poniedziałek, 18 marca 2013

Rozdział 13


Lucyfer usiadł na udach męża i nie miał odwagi nawet drgnąć. Miał przed sobą wspaniały męski tors, pięknie wyrzeźbione mięśnie aż prosiły się o dotyk. Spuścił wzrok nieco niżej. Ciemne sutki były wyraźnie stwardniałe. Bezwiednie się oblizał i zaczął zastanawiać jak mogą smakować. Ręka sama podniosła się do góry jakby obdarzona własnym życiem, ale gdy się spostrzegł co robi natychmiast ją cofnął. Gdzieś na dnie duszy nadal czaił się strach. Wydawało mu się, że jeśli zbliży się za bardzo Bez rzuci się na niego i przygniecie swoim potężnym ciałem. Brutalne obrazy z nocy poślubnej nadal głęboko w nim tkwiły. Wiedział, że to co się wtedy stało w jakimś stopniu  sam sprowokował. Igrał z władcą przez wiele lat, wiedząc jaki potrafi być porywczy i brutalny, gdy się go wyprowadzi z równowagi. Nie usprawiedliwia to bynajmniej tego co zrobił, ale… No właśnie. Zagryzł usta.
- Kochanie, nigdy bym nie pomyślał, że będziesz w łóżku taki nieśmiały. Prawdziwa z ciebie księżniczka, słodziutka i płochliwa, a te śliczne rumieńce na twojej twarzy dodają ci jeszcze uroku – mężczyzna pogłaskał go po policzku.
- Czy ty w ten pokrętny sposób chcesz mi powiedzieć, że zachowuję się jak jakaś niewydarzona blondyna?! – warknął w odpowiedzi Lu, a jego szare oczy zaczęły płonąć.
- Ależ skąd. Lubię tą kobiecą stronę twojej natury – prowokował go nadal Belzebub. Z całej siły starał się zachować powagę , widząc jak mąż się zaperzył i całkowicie zapomniał o swoich lękach. Tak łatwo zawsze było go rozdrażnić. Nie zdawał sobie biedak sprawy jak ponętnie wtedy wyglądał.
- Zaraz ci udowodnię, że jestem prawdziwym mężczyzną! – Lucyfer rzucił się mu na szyję i zaborczo wpił w usta. Ugryzł w dolną wargę i bez wahania wdarł się do środka. Nie zauważył nawet, że został przytulony do szerokiej piersi, tak był zajęty dokładnym poznawaniem zdobytego terytorium. Tymczasem duże dłonie głaskały jego plecy i tyłek. Smukłe ciało reagowało instynktownie. Wygięło się pod delikatną pieszczotą. Lgnęło do ciepła i coraz bardziej się rozgrzewało. Książę zorientował się co się dzieje dopiero, kiedy ręka męża zwędrowała między jego pośladki.
- Bez… co ty… och…! – jęknął i w tym momencie zatonął w jego spojrzeniu. Szkarłatne oczy patrzyły na niego z taką miłością i czułością, że coś ścisnęło go w piersiach, a w głowie powstał zamęt. Serce zaczęło się tłuc niespokojnie jakby mu chciało wyskoczyć z piersi. Przytulił się do niego z cichym westchnieniem. Wiedział, że drży jak przestraszone dziecko, ale nie potrafił tego opanować.
- Spokojnie skarbie, wszystko będzie dobrze – usłyszał cichy szept Beza. Zaczął go powoli całować. Przesuwał usta po jego twarzy jakby chciał w ten sposób nauczyć się jej na pamięć. – Szsz… nie bój się… – pieścił go łagodnymi ruchami. Gdy tylko poczuł, że mąż się odpręża i uspokaja, puścił go i uśmiechnął się, widząc niezbyt przytomny wyraz jego twarzy.
- To co będzie z tym śniadaniem? Chyba nie warto być  bohaterem – zrobił markotną minę.
- Ożesz ty… przewrotny…. – Lucyfer zerwał się z łóżka. – To nie moja wina, że zacząłeś od deseru – pokazał mu język i umknął do łazienki. Ścigał go głośny rechot zadowolonego z siebie Beza.

***

Dominik spędził całe popołudnie w zamku Juliana. Zwiedził go od piwnic po strych oprowadzany przez lokaja. Uzbrojony w gruby notes i długopis zapisywał wszystko co wymagało naprawy, sprzątania, bądź było zwyczajnie niefunkcjonalne. Po trzech godzinach zaglądania w każdą dziurę rozbolały go nogi. Postanowił odszukać Borutę. Miał wielką ochotę na jakiegoś zimnego drinka, ale nie zamierzał go pić w samotności. Znalazł go w gabinecie zakopanego po uszy w papierach. Nawet nie podniósł do góry głowy, więc musiało to być coś ważnego. Nie pozwolił się zignorować. Bezczelnie usiadł na kolanach zaskoczonego mężczyzny.
- Julek, powinieneś sobie zrobić przerwę. Napijesz się ze mną? – zrobił słodką minkę i zajrzał narzeczonemu w oczy.
- Przeskrobałeś coś? – zapytał podejrzliwie czart, który jakoś nie mógł uwierzyć w ten nagły przypływ uczuć. Taki milutki robił się tylko wtedy, gdy miał coś na sumieniu. - Chodźmy do salonu, tam mam dobrze zaopatrzony barek.
Dominik lubił tą przytulną komnatę. Miała duży, kamienny kominek, na podłodze leżał puszysty, przypominający leśny mech dywan oraz stojącą w kącie, bajecznie wygodną, skórzaną kanapę. Wziął kocyk z fotela i uwił sobie na niej wygodne gniazdko. Julian przyrządził kolorowe, pięknie pachnące drinki w wysokich szklankach. Jeden z nich podał narzeczonemu.
- Chcesz mnie upić i wykorzystać? – zarumienił się chłopak, ale nie odsunął się, kiedy mężczyzna usiadł obok niego.
- Skąd wiedziałeś, że taki mam plan? – wojewoda nawijał na swój palec rdzawy pukiel włosów. Ogonek zaczął się skradać, mając zamiar wpełznąć pod koszulkę. Został złapany przez Dominika na gorącym uczynku.
- Powiedz mi, dlaczego ja nie mam ogona, skoro jestem bliskim krewnym wuja? – Kompletnie zaskoczył tym pytaniem Juliana, który ogromnie się zmieszał pod jego bacznym spojrzeniem. Było wiele rzeczy o których powinien powiedzieć narzeczonemu, ale jakoś się nie mógł za to zabrać. - Nie kręć, widzę, że masz taki zamiar – ujął twarz czarta w swoje dłonie i cmoknął go w usta.
- No dobra, zacznijmy od kitki. Pamiętasz swojego ojca, albo wuja Rokitę?
- Ojciec umarł jak byłem bardzo mały, mam tylko jakieś bardzo mgliste wspomnienie jego głosu i sylwetki. Wuja widziałem tylko kilka razy i to z daleka. Matka go nie znosiła i nie pozwalała zbliżyć się do mnie. Co to jednak ma do ogona? – zdziwiony chłopak przytulił się do boku wojewody.
- Widzisz jeśli rodzi się mały czart, to jego ojciec bierze go na ręce, wypowiada starożytną formułę, uznając go za swoje dziecko i pojawia się ogonek. Twoja matka była wielką przeciwniczką Piekła i prawdopodobnie mu na to nie pozwoliła. W zastępstwie może to zrobić Belzebub, jako nasz władca – tłumaczył spokojnie Boruta, starając się nie ujawnić  zbyt wielu faktów. Gdyby Dominik dowiedział się nagle wszystkiego, to na pewno, znając jego porywczą naturę wyrwałby z niego flaki i nigdy więcej nie chciałby go widzieć na oczy.

- W takim razie chodźmy do pałacu – chłopak zerwał się z kanapy. – Chcę mieć własny ogonek.
- Ale czy mógłbyś tak nie ściskać mojego? – jęknął wojewoda, bo  narzeczony zamiast za rękę ciągnął za biedną kitkę i kierował się do wyjścia. – Wiesz, że to jest nieodwracalne?
- Nie szkodzi, przecież możecie je chować, prawda? Poza tym są całkiem słodziutkie – przejechał dłonią pod włos aż do nasady i z satysfakcją zauważył, że mężczyzna zrobił się cały czerwony. – Podoba mi się – dmuchnął na ogonek, a pod Julianem ugięły się nogi.
- Poczekaj, policzę się z tobą jak tylko będziesz miał swój! – fale gorąca przetaczały się przez jego ciało i kumulowały w dole brzucha. Ten mały drań równie dobrze mógłby go prowadzić trzymając za penisa. Nie zdawał sobie sprawy jak wrażliwa jest ta część ciała u czarta.
***


Monika ciężko harowała od rana w firmie ,,Ropuszka”. Gdyby teraz pojawił się tu ten łobuz Dominik z pewnością by go zadusiła swoją apaszką. Tymczasem Kusy był w swoim żywiole. Ubrany w swój najlepszy garnitur i z szerokim uśmiechem na przystojnej twarzy, wprowadzał dziewczynę w tajniki zarządzania zakładem. Okazało się, że mają odbiorców tego paskudztwa na całym świecie. W dodatku płacą za nie jakby było co najmniej ze złota. Jakby tego wszystkiego było mało, ku jej rozpaczy, to oślizgłe tałatajstwo pokochało ją od pierwszego wejrzenia. Pracownicy patrzyli na nią z podziwem, kiedy wsypała karmę do stawku z żabami, a wszystkie zielone potworki rzuciły się w jej kierunku, jakby to były zawody olimpijskie w pływaniu na czas. Bez żadnego wysiłku ze swojej strony zdobyła serca wszystkich, łącznie z dyrektorem Kusym, który nie spuszczał z niej zachwyconego wzroku. Pod koniec dnia była wykończona. Z wielką ulgą zamknęła za sobą drzwi gabinetu. Wreszcie, żeby już ją zupełnie dobić zepsuł się jej samochód. Za żadne skarby nie chciał odpalić, a ona była już taka głodna, że nawet myślała o spróbowaniu kilku ślimaków w maślanym sosie, jakie można było kupić w ich firmowym sklepiku. Mężczyzna, który właśnie otwierał drzwi do swojej limuzyny zatrzymał się, a potem ruszył w jej kierunku.
- Pani Moniko, podwiozę panią. Niech się tym zajmie pomoc drogowa, szkoda czasu – widać było, że jest ogromnie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ofiarował jej ramię i poprowadził jak prawdziwą damę do swojego samochodu.
- Nie chciałabym robić panu kłopotu – krygowała się dziewczyna, ale dobrze wiedziała, że nie ma innego wyjścia. W tym małym miasteczku nie było postoju taksówek.
Całą tą scenę obserwował z krzaków Amira, która za zakrętem zaparkowała swój motor. Dobrze widziała, jak dyrektor pół godziny wcześniej wrzucił coś do rury wydechowej auta przyjaciółki.
- A to cwany gad! Już ja mu dam tanie podrywy! – mruknęła pod nosem dziewczyna i korzystając z tego, że parka zagadała się na placu na temat jakiś służbowych spraw, podpełzła po cichu do eleganckiej limuzyny. Ostrym szponem przebiła wszystkie cztery koła. – Ciekawe czym teraz podwieziesz Monię? – na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Z powrotem weszła między drzewa i czekała na rozwój sytuacji. Mężczyzna otworzył drzwi i ze zdumieniem spostrzegł, że zamiast dobrze napompowanych opon ma kapcie, a ponieważ wszystkie były uszkodzone doszedł do wniosku, że musiał ostatnio zrobić sobie jakiegoś wroga. Taka piękna kobieta jak nowa dyrektorka na pewno miała wielu adoratorów. Postanowił dowiedzieć się czegoś na temat rywala. Nie miał wątpliwości, że bez problemu się go pozbędzie.

- Przykro mi, ale chyba nic z tego – ucałował dłoń dziewczyny, która właśnie zaczęła się zastanawiać, jakie wredne licho grasuje po ich parkingu. W tym momencie na plac wjechała na motorze uśmiechnięta słodko Amira. Oczywiście bez kasku, za to ubrana w modną skórzaną kurteczkę i obcisłe jeansy, podkreślające jej długie nogi.
- Monia, skoczysz ze mną na pizzę?! – krzyknęła do przyjaciółki.
- Chętnie, ale w tym stroju, to będzie spore wyzwanie – zerknęła na swoją dopasowaną, krótką spódniczkę i buty na obcasach.
- Nie przesadzaj, najwyżej się trochę pogapią – Amira wskazała jej miejsce za sobą. Dziewczyna usiadła, a nieszczęsna kiecka podjechała do góry.
- Cholera, to prawie jak striptiz, stracę cały autorytet! – jęknęła, widząc  wpatrzone w swoje uda oczy pracowników, którzy właśnie zaczęli wychodzić przez bramę. Rozległo się nawet kilka pełnych aprobaty gwizdów. – Jak to twoja sprawka, znajdę sposób, żeby się odegrać – syknęła do ucha przyjaciółki.
- No coś ty… - zaczęła wykręcać się dziewczyna pełnym oburzenia głosem, ale zaraz zamilkła, bo silne ramiona otoczyły ją w talii, a na szyi poczuła gorący oddech. Zarumieniona i mająca wyraźne kłopoty z zachowaniem równowagi powoli wyjechała z parkingu. Za sobą słyszała chichoty i głupie uwagi.
- Te lala, uważaj lepiej i dyrektorki nam nie zabij!
- Racja, gdzie znajdziemy drugą z takimi nogami!
- Ta czarnula też niezła, tylko rączki się jej jakoś trzęsą!

***
Belzebub był mocno zaskoczony prośbą Dominika i podejrzewał, że Boruta lwią część informacji na temat zwyczajów czartów zachował dla siebie. Skoro jednak ten mały tak się napalił, a on miał z nim kilka rachunków do wyrównania, nie widział powodu, żeby mu odmówić. Jak się zorientuje o co chodzi, będzie już po fakcie. Zobaczył oczami wyobraźni kilku ślicznych, płomiennowłosych zadziornych diabełków i uśmiechnął się do Boruty z pełnym zrozumieniem. Byli w gabinecie tylko we trójkę. Całe szczęście, że Lucyfer był zajęty przygotowaniami do wielkiego, urodzinowego balu. Na pewno by oświecił Rokitę i zrobił karczemną awanturę.
- Czy to będzie bolało? – zapytał nieco przestraszony chłopak.
- Nie, to tylko takie dziwne uczucie – uspokoił go władca. Skiną na wiercącego się niecierpliwie chłopaka, aby podszedł bliżej. Objął w pasie i zaczął recytować formułę.

Dominik poczuł napływające gorąco, zaczęło mu wirować w głowie. Miał wrażenie, że nie tylko wyrasta mu ogon, ale całe jego ciało zdawało się zmieniać. Największa rewolucja toczyła się w jego brzuchu. Coś torowało sobie drogę rozpychając inne organy. Zamknął oczy, bojąc się, że upadnie. Julian podszedł do chwiejącego się narzeczonego i otoczył go ramionami.
- Już po wszystkim, ale było naprawdę warto. Jest piękny, spójrz - obrócił go bokiem do wiszącego na ścianie lustra. – Tylko Lucyfer może się z tobą równać.
Chłopak zerknął niepewnie w szklaną taflę. Wypiął tyłek i po raz pierwszy w życiu zobaczył swój ogon. Sierść na nim była we wspaniałym, rdzawym kolorze,  lśniła w świetle lamp, przyciągając wzrok. Puszysta kitka miała bardzo długie, jedwabiste w dotyku włosy, o czym Dominik szybko się przekonał, kiedy zaczął ją miętosić. Dotykanie jej było bardzo przyjemne, wzbudzało w ciele niepokój i powodowało w myślach zamęt, przypominało trochę… No właśnie…  Zaczerwienił się gwałtownie, tym bardziej kiedy dostrzegł wpatrzone w siebie dwie pary zafascynowanych, męskich oczu.
- Nie rób tego, nie obmacuj się publicznie, to jest źle widziane  – jęknął Boruta, a jego głos był dziwnie słaby i zachrypnięty.
- On ma rację, choć raz go posłuchaj  - dodał tym samym tonem Belzebub i głośno przełknął ślinę. – Julian, zabierz małego do domu i uświadom, jak się ma zachowywać. Dobrze go pilnuj i nie puszczaj nigdzie samego. To małe cudo, które teraz ze sobą nosi, może wywołać spore zamieszanie.



11 komentarzy:

  1. Wspaniały rozdział:)
    Ami świetnie spłoszyła adoratora :) haha
    A co do kitki... awwww Dominik ma kitkę!!! Moja wyobraźnia szaleję tym bardziej po reakcji panów na jej pojawienie się :) xD awwwww
    Kocham cię po prostu ^^
    Twoja Maru ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamo:) Zacznę tym razem od dziewczyn. Ami jest boska i nieźle sobie poradziła z adoratorem Moniki. Nie mogę się zdecydować którą bardziej lubię bo obie są wspaniałe. To będzie ognista para z mnóstwem ciekawych i zabawnych przygód.
    No to się Julian wkopał jak nic. Zamiast powiedzieć wszystko Dominikowi to tylko sobie kłopotu narobił. Ale w sumie to dobrze mu tak teraz będzie musiał się w końcu pokręcić wokół narzeczonego żeby komuś nie zebrało się na nic głupiego. Domi musi ślicznie wyglądać z tą kitką aż sobie wyobraziłam. I jeszcze nie zna wszystkich zwyczajów. Na pewno sporo namiesza.
    Lu... ten to nie ma łatwego życia. Te sprzeczne uczucia w końcu go wykończą. Boi się i to bardzo ale też chce się zbliżyć do męża to w sumie dobrze oni w jakiś dziwny sposób należą do siebie. Dobrze też, że Bez nie jest takim narwańcem ale wciąż jeszcze nie wie jak się zachować... jak mu wynagrodzić mam nadzieje że w końcu coś z tym zrobi. Scenka była pięknie słodko-gorzka taka jak być powinna:)
    Na prawdę rozdział bardzo mi się podobał. Był świetny na prawdę świetny i już czekam na kolejny.
    Dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha ha ha czyli będą mieć małe dzidziusie. Ciekawe co jeszcze przed nim narzeczony ukrył. Wspaniały rozdział, cudownie się czytało. Dominik zaskoczył mnie z tym ogonkiem, czyżby fetysz ogonka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadłaś, ale może innym się uda. Nie będę podpowiadać.

      Usuń
  4. Witam, witam,
    fantastyczny rozdział, Amira pozbyła się adoratora Moniki i to dość skutecznie, scena Dominik i kitka Juliana świetna, juz wiesz jak cos osiągnąć, chuchnij na kitkę, a Julian będzie klęczał u Twych stóp ;] Oj, oj ukrywają ważne sprawy przed Dominikiem, oj nieładnie, nieładnie, a Belzebub w ramach porachunków nic nie zamierza mu powiedzieć i postawić go przed faktem dokonanym... gdzie jest Lucek, on by nigdy na to nie pozwolił...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam te opowiadanie, a najbardziej postać Dominika po prostu kocham te postać. Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału, ale postaram się być cierpliwa, mam nadzieje że nie będę musiała długo czekać. Pozdrowienia dla autorki i całuski ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach ten Dominik, zawsze daje się w coś wrobić. Ciekawa jestem co też ta dwójka przed nim ukryła. Zapewne coś, co mu wcale do gustu nie przypadnie, gdy już się dowie. Ale teraz Julian będzie wykorzystował tą nową, biedną, rudą kitkę. Będzie się mógł zemscić za kazde macanie i dmuchanie. A to, że ogonki są cudowne i były genialnym pomysłem, to już swoja drogą :)
    Lu to jest biedny, taki rozdarty właściwie. Nic dziwnego, że się boi, ale z drugiej strony ciężko mu chyba z własym strachem, bo on utrudnia mu zbliżenie się do męża, a tego przecież chce. Bez z kolei zaczyna się w końcu w miarę normalnie do niego odnosić. Mam nadzieję, że już niczego nie zmajstruje głupiego.
    Co do dziewczyn, to Amira świetnie sobie poradziła. Idealny sposób na pozbycie się natrętnego wielbiciela ukochanej :)

    OdpowiedzUsuń
  7. wspaniały rozdział! ciekawa jestem czego Bez i Boruta nie powiedzieli Dominikowi? Czyżby może teraz zachodzić w ciążę? Aż umieram z ciekawości żeby poczytać o tym jak ogonek Dominika będzie się zachowywał:) i niech wreszcie coś ruszy w związku Beza i Lu, proszę, Lu to moja ulubiona postać:)))

    Nana

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż to podstępny diabełek! Ja na miejscu Dominika bym się bardzo zdenerwowała jak by zataili przede mną coś ważnego. Dałabym mu tak popalić że na kolanach by chodził i błagał o łaskę Buhahahaha!

    OdpowiedzUsuń