piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 27

   Przez chwilę wszyscy stali nieruchomo jakby ktoś nagle pozamieniał ich w kamienne posągi. Nie mogli uwierzyć w dramat, który właśnie rozgrywał się na ich oczach. Dopiero, gdy Dominik stracił przytomność, a wojewoda z rozpaczliwym okrzykiem rzucił się obok łóżka na kolana, do ich świadomości dotarło, że to wszystko dzieje się naprawdę. Pierwsza ocknęła się Monika.
- Co wy do cholery wyprawiacie?! – warknęła. – Julek ocknij się i odsuń się od niego, bo zabierasz mu tlen. Zrób lepiej coś do picia, trzeba go napoić, stracił sporo krwi! – wrzasnęła, widząc, że się nie rusza. – Nie gap się, tylko migiem do domu po lód! – Amira zerwała się i po sekundzie już jej nie było. – Na co czekasz?! – rzuciła do Beza. - Po lekarza migiem! Masz pięć minut, jakieś piekielne hokus – pokus, które przyśpieszyłoby przybycie pomocy, bardzo by się przydało! – dyrygowała nimi jak najlepszy dowódca. Sama zamoczyła szal w wodzie i zaczęła nim wycierać spocone czoło przyjaciela, z niepokojem obserwując coraz płytszy oddech.
- Domiś odezwij się, nie waż się iść w stronę światła – drżącą ręką rozpięła mu spodnie. – Pójdę z latarką do tego cholernego tunelu i wyciągnę cię za te rude kudły! – otarła łzy rękawem. Musiała trzymać fason, rozklejać się będzie później. Co te durne czarty tak się wleką? Sekundy ciągły się jak minuty, a minuty jak godziny. Bijące wolno, jakby z ogromnym wysiłkiem serce chłopaka powodowało, że sama miała ochotę zacząć krzyczeć z rozpaczy i strachu. Na szczęście Amira dotarła dosłownie w parę chwil. Rzuciła na podłogę przenośną lodówkę i wyjęła woreczek z lodem.
- Pomóż mi go rozebrać – dziewczyny z trudem ściągnęły mokre spodnie z nieprzytomnego chłopaka. Obłożyły jego brzuch zimnymi okładami i krwawienie zaczęło się powoli zmniejszać, aż zupełnie ustało. Julian przyniósł kubek ziołowej, przestudzonej herbaty i Monika zaczęła po łyżeczce wlewać ją choremu do ust. Nie zdążyła  dać mu nawet połowy, kiedy pojawił się Bez z jakimś nieznanym jej mężczyzną, dźwigającym wielką torbę.
- Jestem zielarzem, zróbcie mi miejsce – usiadł obok chłopca i po szybkim zbadaniu podłączył mu woreczek z krwią do żyły. Podał jakieś napary i krople, po których Dominik zaczął głębiej oddychać, a jego zmęczone serduszko zabiło raźniej. – Zdążyłem w samą porę, świetny pomysł z tym lodem – skinął z uznaniem głową Monice. Krążyła wokół mężczyzny zupełnie jak lwica pilnująca swojego młodego. – Przykro mi – zwrócił się do Boruty – stracił dziecko. Będzie teraz potrzebował czułej opieki i wsparcia. Dałem mu coś na uspokojenie, to bardzo silny lek. Gdyby się obudził i zaczął panikować dajcie mu pięć kropli. Teraz jeszcze sprawdzę, czy z księciem i następcą tronu wszystko w porządku – zwrócił się do władcy, na którego twarzy było widać wyraźną ulgę. Kiedy leciał tu z powrotem nie był pewny czy zastanie Dominika przy życiu. Julian by się załamał, a Rokita wyrwałby mu wątrobę przy najbliższym spotkaniu, za to, że nie dopilnował mu syna. Teraz mógł się skupić na swoich najbliższych i obejrzeć malutki cud, jaki razem stworzyli.
   Lucyfer podczas badania był niesamowicie cichy. Tulił tylko do siebie dziecko, półsłówkami odpowiadając na pytania zielarza. Przerażonymi oczami patrzył na nieruchome ciało Dominika. Nikt nigdy nie zrobił dla niego tyle, co ten delikatny, popędliwy mężczyzna. Poświęcił życie swojego dziecka i niemalże własne, by go uratować. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie ma na świecie niczego, czym by mógł wynagrodzić mu taką stratę. Dzięki niemu synek, patrzy na niego teraz swoimi błękitnymi ślepakami. Splótł ciaśniej ogonek z kitką maluszka, jakby się bał, że i jemu może się przytrafić coś złego.
  Po godzinie cała ekipa wróciła do domu Rokity, ponieważ w pałacu mogło być nadal niebezpiecznie. Lu został umieszczony w gościnnym pokoju, a Dominika zaniesiono do jego sypialni. Belzebub otoczył willę potężnymi barierami ochronnymi i zostawił na straży swoich najlepszych ludzi, sam tymczasem udał się do zamku, by rozprawić się ze spiskowcami raz na zawsze.
   Julian i Monika stali po obu stronach łóżka i zerkając na siebie niepewnie. W ich głowach krążyły bardzo podobne myśli. Co powiedzą chłopakowi jak odzyska przytomność? W jaki sposób mają to zrobić, by ból był jak najmniejszy? Bali się jego reakcji na smutną nowinę.
- Trzeba go umyć i przebrać – Dziewczyna poszła do łazienki i wróciła, niosąc miskę z wodą, gąbkę i ręczniki.
- Zostaw, poradzę sobie – Julian stanowczym ruchem wyjął jej akcesoria z rąk. – Odpocznij, na pewno jesteś wykończona. Jestem twoim wiecznym dłużnikiem za to co zrobiłaś dzisiaj – uścisnął jej dłoń. – Chciałbym zostać z nim sam – dodał już szeptem.
- W porządku, jakby coś, to jestem obok – pokiwała głową ze zrozumieniem i wyszła, zostawiając go pogrążonego w ponurych myślach. Usiadł obok narzeczonego i delikatnie ściągnął z niego koszulkę i bokserki. Nagie ciało leżało chłodne i nieruchome, tylko nieznaczne unoszenie klatki piersiowej świadczyło o tym, że nadal tli się w nim życie. Skóra chłopaka była bardzo blada, jakby zupełnie pozbawiona krwi. Wziął do ręki gąbkę. Dłoń tak bardzo zaczęła mu się trząść, że myjka dwa razy wpadła z powrotem do wody. Nabrał odrobinę mydła, ostrożnie zaczął czyścić narzeczonego z krwi i potu. Dominik zajęczał cichutko, kiedy nacisnął nieco mocniej, chcąc usunąć jakąś bardziej upartą smugę.
- Ciśś… ciśś… kochanie, przejdziemy przez to razem – Julian starał się zapanować nad głosem, ale marnie mu to wychodziło. Teraz, gdy sytuacja się już nieco ustabilizowała, zaczął odczuwać skutki szoku. Wewnątrz cały dygotał, a w piersiach zaczął narastać mu szloch. Obmywał ukochanego delikatnie ciepłą wodą , która zaczęła mieszać się ze łzami. Wydawało się, że tych ostatnich było o wiele więcej. Dotknął opuszkami palców płaskiego brzuszka. Wydawał się taki pusty. Tutaj jeszcze rano było ich maleństwo. Słodka kruszynka, która za kilka miesięcy przyszłaby na świat kochana i rozpieszczana. – Szlag, jak to się mogło stać? Nie powinienem cię zostawiać, zanim nie porozmawialiśmy. Miałem się tobą opiekować. Jak ja ci teraz skarbie spojrzę w oczy? Co ze mnie za narzeczony? – zagryzł wargi do krwi, starając się zapanować nad swoim krnąbrnym ciałem, które właśnie zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Przed oczami zaczęły mu latać ciemne płatki i poczuł silny zawrót głowy. Pośpiesznie zaczął wycierać chłopaka, nie chcąc, aby się wyziębił. Ubrał go jeszcze w jego ulubioną flanelową piżamkę w baranki i ułożył wygodnie na poduszkach. Leżał teraz spokojnie, jakby nic się nie wydarzyło. Drzwi, za jego plecami, otworzyły się po cichu i pojawiła się w nich ciemna główka Amiry.
- Wujku, strasznie wyglądasz, idź weź prysznic, zjedz coś, ja tu posiedzę – pogładziła go współczująco po policzku. -  Musisz mieć siłę by się nim zaopiekować – dodała, widząc, że chce zaprotestować. Wojewoda skinął jej głową, wstał i ruszył sztywno przed siebie, sprawiając wrażenie manekina. – Możesz skorzystać z łazienki w pokoju Moniki, ona teraz coś tam pichci w kuchni - popatrzyła za nim zaniepokojona. Był niesamowicie spokojny, zbyt spokojny. Jego twarz wyglądała jak wykuta z marmuru. Będzie musiała go pilnować. Nie podobała jej się reakcja mężczyzny i miała rację, bo po kwadransie od jego wyjścia usłyszała rozdzierający serce, pełen niesamowitego bólu krzyk i jakby łomot. Pobiegła do łazienki, w drzwiach zderzyła się z równie przerażoną przyjaciółką.
- Mam nadzieję, że nie zrobił nic głupiego! – wpadły z impetem do środka. W zaparowanym pomieszczeniu była naprawdę kiepska widoczność. Rozglądały się bezradnie, aby ustalić źródło dźwięku. W końcu go dostrzegły, a ich serca ścisnęły się z żalu. W kabinie, pod strugami gorącej wody siedział skulony Julian i kiwał się jak osierocone dziecko. Uderzał głową w plastikowe ścianki, które wydawały głuchy odgłos. Amira zakręciła prysznic, a Monika okryła go ręcznikiem i zaczęła energicznie wycierać. Dopiero po kilku minutach zaczął reagować na ich obecność. Zamrugał oczami zupełnie oszołomiony. Po raz pierwszy w życiu całkowicie stracił nad sobą kontrolę. Jak przez mgłę pamiętał ból i smutek, które uderzyły w niego z ogromną siłą, zwalając go z nóg. Nadal się trząsł jak w febrze. Dziewczęta pomogły mu ubrać szlafrok.
- Wujku chodź, musisz się położyć – zaprowadziły go do starej sypialni Rokity i położyły do łóżka niczym małe dziecko. Ten potężny mężczyzna wydawał się im w tej chwili taki bezbronny i kruchy jak porcelanowa lalka. – Wypij kropelki – Amira podała mu środek uspokajający. – Nie martw się, zajmiemy się wszystkim – głaskała go po dłoni aż zasnął.

***
    Belzebub wrócił wieczorem i zastał Lu nad kolacją, na którą mężczyzna smętnie patrzył i obwąchiwał bez większego przekonania. Co chwilę poprawiał się na łóżku i znowu zerkał na apetycznie wyglądające kanapki, jakby to była co najmniej wroga armia.
- Otwórz buzię –  usiadł obok niego na łóżku i bezceremonialnie wpakował mu kawałek chleba do ust, które właśnie uchyliły się by gwałtownie zaprotestować.
- Yhy… yhy… Chcesz, żebym się udławił? – posłał mu krzywe spojrzenie książę. Tymczasem ich niesforne ogonki ściśle się ze sobą splotły, zupełnie nic sobie nie robiąc ze sprzeczki właścicieli. Witały się czule, najwyraźniej stęsknione i spragnione swojej bliskości.
- Dobrze wiesz, że musisz jeść. Poród to ogromny wysiłek dla organizmu, więc bądź grzecznym mamusiem i opróżnij ten talerz - W tym momencie ze stojącej w pobliżu  kołyski, rozległo się ciche kwilenie. Władca spojrzał na męża wymownie.
- Nie patrz tak na mnie – zachichotał nieco złośliwie Lu. – Skoro ja mam jeść, to ty zajmij się synkiem.                 Mężczyzna wstał i niepewnie podszedł do zawiniątka, machającego właśnie energicznie rączkami i nóżkami. Maluch radośnie zacmokał, szczęśliwy, że w końcu udało mu się uwolnić z krępującego go kocyka. Leżał golusieńki i szukał wzrokiem mamy. Ten pochylający się nad nim wielkolud wcale jej nie przypominał.
- Aaa…! – krzyknął z zadziwiającą siłą niezadowolony malec. Jasna kitka zaczęła ze świstem przecinać powietrze, w identyczny sposób, jak robił to zdenerwowany Lu.
- Cholera! – Bez, który właśnie brał na ręce niemowlę, o mało go nie upuścił, zaskoczony dzikim wrzaskiem. W jego wielkich dłoniach wyglądało na strasznie maleńkie i delikatne. Przestraszył się, że może mu zrobić krzywdę. – Chyba mnie nie lubi – zwrócił się do śmiejącego się z jego miny męża. Nie zdawał sobie sprawy jak komicznie wygląda z tym speszonym wyrazem twarzy, przebierając niespokojnie nogami i patrząc niepewnie na drącego się wniebogłosy potomka.
- Nie zna cię głuptasie – książę odstawił talerz. – Lepiej mi go podaj, zanim coś napsocicie – synek jak tylko usłyszał jego głos, zwrócił bystre oczka w stronę łóżka. Małe czarty rozwijały się nieco szybciej niż ludzkie dzieci i były o wiele bardziej sprawne fizycznie.
- Aaa…! – zaprotestował ponownie chłopczyk i wyciągnął maleńkie rączki tam, gdzie na pewno była mamusia.
- Jak tak dalej pójdzie, to już nie długo stracę słuch – Bez potrząsnął głową, podając wiercącego się łobuziaka mężowi. Miał wrażenie, że wysoki pisk zrobił mu dziurę w mózgu i poplątał tam kilka zwojów.
- Nie narzekaj, głosik ma po tobie – Lucyfer wziął  od niego golaska i położył sobie na piersi. Głodny maluch natychmiast skorzystał z okazji, że miał rozpiętą koszulę i zaczął poszukiwania. Już po chwili mlaskał zawzięcie, ssając różowy sutek.
- Ale cwaniak, wie co dobre – Bez z fascynacją obserwował jego wyczyny. Lucyfer, widząc błyszczące podejrzanie oczy męża, zarumienił się i rzucił w niego jaśkiem.
- Wiem, co ci chodzi po głowie zboczeńcu jeden i lepiej się nie odzywaj – spojrzał na niego groźnie. – Na dół po mleko, ale już! – Bez grzecznie się wycofał, nie chcąc drażnić zmęczonego małżonka. Wrócił po jakimś kwadransie z butelką w dłoni, którą litościwie pomogła przygotować mu Monika, widząc jak miota się po kuchni. Zastał w sypialni miły dla oka obrazek. Książę spał w najlepsze, a jasne włosy spływały mu jedwabistą falą z ramienia, przykrywając miękką kołderką różowe ciałko synka, który nadal z wielkim zapałem bawił się sutkiem.
- Daj mamusi odpocząć. Chodź do mnie żarłoku, mam tu coś dobrego – Bez dotknął końcem smoczka łakomych usteczek. Kropla mleka spłynęła do ich wnętrza i najwidoczniej zasmakowała chłopczykowi, bo oderwał się od piersi i zwrócił zaciekawione spojrzenie na mężczyznę. Wielkolud miał miły, niski głos, a to białe coś było bardzo dobre. Wyciągnął łapki i słodko zagruchał, wbijając w zaskoczonego jego zachowaniem władcę, błękitne ślepka. – No pięknie, wcześnie zaczynasz, wyrośniesz na okropnego podrywacza – roześmiał się i wziął go na ręce. Synek przytulił się do niego i zaczął pić mleko, nie spuszczał jednak z mężczyzny bacznego spojrzenie. – Chyba się dogadamy co? – maleńkie ciałko w jego ramionach poruszyło w jego sercu całe pokłady czułości i obudziło instynkt opiekuńczy. Czarny ogonek pochwycił puszystą, jasną kitkę i delikatnie ją pogładził w pełnym miłości geście. - Będziemy wspaniałą rodzina, ja ty i Lu - pochylił się i pocałował gładkie czółko.

7 komentarzy:

  1. Julian musi być teraz bardzo silny bo stała się okropna tragedia. Aż się boję co zrobi Dominik jak się ocknie. Smutne to było bardzo i aż się popłakałam. Dobrze że na miejscu była Monika ona wykazała zdrowy rozsądek. Trzymam za nich kciuki. Oby im się udało jakoś razem przez to przejść. I Julian nie powinien się obwiniać. Przecież nie miał pojęcia co się dzieje. Dominik też chyba się tylko na początku domyślał.
    Bez jest strasznie nie poradnym ojcem ale na pewno się nauczy. W końcu maluszek nawet nie ma jednego dnia. Jest za to słodziutki. Ciekawa jestem jak dasz mu na imię:)
    Lu pewnie będzie się starł coś zrobić dla przyjaciela. I on jest świetny w roli mamusia:)
    Widzę Beza w roli ojca i pięknie wyglądał z synkiem ma powody do dumy. Oby tylko nie znikał co chwilę i skończył ten bunt raz na zawsze.
    No i niech nauczy się być dobrym mężem nie tylko ojcem i władcą.
    Rozdział świetny i długo wyczekiwany. Na prawdę bardzo mi się podobało.
    Dużo dużo weny i chęci.:)

    Ps. Internet może będę mieć w poniedziałek. Zobacz na bloga Luany jeśli jeszcze nie widziałaś:)

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA
    !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! T_T
    Znowu doprowadziłaś mnie do płaczu.,, Boższee,e, biedny Domiś, biedny Julek,,, nie ,,nie chce widzieć jak on się obudzi,, jak się dowie.,. Umieram ze smutku.,..
    Ciesze sie, ze szczęścia Lu i Bez'a. ALe jak już komentowałam w ostatnim rozdziale,,, ich maluch będzie mu przypominał co sie stało z jego maleństwem,.,, mam nadzieję że sobie poradzi... mam nadzieję że Julek będzie cierpliwy i czuły i nie zostawi naszego maleństwa!
    Tak mi smutno!!!
    Twoja płacząca - ponownie- Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja także sie boję co się stanie jak Dominik się ocknie. Pewnie Juliana odrzuci i wszystkich dookoła. Jednak Julek musi być silny.
    Smutno mi się zrobiło. Jednak Bez i maluch... to było świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj,
    rozdział jest bardzo dobry, Monika wspaniale spisywała się w roli dyrygowania czartami... Biedny Dominiś, tak mi smutno, że stracił jednak to dziecko... będzie wielkim szoku jak odzyska przytomność... ale na pewno będzie miał wsparcie... Monika, Julian, Amira, Lucyfer czy Belzebub.... J ulianowi też jest bardzo ciężko... Mały jaki słodki, woli mamusię od tego wielkoluda....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzisiaj krótko. Nie mam jakoś siły na konstruktywne komentarze. Chcę cię tylko pochwalić za doprowadzenie sprawy z poronieniem do końca. Prawda, jest to dramat, ale przecież życie nie składa się tylko z pozytywnych zdarzeń.
    Wydaje mi się, że powoli zbliżamy się do końca tej historii (masz już pomysł na następną?) i wkrótce będziemy mogli przeczytać o zemście Beza. Oby jak najbardziej krwawej. Czekam na obiecany powrót Rokity.
    Ariana

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurcze... Biedny Domiś ;< Pewnie się załamie jak dowie się, że jego maluszek nie pozna świata, że nigdy go nie przytuli, że nie może powiedzieć jak bardzo go kocha....
    Julian się załamał :< Nie dziwię mu się. Stracił dziecko i niemal swojego ukochanego tylko dlatego, że nie wysłuchał go przed wyjazdem ;(
    Lu jak widać przejął się tym i mam nadzieję, że pomoże przyjacielowi jak najszybciej dojść do siebie.
    Bez najwidoczniej będzie zaborczym tatusiem i nie pozwoli skrzywdzić swojej kruszyny. Moim zdaniem powinien przyprowadzić też ojca Dominika - pomogłoby mu to spotkanie.
    Świetny rozdział :D
    Życzę weny i zapraszam do siebie
    gemmafurore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. omg jak ja się cieszę o smucę! Kurcze Julian i Dominic przejdą rzez to razem. będzie dobrze.

    Dla każdego to bardzo bolesny cios stracić dziecko... ale poradzą sobie, są silni.

    Weny i czekam na rozdzialik ^^

    OdpowiedzUsuń