Leżeli wtuleni w siebie nawzajem. Patrzyli sobie w oczy i rozumieli się bez słów. Wydawały im się w tym momencie zbędne, na tłumaczenia przyjdzie czas później. Teraz chcieli nacieszyć się tą słodką chwilą, pragnęli, aby trwała wiecznie. Język ciała i duszy nie potrzebował słowników, był uniwersalny, zrozumiały dla obojga. Wystarczył dotyk, spojrzenie, uśmiech, ton głosu partnera. Szczery do
bólu, mówił prosto z mostu i nie istniało w nim pojęcie kłamstwa. Obaj instynktownie o tym wiedzieli, ale
dopiero teraz odważyli się zaufać w pełni swoim uczuciom. Avis położył głowę na
ramieniu Zolliego. Mężczyzna pocałował czule jasne czoło. Żaden nie miał ochoty
podnieść się pierwszy. Dopiero dziwne dźwięki, dobiegające z ich brzuchów zmobilizowały
ich do wstania z łóżka.
- Zrobimy sobie piknik nad rzeką? – Chłopak usiadł i
popatrzył na mężczyznę z nadzieją. Nie było chyba na świecie nikogo, kto potrafiłby
odmówić tym błyszczącym, podekscytowaniem
ślepkom. – Pójdę do domu się wykąpać i przebrać. Za godzinę spotkamy się
na podwórku.
- A nie wolałbyś wykąpać się ze mną? Umyłbym ci
plecki – kusił Zolli, obserwując z ogromną przyjemnością ogniste rumieńce,
które pojawiły się właśnie na twarzy chłopaka.
- Na to trzeba sobie zasłużyć! - Avis pokazał mu
język, po czym uciekł przez okno. Miał biedak niesamowitego pecha, bo wleciał do kuchni w swoim domu
akurat w tym momencie, kiedy jego ojciec schodził właśnie na poranna kawkę. Pod chłodnym spojrzeniem demona klapnął zmieszany na pierwsze z brzegu krzesło
- Jak miło o świcie wpaść na małego zbiega – rzucił
drwiąco mężczyzna. – Na świecie postęp goni postęp. Istnieją satelity,
telefony, internet, ale mój syn widać nie nauczył się z nich korzystać.-
Spojrzał groźnie na struchlałego chłopaka. – Uciekł w środku nocy i nie raczył
zawiadomić swoich rodziców, co się z nim stało. – Tu trzasnął garnkiem o piec aż
zadudniło. – Nie ważne, że oni zamartwiali się do białego rana.
- Ale tatusiu, to była wyjątkowa sytuacja – pisnął niepewnie.
– Co wy tu właściwie robicie?
- Po obdzwonieniu wszystkich komisariatów oraz szpitali
w Londynie, doszliśmy do wniosku, że może jednak, wbrew wcześniejszym
zapewnieniom, wróciłeś do domu. – Avgar z ulgą zauważył, że twarz syna
promienieje. Znowu była pełna energii i chęci do życia. Musiał widocznie pogodzić się z tym wrednym mechanikiem. Nie miał
pojęcia jak zniesie Zolliego u boku Avisa, facet działał na niego jak płachta na byka. Nie takiego zięcia wymarzył sobie dla
swojego małego skarbu. Będzie ich musiał pilnować, żeby im jakieś głupstwa nie przychodziły do głowy. Jego aniołek, był jeszcze za młody na poważny związek,
nie mówiąc już o seksie. Jedyne co dopuszczał, co prawda z wielkim trudem, to trzymanie się za ręce. Na myśl
o tym, że ktoś mógłby pocałować chłopca, aż do siebie zawarczał. – A ty dokąd?!
– odwrócił się do umykającego po schodach syna.
- No umyć się, przebrać, takie tam – odezwał się Avis, przybierając najniewinniejszą minę, na jaką go było stać. Nie chciał
drażnić ojca, który najwyraźniej znowu zaczął dostawać paranoi i wszędzie
widział potencjalnych uwodzicieli, robiących zakusy na jego wianek. – Zaraz zejdę
na śniadanko.
***
Kiedy po
pól godzinie Avis zszedł na dół rodzice siedzieli już przy stole i o coś jak
zwykle się sprzeczali. Zniecierpliwiony Luis rzucił w końcu w męża jabłkiem.
Chłopak obciągnął nisko krótką bluzkę, aby ukryć wystający goły brzuch i białe,
dopasowane na biodrach jeansach. Na szczęście zajęci sobą mężczyźni, nie zwrócili uwagi w
co jest ubrany ich jedynak.
- Dzień dobry – rzucił spokojnie siadając za stołem.
– Przepraszam za to zamieszanie. – Pocałował w policzek Luisa.
- Już dobrze kochanie – mamuś pogładził go po
policzku. – Najważniejsze, że wszystko się ułożyło, bo tak chyba jest, sądząc
po twoim uśmiechu.
- Tak, myślę, że tak. – Zarumienił się lekko
chłopiec. – Musimy sobie wyjaśnić jeszcze kilka spraw, ale doszliśmy do
porozumienia. – Zaczął pakować sobie do ust wszystko co miał pod ręką, niczym mały
chomik.
- Ogromnie się cieszę, byłeś taki smutny skarbie.
- Nie mam pojęcia z czego się tak cieszysz? –
mruknął pod nosem Avgar. – To jeszcze dziecko, powinien siedzieć w domu i się uczyć!
- Ja z tobą ty średniowieczny tyranie kiedyś
zwariuję! – pogroził mężowi Luis. – On za niedługo zacznie studiować, na
wykłady też będziesz z nim chodził? Ma już osiemnaście lat.
- Właściwie dlaczego nie – wzruszył ramionami demon.
- Zaraz cię czymś palnę! – Mężczyzna zamierzył się na
niego gazetą. – Może załóż mu pas cnoty, a kluczyk zawieś sobie na szyi.
- A wiesz, że w zamku mam coś takiego. Jeszcze nie
używany. – Zaczął się zastanawiać nad tą opcją demon.
- Nie wytrzymam! – Luis rzucił się na Avgara,
przeważył krzesło i obaj wylądowali na podłodze. - Jak to się do cholery dzieje,
że zawsze jestem pod spodem.? – pisnął kiedy potężne ciało przygniotło go do
paneli. - Złaź ze mnie!
- To twoja życiowa rola kochanie. – Niepoprawny demon
z błyskiem w oku wpił się mu ustami szyję.
***
Tymczasem
Avis skorzystał z okazji i co sił w błoniastych skrzydełkach umknął z domu.
Tatusiowie tarzający się po podłodze, to nie było coś, co jakieś dziecko
chciało by oglądać. Często się kłócili, ale potem bardzo szybko i z ogromnym zapałem godzili. Jeden bez
drugiego nie umiał wytrzymać nawet kilku godzin. Miał nadzieję, że jego związek
z Zollim będzie równie udany.
- Jesteś gotowy? – mężczyzna stał przyczajony za
drzewem. Dobrze znał demona i jego bzika na punkcie syna. Wolał nie rzucać się
mu w oczy. Trzymał w rękach koszyk piknikowy i spory pled.
- Jesteś strasznie blady, może zostańmy w domu? –
Chłopak popatrzył na niego zaniepokojony.
- To niedaleko, dam radę. – Uśmiechnął się do niego, po czym objął jego smukłą sylwetkę zachwyconym spojrzeniem. – Pięknie wyglądasz.
- W takim razie pomogę. – Avis wziął od niego wypełniony po brzegi koszyk i ruszył przodem. Zolliemu rzeczywiście nieco kręciło się w głowie, ale
na widok kołyszącego się przed nim poziomkowego tatuażu na zgrabnym tyłku, wszystkie dolegliwości natychmiast mu przeszły.
Nawet gdyby się miał zaczołgać, z pewnością dotrze na miejsce.
Była piękna pogoda. Ciepły letni wietrzyk
owiewał ich twarze. Zagłębili się w gęsty las i szybko dotarli na swoje ulubione
miejsce nad rzeką. Nikt z miasteczka tutaj nie przychodził, bo cieszyło się paskudną sławą. Avgar skutecznie nastraszył wszystkich sąsiadów, dzięki temu mieli
spokój. Woda nie była tu zbyt głęboka, płynęła leniwie, nagrzana promieniami słońca,
dno pokrywał biały, miękki piasek. Bujna zielona trawa wprost zapraszała do wypoczynku.
Chłopiec rozłożył pled pod potężnym dębem. Usiadł wygodnie i poklepał koc obok
siebie.
- Mam coś dla ciebie. – Zolli posłusznie zajął wskazane miejsce. Wyciągnął z kieszeni koszuli elegancką kopertę, na
której widniało wypisane ozdobnymi literami jego imię, a następnie podał ją
zaciekawionemu Avisowi.
- Pachnie – chłopiec zaczął ją najpierw obwąchiwać. Ostrożnie rozdarł papier i zaczął powoli czytać. Na jego policzkach pojawiły się delikatne
rumieńce, a błękitne oczy zalśniły niczym małe latarenki.
Deklaracja
Miłości
Będę cię kochał każdego dnia, każdej
godziny, każdej
minuty, coraz więcej
i więcej
Będę
cię wielbił, tulił i
pieścił
Będę z tobą na zawsze i nigdy cię nie opuszczę
Będę z tobą na zawsze i nigdy cię nie opuszczę
Będę
ci patrzył
w oczy rano, kiedy je otworzysz i wieczór, kiedy będziesz je zamykał
Na
zawsze TWÓJ
Zolli
Wszystko to wypisane na śnieżnobiałym papierze
czerwonym atramentem. Chłopak nie spodziewał się, że mężczyzna weźmie poważnie jego
słowa o deklaracji uczucia na piśmie. Dla kogoś innego może brzmiało to zbyt
słodko, ckliwie i niemądrze, ale on był zachwycony każdziuteńką literką. Tak długo czekał na jakikolwiek przejaw uczucia ze strony ukochanego, że teraz cieszył się najmniejszym
drobiazgiem. Tymczasem Zolli uklęknął z poważną miną i spojrzał mu czule w czy.
- Chciałbym cie przeprosić, za wszystkie złe chwile,
za wszystkie łzy, które przeze mnie wylałeś. Wiem, że nie mogę cofnąć czasu, ale
postaram ci się to wszystko wynagrodzić. Byłem strasznym głupcem. Miałem pod samym
nosem taki skarb jak ty, a szukałem po świecie nie wiadomo czego. - Ujął drobne
dłonie chłopaka i wtulił w nie swoją twarz. – I jeszcze coś. Ta cała maskarada
nie była jakimś głupim kawałem z mojej strony. Bardzo chciałem się do ciebie zbliżyć,
ale nie wiedziałem jak to zrobić. Gniewałeś się na mnie, a jak tak się bałem,
że stracę cię na zawsze. To miało być tylko na dzień lub dwa. Pragnąłem ci się
pokazać od innej strony, przekonać jakoś do siebie, zanim zdejmę maskę.
Niestety wyszło jak wyszło.
Tymczasem Lucyfer po wejściu do gabinetu ministra wyczuł, że coś jest nie w porządku. Na podłodze pod drzwiami leżały klucze, jakby ktoś zamknął się nimi od środka. Nikogo jednak nie zastali. Mieli przed sobą wiele spraw do omówienia. Lubił współpracować z tym siwym, doświadczonym mężczyzną. Nalali sobie po filiżance kawy i zagłębili się w dokumenty. Co chwilę dobiegały ich jednak jakieś przytłumione szelesty, stukoty, pomruki. Zaciekawiony rozejrzał się bacznie dookoła i jego wzrok padł na szafę. Najwyraźniej coś dziwnego działo się w jej wnętrzu. Już miał zamiar wstać, kiedy jego noga trafiła pod biurkiem na miękką przeszkodę. Zerknął dyskretnie w dół i zobaczył dobrze mu znany rękaw od kontusza syna, splątany ściśle z koszulą Patryka. Kopnął ją głębiej, by siedzący naprzeciwko minister niczego nie zauważył. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co tych dwoje łobuzów wyprawia właśnie tuż obok. Miał tylko nadzieję, że zachowają zdrowy rozsądek i będą siedzieć cicho. Niestety szybko się przekonał, że nie ma na to co liczyć.
- Już dobrze – Avis wdrapał się mu na kolana, a
potem zarzucił ręce na szyję. – Ja też nie jestem bez winy. Zareagowałem jak
furiat, powinienem ci pozwolić się wytłumaczyć zamiast uciekać. Przyrzeknij, że
w razie kłótni będziemy ze sobą rozmawiać i szczerze mówić o swoich żalach. –
Cmoknął mężczyznę nieśmiało w usta. – To na przeprosiny.
- Mogę dostać jeszcze jednego? – Zolli zobaczył
sceptyczną minę Avisa. – Wiesz, taki mały zadatek na poczet przyszłych kłótni. –
Kusił gładząc pieszczotliwie plecy chłopaka.
- No nie wiem, robisz się strasznie zachłanny. –
Pomiział nosem policzek Zolliego. - Dostaniesz, jak mi powiesz, co to jest pas
cnoty. Ojciec dzisiaj przy śniadaniu groził, że mi go założy. – Dodał poważnie.
- Zupełnie oszalał – zachichotał mężczyzna. A widząc
niezrozumienie na twarzy ukochanego wziął głęboki oddech, aby się uspokoić. –
To takie urządzenie, które się zakłada, by nie można było uprawiać seksu.
Jakby pas zamykany na kłódkę, zakrywający to i owo.
- Och… - Avis był już czerwony jak zachodzące
słoneczko. Ukrył płonącą twarz na ramieniu mężczyzny. Nie mógł sobie darować,
że spytał go o coś takiego. Zawsze musiał wyskoczyć z czymś niestosownym.
- Nie bądź niemądry i przestań się przejmować
głupotami. Będziemy się kochać, jeśli tylko będziesz na to gotowy – szepnął mu
gorąco do ucha Zolli. Chłopak, taki zawstydzony i wtulony w niego niczym mały kociak,
wydawał mu się najsłodszym stworzeniem na świecie. Najchętniej od razu zaniósłby
go do sypialni i kochał się z nim do świtu. Nie sądził jednak, by zbyt dobrze przyjął
taką bezpośrednią propozycję. Zaczeka, ile będzie trzeba na jakiś znak z jego strony.
***
Belzebub
przynajmniej raz w miesiącu zapraszał przyjaciół na karty. W ściśle męskim
gronie rozmawiali do późna, najczęściej o swoich domowych problemach. Avgar, Bez oraz Julian siedzieli właśnie w ustronnym
saloniku z drinkami w dłoniach i plotkowali nie mniej zawzięcie niż ich mężowie.
Tym razem podstępny władca chciał przy okazji wcielić w życie swój mały plan nad którym myślał już od kilku dni. Podpuszczenie tych dwóch zaborczych ojców, nie powinno być zbyt trudne.
- Co słychać u twojego syna? – spojrzał na demona. -
Widziałem, że miłość kwitnie – dodał z niewinnym uśmieszkiem.
- Gadaj natychmiast, co takiego widziałeś? – Zdenerwował
się natychmiast porywczy mężczyzna.
- Wydawało mi się, że twój syn, to jeszcze niemal dziecko. Chyba jednak się myliłem, bo śmiało sobie poczynał ze swoim chłopakiem na pikniku.
- Niech to szlag! – warknął wściekły Avgar. – Urwę jaja
temu zboczonemu mechanikowi!
- A pewnie, do boju! Wykastruj złodzieja! – zachichotał Boruta.
- Ty się nie śmiej z niego, lepiej byś się zainteresował naszymi chłopcami. Ja nie mam na to czasu, ale jak wszedłem ostatnio do
sypialni Patryka, to całowali się na dywanie tak ogniście, że o mało od tego
nie spłonął – rzucił Bez z podejrzanym błyskiem w oku.
- A to dranie! Tłumaczyłem synowi, że powinien zachowywać
się odpowiednio do pozycji – mruknął gniewnie Julian i zerwał się z krzesła.
***
Patryk i
Damon mieli ostatnio sporo problemów. Boruta zaczął reagować na księcia identycznie jak demon
na Zolliego. Dosłownie nie spuszczał chłopców z oczu, wynajdował setki
pretekstów, by przebywać w ich pobliżu. Nie mogli nawet stanąć zbyt blisko
siebie, by nie usłyszeć wściekłego warkotu zaborczego ojca. Po kilku dniach
takiego traktowania, obaj myśleli tylko o jednym. Jak się wymknąć w ustronne
miejsce, gdzie mogliby pozwolić sobie na małą sesję całowania. Kiedy Julian
zagadał się na pałacowym korytarzu z jakimiś dworzaninem, wykorzystali okazję i umknęli do pierwszego
z brzegu pokoju. Najwyraźniej było to czyjeś biuro. Zamknęli się w nim na klucz
i rzucili się na siebie jak para tygrysów. Jedne wygłodniałe usta wpiły
się w drugie usta, a dwie pary rąk zaczęły niecierpliwie błądzić po
spragnionych pieszczot ciałach. Nawet nie wiedzieli, kiedy pozdzierali z siebie
ubrania, zostając w samych bokserkach.
- Oszalałeś? A jak nas tu złapią?! – Patryk nieco
oprzytomniał, kiedy poczuł chłodne powietrze na nagiej skórze.
- Daj spokój, nikogo tu nie ma. – Damon otarł się o
niego swoimi biodrami. Wyczuł, że chłopak jest równie podniecony co on. Jego
nabrzmiały penis sterczał dumnie do góry, jakby chciał przebić materiał na
wylot. – Proszę, przecież tego chcesz – szepnął mu namiętnie do ucha, po czym
zsunął dłonie na pośladki narzeczonego.
- Mhm… - jęknął
w odpowiedzi Patryk, ruda kitka splotła się z jasną w czułym uścisku.
Niespodziewanie, przez otaczającą ich mgłę pożądania, usłyszeli głośną rozmowę, najwyraźniej ktoś zbliżał się do drzwi. Z przerażeniem zobaczyli, jak klucz wysuwa się z zamka, po czym z brzękiem upada na podłogę,
pchnięty czymś z drugiej strony. Damon przytomnie kopnął ich ubrania pod komodę, a potem pociągnął chłopaka do ogromnej szafy, stojącej w kącie pokoju. Pełno w niej
było niemodnych kontuszy i garniturów. Ledwie zdążyli się usadowić, kiedy
otwarły się drzwi. Poznali głos Lucjusza oraz ministra skarbu, omawiali jakieś
sporne kwestie. Usiedli przy biurku i zaczęli szeleścić papierami.
- Chyba nie wyjdą stąd zbyt szybko - stwierdził po
chwili książę.
- To wszystko przez ciebie napalony głupku! – Patryk
namacał ucho narzeczonego i mocno za nie pociągnął. – Umrę ze wstydu jak nas tu
nakryją.
Przez jakiś
kwadrans wiercili się niespokojnie, szukając jak najwygodniejszych pozycji. Pościągali
z wieszaków jedwabne koszule i uwili sobie na dnie
przepastnej szafy całkiem niezłe gniazdko. Z początku starali się zachowywać jak najspokojniej, nie wykonywać
żadnych gwałtownych ruchów, nie mogli jednak uniknąć przypadkowych dotknięć.
Panowały tutaj egipskie ciemności i wszystko robili po omacku. Podniecenie,
które w pierwszej chwili opadło znowu zaczęło narastać.
- Oszaleję – pisnął cicho Patryk zażenowany
nabrzmiałym problemem w spodenkach. – Jak długo mają zamiar tak gadać? –
Poprawił na sobie bokserki, które uwierały go coraz bardziej. Nawet taki niewinny dotyk zapalił tysiące drżących iskierek, które rozeszły się po całym jego ciele.
- Pomóc? – zaproponował uprzejmie Damon, po czym nie
czekając na odpowiedź zsunął się w dół i jednym, szybkim ruchem roztargał
bokserki, nie spodziewającego się takiego bezczelnego ataku chłopaka. – Po kłopocie! –
Dmuchnął na sterczącego tuż przed jego nosem nabrzmiałego penisa.
- Zabiję cię – jęknął Patryk, próbując się odsunąć
na bezpieczną odległość, ale w tym momencie zachłanne usta wessały go do środka,
a silne dłonie stanowczo unieruchomiły mu biodra. – Och… idiota… hmm…. Tam jest
twój ojciec do cholery.
- Więc bądź cicho – wymruczał Damon, liżąc zapamiętale
pulsującego członka i głaszcząc pieszczotliwie smukłe uda.
- Zostaw go w spokoju zboczeńcu! – Warknął resztkami
zdrowego rozsądku.
- Nie ma sprawy, zajmę się drugą stroną – usłyszał nieco
schrypnięty głos księcia.
- O czym ty gadasz? - Chłopak nie miał bladego pojęcia, co chodzi po głowie temu draniowi. Wiedział jedno, że jeżeli natychmiast nie
przestanie, zacznie krzyczeć i zaliczą wpadkę stulecia. Już teraz ledwo nad sobą panował. Nagle został
odwrócony na brzuch, a ciepły, śliski język zaczął wędrować śmiało po jego
wypiętych pośladkach. – Co wyprawiasz?!
- Chcę się z tobą kochać, najlepiej natychmiast! –
Pożądliwe dłonie masowały umiejętnie plecy i ponętny tyłek. – Masz taką
aksamitną skórę. – Wpił się ustami w jędrny mięsień.
- Pijawka! – W tym momencie chłopak omal nie spuścił
się na ozdobny kontusz ministra. – Wyno… - Zagryzł zęby na rękawie garnituru,
bo sprytny język wsunął się do jego ciasnego otworku. Wrażenie było nieziemskie,
pierwszy raz ktoś pieścił go tak intymnie. Teraz mógł już tylko cichutko
posapywać, drżąc na całym ciele. Poczuł jak smukły palec zaczyna penetrować
jego wnętrze. Nagle dotknął jakiegoś tajemniczego punktu i chłopak zobaczył gwiazdy. Nie
wiedział co się z nim dzieje, wypiął się tylko mocniej w stronę narzeczonego, skomląc błagalnie o więcej. – Damon… proszę…
- Też cię pragnę, tak bardzo, że ledwo mogę oddychać
– szepnął namiętnie książę. – Niczego się nie bój, poprowadzę cię. - Przez
chwilę jeszcze rozciągał dyszącego coraz szybciej kochanka. Po czym usiadł z
plecami opartymi o ścianę szafy, podniósł chłopaka i posadził sobie na kolanach.
- Złap mnie za szyję kochanie. - Pocałował słodkie usta i rozsunął dłońmi jego
pośladki. – Opuszczaj się powoli.
- Och… - Patryk poczuł jak coś dużego, zaczyna napierać
na jego rozluźniony otwór. Przymknął oczy i starał się spokojnie oddychać. Zacisnął palce na ramionach Damona. Czuł
rozpieranie, rozkoszne gorąco i pulsowanie członka w swoim wnętrzu. Kiedy
dotknął jego prostaty, cały świat wybuchnął niczym supernowa. Zaczęło kręcić się mu w
głowie od napływających doznań. – Aaa… - zajęczał bezradnie w usta
narzeczonego. Ogonki natychmiast splotły się w ścisły węzeł, działały niczym
wzmacniacz, zwielokrotniając emocje.
- Ciśś… słodki… ciśś… - Mężczyzna resztkami świadomości,
starał się uciszyć kochanka. W przypływie natchnienia włożył mu do ust
elegancką apaszkę ministra. – Zagryź na niej zęby. – Teraz zaczęli się poruszać
w zgodnym rytmie, zatraceni w rozkoszy. Damon zacisnął dłonie na pośladkach
chłopaka, pomagając mu unosić się i opadać, w nieznośnie powolnym tańcu miłości.
Tymczasem Lucyfer po wejściu do gabinetu ministra wyczuł, że coś jest nie w porządku. Na podłodze pod drzwiami leżały klucze, jakby ktoś zamknął się nimi od środka. Nikogo jednak nie zastali. Mieli przed sobą wiele spraw do omówienia. Lubił współpracować z tym siwym, doświadczonym mężczyzną. Nalali sobie po filiżance kawy i zagłębili się w dokumenty. Co chwilę dobiegały ich jednak jakieś przytłumione szelesty, stukoty, pomruki. Zaciekawiony rozejrzał się bacznie dookoła i jego wzrok padł na szafę. Najwyraźniej coś dziwnego działo się w jej wnętrzu. Już miał zamiar wstać, kiedy jego noga trafiła pod biurkiem na miękką przeszkodę. Zerknął dyskretnie w dół i zobaczył dobrze mu znany rękaw od kontusza syna, splątany ściśle z koszulą Patryka. Kopnął ją głębiej, by siedzący naprzeciwko minister niczego nie zauważył. Nie chciał sobie nawet wyobrażać, co tych dwoje łobuzów wyprawia właśnie tuż obok. Miał tylko nadzieję, że zachowają zdrowy rozsądek i będą siedzieć cicho. Niestety szybko się przekonał, że nie ma na to co liczyć.
- Słyszał pan to? – Minister odwrócił się w stronę
potężnego mebla.
- Pewnie kot – odezwał się książę lekceważąco, w
duchu przyrzekając beztroskim draniom paskudną zemstę.
- Łup… łup… -
rozległy się miarowe uderzenia. Lu zrobiło się gorąco, zaczął rozróżniać niskie jęki Damona oraz wysokie piski Patryka.
Najwyraźniej ci niewyżyci idioci bzykali się w najlepsze w szafie mężczyzny. –
Yhe… yhe… - rozkasłał się nagle książę. Nie mógł dopuścić do takiej kompromitacji. –
Może wyjdziemy zobaczyć jak wygląda budowa tego pawilonu. Łatwiej będzie to ocenić na miejscu,
te dokumenty są dość mętne. – Wstał i ruszył do drzwi.
- Wypuśćmy najpierw tego kota, strasznie się tam miota. –
Minister wyciągną rękę w stronę mebla.
- Lepiej nie, służąca to zrobi. Takie zdenerwowane
zwierzę mogłoby pana podrapać – Lucyfer pociągnął go do wyjścia, przysięgając sobie,
że pomorduje gówniarzy jak tylko ich dorwie.
- Aaa… - dobiegł ich zza drzwi pełen wyzwolenia
skowyt.
- To faktycznie jakaś dzika bestia, dobrze, że nie
otworzyłem – stwierdził z ulgą mężczyzna i pokręcił siwą głową.
- Właśnie. – Idący za nim książę ukradkiem otarł pot
z czoła. Mało brakowało, a piekielne brukowce dostałyby temat miesiąca.
OMG hahah to jest cudo nad cudami, akcja w szafie no nie mogę tego pojąć jacy oni są szaleni ^^ :D
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHA:D teraz Patryk musi zajść w ciąże inaczej Lucek im nie podaruje :D A Bez ma szatański plan... ciekawe jaki:D teraz niech Avis i Zolli zrobią sobie jajko :D
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie wyszło :)
Dziękuje Dziękuje Dziękuje !!! Dostałam to co chciałam czyli scenkę z Patrykiem i Damonem <3 W życiu bym nie pomyślała, że rodzice będą ich aż tak pilnować, a przynajmniej Boruta haha :)
OdpowiedzUsuńTylko pytanie co teraz Avgar zrobi Zolliemu haha :)
Piknik,,,mhm,, i co ? Dostanie Zolli tego drugiego całusa? *_*
AH,,, uwielbiam to opowiadanie,,, szkoda,, że dobiega ono końca.
Już nie mogę się doczekać kolejnej notki ;3
Twoja Maru;3
Ha ha, fajna scena w szafie :) Znając charakterek Lucyfera, to nieźle się odegra na chłopcach. Avgar pewnie też da popalić Zolliemu.
OdpowiedzUsuńWeny życzę i pozdrawiam :)
Mam nadzieję, że Lu da im popalić ;p .. A co do 'jajka' to ja bym wolal trochę poczekać ;)
OdpowiedzUsuńCzy to był ich pierwszy raz? Gorąco :D Ale szafa u ministra.... W każdym razie fajnie to wyszło.
OdpowiedzUsuńTylko że nic nie przebije zaborczych ojców i to wszystkich. Oni zawsze po nie w czasie. Ktoś powinien im przypomnieć co robili jeszcze kilkanaście lat temu:)
Avis jest jeszcze bardziej słodki niż był:)
Dużo dużo weny i chęci. Rozdział bardzo dobry:)
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, jak widać Zolii naprawdę się stara naprawić wszystkie krzywdy jakie wyrządził Avisiowi.... Belzebub i jego perfidny plan..... akcja w szafie cudna, od razu przypomniała mi się akcja pod stołem między Julianem, a Dominikiem...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej!
OdpowiedzUsuńTak sobie czytam dla przypomnienia opowiaanie Krasna góra i zauważylem, że w tym opku są wszyscy jej bohaterowie oprócz mojej ukochanej pary:Nissima i Adasia. Fajnie by bylo gdyby się pojawili :)
D.
Znowu się popłakałam, tym razem ze śmiechu! Niewyżyci idioci, bzykający się w szafie xD. Prawie spadłam z krzesła. Man nieodparte wrażenie że ten ich pierwszy raz nie był zbyt wygodny. Strasznie jestem ciekawa, co to za plan, który wymyślił Bez. Lecę czytać dalej :>
OdpowiedzUsuń~Arashi~
Przez Ciebie zmaltretowałam moją ulubioną poduszkę, gdybym jej nie pogryzła to by się rodzinka zleciała i nie byłoby komputera przez tydzień. No jak można się śmiać o 3 w nocy?! :D
OdpowiedzUsuń~Azusa
I tak zostałam zabójca poduszek. Nie wiem, czy potrafię z tym żyć.:))
Usuń