piątek, 7 czerwca 2013

Rozdział 25

   Szli powoli przez gęsty las. Potworny upał odbierał im siły. Obaj przerażeni, u kresu wytrzymałości psychicznej i fizycznej, ledwo trzymali się na nogach. Wspierali się nawzajem ukrywając przed sobą swoje słabości i pocieszając jeden drugiego. Musieli się trzymać z daleka od głównego szlaku i znaleźć dobrą kryjówkę. Ścieżka była wąska, nogi ślizgały się po omszałych kamieniach. Po obu jej stronach rosły kolczyste krzewy. Po godzinie marszu mieli poranione do krwi dłonie i ramiona. Letnie koszulki, stanowiły marną osłonę. Wcześniej po krótkiej sprzeczce ustalili, że nie mogą wrócić ani do pałacu, ani do domu Rokity. Wrogowie zdawali się być wszędzie.
   Książę doszedł do wniosku, że skoro bandyci tak dobrze znali jego przyzwyczajenia, nawyki i wiedzieli o przyjaźni z chłopakiem na pewno go od dawna obserwowali. Na zamku musiał być niejeden szpieg, donoszący spiskowcom o wszystkim.  Gdyby się tam pojawili, mogliby zostać od razu pojmani. Porywacze nie mieli teraz nic do stracenia, a jeśli  nie będą mieć poważnej karty przetargowej, czekała ich śmierć z rąk władcy, któremu z pewnością nie wystarczy zwykła egzekucja.
   Natomiast Dominika zastanowiło co innego. Skoro żaden czart nie mógł wejść do jego willi bez pozwolenia, to skąd wzięła się w pokoju komórka. Teraz, gdy się na tym zastanowił, to przypomniał sobie, że przecież zostawił ją w ogrodzie na parapecie okiennym. Ktoś z niej skorzystał, aby zwabić Lu w zasadzkę i podrzucił z powrotem. Najwyraźniej bandytom pomagał też jakiś człowiek z miasteczka. Na szczęście mężczyzna był sprytniejszy niż myśleli i pokrzyżował ich plany.
   Chłopak z coraz większym niepokojem patrzył na Lu. Wyglądał bardzo źle, był blady spocony i co jakiś czas zaciskał mocno zęby. Oddychał głośno przez usta, najwyraźniej bardzo zmęczony mozolną wędrówką. Znał upór i dumę przyjaciela. Nigdy nie przyznałby się, że cierpi.
- Dokąd ty mnie właściwie prowadzisz? – zapytał książę, zatrzymując się na chwilę odpoczynku i opierając obolałymi plecami o drzewo.
- Tutaj, zaraz za zakrętem jest dzika szczelina do naszego świata. Julian pokazał mi ją kiedyś podczas spaceru. Stamtąd już tylko kilka kroków do jaskini przemytników. Może to nie będzie kwatera godna waszej wysokości, ale możemy tam pomieszkać spokojnie przez kilka dni – próbował zażartować i rozluźnić ciężką atmosferę. -Wiem o niej z listów mojego ojca, więc sądzę, że będziemy tam bezpieczni.
- Jest jedna mała luka w twoim pomyśle – stęknął Lu i ruszył do przodu. – Skoro nikt o niej nie wie, jak nas tam znajdą?
- Julian na pewno sobie poradzi – powiedział z przekonaniem chłopak. Wiara w jego głosie nieco zdziwiła kapitana. Już miał zamiar zadać następne pytanie, ale w ostatniej chwili się rozmyślił. Mały był już wystarczająco przestraszony. Nie było sensu go dobijać, tym bardziej, że wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że będzie go jeszcze dzisiaj bardzo potrzebował. – O widzisz, to tutaj – chwycił mężczyznę za rękę i pociągnął w kłąb gęstej mgły. Po kilku sekundach dziwnego wirowania znaleźli się na bagnach.
   Zapadał zmierzch i zaczynało się robić coraz chłodniej. Widać już było pierwsze błędne ogniki zapalające swoje latarenki. Nad oczkami wodnymi, porośniętymi gęstą trzciną, unosiły się obłoczki pary. Owady uwijały się jak szalone, a żaby przygotowywały do wieczornego koncertu. Zmęczeni mężczyźni, kuśtykając jak stuletni dziadkowie, w końcu dotarli do celu. Zatrzymali się przed niewielkim wzgórzem. Dominik odgarnął rękami zarośla i ich oczom ukazało się wejście do groty. Włączył wyciągniętą z plecaka przezornej Moniki latarkę. Przeszli kilkanaście kroków w dół i korytarzyk się rozszerzył.  Pomieszczenie było ogromne, sufit niknął gdzieś w mroku. Na skalnych ścianach ktoś rozmieścił pochodnie. Chłopak zapalił kilka z nich i światło zalało jaskinię. Po lewej stronie widać było stertę jakiś skrzyń i paczek, najwyraźniej bardzo dawno tu porzuconych. Po prawej stały trzy proste prycze, a na nich leżała sterta zakurzonych, brudnych koców. Pośrodku umieszczono zgrabne, kamienne palenisko z zawieszonym nad nim miedzianym kociołkiem.
- Możemy nawet zrobić kolację – zawołał entuzjastycznie Dominik, chcąc odciągnąć Lu od ponurych myśli.
- Całkiem tu wygodnie, to prawie pięć gwiazdek. Mamy nawet basen – Mężczyzna uśmiechnął się blado do niego. Rzeczywiście w najciemniejszym zakątku biło ciepłe źródło.  Zagłębienie terenu tworzyło niewielki, naturalny zbiornik wodny. Miękki piasek na jego dnie zachęcał do kąpieli.
- Więc ty sobie usiądź, a ja tu trochę ogarnę – Chłopak zabrał się energicznie do sprzątania. Rozpalił ognisko i wrzucił tam brudne pledy. Wyczyścił jak umiał najlepiej jedno z łóżek, nakrył kocem, który ze sobą przyniósł i ulokował na nim Lu. – Widzisz, zbieram plusy na tytuł hrabiowski – wyszczerzył się do przyjaciela.
- Obawiam się tylko, że ciężko na niego zapracujesz – Lu jęknął głośno i złapał się za brzuch. – Przepraszam, ale chyba rodzę – wbił w przyjaciela rozszerzone ze strachu źrenice i zwinął się w kłębek na pryczy.
- Cholera wiedziałem, że ta wędrówka w upale ci zaszkodzi! – usiadł na skraju materaca i otarł twarz mężczyzny zamoczonym w wodzie ręcznikiem. – Ale wiesz, damy radę! – odezwał się do niego z pewnością, której wcale nie czuł. Dusza usiadła mu na ramieniu i zaczęła się trząść. Odetchnął kilka razy głęboko, opanowując atak paniki. Nie mógł sobie na niego pozwolić. Najważniejszy był teraz Lu i jego maluszek. Przymknął na chwilę oczy, usiłując przypomnieć sobie wszystko co wiedział. - Ostatnio dużo czytałem na temat ciąży i porodów. Mamy nawet znieczulacz - wskazał na źródełko. – Podobno świetnie łagodzi ból! Rozbieraj się – pomógł usiąść mężczyźnie. Ten zarumienił się i spełnił jego polecenie. – Chodź, zanim zacznie się następny skurcz! – doprowadził go do basenu i pomógł się w nim ułożyć, pod plecy podłożył mu znaleziony w jednej z paczek w miarę czysty pled. Nalał do kociołka wody i zagotował ją, wrzucił trochę liści herbaty, by miał co dać się napić spragnionemu księciu.
- Zawołaj mnie jak będę potrzebny. Muszę znaleźć coś, w co owiniemy maluszka – zaczął rozkopywać paczki i skrzynie. Był równie spocony i blady jak jego przyjaciel. Co chwilę ocierał czoło. W głowie zaczynało mu się kręcić, a w dole brzucha  pojawił się mdlący ból. Zdawał siebie sprawę co oznacza, ale podjął już decyzję. Książę był w dziewiątym miesiącu. Jego dziecko było już dojrzałe i zdolne do życia. Na kilka strasznych sekund jego serce ścisnęło się żałośnie. Machnął ręką, niecierpliwie odganiając  kotłujące się w nim niespokojne myśli. Miał nadzieję, że pomoc zdąży na czas. Ufał Julianowi jak samemu sobie. Ukradkiem zażył znalezione w plecaku dwie tabletki Pyralginy. Przywołał na poszarzałą twarz beztroski uśmiech.  – Mam! – tryumfalnie pod niósł do góry kilka męskich koszul i spodni z miękkiej bawełny. – Idealne!
- Dominik! Aaa…! – rozległ się nagle przeraźliwy krzyk.
- O kurcze, szybko ci idzie! – pędem ruszył do przyjaciela. Zaczął mu masować krzyże tak, jak to opisywali w książce.  – Spokojnie, głęboko oddychaj, rozłóż szeroko nogi! – wydawał instrukcje. – Czujesz główkę?
- Tak, przesuwa się! O szlag! – ciało mężczyzny wygięło się w drżący z bólu łuk. – Następne dziecko rodzi Bez!
- Nie drzyj się, tylko daj spojrzeć! – Dominik uklęknął wodzie między jego udami.
- Ty chyba nie masz zamiaru tam zaglądać?! – Książę mimo odczuwanego cierpienia strasznie się zmieszał. Nie miał ochoty, by ktoś oglądał go w tak intymnej sytuacji.
- Zamknij się idioto! Jak inaczej mam wyciągnąć dzidziusia! Chyba nie sądzisz, że zdołam to zrobić z zamkniętymi oczami! – złapał go bezceremonialnie za nogi i rozsunął je jeszcze bardziej na boki. – Jak przyjdzie skurcz to przyj! Chyba widzę jasną główkę, będzie blondaskiem jak ty!

***
   Amira po zaskakującym telefonie Moniki przybyła do willi Rokitów dosłownie w kilka minut. Zastała przerażoną przyjaciółkę, miotającą się po kuchni z nożem do ryb w ręce. Z rozwianym warkoczem i pałającymi oczyma wyglądała bardzo dramatycznie. Jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie.
- Co my teraz zrobimy?! Masz namiar na Beza i Juliana? – chwyciła ją za ramię, ścisnęła boleśnie, nawet nie zdając sobie sprawy ze swojej siły. – Obawiam się, że po pomoc do pałacu, to raczej nie możemy się udać!
- Masz rację, nie wiemy komu można zaufać. Ktoś musiał uknuć paskudny spisek! Po drodze ich zawiadomiłam, będą tu w ciągu godziny. Szybciej się niestety nie da, ale widzę inny problem – Amira zsunęła jej dłoń ze swojego ramienia.
- Kurcze, przepraszam, będziesz mieć siniaka. Chyba trochę mnie poniosło – pociągnęła dziewczynę na kanapę. – Jaki problem?
- Masz chociaż blade pojęcie gdzie chłopcy się podziali? Musimy ich odszukać jak najprędzej. Lucyfer może w każdej chwili zacząć rodzić. Znasz jakieś ulubione miejsca Dominika, coś co by się nadawało na kryjówkę ?
- Niestety nie, nie marnujmy czasu, może w jego pokoju coś znajdziemy – dziewczęta poszły na górę i zaczęły przekopywać się przez biurko chłopaka.
- Skoro w Piekle jest teraz niebezpiecznie, pewnie wrócili tutaj. Czarty rzadko się tu zapuszczają, niezbyt lubią ludzki świat. Zwłaszcza zdobycze techniczne je przerażają. Spójrz, tu mam jakieś listy i garść map. To chyba bagna i okolice miasteczka! – pochyliła się nad dokumentami i wzięła lupę. Nagle dobiegło ich gwałtowne łomotanie do drzwi, jakby ktoś chciał je wyrwać razem z futrynami. Zbiegły na dół i o mało nie rozpłakały się z radości na widok Belzebuba i Juliana. Obaj wyglądali jeszcze gorzej niż one. Rozbiegane oczy, blade twarze, dziki wzrok, pozapinane krzywo koszule. Widać było, że przybyli w wielkim pośpiechu.
- Wiecie, co się właściwie stało? – Głos Boruty był ochrypły od targających nim emocji. Jego narwany narzeczony jak zwykle ruszył do ataku, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Na myśl o tym, że może leży tam bezbronny wydany na łaskę spiskowców, serce podeszło mu do gardła. Czarna kitka miotała się nerwowo z boku na bok. Straszne obrazy zaczęły atakować go ze wszystkich stron, niemal pozbawiając tchu  - rudy ogonek w kałuży krwi ze zmierzwioną sierścią, zielone oczy pozbawione życia patrzące w dal, rozchylone w bezgłośnym krzyku sine usta. – Kurwa! Pośpieszmy się!
- Nie. Wiemy tylko to, że Lu coś grozi.  Ktoś najwyraźniej go porwał i Dominik ruszył mu na ratunek. Powiedział, że jest w chatce drwali! – Monika zabrała plecak i stanęła w drzwiach gotowa do wymarszu. Amira stanęła u jej boku zdecydowana przyjść krewniakowi z pomocą.
- Może lepiej zostańcie, nie wiadomo co nas tam czeka! – Belzebub usiłował zawrócić dziewczęta. Nigdy w swoim długim życiu nie był tak przerażony. Nieraz brał udział w walce i zaglądał śmierci w kościstą twarz. Śmiał się, patrząc jej prosto w wyłupiaste oczy. Ale tym razem nie chodziło o niego, tylko o najważniejszą dla niego osobę. Nie wyobrażał sobie już swojego świata bez Lu. Każdego ranka witał go z zawstydzonym uśmiechem, cierpliwie odplatając ich splatane ogonki. Tulił się do niego każdej nocy i oddawał ufnie, mimo tego co się między nimi wcześniej wydarzyło. W tym momencie zrozumiał, że jeśli straci męża, nie będzie już miał po co żyć. Ten uparty, dumny mężczyzna zapuścił w nim swoje korzenie tak głęboko, że gdyby ktoś próbował go stamtąd wyrwać, to jego ciało i dusza rozpadną się w pył. Stanowili jedność na zawsze.
- Nie powinieneś tam iść i dobrze o tym wiesz. Masz obowiązki w pałacu. Nie martw się, ja się tym zajmę – Boruta powstrzymał przyjaciela za rękę. – Co będzie, jeśli się coś stanie także tobie? Piekło pogrąży się w chaosie!
- Niech się pierdolą! Całe życie poświęciłem dla nich i tak mi się odpłacają! Podnieśli  rękę na mojego małżonka i syna! Najpierw Lu, nimi zajmę się potem, już mogą się uważać za zmarłych! – oczy Władcy Piekieł ciskały gromy. Jego twarz stężała w groźną maskę, ostre jak diamenty szpony wysunęły się, a na plecach pojawiły wielkie, czarne jak noc skrzydła, których jedno machnięcie mogło zabić człowieka. Boruta już nic się nie odezwał. Wiedział, że jak Belzebub znajduje się w tym stanie, nie ma sensu z nim dyskutować. Zachowanie przyjaciela nieco go zaskoczyło. Zawsze przedkładał dobro państwa nad życie osobiste. Wyglądało jednak na to, że tym razem zupełnie zmienił front. Najwidoczniej jasnowłosy, niepokorny książę zapadł mu w serce i duszę bardziej niż skłonny był się przyznać.
   

12 komentarzy:

  1. Oh matko O_O Lu rodzi!!! Z jednej strony to wspaniale ale z drugiej niestety to nie jest dobre miejsce ani na poród ani dla dzidziusia.
    Niech oni szybko ich znajdą...umieram z niepokoju!
    Dobrze, że Domiś miał tak dobrze zaopatrzony plecak. Byle też dziecku nic się nie stało....
    Ale mnie straszysz kochana! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, co się stanie? Kiedy ich znajdą? Jaką śmiercią będą umierać sprawcy wydarzenia?
    Boje się tej wzmianki w poprzednim rozdziale, że jak Lu straci dziecko to Bez musiałby go zabić,,, to nieprawda? tak? Poza tym, mam nadzieję, że dziecko będzie całe i zdrowe a oni przybędą na czas.... Bez! Julek! Szybko!
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział fantastyczny.. Belzebub i Julian bardzo przejęli się całą sytuacją, oby szybko ich znaleźli, mam nadzieję, że Julian się domyśli na jaki pomysł wpadł Dominik, gdzie z księciem mogą się ukryć... Bez nie odpuści, znajdzie i surowo ukarze tych którzy chcieli skrzywdzić Lu i ich maleństwo, mam nadzieję, że Julian też im nie odpuści tego, ze wszytko chcieli zwalić na Dominika..... Lu rodzi, ale jak widać Rokita całkiem nieźle sobie radzi....
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo ;)
    Postanowiłam po raz kolejny dodać komentarz. Choć nie wychodzi mi to jakoś super. W końcu trening czyni mistrza :D
    Oczywiście jak wszystkie 24 poprzednie rozdziały ten jest równie genialny i ciekawy. Jak zawsze kończysz w takim momencie, że chce się bardziej i więcej..
    Jestem ciekawa dalszych losów kochających się chłopaków, jednakże losy dziewcząt nie zostają mi obojętne. A nóż między nimi się coś zadzieje.
    Pozdrawia Twoja fanka: Gin

    OdpowiedzUsuń
  4. Zła kobieta.
    Za krótka notka.
    Ale zaje***ta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział:) Nie spodziewałam się że Lu urodzi w takich warunkach ale Domi bardzo dobrze sobie poradził w roli położnego :D No i Julek z Bezem wrócili jak zwykle spóźnienia ale tym razem może w końcu coś zrobi z tym buntem bo to poszło stanowczo za daleko. I pomyślał nie tylko o królestwie ale co ważniejsze o rodzinie i o mężu którego tak bardzo zaniedbywał. Jeszcze jest dla nich i dla niego szansa cieszę się:)
    I wróciły dziewczyny to duży plus jakoś dawno ich nie było super włączyły się do akcji może i one jako para pójdą trochę dalej brakuje mi scen z nimi.
    Było pięknie, i bardzo ciekawie ale krótko coś. Mam nadzieje że kolejna notka będzie dłuższa i pojawi się szybko:)
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  6. No kochana, jak Ty dalej będziesz tak kończyła rozdziały, to chyba zorganizuję pospolite ruszenie, znajdziemy Cię, przywiążemy do krzesła przed komputerem i każemy pisać, aż nie skończysz. W ramach tortur będziemy Ci czytać moje "dzieła". Myślę, że to niezły straszak ;)
    A na serio. Rozdział jest zdecydowanie dramatyczny i daje odczuć, że historia jest już bliżej końca niż początku. Cieszy mnie, że chłopcom udało się uciec, choć martwi mnie, czy Bezowi i Julianowi uda się ich odnaleźć...
    Ciekawi mnie też inna rzecz. Czy tylko ja się domyślam co się dzieje? Bo chyba sporo osób będzie bardzo zaskoczonych w kolejnym rozdziale... Na który czekam niecierpliwie. Tak, jak i na kolejne, w których Bez ukaże się jako przerażający i mściwy władca, gotów przerobić na szaszłyki wszystkich, którzy brali udział w uprowadzeniu jego męża... Swoją drogą, czy jego zemsta rozciągnie się również na ludzi, którzy pomagali zbuntowanym czartom?
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba masz rację i sporo osób będzie bardzo zaskoczonych. Spodziewałam się, że ktoś się domyśli. Dałam kilka wskazówek co do rozwoju akcji. Miło, że nie zdradziłaś co ci przyszło do głowy.
      Twoje dzieła mi nie straszne, już kilka z przyjemnością przeczytałam.

      Usuń
    2. No cóż, doszłam do wniosku, że będziesz chciała zrobić czytelnikom niespodziankę ;)
      A skoro moje dzieła Ci nie straszne, to znam kilka, które mogą służyć za straszaka. Na przykład takie, w którym Snape zapisuje swoje myśli w różowym pamiętniczku ;)
      Ariana

      Usuń
  7. Oj trzymasz nas w napięciu, trzymasz... I jak tu przeżyć do następnej notki? Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedaczysko i z Lu i z Dominisia. Mam nadzieje że ukochany mężulek Lu złapie tych zdrajców i da im taką szkołe życia że się nie pozbiearją już nigdy.
    A co do Dominika to jak zobaczy biedaczek jak Lu się męczy z rodzeniem to sam będzie się pewnie późńiej bał zrobić dzidziusia.
    I bardzo spóźnione powiadomienie o nowych notkach u mnie. Serdecznie zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem bardzo ciekawa co będzie dalej. Zastanawia mnie ile czasu zajmie im zależenie Dominika i Lu? A za razem jak chłopcy poradzą sobie z porodem? Musze przyznać że bardzo ciekawi mnie co potem zrobi Belzebub jak wróci do piekła?
    Życze weny

    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  10. No, w końcu mam chwilę, żeby skomentować. Jest mi tak niewymownie szkoda Domisia i Lu. No, bardziej Domisia oczywiście. Biedactwo... Oczywiście Lu też nam się namęczy. Poród niełatwa sprawa, zwłaszcza jak jest się facetem i rodzi w jakiejś jaskini w całkowicie polowych warunkach. Szczęście, że chociaż te jeziorko jest.
    Liczę, że Bez i Julek wypatroszą tych okrutnych debili, którzy odpowiadają za całe to zamieszanie. Zasłużyli na coś o wiele więcej niż po prostu śmierć... Oby tortury ich wykończyły.

    OdpowiedzUsuń