czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 26

   Monika stanęła na progu domu Rokitów i na chwilę się zamyśliła. Coś nie dawało jej spokoju. Niespodziewanie rozpostarła ramiona i zatrzymała cała wyprawę ratunkową, która aż rwała się do działania. Powiodła po nich zmrużonymi błękitnymi oczami i pokiwała z politowaniem głową.
- Czy przyszło wam do głów, że nie wiemy tak naprawdę gdzie ich szukać? Oczywiście pójdziemy najpierw do tej chatki drwali, ale mogę się założyć, że tam ich już nie ma. Czy ktoś z was ma jakiś pomysł?
- Zastanowimy się po drodze – Julian wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. – Nie ma sensu tutaj stać i debatować. Może w tym domku znajdziemy jakieś ślady, które doprowadzą nas do nich – Cała czwórka ruszyła gęsiego w kierunku najbliższej szczeliny do Piekła, znajdującej się na bagnach. To, co idącym tędy wcześniej chłopcom zajęło dwie męczące godziny, oni przeszli w kwadrans, bynajmniej się nie wysilając. Do domku drwali pierwsza weszła Monika i zaraz po przekroczeniu progu wydała z siebie wysoki pisk.
- Jasny szlag! – zasłoniła dłońmi oczy. – Co to za jatka?!
- Niezły strzał! – odezwał się spokojnie za jej plecami Julian. - Domiś chyba walnął go z dubeltówki ojca.
- Jak możesz o tym mówić tak spokojnie?! Ten facet nie ma głowy! – jęknęła słabym głosem blada jak ściana dziewczyna i wskazała na zakrwawionego trupa leżącego na podłodze.
- Można nawet powiedzieć, że miał drań szczęście – przytaknął kumplowi Bez. Ledwie raczył rzucić okiem na denata.
- Rozejrzyjmy się lepiej – rzuciła milcząca do tej pory Amira. Pomaszerowała wprost do komórki, w której przetrzymywano Lu i po chwili wróciła stamtąd z jego swetrem. Mężczyźni tymczasem przeszukali kuchnię i maleńką sypialnię. Monika została na podwórku i odmówiła wejścia do środka. Zapach krwi przyprawiał ją o mdłości. Nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku na widok zmasakrowanego ciała. Po dziesięciu minutach wyszli stamtąd tylko odrobinę mądrzejsi. Dowiedzieli się jedynie, że chłopcy owszem tu byli, ale gdzieś ich poniosło. Zabili jednego z porywaczy, bo ze śladów wynikało, że było ich co najmniej trzech, a potem udali się w nieznanym kierunku. Stanęli przed domkiem nie wiedząc co robić dalej.
- Tutaj blisko jest inna szczelina, sam pokazywałem ją Dominikowi – odezwał się w Julian po krótkim zastanowieniu.
- Masz rację, też wychodzi na bagnach, ale bliżej miasteczka – Bez najwyraźniej również nad czymś myślał. – Chyba wiem gdzie mogą być – ruszył raźno przed siebie. – Mówiłeś, że chłopak ostatnio bardzo interesował się swoim ojcem, przeglądał jego papiery i stare mapy – zwrócił się do Boruty. – Niedaleko, po drugiej stronie jest  spora jaskinia, służąca kiedyś przemytnikom do przechowywania towaru. Może z niej skorzystali? Co o tym myślisz?
- Idziemy, mam złe przeczucia – Julian przyśpieszył kroku. – Nie opuszcza mnie dziwne wrażenie, że każda minuta jest teraz cenna. – Na jego słowa reszta ekipy biegiem rzuciła się za Bezem, który służył im za przewodnika. Wszyscy bali się o księcia, który lada dzień spodziewał się rozwiązania. Męskie porody były zazwyczaj cięższe niż kobiece, z racji budowy tych pierwszych, niezbyt przystosowanych do takiego aktu. Strach zaczął pełzać im po plecach. Młodziutki Rokita mógł sobie nie poradzić w takiej sytuacji. Gdyby doszło do komplikacji zarówno ojciec jak i maleństwo mogliby tego nie przeżyć.

***
   Tymczasem zarówno  Lucyfer jak i Dominik przeżywali naprawdę dramatyczne chwile. Dla obu był to pierwszy raz, żaden z nich nie miał pojęcia o rodzeniu dzieci. Co innego czytać o tym w książkach, a co innego w tym uczestniczyć. Przerażeni mężczyźni patrzyli sobie w oczy, trzymając się mocno za ręce.
- Będzie dobrze prawda? – zapytał niepewnie Lu, a głos mu lekko zadrżał.
- Na pewno – uśmiechnął się do niego blado Dominik, którego coraz bardziej zaczął boleć brzuch. – Odpoczywaj, zaraz będziesz potrzebował sporo siły – pogładził przyjaciela uspokajająco po policzku.
- Dziękuję – książę miał w oczach łzy – cieszę się, że to właśnie ty jesteś tutaj ze mną.
- Nie ma za co, ty też nie zostawiłbyś mnie w takiej sytuacji – chłopak pochylił się, by rodzący nie widział wyrazu jego twarzy. Jego drobne ciało coraz bardziej protestowało. Też zachciało mu się płakać, ponieważ przeczuwał, że zapłaci za tą pomoc wysoką cenę. Potrząsnął głową, pozbywając się w ten sposób ponurych myśli. Nie miał teraz czasu na rozczulanie się nad sobą. Dzielnie podniósł oczy na przyjaciela i klepnął go w udo.
- No mamusiu, chyba się zaczyna – wyczuł dłonią jak mięśnie mężczyzny się napinają.
- Niech to cholera! – krzyknął Lu i zagryzł usta do krwi.
- Oddychaj i przyj! Co robisz kretynie?! – warczał na niego chłopak, widząc, że wstrzymuje powietrze w ustach zamiast je wypuścić. – Dziecko potrzebuje tlenu!
- Łatwo ci gadać, zobaczymy co zrobisz jak kiedyś zajmiesz moje miejsce! – fala  bólu przeszła i opadł na dno basenu. – Jak się Bez jeszcze raz do mnie zbliży, wykastruję go najtępszym nożem jaki znajdę w zamku – dodał z sadystycznym błyskiem w szarych oczach.
- No nie mogę – roześmiał się na widok jego miny Dominik – założę się, że zanim upłyną dwa miesiące sam go zaprosisz do łóżka!
- Precz z penisami! Poucinać cholerstwo … ! – wrzasnął Lu i na świecie pojawiła się jasna główka maleństwa.
- No dalej, nie przestawaj mój ty pogromco penisów! – Reszta delikatnego ciałka wskoczyła wprost w ręce Dominika jakby wystrzelona z armaty. Złapał je dosłownie w ostatniej chwili.
- Mam go, mam! – krzyknął zachwycony. - Najpierw zajmę się dzidziusiem. - Wyszedł z basenu. Wytarł dokładnie pokrytego śluzem i krwią dzidziusia, który cichutko zakwilił.
- Aaa….! – teraz już o wiele głośniejszy pisk maleństwa rozległ się w jaskini, oznajmując przyjście na świat nowego życia i płosząc śpiące między stalaktytami nietoperze. Chłopak odciął szybko pępowinę i przewiązał sznurówką od buta. Położył go na pryczy i skierował się do Lu.
- Wszystko z nim w porządku? – zapytał niespokojnie świeżo upieczony mamuś.
- Jest śliczny, nie martw się. Teraz musimy się zająć tobą – pomasował brzuch księcia, który skrzywił się z bólu – łożysko wysunęło się z niego gładko i wpadło do wody, zabarwiając ją na czerwono. – Musisz się przenieść na łóżko, ubrać i wysuszyć – Dominik pomógł przyjacielowi stanąć na nogach. Osłabiony Lu oparł się na nim całym ciężarem. Dużo drobniejszy chłopak podparł go ostatkiem sił, nie pozwalając upaść. – Jeszcze tylko kilka kroków – doprowadził go z wielkim trudem do posłania. Kiedy książę był już suchy, ubrany w miękką koszulę i spodnie, podał mu jego maluszka. Lu rozwinął go natychmiast, oglądając z zachwytem to miniaturowe cudeńko, które przed chwilą wyszło z jego ciała. Chłopczyk był idealny. Miał tyciuteńkie paluszki, zaciśnięte mocno piąstki, a różowe usteczka poruszały się jakby czegoś szukały. Położył go sobie na nagiej piersi i delikatnie przytulił. W oczach miał łzy szczęścia.
- Domiś, nie wiem jak ci się odwdzięczę za to co zrobiłeś – uśmiechnął się radośnie do przyjaciela. – To będzie największy przystojniak w Piekle – z dumą spojrzał na synka. W tym momencie poczuł mocne uszczypnięcie. Czarcik właśnie dorwał się do jego sutka i energicznie go miętosił. Ssał z zapałem wygłodniałej pijawki. Ogonek Lu złapał maleńką, jasną kitkę i splótł się z nią w pełnym miłości geście.
-  Ale żarłok, zupełnie jak Bez – Dominik nie mógł się napatrzeć na tą rodzinną scenkę. Był to najwspanialszy obrazek jaki widział w swoim życiu. To było coś, za czym zawsze tęsknił i czego pragnął ze wszystkich sił. Dla niego nie było na świecie niczego piękniejszego, niż to kruche maleństwo ufnie wtulone w ramiona kochającej matki. Sam nigdy nie zaznał takiej czułości, może dlatego wydała mu się cenniejsza od każdego skarbu jaki mógł otrzymać od losu. To było jego najskrytsze marzenie – mały domek z ogródkiem, a w nim kochający mężczyzna trzymający na kolanach ich dziecko. Julian na pewno chciałby mieć takiego słodziaka.

***

    Boruta gnał na samym przedzie, pchany irracjonalnym strachem. Coś szeptało mu do ucha, że ma mało czasu, coś dotykało zimnymi palcami jego karku. Nie miał powodu do aż takiej paniki, to nie jego partner mógł w każdej chwili urodzić. Poza tym o jaskini wiedział tylko Bez i Rokita. Niemożliwe, by bandyci dotarli tam przed nimi. Chłopcy bardzo uważali i nie zostawili za sobą śladów. Gdyby nie władca, nigdy by ich nie znaleźli. Strwożone serce nie słuchało jednak rozsądku i biło na alarm. Instynkt nigdy wcześniej go nie zawiódł, a on nauczył się już dawno, że powinien mu ufać. Wiele razy uratowało mu to życie.
   Kiedy dotarli do jaskini weszli do środka, skradając się na palcach. Nie chcieli ryzykować, gdyby porywacze jednak jakimś cudem odnaleźli chłopców. Widok jaki zobaczyli zaparł im dech w piersiach i wycisnął z oczu łzy ulgi. Pośrodku dużej, oświetlonej pochodniami groty płonęło ognisko. Dominik ze zmęczoną, poszarzałą twarzą pochylał się nad paleniskiem i mieszał coś w garnku. Lu, z przymkniętymi oczami leżał na łóżku i głaskał po pleckach owiniętego w niebieską koszulę maluszka. Mocno ze sobą splecione jasne kitki świadczyły o silnym uczuciu, łączącym dziecko z matką.
- Kochanie – Bez podszedł do nich i usiadł na pryczy. Ostrożnie wziął w ramiona dwie swoje największe miłości. – Dziękuję najdroższy – czule ucałował usta męża. – Nigdy sobie nie daruję, że musiałeś przez to przechodzić w takich warunkach. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
- To Dominik mnie uratował, gdyby nie on, na pewno już bym nie żył – skinął w kierunku przyjaciela, który stał z boku na trzęsących się nogach.
- Zabierzemy was do domu Rokitów, tam będziecie bezpieczni. Uruchomię wszystkie bariery ochronne. Odpoczniecie, a dziewczęta się wami zajmą. My tymczasem uporamy się z problemem - głos władcy stał się twardy jak żelazo i chłodniejszy od arktycznych lodów.
- Załatw to szybko i skutecznie - Lu wziął go za rękę – nasz synek musi mieć prawdziwe dzieciństwo – drapieżne iskierki zapaliły się w szarych oczach, a kitka najeżyła groźnie.
- W takim razie idziemy – wziął męża razem z niemowlęciem na ręce i odwrócił się do młodego Rokity. Ten stał nieruchomo jak posąg i robił się coraz bledszy i bledszy jakby cala krew odpłynęła z jego twarzy, pozostawiając tylko pobielałą maskę. Palce rozpostarły się i wygięły niczym drapieżne szpony, jakby chciały złapać się powietrza. Oddech przyśpieszył i stał się chrapliwy. Fala gorąca przetoczyła się przez jego ciało i skumulowała w dole brzucha. Otwierał i zamykał usta i nie mógł wydobyć ani słowa. Chciał to zatrzymać, cały drżał, siłą woli próbując ratować swoją kruszynkę. Tak bardzo pragnął ją zatrzymać na świecie. Wiedział czym ryzykuje pomagając Lu. Nie mógłby jednak już nigdy zasnąć spokojnie, jeśli przyjacielowi coś by się stało. To by go zabiło skuteczniej niż nóż wbity prosto serce. Ale teraz… teraz, gdy już jest praktycznie po wszystkim był przerażony.
- Proszę… proszę… - wyszeptał posiniałymi wargami. – Julian… - zaczął się osuwać na ziemię, niczym opadający jesienią martwy liść. Czart odwrócił się gwałtownie do niego, słysząc ten pełen trwogi szept.
- Co ci jest skarbie? – Z przerażeniem zobaczył jak po udach chłopaka silnym strumieniem zaczyna płynąć krew. Serce dosłownie w nim zamarło. Poczuł jakby ktoś wyrywał z niego cząstkę duszy. Złapał mdlejącego narzeczonego w ramiona i ułożył go na kocach. – Czy ty nie jesteś czasem w ciąży? – zapytał łagodnie, choć znał już odpowiedź. Ten głuptas, zawsze taki bezinteresowny i dzielny rzucił się na pomoc Lu, nie bacząc na swój stan. Nie znał nikogo o równie złotym sercu. Ale dlaczego on jest taki wiotki, a śliczne usta, które tyle razy z  zapałem całował zrobiły się zupełnie granatowe? W tym momencie dotarło do niego, że ten młodziutki mężczyzna właśnie umierał na jego oczach.
- Nie byłem pewny. Wybacz mi… wybacz… - cichy szloch wstrząsnął piersią chłopaka. W głowie zaczęło mu się kręcić, a serce do tej pory trzepoczące niespokojnie biło coraz wolniej i wolniej. Zaczął pogrążać się w mroku. Gdzieś przed nim wirowała w ciemnym tunelu maleńka świetlista istotka. Wydawało mu się, że dostrzega drobne ciałko. – Idę...  Mamusia idzie do ciebie, nie zostawi cię… - wyciągnął ręce.
- Nie…! Domiś, nie możesz… błagam… ! – w ciszy jaskini zabrzmiał rozdzierający, rozpaczliwy krzyk Juliana. – Wracaj…!

19 komentarzy:

  1. Boże jakie to było piękne i wzruszające, a na końcu smutne.Mam nadzieję, że wszystko bedzie dobrze.
    Świetna robota!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nieeeeeeeeeeeeeeee
    Płakałam.
    Na prawdę się poryczałam.
    Jak śmiałaś???
    Zabić Domisia???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie,przecież jeszcze żyje!

      Usuń
    2. jeszcze!!! ale na jak długo?! ty nie dobra ranisz nam serca... Domiś nie umieraj!!!!!!!!!!!!!! Niech no ja dorwę tych pozostałych 2 delikwentów ostro pożałują coś zrobili... wrrrrrr normalnie mnie nosi .... a tak to rodziałik zaaaroąbisty ^^ chociaż końcówka smuuuutnaaa :(

      Usuń
  3. Ratunek, w końcu nadszedł upragniony ratunek...
    Maleństwo, to było cudowne, nowe życie,...
    Domiś!! Nie! o matko, nie,, Bianca co ty robisz? T_T znowu sprawiasz, że siedzę i beczę... Nie zabijaj ich, o matko,, dziecko i Domiś,, ich dziecko... nie rób nieee >_< Nie chce tak Buuuu T_T
    Taaa Maru siedzi i beczy a tu kuzynka patrzy się na mnie jak na kosmitę....
    Teraz nie masz wyboru, ja muszę znać kolejny rozdział, szybciutko,,, takie zakończenie rozdziału.... nie,, ja nie chce tak :( Ja chce wiedzieć co się stanie bo inaczej się zabeczę na śmierć... :(
    Twoja (płacząca) Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział wyszedł Ci świetnie ;) Lu ma pięknego synka ;) Szkoda tylko Dominika ;< Jego dziecko i on mogliby przeżyć :) Liczę na to ;) Opiski też całkiem zgrabne, muszę przyznać, że wyszło to nawet, nawet ;P Podoba mi się ta historia, ale podejrzewam, że koniec jest blisko ;(
    Życzę weny i zapraszam do siebie
    gemmafurore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Oż ty wredna cholero! Trułaś mi na GG że nie wiesz jak napisać zakończenie tego rozdziału i to jak widać zupełnie niepotrzebnie! Wyszło ci świetnie. I muszę przyznać, że miałam łzy w oczach, gdy czytałam to: "Idę, mamusia idzie do ciebie, nie zostawi cię…"
    Niewątpliwie element dramatu dodał tylko smaczku temu opowiadaniu. Oczywiście żal Dominika i jego maleństwa, ale jak to kiedyś ktoś powiedział, nic tak nie ożywia akcji jak zdrada, dziecko lub śmierć. Poza tym, Dominik jest jeszcze młody i na pewno będzie jeszcze miał dzieci. Bo chyba nie będziesz naprawdę złą autorką i nie dołożysz do tego dramatu powikłań, które uniemożliwią mu urodzenie dziecka, co?
    Jeśli chodzi o stronę techniczną... Od razu widać, że spieszyłaś się z dodawaniem rozdziału. Wyłapałam kilka literówek i jakieś powtórzenie. Zerknę jeszcze jutro albo pojutrze i wyślę co to co znalazłam na GG. Dzisiaj nie mam już na to siły...
    Pisz szybciutko następny rozdział, ty niedobra istoto,
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj nie mam siły już byków poprawiać. Naprawdę nie wiedziałam jak stworzyć odpowiedni klimat w tym zakończeniu. Sama wiesz, że u mnie dramatu jak na lekarstwo. Pomogła mi dopiero odpowiednia Muza. Enja jest niezawodna do pisania takich kawałków.

      Usuń
  6. Zła kobieta.
    Wskrześ go teraz, razem z dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaczęło się tak ładnie, to znaczy Lu urodził i ukochani dotarli do nich.Ale umierający Dominiś to jak dla mnie lekkie przegięcie, mam nadzieje, że jednak mu nic nie będzie i z ciążą też

    OdpowiedzUsuń
  8. O rany tego to ja się nie spodziewałam końcówka tego rozdziału bardzo mnie zaskoczyła. Mam nadzieje że z Dominikiem wszystko będzie dobrze??A za razem muszę przyznać ze całkiem nieźle poszło im z porodem.Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej.
    Życze dużo weny.


    Ruda

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeezu popłakałam się... Co Ty ze mną zrobiłaś. ? Ja nigdy nie płacze ... snif ... snif
    Życzę dużo weny i proszę o szybkie dodanie kolejnego rozdziału ;_; snif..

    OdpowiedzUsuń
  10. Będę mało oryginalna, ale: NIEEEE!!! I sama nie wiem czego to bardziej dotyczy Dominika i maleństwa, czy zakończenia rozdziału w takim momencie.... No dobra wiem- Domisia. Dlatego ładnie proszę, żeby nie odchodził skoro jeszcze żyje i żeby utrzymał ciążę.
    No ba ja tu prawie rycze, a to nieładnie doprowadzać kogoś do łez!
    Poród bardzo mi się podobał. Chłopaki spisali się koncertowo, ale kamień z serca spadł mi po pojawieniu się odsieczy.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział był wspaniały.
    Na początek ta akcja ratunkowa fajna tylko niestety spóźniona za to poród. Cudo. Opis wspaniały i dobrze że u Lu wszystko skończyło się pomyślnie. Mam nadzieje na opis dzidziusia bo albo nie doczytałam albo nie ma. Bez... kurcze tu moim zdaniem za szybko zrobiłaś tą wymianę zdań była za krótka i jakoś tak sama nie wiem niczego nie dała. Ale daje gościowi szansę i może w końcu się porządnie zabierze najpierw za niebezpieczeństwo a później w końcu za rodzinę. Należy im się szczęście.
    No i Dominik szczerze mówiąc zamarłam jak pisałaś co się z nim działo. Dziecko jest już stracone ale oby Domisiowi nic się nie stało. Zemdlał na pewno. Przecież był zmęczony, wszystko go bolało. Teraz w zasadzie wszystko zleży od Juliana ale wierzę że w końcu sobie poradzą i u nich też będzie z czasem dobrze.
    Opisałaś nam cud narodzin i wielką tragedię w jednym rozdziale i to było piękne. Trochę radości i smutku....
    Już nie mogę się doczekać kolejnej notki. Nie można tak trzymać w niepewności...no nie można.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  12. OMG... powiedz mi tak ty to do cholerki robisz, że z KAŻDYM rozdziałem i opowiadaniem trząsają mną takie silne emocje! ... kochana ... jestem bardzo szczęśliwa, że Lu urodził bez problemu słodkiego synka... ale Domiś... biedny! tak mi się chce płakać! On nie może zostawić Rokity! ... Czart nie da sobie rady bez Domcia.

    weny!

    OdpowiedzUsuń
  13. Witam,
    rozdział wyciskający całkowicie z oczu łzy... Cudownie, ze z Lucuferem i maleństwem wszystko w porządku, Dominik naprawdę się spisał i całkowicie sobie poradził w takiej sytuacji... już wcześniej podejrzewałam, że Dominik może być w ciąży... mam nadzieję, że maleństwo i Dominik przeżyją... strata maleństwa mogłaby Dominika całkowicie załamać....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Ahhhh, świetny rozdział. Emocjonujący, ale o tym chyba już wspominałam, jak sądzę. Smutne sceny, lecz przypadły mi do gustu. Wiesz, że lubię dramat, dramatyzowanie i wszystko co z tym związane. Najbardziej mi oczywiście szkoda Dominika. Mam nadzieję, że Julian i Lucyfer dadzą radę sobie z tą biedną, załamaną istotką, jaką musi się przecież po czymś takim stać.
    A tak abstrahując od Domisia, to ciekawa jestem jeszcze bardzo jak Lu i Bez będą spisywać się w roli rodziców ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Teraz siedzę i smutam.... Zua kobieta z Ciebie. Tak mnie zasmutać?! Bardzo brzydko.

    OdpowiedzUsuń