skandaliczne wyczyny, a drugiej zrobiło mu się ich żal. Obaj mieli tak nieszczęśliwe, speszone miny, że uśmiechnął się rozbawiony. Dostali już swoją nauczkę, teraz czas na rzucenie im koła ratunkowego.
- Uciekajcie, ale już… - mruknął szeptem do chłopców. – Wyjdźcie dyskretnie ukrytymi drzwiami.
   Narzeczonym nie trzeba było tego dwa razy powtarzać, zaczęli powoli cofać się do tyłu, a Damon nacisnął mechanizm na ścianie. Wciągnął chłopaka w otwarte przejście i wylądowali w szerokim korytarzu prowadzącym do jadalni. Na szczęście do kolacji było jeszcze trochę czasu i o tej porze nie było tu nikogo. Po lewej stronie była spora wnęka zasłonięta grubą kotarą, sięgającą do samej ziemi. Właśnie tam pociągnął Patryka książę, a potem pchnął na ścianę osłoniętą barwnym arrasem, przedstawiającym jakieś sceny z polowania. W kącie stało duże krzesło z oparciem.
- Dłużej już nie wytrzymam… - jęknął i wpił się desperacko w usta chłopaka, który bynajmniej się nie bronił owładnięty identyczną obsesją. Języki splotły się w pełnym pasji tańcu.
- Muszę… - szepnął ochrypły głosem Patryk i otarł się niecierpliwe swoim kroczem o krocze  narzeczonego. Nie za bardzo wiedział jak się do tego zabrać, ale miał wrażenie, że jeśli czegoś natychmiast nie zrobi, to szalejące w nim uczucia rozerwą go na strzępy. – Proszę…- zaskomlił  błagalnie.
- Już kochanie… - Damon ujął jego drżącą rękę i zacisnął na swoim kroczu, a jego smukła dłoń wślizgnęła się pod bieliznę wygiętego w łuk narzeczonego. – Cii…- Ustami zaczął błądzić po pachnącej piżmem szyi, jednocześnie pieszcząc palcami członka pojękującego chłopaka. Tak słodko wił się w jego ramionach, uległy i rozpalony, całkowicie zdany na jego łaskę.
- Ale… - Nieco przestraszony ogarniającą go niemocą Patryk zacisnął uda. Nie za bardzo wiedział co się z nim dzieje, to był pierwszy raz kiedy ktoś dotykał go tak intymnie. Czuł jak kitka mężczyzny wkrada mu się do spodni i zaczyna pieścić szparę między pośladkami. Nie miał pojęcia, że to miejsce było tak wrażliwe, tysiące drobnych dreszczy zaczęły wstrząsać jego ciałem.
- Spokojnie kochanie, zaufaj mi... Pozwól dać sobie rozkosz… - aksamity głos Damona brzmiał niesamowicie uwodzicielsko. Chłopak poddał mu się całkowicie. Rozsunął nieco nogi, ułatwiając mu dostęp i oparł spocone czoło o jego ramię. Mimo kompletnego zamroczenia, nie zapomniał jednak nieśmiało dotykać nabrzmiałego penisa mężczyzny przez spodnie. – O tak… Buzi… – Patryk posłusznie zrobił o co go poprosił. Książę zaczął scałowywać z jego warg coraz głośniejsze, ochrypłe  okrzyki. Przyśpieszył ruchy dłoni na jego sączącym członku. Teraz zatracili się obaj i cały świat zniknął, zostali tylko oni, zanurzeni w morzu namiętności. Ich ciała płonęły, spalane w białym ogniu pożądania, wtulone w siebie tak ściśle, jak to tylko było możliwe.
- Aach… - rozległo się prawie jednocześnie z ich ust. Obaj doznali tak gwałtownego spełnienia, że teraz dyszeli ciężko i podtrzymywali się nawzajem, by nie osunąć się na marmurową posadzkę.

wtorek, 17 września 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 8

   Luis obudził się o drugiej w nocy, pomacał miejsce obok siebie. Było zimne i puste. Na podwórku ktoś wrzeszczał, a potem rozległy się głuche uderzenia. Najwyraźniej pod furtką do jego domu trwała bójka. Zawołał męża - nikt mu nie odpowiedział, zajrzał do sypialni syna – nikogo nie było. Zdenerwowany, w samej piżamie wybiegł z mieszkania na ulicę, gdzie zobaczył Avgara i Zolliego okładających się zapamiętale pięściami. Avis za to stał w dziwnej pozycji, chwiał się niczym drzewo na wietrze i trzymał się płotu.
- Wy cholerni macho! Już ja was nauczę rozumu! – wrzasnął Luis, chwycił węża ogrodowego i odkręcił kran. Silny strumień wody pod ciśnieniem skierował wprost na walczących mężczyzn. Zbił ich z nóg i przewrócił na ziemię. Avgar chciał się poderwać, ale mąż powalił go jeszcze raz. – Ty, wynocha! – wskazał na Zolliego, który trzymał się za oko, które puchło w zastraszającym tempie.
- Gdzie?! Jeszcze z tobą nie skończyłem szczeniaku! – ryknął demon, którego wściekłość nadal nie opuściła, mimo że cały ociekał wodą i nawet zaczął szczękać zębami.
- Zajmij się lepiej swoim synem, ledwie trzyma się na nogach, ty furiacie! – Luis wskazał na Avisa, który nagle pochylił się gwałtownie do przodu i zaczął wymiotować, po czym upadł na kolana.
- Kochanie – Avgar natychmiast przestał warczeć na sąsiada i podbiegł do syna. Jego maleństwo miało pierwszeństwo, przed tym zboczonym mechanikiem, z którym rozprawi się innym razem. Mrucząc pod nosem, wziął syna na ręce i poszedł z nim do domu. Jasnowłosy aniołek cuchnął niczym żul z miejscowego baru. Będzie musiał jutro przeprowadzić z nim poważną rozmowę.
***
   W tym samym czasie Damon miał zupełnie inne problemy. Udało mu się co prawda dotrzeć bez przeszkód do pałacu, ale kiedy położył Patryka na łożu w jego sypialni zaczęły się problemy. Nie chciał, aby ich mała wyprawa się wydała, bo obaj mieliby potem niepotrzebne kłopoty. Rodzice już i tak byli na nich źli, nie było sensu drażnić ich jeszcze bardziej. Rudzielec miał jednak na ten temat odmienne zdanie. Najpierw zaczął śpiewać smętną balladę razem z zawodzącym w radiu piosenkarzem, a potem łzy zaczęły cieknąć mu po twarzy i zaczął szlochać.
- Nikt mmnie nnie kkocha – jąkał się pochlipując w rękaw koszuli. – Nnawet mamuś wysłał mmnie do obcego pałacu. Kkto mi rano upiecze bułeczki z cynamonem?
- Głuptas – książę położył się obok i przytulił do siebie pijanego nieszczęśnika. – Poproszę kucharza, to ci zrobi takie same – głaskał go uspokajająco po plecach.
- Nnaprawdę? – czarne, zamglone oczy wpatrywały się w niego uważnie. Nawet taki pijany i śmierdzący wódką, wydawał się mężczyźnie niesamowicie słodki i pociągający. – Ddamon też mnie nie kkocha, wiesz? – wymamrotał. Książę w tym momencie doszedł do wniosku, że narzeczony go nie poznaje i zwierza niczym komuś zupełnie obcemu.
- Na pewno cię kocha, przecież się z tobą żeni – próbował uspokoić mażącego się chłopaka, który położył mu głowę na torsie i potarł o niego policzkiem.
- Wwcale nie, jak ppierwszy raz się zobaczyliśmy, to powiedział, że jestem brzydki i chciał wymienić. Myślałem, że zostanie moim pprzyjacielem, a on mnie wyśmiał, bo mam rude włosy.
- Na pewno tego żałował. Nie możesz mu całe życie w wypominać tych kilku pochopnych słów – tłumaczył mu łagodnie, zaskoczony, że nadal tak mocno przeżywa dziecięce kłótnie.
- Nieprawda, nie były pochopne. Ppotem nazwał mnie wiewiórem, marchewką i chciał kupić całusa za szmatki, jakby moje serce było na sprzedaż – nie odpuszczał Patryk. Wspomnienia wracały równie żywe jak kilka lat temu i nadal bolały. – A jja chciałem żeby mnie polubił i przeprosił za te paskudne słowa. Czy wiesz ile dni nie chciałem potem wyjść z domu, bo myślałem, że jestem nnajbrzydszym chłopcem w mieście? Tak szkaradnym, że nawet narzeczony mnie nie chciał! – wyszeptał, a jego smukłe plecy zaczęły drżeć.
- Co ty sobie ubzdurałeś? To nie było tak! – Damon okrył go kocem i przygarnął jeszcze bliżej do siebie.
- A jak? – pełne łez, czarne oczy popatrzyły na niego z ciekawością.
- Niemądry książę wyobraził sobie, złotowłosą księżniczkę o błękitnych oczach. Taką jak pokazują w większości baśni, dlatego na widok narzeczonego tak głupio zareagował. Potem doszedł do wniosku, że rude włosy są ładniejsze niż blond, ale krzywda już się stała, a on był zbyt dumny by przeprosić.
- Ale on kazał mi się pocałować! Nie poprosił, nawet nie powiedział, że mnie lubi, tylko wydał rozkaz jak książę. Pewnie się chciał zabawić moim kosztem – westchnął smutno.
- On wtedy myślał jedynie o twoich ustach i o tym jak słodko wyglądają, kiedy je przygryzasz – dotknął delikatnie, czubkami palców jego warg. – Nie miał niczego złego na myśli.
- Potem się chyba obraził, bo już nie próbował się do mnie zbliżyć. Więcej wiedziały o nim gazety, niż ja, jego narzeczony. Ciągle pisały o jego nowych kochankach. Wiesz jak płakałem nad tymi zdjęciami? Każdy inny był lepszy niż ja. Miałem wyjść za mężczyznę, który mnie nie chciał, nie lubił i uważał za brzydala. Nawet dzień przed zaręczynami obmacywał się z jakimiś tancerzami - chłopak wpełznął pod koc tak, że widać było tylko jego pełne smutku, ciemne oczy.
- Patryk, odtrącałeś go, każdym spojrzeniem i gestem! Co miał robić?  Myślał, że go znienawidziłeś – wyszeptał mu wprost do ucha. – Nie wiedział jak to naprawić i kiedy zostawał sam, ściągał maskę i rozpaczał równie mocno jak ty.
- Naprawdę?
- Naprawdę!
- Damon… Chodźmy już spać. I… Też cię kocham – Patryk ziewną szeroko, przywarł do niego i zamknął oczy. Książę leżał nieruchomo z otwartymi niemądrze ustami. Był przekonany, że chłopak jest ledwie przytomny i wcale go nie poznaje. Alkohol poluzował bariery,  jakimi zwykle się otaczał. W tych niezwykłych okolicznościach, wyznali sobie rzeczy, które normalnie żadnemu z nich nie przeszłyby przez gardło. Serce księcia zaczęło bić jak szalone, kiedy uświadomił sobie w pełni, co narzeczony do niego powiedział.
- Ten uparty rudzielec mnie kocha! Naprawdę kocha! – wirowało mu w głowie i odbijało się echem w każdej najmniejszej komórce jego ciała. Radość dosłownie chwyciła mężczyznę za gardło i omal nie rozsadziła mu piersi. Będzie mógł wziąć go w ramiona i nigdy nie wypuszczać. Tulić i pieścić do utraty tchu. Spędzać każdy dzień, patrząc mu z bliska prosto w oczy i trzymając jego dłoń. Zwyczajnie nie mógł uwierzyć w swoje szczęście. Coś jednak nie dało mu spokoju, maleńka, ale dokuczliwa rysa na tym pięknym obrazie.
- Patryk śpisz?
- Nie, bo mi nie dajesz - chłopak był już na granicy snu.
- Powiedz, dlaczego pozwoliłeś się pocałować Avisowi? Skoro mnie kochasz, to powinieneś go odepchnąć! – ta scena z dzisiejszej nocy wyjątkowo mocno utkwiła Damonowi w pamięci. Było w niej coś, co bardzo go zaniepokoiło.
- Był taki ciepły, pachniał lasem i świeżo zerwanymi poziomkami. Jego ramiona zawsze oznaczały bezwarunkowe uczucie i bezpieczeństwo. Jest niezwykły, zawsze był dla mnie kimś ważnym – wymruczał Patryk na wpół śpiąc. Nie zdawał sobie sprawy, że Damon właśnie poczuł, jakby wbił mu nóż w samo serce. Zazdrość natychmiast zaczęła zatruwać mu myśli. Jaki on głupi! Wyobrażał sobie, że Patryk faktycznie go kocha. Może lubi, ale nie tak, jak tego jasnowłosego głuptasa. Teraz to jemu łzy zakręciły się w oczach. Odwrócił się plecami do narzeczonego i w milczeniu przeżywał gorycz porażki. Zaczekał aż chłopak mocno zaśnie i poszedł do swojego pokoju. Za nic na świecie nie chciał, by zobaczył jak bardzo cierpi. Położył się na łóżku, zwinął w kłębek i zacisnął zęby na poduszce, by nie zacząć szlochać niczym bezradnie dziecko. Podkulił pod siebie jasną kitkę, która zwisała smętnie jak niepotrzebny nikomu strzępek futerka. Jeszcze kwadrans temu miał wrażenie, że udało mu się dotknąć nieba, tym mocniej przeżywał teraz upadek na samo dno piekła, gdzie rządził żółtooki potwór zazdrości.
***
     Avis obudził się rano w całkiem dobrej kondycji, jak na to, co wyprawiał w nocy. Wziął prysznic, ale bał się zejść na śniadanie. Pamiętał jak przez mgłę awanturę przed domem. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego ojciec bił się ze sąsiadem i gdzie się podział interesujący nieznajomy, który wyniósł go z klubu. Powinien mu podziękować za pomoc. Ale jak? Nie wiedział nawet jak się nazywa.
- Kochanie, zejdź na dół. Ojciec cię nie zje, przynajmniej nie dzisiaj – usłyszał z parteru okrzyk mamusia Luisa. Ze spuszczona głową, jak na porządnego winowajcę przystało wszedł do kuchni i usiadł za stołem.
- Dzień dobry – wyszeptał nieśmiało.
- Masz nam coś do powiedzenia na temat swojego zachowania? – zapytał Luis groźnie i machnął mu przed nosem ubijaczką do piany.
- Pprzepraszm…? – wyjąkał chłopak i wbił oczy w obrus.
- Przepraszam i tylko tyle?! – warknął wściekle Avgar. – Masz szczęście, że nic ci się nie stało! Upiłeś się jak kretyn do nieprzytomności!
- Nie krzycz na dziecko awanturniku – Luis tym razem pogroził mężowi. - Ktoś, kto napada na bezbronnych ludzi nocą, nie ma prawa głosu!
- Ale słońce…
- Ty mi tu nie słońcuj! Kiedy nauczysz się najpierw myśleć, potem atakować?! – mężczyzna w fartuszku potrząsnął ubijaczką i ubrudził sobie usta, kremem do naleśników.
- Tatusiu, zrobiłeś coś Zolliemu?! – Avis wbił w demona oskarżycielskie spojrzenie. – Jak mogłeś?! – wargi chłopca natychmiast przybrały kształt podkówki.
- Gdyby nie był synem Ostrowskiego już dawno wyprułbym mu flaki za to, jak cię traktuje – mruknął lekko zmieszany mężczyzna. – Poza tym nic mu nie jest, ma tylko śliwę pod okiem i może złamanych kilka żeber – wzruszył ramionami.
- Co takiego?! – Chłopiec przestraszony poderwał się na równe nogi. – Jesteś okropny! – rzucił ojcu i wybiegł w kapciach z domu.
- Brawo! Jesteś mistrzem dyplomacji! – Luis walnął go ścierką w plecy. – Udało ci się śmiertelnie nastraszyć syna i zamiast odciągnąć od tego drania, który go krzywdzi, posłałeś prosto jego ramiona!
-A skąd ja mogłem wiedzieć, że tam poleci? Ostatnio przecież twierdził, że go nienawidzi! – popatrzył na niego zdziwiony.
- Och, nie ma już do ciebie siły… – jęknął i pokręcił głową, wznosząc błagalnie oczy do sufitu.
- Nie potrzebujesz siły, mam jej za nas dwoje – Avgar porwał męża na kolana i pocałował czule, prosto w lepkie od słodkiego kremu usta. – Dobre – objął go mocno ramionami. – Myślę, że powinniśmy wrócić do łóżka. Na zewnątrz jest zimno, mokro i w ogóle do niczego… Poza tym  Avis jest dorosły i chyba sobie bez nas chwilę poradzi.. - wziął , rozbawionego jego pokrętnym rozumowaniem, Luisa na ręce i ruszył z nim w stronę sypialni.
***

   Avis wpadł do domu Ostrowskich jak mała bomba. Zobaczył Zolliego w samych tylko jeansach, z nagim, obandażowanym torsem, jak schodził po schodach na parter. Na chwilę zapomniał, że go nienawidzi i zagapił się na pięknie wyrzeźbione mięśnie. Mężczyzna z satysfakcją zauważył, że zielone ślepka błądzą łakomie po jego ciele i uśmiechnął się pod nosem.
- Przyszedłeś mnie zjeść na śniadanie, czy pomoc w zrobieniu opatrunku? – rozbawiony głos sąsiada wybił chłopaka z transu.
- Chciałem cię przeprosić za ojca – pisnął nieśmiało Avis, zawstydzony, że przyłapano go na gorącym uczynku. – Nie wiem co w niego znowu wstąpiło. Jest taki porywczy – westchnął i poszedł za nim do łazienki. – Daj, umiem to zrobić – wziął od niego środek do dezynfekcji i plastry.
- Na pewno? – Zolli z rozmyślnie, przybliżył swoją twarz do ślicznej buzi chłopaka.   Poczuł na sobie jego oddech i zobaczył jak oblewa się ognistym rumieńcem. Wygodnie rozsiadł się na brzegu wanny i poddał drobnym dłoniom, które delikatnie zaczęły odwijać bandaże. Każdy jego gest odbierał jak przyjemną pieszczotę.
- Nie rób takiej miny, bo sam się będziesz opatrywał – nie wytrzymał w końcu Avis, któremu robiło się coraz cieplej, a kolana jakby mu zmiękły. Miał ochotę też coś z siebie ściągnąć.
- Jakiej? – Zolli udawał, że zupełnie nie wie o co mu chodzi.
- Jak kocur, który zobaczył spodek śmietany i zastanawia się, jak się do niej dobrać – pokazał mu koniuszek języka, co wcale nie było mądrym posunięciem.
- A mogę się do niej dobrać? – złapał go za rękę i pociągnął do siebie.
- Myślę, że wypiłeś już w życiu sporo śmietany i w głowie ci się od tego pomieszało – odezwał się poważnie Avis i wyrwał mu stanowczo dłoń. – Uspokoisz się czy mam wyjść?
- Będę grzeczny, słowo – Zolli zmarkotniał, bo zrozumiał, że zdobycie chłopaka wcale nie będzie takie proste jak myślał. – Boli – syknął, kiedy zaczął odkażać jego ranę.
- Jeszcze chwila – chłopiec zaczął naklejać opatrunek. Był przy tym tak blisko, że mężczyzna mógłby dotknąć ustami jego smuklej szyi. Z wielkim trudem się powstrzymał, bo wiedział, że spełniłby bez wahania swoją groźbę. Nie tak łatwo wymazać z pamięci lata obojętności. Coraz lepiej rozumiał, jak niemądrze się zachowywał. – Poznałem wczoraj kogoś ciekawego, ale niestety się nie przedstawił. Nie mam pojęcia jak go odnaleźć.Myślisz, że ten barman może go znać? – Avis sprytnie zmienił temat. Musiał znaleźć coś, cokolwiek, co uratuje go przed tym mężczyzną. Sympatyczny nieznajomy idealnie się do tego nadawał.
- Myślę, że to doskonały pomysł. Jeśli tylko jest bywalcem klubu, to z pewnością coś ci o nim powie, skoro tam pracuje – w głowie Zolliego zaczął lęgnąć się plan.

środa, 11 września 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 7

   Zolli stał przed szafą pełną ubrań, ale nie potrafił się zdecydować. Nigdy nie był w klubie „Maskarada’’ i nie miał pojęcia co na siebie włożyć. Zależało mu na wywarciu jak najlepszego wrażenia na Avisie, zwłaszcza po tym, jak zawalił sprawę przed szkołą. Z każdą chwilą miał coraz większą świadomość tego, że chyba przegapił coś bardzo ważnego. Adorowany przez większą część życia przez drobnego sąsiada, uważał to za coś normalnego i należnego mu jak powietrze, którym na codzień oddychał. Teraz okazało się, że uczucia chłopaka nie są takie niezmienne i niezniszczalne, jakby się mogło wydawać. Dla niego było to równie dziwne i niemożliwe, jakby mu ktoś powiedział, że słońce nie wzejdzie i ono rzeczywiście nie wzeszło. Na myśl o tym, że Avisa mogłoby nie być, w mężczyźnie coś pękło. Zaczął sobie przypominać te wszystkie, zabawne próby zawładnięcia jego sercem. To co zawsze wydawało mu się denerwujące i niemądre, teraz, powoli zaczęło się jawić jako słodkie i wzbudzające w jego duszy szereg odpychanych dotąd emocji. Zdał sobie sprawę, że jeśli nie spróbuje zawalczyć o chłopaka, może go stracić bezpowrotnie, bo już teraz nie miał u niego najwyższych notowań. Jeszcze nie do końca zdawał sobie sprawę z budzących się w nim uczuć, ale doskonale wiedział, że Avis jest dla niego kimś bardzo ważnym. Miał dziwne wrażenie, że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z wiecznie radosnego i merdającego ogonkiem szczeniaka, zamienił się w pięknego, młodego mężczyznę. W ciągu jednego dnia z dziecka przeobraził się w dorosłego. Zolli nadal nie mógł w to uwierzyć i co chwilę potrząsał ciemną głową, jakby chciał się obudzić ze snu. W końcu, po wywaleniu całej zawartości szafy na łóżko zadzwonił do kumpla.
- Wojtek, znasz klub Maskarada? Co to za miejsce?
- Nigdy tam nie byłeś, a mieszkasz tak blisko? Co z ciebie za człowiek? – zachichotał niepoprawny imprezowicz.
- Mam lepsze rzeczy do roboty, niż łażenie po spelunach i podrywanie smarkaczy – warknął nieprzyjaźnie Zolli, ale chłopak, który doskonale go znał, wcale się tym nie przejął.
- Ty może ze swoją aparycją nie musisz, ale my przeciętniacy potrzebujemy takich miejsc. Tam trzeba mieć maskę, jeśli nie masz swojej, dadzą ci przy wejściu. Właściciel bardzo dba o nastrój, ciągle urządza jakieś pokazy, konkursy i sprowadza ciekawe zespoły. Klub jest bardzo popularny nawet w Krakowie, więc nie czekaj zbyt długo, bo mogą wyprzedać wszystkie wejściówki.
- Dzięki, muszę się przygotować – Zolli odłożył telefon, bo przyszedł mu do głowy pewien pomysł. Skoro bawią tam się w przebieranki i tajemnice, to dlaczego miałby z tego nie skorzystać. Ma rzadką okazję sprawdzić, czy spodobałby się Avisowi jako zupełnie obca osoba. Nałożył czarną, jedwabną koszulę i świetnie na nim leżące, markowe jeansy. Rozpuścił spięte zazwyczaj gumka włosy włosy i pozwolił, by opadły mu na ramiona bujną, ciemną grzywą. Na koniec założył maskę, która została mu z jakiejś zabawy karnawałowej i zerknął w lustro.
- Witaj nieznajomy przystojniaku – posłał swojemu odbiciu psotny uśmiech. – Hm… Jest szansa, że mnie nie pozna. Tam będzie ciemnawo i tłoczno, a jak mały chlapnie piwko lub dwa, to może się udać.
***
    Avis tymczasem nie miał pomysłu, jak wydostać się z domu, bez zwracania na siebie uwagi. Zapakował do torby ubranie na zmianę i zadzwonił do Patryka, żeby czekał na niego za zakrętem ulicy. Niestety ojciec nie położył się spać, siedział z kieliszkiem wina w salonie przed telewizorem, czego normalnie nigdy nie robił. Zazwyczaj wolał poczytać książkę lub patrolować okolicę. Najwyraźniej postanowił pilnować jedynaka. Chłopiec był strasznie nakręcony na tę imprezę.W końcu zwinął koc i włożył go pod kołdrę, by naśladował ludzkie ciało. Potem stanął na parapecie i rozwinął skrzydła. Wyglądem do złudzenia przypominały nietoperze, były porośnięte jasną, miękką sierścią w identycznym kolorze jak jego włosy. Z cichym szelestem poszybował w ciemność, lądując po chwili na dachu samochodu Patryka.
- Avis, uważaj na lakier – przyjaciel wyjrzał przez okno. – Nie chciałbym być w twojej skórze jak cię ojciec dorwie.
- Może się nie zorientuje – szepnął chłopak i wsunął się na przednie siedzenie. – Poza tym nie wymądrzaj się, bo jak się w pałacu kapną, że zwiałeś, to na pewno twój książę przybędzie cię pilnować – pokazał mu język i zaczął się przebierać w ekstrawaganckie ciuszki, pasujące na nocny wypad.
***
    Damon zapukał do pokoju narzeczonego, ale nikt mu nie odpowiedział. Wsunął się po cichu do środka, mając nadzieję, że przyłapie go na czymś ekscytującym. Na przykład na kąpieli w śnieżnobiałej pianie, a on będzie mógł mu z uśmiechem podać ręcznik. Ta rozkoszna wizja na chwilę wytraciła go z równowagi i spowodowała pewien problem w spodniach. Przeszukał cały apartament, a chłopaka nigdzie nie było. Dopiero przechodzący korytarzem lokaj, uświadomił go, że słyszał jak Patryk umawia się z kimś do klubu. Piękne marzenie o wspólnej kąpieli, natychmiast zamieniło się w koszmar, w którym roześmiany Patryk wirował, wtulony w ramiona jakiegoś przystojniaka. Książę zazgrzytał zębami i popędził do swojego samochodu. Dosłownie po kwadransie znalazł się przed budynkiem, usytuowanym nieco za miastem, teraz rzęsiście oświetlonym i pełnym rozbawionej młodzieży. Przed wejściem stał wysoki, czarnowłosy mężczyzna z maską na twarzy, który wydał mu się jakiś znajomy. Zerknął na podwinięte rękawy jego koszuli i uśmiechnął się rozbawiony. Zaraz jednak przybrał poważny wyraz twarzy, nie chcąc rozdrażniać wielkoluda.
- Jeśli to kamuflaż Zolli, to dość kiepski – wskazał na doskonale widoczne charakterystyczne tatuaże ze smokami.
- Dzięki, faktycznie zawaliłem – kiwnął z wdzięcznością głową Damonowi.
- Czekasz na chłopaków? – zawsze lubił tego wielkiego draba.
- Właśnie, a jeśli się nie mylę, masz podobny problem jak ja, więc może wejdziemy razem i zawiążemy mały sojusz – zaproponował niespodziewanie mężczyzna. Nie przepadał za tym wyniosłym blondynem, ale go szanował. Na pewno nie było mu w życiu lekko, choćby ze względu na pochodzenie i stanowisko jakie piastował. Nigdy się jednak nie skarżył i radził sobie ze swoimi problemami, rzadko prosząc kogoś o pomoc.
- Czyżbyś zmienił zdane co do Avisa? – zachichotał już jawnie książę.
- Czyżby twój rudzielec zwiał i poszedł zaszaleć? – odezwał się tym samym tonem Zolli.
- No to jest nas dwóch. Chodź, ukryjmy się gdzieś, skąd  będziemy mieć dobry widok na naszych małych zbiegów – założył podaną mu przez bramkarza maskę i pociągnął mężczyzną do środka. Tam z galerii na pierwszym piętrze był doskonały widok na całą salę, bar i wszystkie zakamarki.
***
    Avis z Patrykiem także założyli maski i ruszyli prosto do baru, zwabieni kolorowymi drinkami. Żaden z nich nigdy nie pił alkoholu, poza szampanem i okazyjnie kieliszekiem słabego wina. Byli tu pierwszy raz i mieli zamiar spróbować wszystkiego. Pokręcili się nieco na parkiecie, ale na widok napoi z parasolkami w trzech kolorach usiedli przy ladzie i wbili szczenięce ślepka w barmana.
- Ja proszę ten zielony, a dla niego różowy – złożył zamówienie Patryk.
- Jesteś pewien dzieciaku? To bardzo mocne drinki – mężczyzna popatrzył z powątpiewaniem na dwóch ślicznych chłopców. Wyglądali strasznie młodo i właściwie powinien poprosić ich o dowody.
- Pan je tak wspaniale przyrządza, nawet w Krakowie takich nie potrafią robić –odezwał się przymilnie Avis, mrugając długimi rzęsami. Takiemu słodkiemu pyszczkowi nikt by się nie oparł. Dostali po koktajlu ze sporą dawką procentów. Sączyli je powoli przyglądając się tańczącym. Muzyka była naprawdę dobrze dobrana, wszyscy świetnie się bawili. Chłopcy nawet nie zauważyli, kiedy z jednego drinka zrobiły się trzy kolejne. Świat zaczął się nieco huśtać, a wirując, tęczowe światła dziwnie rozmazywać.
- Umiałbym lepiej – Patryk wskazał na dziewczyny śpiewające na podwyższeniu. Właśnie zaczął się konkurs kareoke.
- Pewnie, że tak! Zgłosimy się? – Podskoczył niczym naelektryzowana piłka Avis. - Teraz my, teraz my! – chłopak pomachał do prowadzącego konkurs, który na widok mocno podchmielonych pięknisiów tylko się uśmiechnął. Przeczuwał, że dostarczą widzom niezłej rozrywki. Natychmiast podszedł i podał im mikrofony.
- Może Summer wine? – zaproponował mężczyzna.
- Super! – Avis jednym susem wskoczył zwinnie na ladę baru i podał rękę Patrykowi. – Czadu! - wrzasną w kierunku didżeja. Rozbrzmiała muzyka i już po chwili chłopcy śpiewali i tańczyli, wykonując sugestywne ruchy biodrami, jak przy jeździe na koniu.
,,Truskawki, wiśnie i pocałunek anioła wiosną
Moje letnie wino zrobione jest z tych wszystkich rzeczy
Zdejmij swoje srebrne ostrogi i pomó
ż mi zabić czas
A ja podaruje Ci letnie wino
Mmm... Letnie wino’’
Widzowie byli więcej niż zachwyceni, oni byli wręcz zahipnotyzowani. Obaj chłopcy delikatni i pełni wdzięku, tworzyli niesamowicie urokliwą parę. Alkohol wrzał im we krwi, a piosenka dodała skrzydeł. Kompletnie się zatracili, przestali panować zarówno nad swoimi ciałami jak i umysłami. Spragnieni bliskości, przytulali się do siebie w tańcu i oddalali, by w końcu połączyć spragnione usta w czułym pocałunku.
***
   Zolli i Damon dosłownie na pół godziny się zagadali i to wystarczyło, by ,,ich chłopcy" całkowicie się zalali. Nie mogli uwierzyć własnym oczom, na widok smarkaczy wyskakujących na bar i kręcących seksownie biodrami w takt starego przeboju. Oczy mężczyzny dosłownie ciskały błyskawice, a książę mógłby wzrokiem zamrozić cała salę.
- Jasny szlag! – Zolli skoczył z galerii na dół, prosto na parkiet i pruł niczym okręt wojenny przez gęsty tłum, ciągnąc za sobą prychającego wyniośle Damona.
- Jesteśmy beznadziejni! Jak mogliśmy się tak zagapić?! – W końcu dotarli do baru. Idealnie w tym momencie, by z bliska zobaczyć słodki pocałunek.
- Zabiję gówniarza! – warknął Zolli i omal nie udławił się zazdrością. Miał ochotę udusić tego chudego rudzielca własnymi rękami. Jak on śmiał dotknąć jego aniołka?! Wyciągnął rękę by przyłożyć Patrykowi, gdy…
- Ani się waż! Zabieraj tego małego węża – rozdzielił chłopców książę i pchnął Avisa w jego kierunku. Sam wziął Patryka i zarzucił sobie na ramię niczym worek mąki. – Idziemy całuśny zdrajco!
- Ale panowie! – zaprotestował barman.
- Ty milcz, jeśli ci życie i portfel miły! Wiesz, że oni są nieletni?! – mruknął do mężczyzny groźnie Zolli. – Mam wezwać policję?! – Poprawił na ramieniu swój wiercący się niecierpliwie skarb.
- Ppuszczaj ddraniu!- wybełkotał z trudem śmierdzący wódą aniołek.
- A w tyłek chcesz?! – warknął rozdrażniony mężczyzna.
- Pewnie, a dużego masz? Bo wiesz, ja jeszcze nigdy ten tego… - język Avisa coraz bardziej się plątał. – Ałaa…! – zapiszczał, gdy na wypięte, ozdobione poziomkowym tatuażem pośladki, spadł solidny klaps. Zolli zaniósł łobuza do samochodu i przypiął pasami, żeby znowu czegoś nie zbroił. Niestety nie przewidział jednego, Avis, mimo że unieruchomiony, łapki jednak miał wolne. Kiedy mężczyzna ruszył, zaczęły odważnie pełzać po jego udach, dotykając to i owo.
- Uspokój się pijaku!- burknął do chłopaka i zacisnął zęby.
- Wwiesz… jjesteś równie ładny jak mój sąsiad… - wyjąkał.
- I dlatego dobierasz się mi do spodni? Zabierz te ręce! – jęknął zdesperowany Zolli, wykazując się prawdziwym bohaterstwem, kiedy paluszki wsunęły się pod jego bieliznę.
- Naprawdę wielki! – Avis skierował na niego pełne podziwu, niezupełnie przytomne oczy. – Większy od Zolliego!
-Skąd wiesz szkrabie, jakiego członka ma twój sąsiad? – mężczyzna był naprawdę zaskoczony.
- Widziałem – odezwał się dumnie chłopak - podglądałem go jak się kąpał. Przecież nie kupowałbym kota w worku. W książce ojca, takiej z obrazkami pisało, że powinno się najpierw obejrzeć towar, zanim się weźmie ślub – stwierdził poważnie.
- O bogowie – zaczerwienił się po same uszy Zolli i nacisnął hamulec, ponieważ dojechali już na miejsce. Zapiął z trudem spodnie na nabrzmiałym członku i wyciągnął z samochodu opierającego się Avisa.
- Nnie …chcę do ddomu… - mały drań złapał się płotu. – Ojciec mmnie zzleje…Łiik – czknął.
- Trzeba o tym było myśleć wcześniej! – rozległ się niespodziewanie groźny głos Avgara. – Co ty zrobiłeś mojemu synowi?! – zwrócił się do pobladłego na jego widok sąsiada. – Dlaczego jest w takim stanie?!
-Tylko go przywiozłem, proszę pana – tłumaczył się niepewnym głosem Zolli.
- Przywiozłeś tak?! – wskazał oskarżycielsko palcem na widoczną erekcję. - Molestowałeś mojego syna, kiedy nie mógł się bronić?!
- Ale to było odwrotnie! – pisnął niemęsko i zaczął się cofać. Rozjuszony demon nie był kimś, z kim chciałby zadzierać. Zwłaszcza, że był ojcem jego aniołka. – To może ja już pójdę?
- Najpierw cię wykastruję, łajzo! – rzucił się w jego kierunku Avgar, a jego szkarłatne oczy zapłonęły niczym pochodnie. Ten obrzydliwy wielbiciel motorów, śmiał dotknąć pożądliwymi łapami jego maleństwa! Dawno tak bardzo nie pragnął czyjejś krwi.

wtorek, 3 września 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 6

      Avis dojechał wraz z Patrykiem do szkoły w doskonałym humorze, pomimo, że przyjaciel całą drogę pokpiwał sobie z niego, aż musiał ukryć za podręcznikiem fizyki swoją czerwoną z zażenowania buzię. Przecież to nieprawda, że oczy mu się zaświeciły jak lampiony na wieść o tym, że Zolli był o niego zazdrosny. Głupi Patryk to zmyślił i jeszcze potem chichotał jak szalony i robił małpie miny.
Ledwie weszli do klasy, prawie wszyscy ich obstąpili. Zarówno dziewczyny jak i chłopcy oglądali Avisa niczym jakiś rzadki okaz na międzynarodowej wystawie. Nie mogli się nadziwić, w jaki sposób w tak krótkim czasie zdołał z szarej myszki przemienić się w księcia. Zwalił wszystko na przyjaciela, który właśnie gęsto tłumaczył się zachwyconym jego talentem koleżanką. Łypał przy tym na niego groźnie, zapowiadając paskudne męki. Lekcje szybko minęły i gromadą wyszli przed budynek, nie mogąc się rozstać.
- Avis, może pójdziemy na pizze –zaproponowała piegowata Basia.
- Jestem głodny i do tej przeprowadzki mi się jakoś nie śpieszy – przytaknął jej ochoczo Patryk i jeszcze kilkanaście innych osób.
- No właściwie – uśmiechnął się do kolegów szeroko Avis i kilka osób jęknęło na widok jego rozpromienionej buzi. Nie byli biedacy przyzwyczajeni do nowego wizerunku chłopaka i nadal robił na nich piorunujące wrażenie. Nie mówiąc już o tym, jak się zagapili, kiedy się odwrócił do nich tyłem, by znaleźć portmonetkę i przeliczyć kieszonkowe. Słodkie poziomki ukazały się w całej krasie, przyciągając wzrok do kuszących krągłości poniżej.
- Facet, nie prezentuj się aż tak, bo paru gości może tu zemdleć – zachichotał nieznośny Patryk. – A właściwie, to może się ubierz – rzucił mu bluzę - bo zbliżają się kłopoty – wskazał na idącego w ich kierunku szybkim krokiem Zolliego. Miał bardzo ponurą minę i wyglądał wyjątkowo nieprzyjaźnie. Z daleka słychać było jak zgrzyta zębami, a pod kusą koszulką na ramiączkach prężyły się potężne mięśnie. Koledzy z klasy cofnęli się pod filary i z daleka obserwowali rozwój wypadków. Nikt nie miał ochoty zadzierać z tym zdenerwowanym wielkoludem.
- Wsiadaj na motor i do domu! – warknął do Avisa, który patrzył na niego z lekką obawą. – Nie masz wstydu, by tak pokazywać się ludziom! – wyciągnął do niego rękę, ale chłopak się cofnął i spojrzał na niego hardo.
- Rodzice cię przysłali? – zapytał cicho zadzierając dumnie głowę. Uwaga mężczyzny, że wygląda niestosownie bardzo go zabolała. Jego koledzy ubierali się o wiele bardziej kolorowo i wyzywająco, a nawet w szkole nikt ich za to nie karał. On miał na sobie podkoszulkę i jeansy, jak prawie każdy zwyczajny licealista.
- Nie chciałem ich martwić, bo pewnie cię nie widzieli w tym… czymś… – spojrzał na chłopaka pogardliwie, choć ciało wprost rwało się by objąć i zasłonić sobą dzieciaka, przed tymi pożądliwymi spojrzeniami, jakie otaczały go ze wszystkich stron.
- Spełniłeś swój obywatelski obowiązek, więc możesz już spadać! – prychnął na niego Avis, wydął usteczka i schował się za Patrykiem, nie wiedzącym czy się śmiać, czy dać po durnych łbach tym dwóm upartym idiotom.
- To teraz już obywatel, nie kochany Zolli co?! Trochę komplementów i w główce ci się pomieszało?! – wrzasnął nie panując nad sobą mężczyzna i dosłownie pobladł ze złości. Nie mógł zrozumieć, gdzie się podział jego słodki braciszek, który biegał z nim niczym psiak od rana do wieczora z maślanymi ślepkami. Ten młody mężczyzna, mierzący go roziskrzonymi, błękitnymi oczami, zupełnie go nie przypominał. – Powiem twojemu ojcu co tu się wyprawia! – rzucił, chociaż doskonale wiedział jak dziecinne były jego słowa.
- Pięknie, to teraz bawisz się w donosiciela? A kiedyś mnie broniłeś! – wargi chłopaka ułożyły się w podkówkę, a na końcach miękkich rzęs pojawiły się łzy. Wziął przyjaciela pod ramię i pociągnął do samochodu. – Nigdy więcej się do mnie nie odzywaj! – rzucił przez ramię do osłupiałego Zolliego, któremu zrobiło się niesamowicie głupio, na widok tych perlistych kropelek, toczących się po delikatnych policzkach. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jego reakcja była grubo przesadzona. Przybiegł tutaj niczym rozjuszony byk, a kiedy jeszcze usłyszał jak smarkacze umawiali się do klubu na wieczór, to wstąpił w niego przysłowiowy diabeł. Któryś z tych napalonych gówniarzy miałby przyciskać w tańcu do siebie jego aniołka?! Niedoczekanie! Myślał, że zabierze go do domu, a Avis jak zwykle ufnie się do niego przytuli. Gnał tutaj na złamanie karku, nawet zapomniał kasku, co nigdy mu się nie zdarzyło. Tymczasem spotkał go gorzki zawód. Mały nie chciał mieć z nim nic do czynienia. To kompletnie nie mieściło mu się w głowie. Przyzwyczajony do nieustannej adoracji, zupełnie nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Wsiadł na motor i wrócił powoli do domu dłuższą trasą. Zamknął się w garażu, gdzie próbował naprawić samochód kumpla. Dwa razy wbił sobie śrubokręt w palce, a potem walnął w łokieć tak mocno, że zobaczył świeczki w oczach. Poczłapał więc do kuchni z krwawiącą ręką i zamętem w duszy. Usiadł przy kuchennym stole i próbował sam zrobić sobie opatrunek i tak zastał go Samuel.
- Co się stało synku? – zapytał zaniepokojony nieobecnym wyrazem jego twarzy. – Masz jakieś kłopoty?
- Nic takiego, tylko Avis dziwnie się zachowuje. Nie jest sobą – westchnął i pozwolił zabandażować sobie rękę.
- Wiesz kochanie, on zawsze zachowuje się nieco, że tak powiem, ekscentrycznie – pogłaskał go po plecach ojciec. – Co znowu zmalował mały urwis?
- Już nie taki mały, już nie… – odezwał się smętnie Zolli.
- Czy to nie on wraca właśnie ze szkoły? – Sam wychylił się z okna i omal z niego nie wypadł na widok sąsiada. Ledwie go poznał w tym pięknym, młodym mężczyźnie. Od razu zrozumiał o co chodzi jego synowi i uśmiechnął się pod nosem. – No wiesz, kiedyś musiał dorosnąć. Wspaniale wygląda, ale to chyba dobrze? – zwrócił się rozbawiony do markotnego mężczyzny.
- Co ty gadasz? Jakie dobrze? Lata tu i tam, nikt go nie pilnuje, szczerzy się do wszystkich, co w tym wspaniałego?! – warknął Zolli zanim zdążył pomyśleć.
- Skarbie, zawsze mówiłeś, że cię denerwuje, jest za młody, za głupi, jednym słowem nie dla ciebie, więc chyba jesteś zadowolony. Wygląda tak atrakcyjnie, że nie minie tydzień i ktoś uwolni cię od problemu. Taki smakowity kąsek, długo nie będzie sam. Na pewno jakiś przystojniak szybko pozbawi go wianka i porwie do swojej wieży – Sam zasłonił się gazetą, by ukryć psotne błyski w oczach. Widział, jak jego jedynak skręca się pod wpływem tych słów, z zazdrości. Zasłużył sobie na to tym, jak traktował chłopaka. Zrobiło mu się go jednak trochę szkoda. Tymczasem Zolli zerwał się nagle z krzesła i ruszył schodami na górę. – Dokąd idziesz?
- Pomyślałem, że wybiorę się wieczór do klubu trochę rozerwać – rzucił lekko, mając nadzieję, że ojciec nie będzie się więcej dopytywał. Bardzo trudno go było wyprowadzić w pole.
- Avis tam będzie? – zapytał rozbawiony Sam.
- A skąd ja mogę wiedzieć, gdzie łazi ten smarkacz – rzucił wyniośle i umknął do pokoju. W słownym starciu z ojcem nie miał żadnych szans. I tak już zbyt wiele powiedział. Zaczął przekopywać szafy w poszukiwaniu czegoś seksownego, co zbiłoby z nóg jego obrażonego anioła.
***
   Patryk pojechał ze szkoły prosto do pałacu Belzebuba, wszystkie jego rzeczy zostały tu przeniesione podczas jego nieobecności. Lokaj zaprowadził chłopaka do jego apartamentu, miał to zrobić Damen, ale zatrzymały go obowiązki. Sypialnia i salonik były naprawdę eleganckie, utrzymane w srebrno zielonej tonacji, idealnie pasującej do jego kremowej cery i płomiennych włosów. Miał jeszcze do tego bogato wyposażoną łazienkę i garderobę. Nie mógł narzekać, bo naprawdę było widać, że w wyposażenie i  wygląd pomieszczeń włożono wiele trudu. Niestety nie był to jego ukochany dom, gdzie mamuś Dominik piekł ciastka i bliźniaki dokazywały, płatając wszystkim figle. Rzucił w kąt plecak i ze smętną miną padł na ogromne łoże z baldachimem. Zupełnie jak dla średniowiecznej księżniczki. Kremowy adamaszek był haftowany w kwiatowe ornamenty, między którymi uwijały się różnobarwne motyle. Miał jeszcze godzinę do kolacji, więc położył się na plecach i z zachwytem podziwiał pracę artysty, który stworzył to wspaniałe dzieło. Rozpuścił włosy, ponieważ gumka go nieco uwierała. Spłynęły kaskadą rdzawych loków zakrywając go niemal do pasa. Nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen. Nie zdawał sobie sprawy, że przekręcił się na brzuch i wypiął do góry zgrabny tyłeczek. Ruda kitka powiewała na nim jak sztandar, a jedwabiste włosy lśniły niczym miedziane, podłączone do prądu pręciki.
   Tak zastał go Damon, oddelegowany, by sprowadzić narzeczonego na kolację. Usiadł obok Patryka, nie mogąc się napatrzyć na to cudowne zjawisko, które wkrótce miało należeć tylko do niego. Teraz będzie go widywał codziennie. Z jednej strony był szczęśliwy, z drugiej bał się tego, co może nastąpić. Patryk nadal mu nie ufał i miał za idiotę, który ciągnie do łoża każdego chętnego czarta. Trochę sobie zasłużył na taką reputację, ale wieści o jego podbojach były grubo przesadzone. Lubił flirtować, a ludzie zawsze sobie dopowiadali, to czego nie widzieli. Ręka sama powędrowała do tego puszystego cudu, ale ogonek był szybszy. Jasna kitka zaborczo splotła się z rudą, nie dając jej żadnej możliwości ucieczki. Podniecające wibracje przeszyły całe ciało księcia.
- Och… - jęknął i zacisnął uda. Uczucie było niesamowite, jakby każda komórka w jego ciele nagle zbudziła się do życia z głębokiego snu. Fale ciepła obmywały go raz po raz, kumulując się w dole brzucha. – Patryk… - wyszeptał miękko, nie zdając sobie sprawy jak uwodzicielsko brzmi jego głos.
- Co się stało, która godzina? – chłopak natychmiast usiadł, przecierając czarne oczy. Chciał wstać, ale coś trzymało go w miejscu. Zerknął w bok i zarumienił się po uszy. Jego kitka, była ściśle spleciona z jasnym ogonkiem Damona. Nagle doznał dziwnego uczucia, że tak właśnie powinno być, to jest właściwie dla niej miejsce. Zdradzieckie ciepełko zaczęło pełznąć wzdłuż jego ud w górę.
- Zrób coś! – pisnął lekko spanikowany, że książę może zorientować się co się z nim dzieje. – Spóźnimy się – wskazał na zegar, chcąc odciągnąć uwagę chłopaka i skierować na inne tory. Nie wiedział, że w tym starciu nie ma żadnych szans.
- Wiem, ale co? One dosłownie splotły się niczym bluszcz – Damon z kolei nie mógł oderwać wzroku od słodkich ust, które znajdowały się tak blisko. – Patryk –  odezwał się prosząco wprost do ucha chłopaka. – Pozwól mi, ten jeden raz – ujął go pod brodę i odwrócił zarumienioną twarz do siebie. Pochylił się i musnął ustami jego wargi. To było takie dobre. O wiele lepsze niż poprzednio. – Taki słodki, taki wspaniały – pieścił go coraz namiętniej. Oszołomiony Patryk poddawał mu się z zadziwiającą uległością. Nieświadomie wtulił się w twarde ciało narzeczonego, pomrukując z przyjemności. Nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale takie błogie szybowanie w silnych ramionach nie mogło być niczym złym. Prawda? Duże dłonie gładziły jego plecy, a aksamitny głos nie pozwalał zebrać myśli.
- Ależ dzieci! Czekamy z kolacją! – usłyszeli od strony drzwi rozbawionego Lu. Odskoczyli od siebie gwałtownie, omal nie spadając z łóżka, zdradzieckie ogonki natychmiast się rozplotły. – Macie szczęście, że to ja tu przyszedłem. Julian aż się rwał, żeby zobaczyć twój apartament Patryku.
- Tatuś tu jest?! – pisnął przerażony chłopak i chwycił się za serce. Na myśl o reakcji ojca, gdyby zobaczył go w takiej sytuacji omal nie zemdlał.
- Nie rób takiej miny – Damon stanął obok niego – jesteś już dorosły.
- To wszystko twoja wina, zawsze się do mnie kleisz jak jakiś magnes – burknął Patryk. – Wcale mi się nie podobało – zadarł nos, ale jego policzki nadal były ogniście czerwone.
- A kto mruczał jak zawodowy kociak? – odgryzł się natychmiast książę. – Robiłeś to tak przekonywująco, że dałem się zwieść.
- Utnę ci ten jęzor paskudzie – warknął ogromnie zawstydzony, tym bardziej, że teść zaczął wydawać dziwne odgłosy, starannie ukrywając twarz za książką.
- Na twoim miejscu nie robiłbym tego słońce – Damon nachylił się do chłopaka. – Nie masz pojęcia co on potrafi zdziałać w sypialni, poniósłbyś ogromną stratę…- w tym momencie zamilkł, trafiony przez narzeczonego poduszką .
- Chłopcy, nie kłóćcie się. Zawsze możecie spróbować potem jeszcze raz – puścił im oczko Lu – tak dla pewności. Ale lepiej zaoszczędźcie tego widoku wojewodzie, może mieć problemy z akceptacją, że jego mały synek wyrósł już z pieluch – zachichotał.
***
   Tymczasem Avis miał kłopoty, których wcale się nie spodziewał. Zjadł kolację i zaczął stroić się na wieczorny wypad do klubu. Omówił wszystko z mamusiem Luisem, który miał potem po niego przyjechać. Niestety ojciec wrócił wcześniej, niż się tego spodziewali. Na widok syna w obcisłej koszulce i biodrowych rurkach, ukazujących poziomkowy tatuaż na krzyżu, gazety wypadły mu z rąk.
- O cholera, gdzie ty idziesz o tej porze ubrany w to coś?! – warknął Avgar, kiedy odzyskał głos.
- Do kolegi po zeszyty – pisnął mało przekonywująco Avis. Nigdy nie umiał kłamać, zwłaszcza w stresujących sytuacjach. Na widok zmarszczonych brwi mężczyzny duszyczka uciekła mu do pięt.
- W takim razie zawiozę cię – zaproponował demon ze złośliwym błyskiem w oku. – Tylko włóż coś jeszcze, bo sobie ten obrazek przeziębisz.
- Nie trzeba, na pewno jesteś zmęczony. Może znajdę coś w internecie – Avis umknął niczym spłoszony królik do swojego pokoju. Miał tyle planów, otrzymał kilkanaście wiadomości na komórkę z zapytaniem czy na pewno przyjdzie. Nigdy nie był na takim wypadzie z kolegami, a przecież uwielbiał tańczyć. Usiadł  na bujanym fotelu z podwiniętymi nogami i zaczął się zastanawiać, jak wyprowadzić, nadopiekuńczego rodziciela w pole. Na pewno nie będzie to łatwe, ale od czego ma głowę. Nie mógł opuścić tej imprezy za żadne skarby, przecież nie robi nic złego.