piątek, 4 października 2013

Narzeczona dla Czarta Sequel Rozdział 11

   Avis krążył nad lasem prawie do rana, aż zupełnie opadł z sił. W głowie miał totalny chaos. Chciał zacząć nowe życie, zrobił wszystko co mógł by się udało, ale jak zwykle znowu oberwał i to właśnie teraz, kiedy w końcu mu się wydawało, że znalazł swoje małe szczęście. Ten podły drań Zolli zniszczył wszystko. 
   Najpierw, kiedy on dwoił się i troił, żeby zwrócił na niego uwagę całkowicie go ignorował i przeganiał jak upierdliwego komara, a on kochał go tak bardzo, że z tęsknoty płakał po nocach. Cały jego pamiętnik, prowadzony odkąd jako szkrab nauczył się pisać, był tylko o nim. Dzień, kiedy zrozumiał, że nic nie wskóra, a miłości nie da się wzbudzić w nikim na siłę, zapamiętał jako najgorszy w swoim życiu. Gdyby nie przyjaciel, nie wiadomo jak by się to skończyło. Westchnął i poszybował w stronę domu. Niebo zaczęło się przejaśniać.
   Potem, gdy dzięki Patrykowi, nieco zmienił swój wizerunek, Zolli nagle się ocknął i nie tylko zaczął się za nim oglądać, ale nawet zrobił się zazdrosny. Jednym słowem, kiedy się okazało, że jest atrakcyjny, wtedy dopiero się nim zainteresował, a jego cierpiące serce nic drania nie obchodziło. Zwyczajnie uniósł się męska ambicją, może nawet założył, że zdobędzie bez trudu takiego naiwnego smarkacza, który przybiegał na każde jego skinienie. Wiedział, że się na niego gniewa, więc posunął się do oszustwa i maskarady. Pewnie by się z nim przespał kilka razy, a potem rzucił jak wszystkie inne swoje zdobycze.Taka podłość nie mogła mu się pomieścić w głowie. Po czymś takim powinien bez trudu o nim zapomnieć. Tylko dlaczego to tak bardzo bolało? Jakby ktoś rozrywał go od wewnątrz na strzępy. Złamane serce jest przecież martwe i nie powinno niczego czuć.
   Wschodziło słońce, a wielka, złota tarcza oświetliła mu zmęczoną, poszarzałą twarz. Wyglądał jakby nagle przybyło mu z dziesięć lat. Poczuł, że siły zupełnie go opuszczają. Zniżył lot i wylądował z wielkim hukiem w ogrodzie, na szczęście krzak porzeczek zamortyzował nieco jego upadek. Wstał potłuczony i podrapany, a jego buzia zastygła w kamienną maskę. Miał wrażenie, że jakiś litościwy duch zamroził jego ciało i duszę. Z domu natychmiast wybiegli, zdenerwowani jego całonocną nieobecnością, rodzice i wzięli go pod ramiona.
- Skarbie, co się stało? – Luis był przerażony jego wyglądem. Chłopak otwierał i zamykał usta, ale nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
- Chodź do mnie dziecko. – Avgar zacisnął wargi i wziął syna na ręce. Ktokolwiek tak bardzo skrzywdził jego maleństwo powinien szykować się na śmierć. – Przygotuj mu kąpiel, trzeba opatrzyć rany. – Zwrócił się do męża.
   Wspólnymi siłami umyli lecącego im przez ręce chłopca, założyli opatrunki i zanieśli do łóżka. Demon zaaplikował mu silny środek uspokajający, po którym natychmiast zasnął. Gdy tylko zamknął oczy Avgar ruszył do drzwi. Jego szkarłatne oczy rzucały iskry, a szpony zaczęły się wydłużać.
- Niegdzie nie pójdziesz! – Luis stanął mu na drodze. Przeraził się furii widocznej na jego twarzy, doskonale wiedział do czego jest zdolny w takim stanie. – Nie wiemy nawet co się wydarzyło!
- A masz jakieś wątpliwości, bo ja nie! To ten śmierdzący smarem skurczybyk znowu się nad nim znęcał. Czuję na nim jego zapach, jeszcze świeży! Wyrwie z niego tę parszywą duszyczkę i poślę na dno Piekła! – wysyczał mężczyzna.
- Opanuj się! Chcesz doprowadzić do wojny z sąsiadami?! Dobrze wiesz jaki jest Avis, może znowu mu się narzucał, a Zolli nie wytrzymał i coś mu powiedział. W tym wszystkim jest też sporo naszej winy. Powinniśmy już dawno zainterweniować w tej sprawie, a nie przyglądać się temu szaleństwu przez lata – odezwał się smutno Luis i złapał mocno demona za rękę.
- Masz rację, powinniśmy go stąd odesłać. – Mężczyzna usiadł ciężko na krześle i wziął męża na kolana. Jego potężne ciało było nadal napięte jak struna od tłumionego gniewu. – Ale nie wyobrażam sobie domu bez naszego małego anioła.
- Jak się obudzi, spróbuję go namówić na wyjazd do Soni. Mieszka teraz z przyjaciółką w Londynie i na pewno chętnie się nim zaopiekuje. Mają duży dom na przedmieściach, więc na pewno nie będzie im przeszkadzał. Musimy ich rozdzielić, zanim dojdzie do jakiejś tragedii. – Wtulił się w szeroką pierś, która stanowiła dla niego ucieczkę przed całym światem. Objął go za szyję i łagodnie gładził jego plecy uspokajającymi ruchami.
***
   Zolli wrócił do domu później niż Avis, jeśli było to w ogóle możliwe, w jeszcze gorszym stanie. Śmiertelnie przestraszony gwałtowna reakcją chłopaka szukał go przez całą noc. Dobrze znał jego wrażliwość i skłonność do dramatycznych gestów. Obawiał się, że taki wzburzony i rozgoryczony może popełnić jakieś głupstwo. Przetrząsnął każdy kąt wokół miasteczka, niestety miał do dyspozycji jedynie szybkość, siłę i niesamowity węch. Na nic się to jednak nie przydało w tropieniu chłopaka, który poruszał się w powietrzu.
   Nie mógł uwierzyć, że był aż takim tchórzem i niepotrzebnie zwlekał z przyznaniem się do maskarady. Teraz nie tylko został odrzucony, a jego serce pogruchotane na kawałki, ale też skrzywdził ponownie swojego anioła i nie potrafił sobie tego darować. Jeśli coś mu się stanie, sam pójdzie do Avgara i pozwoli sobie wypruć flaki. Biegał jak oszalały aż do świtu, kilka razy spadł do jakiegoś jaru, o mało nie utonął w bagnie, a raz nawet został potrącony przez przejeżdżający motocykl. Ogłuchł i oślepł na cały świat. Dla niego liczył się tylko jasnowłosy chłopiec, który przez niego błąkał się po okolicy. Nie czuł głodu, zmęczenia, ani bólu, jaki z pewnością sprawiły mu liczne rany na jego ciele.
   Kiedy na skraju fizycznego i psychicznego wyczerpania wrócił wreszcie do domu, natychmiast poczuł w pobliżu obecność Avisa. Podkradł się pod okno jego sypialni i z ulgą zobaczył, że spokojnie śpi z szeroko rozrzuconymi nogami i rękami. Prawie usłyszał, jak ciężki głaz stacza się z jego zmaltretowanej piersi i turla się po podwórku. Musiał odpocząć, tylko na małą chwilę. Dopiero teraz do niego dotarło, że ledwie trzyma się na nogach. Miał zamiar doprowadzić się do porządku i wrócić tutaj, by błagać chłopaka o wybaczenie. Będzie to robił tak długo jak będzie konieczne, choćby i do końca życia.
   Na szczęście rodzice gdzieś wyszli, więc nie zobaczyli w jakim opłakanym stanie wrócił do domu. Od razu udał się pod prysznic, wyrzucił zniszczone ubranie do kosza, a potem obmył wszystkie rany i skaleczenia. Powlókł się do sypialni, w samych bokserkach rzucił się na łóżko i mimo targających nim emocji, był tak zmęczony, że zapadł w kamienny sen, z którego obudził się dopiero późnym popołudniem.
***
   Tymczasem Avis wstał już po dwóch godzinach. Wymuszony wypoczynek nieco mu pomógł w odzyskaniu sił. Ubrał się i zawlókł do kuchni, gdzie siedzieli zmartwieni rodzice, dyskutując o czymś po cichu. Dwie pary zatroskanych oczu popatrzyły na niego z ogromną miłością i czułością. Luis wskazał mu miejsce za stołem stanowczym gestem.
- Nie jestem głodny. – Mówienie sprawiało chłopcu trudność. Miał wrażenie, że w gardle utkwił mu jeżozwierz.
- Musisz coś zjeść. Wróciłeś wyglądając jak zombii, mamy nadzieję, że powiesz na co się stało. Bardzo się o ciebie kochanie martwiliśmy. – Postawił przed synem talerz z zupą. Chłopiec włożył do buzi kilka łyżek, które z trudem przełknął.
- Nie chcę o tym mówić. Jestem taki zmęczony jakbym miał sto lat – szepnął i przytulił się do ojca jak za dawnych lat, kiedy był małym szkrabem.
- W takim razie może nas wysłuchasz. Mamy dla ciebie propozycję. – Głaskał chłopca po jasnej głowie. – Myślę, że powinieneś odpocząć i nabrać dystansu. Zastanowić się, czy warto się dalej tak męczyć. Za bardzo opierasz swój świat na innych, może warto poszukać czegoś, co będziesz chciał studiować. Za miesiąc wakacje i masz dobre oceny. Moglibyśmy pojechać do cioci Soni.
- Razem? – Avis podniósł na mężczyznę załzawione oczka, które w tym momencie nieco się ożywiły. Dawno nie robili sobie takiego rodzinnego wypadu. Uwielbiał je, tatusiowe stanowili dla niego nieustanne źródło rozrywki. Pomysłowy, ciągle wpadający w tarapaty Luis i porywczy Avgar, stanowili dość komiczną parę. Potrafili jednak przezwyciężyć wszystkie problemy dzięki łączącemu ich silnemu uczuciu, które zawsze podziwiał. O czymś takim, marzył dla siebie. Teraz jego świat się zawalił i być może już nigdy nie odzyska swoich kolorów. Łzy znowu napłynęły mu do oczu. Zaczął gwałtownie szlochać wtulony w pierś ojca, któremu krajało się serce na widok jego smutku.
- Spakuj nas wszystkich i otwórz portal do domu Soni. Nie chcę korzystać z komunikacji, kiedy mały jest w takim stanie – odezwał się Luis do męża, który natychmiast poszedł wykonać jego polecenie.W pełni się z nim zgadzał, że powinni wyjechać. Po trzech godzinach wyruszyli w podróż, z której nie mieli zamiaru zbyt szybko powrócić.
***
   Zolli zerwał się nagle łóżka na równe nogi. Zerknął na zegar i zaczął się w pośpiechu ubierać. Jak mógł tak strasznie zaspać? Strach usiadł mu na piersiach i wczepił się w niego ostrymi jak sztylety pazurami, niemal go dusząc. Skacząc po dwa schody zbiegł na parter.
- Dokąd? Chodź na obiad! – zawołał za nim Sam, ale odpowiedziało mu tylko trzaśnięcie drzwiami.
- Coś się musiało stać, bo koło południa nasi sąsiedzi gdzieś wyjechali. Chyba planują dłuższy pobyt, bo mieli spakowanych sporo rzeczy. Nie wiem jak ty, ale ja mam wrażenie, że między chłopcami doszło do ostrej awantury i postanowili z tym skończyć. Tak samo jak my martwią się tą sytuacją. – Pokręcił głową Artur.
- Nie mogę w to uwierzyć – Sam wystawił przez okno głowę. – Faktycznie masz rację, dom zamknięty jest na głucho i nikogo nie ma w środku. Musiało się wydarzyć cos naprawdę paskudnego, skoro się zdecydowali na taki gest.- Usłyszał pośpieszne kroki, do domu wpadł zdyszany Zolli z rozwianymi włosami i błędnym wzrokiem.
- Tato, nie ma ich! Gdzie się mogli podziać? Muszę natychmiast porozmawiać z Avisem! – Cały się trząsł ze zdenerwowania.
- Raczej nie będziesz miał okazji, wyjechali kilka godzin temu. Nie zostawili adresu ani numeru telefonu. Najwyraźniej nie życzą sobie żadnych kontaktów – odezwał się spokojnie Artur i położył mu rękę na ramieniu uspokajającym gestem.
- Ale chcę mu wytłumaczyć… - Popatrzył bezradnie na rodziców, a jego poszarzałą twarz wykrzywił ból. Jego anioł zniknął przeświadczony, że jest najgorszym draniem na świecie. Nie może tego tak zostawić, musi go odnaleźć. Wybiegł ponownie z domu.
***
   Dzień po dniu Zolli szukał Avisa, spotkał się ze wszystkimi jego znajomymi, ale nikt nie wiedział dokąd się udał. Nawet do Patryka napisał tylko jednego sms’a,  że jest z rodzicami i nie ma zamiaru tu powrócić. Będzie kontynuował naukę za granicą. To była przysłowiowa kropla, która przelała czarę goryczy. Mężczyzna z początku miał nadzieję, że kiedy w końcu spotka się z chłopcem, jakoś dojdą do porozumienia. Może nie od razu, ale po jakimś czasie mu wybaczy krzywdy,  jakie wyrządził, a on ze swojej strony zrobi wszystko, by poprawić stosunki między nimi. Upłynęło kilka tygodni, zanim do niego dotarło, że być może już nigdy się nie zobaczą. Po rozmowie ż Patrykiem, który patrzył na niego jak wyjątkowo paskudny rodzaj robaka, całkowicie się załamał. Zamknął się w swoim pokoju niczym w grobowcu i przestał się do kogokolwiek odzywać. Prawie nic nie jadł, nie mył się, leżał tylko na łóżku i tępo patrzył w sufit. Żadne prośby, ani groźby rodziców nic nie pomagały. Przestał odróżniać pory dnia, zobojętniał zupełnie na otoczenie, jakby zamienił się w marmur, zimny i obojętny na wszystko. Natomiast w jego duszy szalał prawdziwy huragan. Wspomnienia płynęły wartkim strumieniem, doprowadzając go do szaleństwa.

Te najpiękniejsze…
Avis próbujący wymusić na nim pierwszy pocałunek,
Avis skradający się pod oknem łazienki,
Avis delikatnie opatrujący jego rany,
Avis i jego słodki uśmiech, kiedy wręczał mu prezent urodzinowy,
Avis przytulający się do niego na motorze…

I te, które spychały go na dno piekła…
Łzy na policzkach Avisa, kiedy zobaczył go całującego się przed domem ze swoim chłopakiem,
Smutek w oczach Avisa, kiedy nie dostał od niego Walentynki,
Strach, kiedy krzyczał na Avisa za zniszczenie ulubionej koszuli
Ból na szczupłej buzi, kiedy odebrał Avisowi sweter, który trzymał pod poduszką niczym skarb i tulił do siebie każdej nocy
   
   Nagle jego spojrzenie padło na biurko, coś tam leżało. Sięgnął powoli ręką. To był szalik chłopca, który zabrał mu poprzedniej zimy za karę, gdy zwalił na niego z dachu całą lawinę śniegu. Przytulił do niego policzek, nadal pachniał fiołkami. 
Prosta myśl uderzyła go niczym obuchem, aż cały skulił się pod wpływem cierpienia - już nigdy nie poczuje tego słodkiego zapachu, którym emanowała zawsze skóra i włosy Avisa. Jeśli przez resztę życia ma tak cierpieć, to po co właściwie ma żyć? Jego świat umarł, stał się szary, mroczny, pełen przerażających koszmarów i dojmującego smutku. Z szuflady wyjął składany scyzoryk, który dostał od chłopca na dziesiąte urodziny. Bez wahania wbił go w nadgarstek aż po rękojeść. Ciął wzdłuż przedramienia, najgłębiej jak potrafił. Z chorą fascynacją patrzył jak krew zaczyna płynąć coraz szybszym strumieniem. Prawie nie czuł bólu, ten psychiczny był o wiele silniejszy. Nikogo już nie skrzywdzi. Już niedługo zaśnie, zaśnie na zawsze…

9 komentarzy:

  1. JAK MOGŁAŚ!!!!! W takim momencie, no jak:( Mam ochotę przywiązać Cię do komputera i zmusić do pisania.
    Mimo że byłam przeciwna opisania tego w jednym rozdziale bo wydawało mi się że będzie za szybko za dużo i się to rozmyje muszę jednak trochę zdanie zmienić no i nikt nie chciał mieć przez 5 rozdziałów opisywanej depresji mimo to opisz co przez ten czas działo się z Avisem było by miło.
    Co do notki. Początek już rozdzierał serce ale za to koniec był.... no ni powiem piękny ale był pięknie tragiczny. Zolli jednak zasłużył na cierpienie. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć że go zabijesz.
    No i rodzice Avisa są ja zawsze super i dobrze że zabrali go daleko od sąsiada. Co do samego malucha to bardzo było mi go szkoda na początku notki. Jego część była przygnębiająca.
    Ale to nic w porównaniu z częścią Zolli mimo wszystko jakoś nie mam dla niego za dużo współczucia.
    Pisz pisz szybko kolejną część bo już nie mogę się doczekać na to co się stanie dalej.
    Dużo dużo weny i chęci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zolli nie !!! Pięknie, doprowadziłaś mnie do płaczu...
    Biedny Avis .. moje maleństwo... aż mi się serce kraja. Avgar i Luis strasznie się martwią i mają rację.... ale także Sam i Artur mają zmartwienia... Avis i Zolli...
    Oni zginął bez siebie... obaj już nie umieją bez siebie funkcjonować, ich świat ich życie właśnie się zakończyło co mnie przeraża...
    jeszcze Zolli i ten scyzoryk! Nie nie nie nie nie !! Nie zgadzam się ! Zolli nie umieraj!
    Twoja zapłakana Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. ooooh, prawie się popłakałam. Zolli na to zasłużył, jednak Avis też nie jest bez winy. Czekam aż będą razem, Zolli nie może umrzeć...

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo smutnie się zakończył ten rozdział, mam nadzieje, że w następnym rozdziale coś się naprawi

    OdpowiedzUsuń
  5. OMG co to się dzieje!? Zolli nie może się zabić! a co... omg :( ostatnie zdanie sprawiło, że jestem teraz mega nabuzowana i mało brakuje żebym się popłakała!

    nie wiem co myśleć...

    ps: ile będzie jeszcze rozdziałów??

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    wspaniały rozdział.... Avgar bardzo się troszczy o swojego synka..... jak tak mogłaś... niech Samuel, albo Artur wejdą do pokoju Zolliego..... ale tak to jest, doceniamy coś kiedy to stracimy.....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Nieeee, Zolli, powinieneś za nim idioto jechać...;_; Lecę czytać następny rozdział, końcówka była strasznie wzruszająca ;_;

    OdpowiedzUsuń
  8. Popłakałam się przez Ciebie... bardzo dziękuje... rozdział świetny, ale... Zolli, debilu, NIE MASZ PRAWA UMIERAĆ!! JAK UMRZESZ TO CIĘ ZABIJĘ! xD Nie no nie dam rady, lece czytać dalej, bo nerwicy dostanę!
    ~Arashi~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,Jak umrzesz to cię zabiję" - muszę przyznać, ze to zdanie na długo zapamiętam. Temat poważny, a ja się poturlałam ze śmiechu. Uwielbiam taka logikę.:))

      Usuń