sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 24

   Julian siedział w sypialni przy małym stoliczku i popijał aromatyczną kawę. Obserwował gramolącego się z łóżka zaspanego narzeczonego. Za każdym razem , kiedy spędzali razem noc, wyskakiwał pierwszy spod kołdry i oglądał ten zabawny spektakl. Dominika ledwo było widać w gąszczu rdzawych loków. Raz po raz migał mu to nagi tyłeczek, to kawałek uda. Powoli w komnacie zaczynało robić się bardzo gorąco. Chłopak po omacku chciał dosięgnąć szlafroka i z hukiem spadł na podłogę. Rozejrzał się dookoła niezbyt przytomnymi, zielonymi ślepkami.
- Chyba czas na ratunek! – mężczyzna wstał, podniósł biedaka do pionu i otulił szlafrokiem. Pchnął na najbliższy fotel i podał mu filiżankę. Zadarty nos natychmiast zaczął węszyć. Domiś upił łyk ciemnego płynu, zamruczał z przyjemności, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech. W oczach pojawił się pierwszy, przytomny błysk.
- Kocham cię, wiesz – posłał mu dłonią całusa – ale będę cię kochał bardziej, jak mi dolejesz śmietanki. - Czart natychmiast spełnił prośbę, przy okazji kradnąc małego buziaka.
- Jeśli już się obudziłeś, to mam do ciebie prośbę. Wiesz, że wyjeżdżamy z Bezem i nie będzie nas kilka dni. Masz teraz wakacje, więc mógłbyś dotrzymać towarzystwa Lu. Prawdę mówiąc, zwracam się z tym do ciebie niechętnie, bo obu wam brak rozsądku i stanowicie razem bardzo wybuchową mieszankę. Niestety nasz książę bardzo się nudzi i wymyśla coraz to nowe głupoty. Bez bardzo się o niego martwi. Postaraj się zatrzymać go w obrębie pałacu. Nigdzie nie ruszajcie się bez eskorty. Zrobisz to dla mnie?
- Zrobię to przede wszystkim dla Lu. Twój wiecznie zapracowany przyjaciel powinien być teraz z nim, a nie włóczyć się po świecie. Postarajcie się szybko wrócić. Mamy kilka ważnych rzeczy do omówienia – spojrzał na mężczyznę jakoś nieśmiało i niespodziewanie się zarumienił.
- Domiś, powiedz co przeskrobałeś, bo całą drogę będę się nad tym zastanawiał – zaciekawiony i jednocześnie zaniepokojony czart przysunął się bliżej ze swoim fotelem.
- Nie dzisiaj – chłopak wycofał się ze swoim krzesłem. – Zresztą i tak nie masz już czasu – poderwał się, zebrał swoje ubrania porozrzucane po całym pokoju i umknął do łazienki. Julian, widząc jak bardzo jest zmieszany, poczuł jakiś nieokreślony lęk. Nie miał pojęcia co się tam wylęgło w tej rudej głowie. Poznał już na tyle Dominika, żeby się zorientować, że ma prawdopodobnie poważny, niecodzienny problem, ale brak mu odwagi się o nim porozmawiać. Obiecał sobie, że po powrocie wyciągnie to z niego choćby siłą. Zerknął na zegar, który właśnie wybijał dziesiątą rano. Rzeczywiście musiał już udać się do pałacu. Nie zdawał sobie sprawy, jak wielki popełnia błąd. Gdyby  w tym momencie przyparł do muru narzeczonego i zmusił do mówienia, być może cała historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.

***
   Dominik wrócił do swojego domu. Zjadł w pośpiechu śniadanie i zabrał się za intensywne prace w ogródku. Od rana miotało nim na wszystkie strony. Od wyjazdu Juliana nie mógł znaleźć sobie miejsca, żałował, że jednak z nim nie porozmawiał. Zadzwonił do Lu i umówił się z nim na popołudniowy spacer. Odłożył telefon na parapet okienny, aby nie przeszkadzał mu w jego zajęciach. Zresztą i tak nie mógłby go odebrać z powodu grubych rękawic, jakie miał na dłoniach. Chroniły go przed kolczastymi krzewami, które właśnie przycinał. Zamyślony atakował z ogromną zaciekłością chwasty, które z powodu pięknej pogody bujnie się ostatnio rozrosły. Panował piekielny upał i koło południa był już cały spocony i brudny jak nieboskie stworzenie. Na duszy jednak zrobiło mu się jakoś lżej. Kontakt z roślinami zawsze go uspokajał. Stanął, podparł się grabiami i otarł pot z czoła. Nagle poczuł się strasznie zmęczony. Doszedł do wniosku, że chyba przesadził z przebywaniem na słońcu i udał się pod prysznic. Zmył z siebie brud i nieco się ochłodził. W samych bokserkach usiadł na łóżku i urwał mu się film. Zapadł w kamienny sen, z którego późnym popołudniem obudziła go Monika.
- Może byś w końcu wstał i coś zjadł? Jest już szesnasta. Dla kogo ja gotuję ten cholerny obiad – potrząsała nim gwałtownie za ramię. Ostatnio trochę martwiła się o przyjaciela. Był jakiś nieobecny duchem, często się zamyślał i gapił w przestrzeń. Dominik jeśli chodzi o emocje był bardzo skrytą osobą. Swoje lęki i obawy trzymał głęboko w środki i nie lubił się nimi dzielić. Światu pokazywał zawsze pogodną twarz, nawet jeśli wewnątrz szalała prawdziwa burza.
- To już tyle godzin?! Co ja zrobiłem z telefonem? Nastawiłem przecież alarm! Lu się wścieknie, aż dziwne, że do tej pory nie zadzwonił z awanturą.
- Leży na stoliku gapo – podała mu komórkę. Chłopak zaskoczony podrapał się po głowie.
- Wiesz, przysiągłbym, że zostawiłem ją gdzie indziej. Chyba ten upał zaszkodził mi bardziej niż myślałem – wzruszył ramionami. – Nie mam czasu na jedzenie.
- Nie przesadzaj! Twój kumpel czekał tyle, to kwadrans dłużej go nie zbawi – zaciągnęła opierającego się Dominika do kuchni. Postawiła przed nim parujący talerz z żurkiem. Pływała w nim biała kiełbaska, jajeczko i grzybki. Chłopak zaczął zabawnie węszyć, po czym rzucił się na posiłek jak wygłodniały wilk. W ciągu minuty talerz był pusty. Potem wziął sobie jeszcze dwie dokładki. Monika z szeroko otwartymi oczami obserwowała to obżarstwo. Młody zjadł prawie cały garnek zupy.
- Smacznego, ale to chyba już przesada – wyrwała mu z ręki chochelkę, kiedy zamierzał sobie dołożyć kolejną porcję. Poklepał się po brzuchu i pokazał jej język. Ogarnęło go słodkie rozleniwienie, tak naprawdę nie miał już ochoty nigdzie wychodzić. Z otwartego okna lał się nadal żar, cykały głośno świerszcze. Oszałamiająco pachniały posadzone pod murem magnolie. Miał ochotę na kolejną drzemkę. Ostatnio był ciągle śpiący. Nagle rozległ się dźwięk telefonu. W leniwej ciszy letniego popołudnia zabrzmiał jakoś wyjątkowo ostro i niepokojąco. Na wyświetlaczy zobaczył numer Lu.
- Dominik… musisz mi pomóc…  jestem w leśnej chatce…ufam tylko tobie... boję się… – usłyszał przerażony głos przyjaciela. Potem doszły go już tylko trzaski odgłosy gwałtownej kłótni.
- Oddawaj tą cudaczną maszynkę! – Z pewnością nie znał tej osoby. Jeszcze kilka łomotów, zgrzyt i wszystko umilkło. Chłopak zerwał się z krzesła, ściągnął znad kominka strzelbę, pas z nabojami i ruszył do drzwi. Od progu odwrócił się jeszcze do skamieniałej Moniki.
- Zawiadom Amirę, będzie wiedziała co robić! Lu jest w niebezpieczeństwie!
- Zaczekaj – wymamrotała z trudem. Odwróciła się do szafy i wyjęła z niej plecak. Podała mu go trzęsącymi się ze zdenerwowania rękami. – To taki mój zestaw leśnego wędrowca. Może ci się przydać. Uważaj na siebie! Nie ryzykujcie żadnych akcji! Ukryjcie się gdzieś i czekajcie na nas!
Wsiadł na motor dziewczyny i pognał na złamanie karku. Zupełnie zapomniał o swoich rozterkach. Teraz najważniejszy był Lu i jego maleństwo. Kąpany w gorącej wodzie chłopak, nawet nie pomyślał, że mógłby zostać w domu i po prostu zawiadomić ochronę i wojsko. Zresztą tak naprawdę, nie wiedział co się stało i kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Przez portal na bagnach, który kiedyś pokazał mu Julian, przedostał się do Piekła. Tutaj musiał zostawić swój pojazd, ponieważ był zbyt głośny. Ostrożnie się skradając wkroczył do gęstego lasu, porastającego tereny wokół zamku władcy. Wiedział, gdzie jest chatka drwali, kilka razy robili sobie tam razem z księciem grilla.

***
   Dwie godziny wcześniej znudzony i zniecierpliwiony upałem Lu miotał się po swojej komnacie. Umówił się wcześnie j z Dominikiem, ale ten mały drań spóźniał się już godzinę. Od rana miał zły humor i wszystko go denerwowało. Nie pożegnał się nawet z mężem. Zamknął się przed nim w łazience dąsając się jak dziecko. Wiedział, że Bez ma swoje obowiązki, ale uważał że tym razem przesadził. Termin porodu zbliżał się wielkimi krokami, a on był coraz bardziej przerażony. Im więcej czytał na ten temat, tym większy miał w głowie chaos. Chciał, by ktoś przez cały czas trzymał go za rękę i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Rozległ się sygnał telefonu. Dostał go od przyjaciela na urodziny i nie bardzo jeszcze umiał obsługiwać. Ludzkie wynalazki bardzo go fascynowały.
-,, Czekam na ciebie. Jestem na polance i piekę dla nas mięsko” – udało mu się przeczytać wiadomość od Dominika. Wcześniej odesłał służbę, pod pretekstem, że chce zostać z chłopkiem sam. Pałac znał jak własną kieszeń. Zatrudniona przez Beza ochrona nie miała z nim szans. Wymknął się przez nikogo nie zauważony na miejsce spotkania, znajdujące się blisko zamkowych murów. Można je było zobaczyć z okien wieży zegarowej, o czym jednak wiedziało niewiele osób. Nie widział w tym nic złego. Bardzo potrzebował chwili odpoczynku od dworskich intryg w towarzystwie życzliwej mu osoby. Miał zamiar poprosić Dominika, aby z nim został przez te kilka dni. Szedł powoli zacienionymi alejkami. Wkrótce dotarł na miejsce. Na polance paliło się ognisko i stał rozłożony grill. W cieniu rozłożystego kasztana na trawie leżał miękki koc i kilka małych poduszek. Wydawały się zachęcać do słodkiego leniuchowania. Nigdzie jednak nie było śladu przyjaciela.
- ,, Poszedłem po drzewo, zaraz wracam. Usiądź i odpocznij”- dostał następną wiadomość. Rozlokował się więc wygodnie, wkładając sobie pod obolałe plecy wszystkie puchate jaśki. Coś jednak nie dawało mu spokoju. Trochę dziwne dla niego było, że chłopak zamiast po niego przyjść wezwał go przez komórkę. Ostatnio strasznie się nad nim trząsł, zupełnie jak Bez. W dodatku pod krzakiem zobaczył koszyk z kilkoma butelkami wina. Zaintrygowany zaczął się baczniej rozglądać. Obok pledu na którym siedział, leżał zmurszały pień jakiegoś drzewa. Zerknął do niewielkiej dziupli i jego serce ścisnęło przerażenie. W środku rosły znane mu od dawna grzybki, działające swoim zapachem usypiająco i bardzo trujące. Nie trzeba było ich jeść. Wystarczył sam aromat do wywołania silnych halucynacji i bolesnych skurczów mięśni brzucha. Zerwał się na równe nogi i zatkał nos. To musiała być pułapka. Ktoś dobrał się do telefonu Rokity i wywiódł go w pole. Przycisnął dłonie do piersi, chcąc uspokoić rozszalałe serce. Musi zachować rozsądek inaczej zginie nie tylko on, ale i maleństwo. Zaczął szybko oddalać się między drzewa. Niestety było już za późno. Usłyszał za sobą tupot ciężkich kroków. Trzy pary brutalnych rąk schwytały go i uniosły. Przytknięto mu coś śmierdzącego pleśnią do twarzy i osunął się w ciemność. Obudził się w jakiejś ciasnej komórce. Pod sobą namacał wiązkę siana. Było zupełnie ciemno. Cuchnęło wilgocią i mysimi odchodami. Coś pomiziało go po policzku. Dotknął palcami wielkiej, lepkiej pajęczyny i skrzywił się z obrzydzenia. Cały obiad podszedł mu do gardła. Odetchnął kilka razy głęboko, starając się opanować. Nastawił uszu, mając nadzieję, że usłyszy coś co może mu pomóc.
- Ty kretynie, zepsułeś cały nasz plan! – usłyszał czyjś wściekły głos.
- Skąd mogłem wiedzieć, że ten paniczyk zna się na grzybach! Zresztą starannie je ukryłem! – pisnął ktoś cieniutko.
- Widać nie dość dobrze, bo zaraz się zorientował i zaczął uciekać! Teraz będziemy musieli go zabić!
- Gdzie widzisz problem, ukatrupimy go i tak pochowamy, że nigdy nie znajdą ciała!
- Zamknijcie się kretyni! Mieliśmy sprawić, by władca sam pozbył się męża. Lucyfer miał się spić z tym młodym Rokitą, zatruć niby przez przypadek i stracić przez swoją głupotę i lekkomyślność dziecko. Wtedy Belzebub musiałby wydać na nich wyrok. W ten bezproblemowy sposób pozbylibyśmy się obu kłopotliwych gówniarzy. Wiecie co stanie się potem?! Będziemy musieli chyba wystrzelić się w kosmos. Niełatwo się ukryć przed gniewem króla. Trzeba tak załatwić się to ścierwo, żeby nie zostawić żadnych śladów! Idźcie najpierw zatrzeć ślady na polance, tylko pośpieszcie się, nie mamy zbyt wiele czasu. – Książę usłyszał odgłos zamykanych drzwi i tupot oddalających się kroków. W głowie mu się przestało kręcić i zaczął jaśniej myśleć. Teraz miał okazję  wezwać pomoc. Te tumany zapomniały mu zabrać telefon. Bał się, że to porywacze mają komórkę przyjaciela, ale to była jego ostatnia deska ratunku. Drżącymi rękami próbował kilkakrotnie połączyć się z Dominikiem, ale najwyraźniej miał kłopoty z zasięgiem. W końcu mu się udało, z ulgą usłyszał znajomy głos i łzy pociekły mu po twarzy.
- Hallo, to ty Lu? Okropnie niewyraźnie cię słyszę!
- Dominik… musisz mi pomóc…  ufam tylko tobie… jestem w leśnej chatce… boję się… - starał się mówić jak najciszej.
- Oddawaj tą cudaczną maszynkę! – rozległ się wściekły ryk porywacza i drzwi do komórki się otwarły. – Co za kretyni, niczego nie można im powierzyć! – wyrwał mu z ręki telefon i wrzucił do wiadra z wodą. Tymczasem Lu przytomnie złapał z kąta miotłę i skutecznie się przy jej pomocy zabarykadował się w składziku. Miał cichą nadzieję, że przyjacielowi uda się zdążyć, zanim  się do niego dobiorą. – Szlag jasny, otwieraj – mężczyzna zaczął szarpać za drzwi, które okazały się solidniejsze niż wyglądały. – I tak cię dopadnę! – zaczął rozglądać się za czymś, czym by mógł je wyważyć.
   Rokita nadszedł w chwili, kiedy bandyta niewielkim toporkiem, znalezionym w piwnicy, zaczął rąbać twarde drewno. Nie widział chłopaka, ponieważ stał do niego tyłem i zaciekle walił w drzwi. W okienku komórki widział bladą, przerażoną twarz Lu. Niewiele myśląc zamierzył się i wystrzelił. To była broń na grubego zwierza. Głowa mężczyzny rozprysła się jak strzaskany dzban. Krew, strzępy mózgu i kości obryzgały podłogę, ściany, jakiś kawałek tkanki przylepił się nawet do sufitu. Porywacz padł na ziemię, wijąc się w przedśmiertnych drgawkach. Po sekundzie znieruchomiał. Mdlący, metaliczny zapach spowodował, że chłopakowi zakręciło się w głowie.
- Wychodź, musimy uciekać! Nie damy im wszystkim rady! – zawołał słabym głosem i chwycił się oparcia krzesła, aby nie upaść. 

11 komentarzy:

  1. ooooj mam nadzieję, że Lu nie straci dziecka a Bez zemści się na porywaczach! Oby wszystko było dobrze i skończyło się dobrze dla nich
    Teraz będę przeżywać. A Bez powinien się zająć ukochanym w końcu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Scenka na początku słodziutka na prawdę:) Miło jest patrzeć jak się ktoś dogaduje. I Domiś był uroczy, miał też racje Bez zawalił że ciągle pracuje.
    Co do porwania to jak Lu straci dziecko to cię znajdę i ukaptupie to nie groźba tylko obietnica. Koto mógł wziąć telefon Dominika skoro był w domu? Same pytania po tym ich planie który nie do końca wypalił. Może to i dobrze. Może Amira i Dominik go uratują.Na szczęście Domi zdążył. Mam nadzieje że bandyci jednak nic nie zrobili Lu
    Nie mogę się doczekać nowej notki no i co się tam stanie. "A" a ma racje Bez ma się zająć ukochanym bo to przez niego. Jak można... miałam nie marudzić i oby władca się opamiętał.
    Dużo weny i chęci. Oby norka szybko się pokazała:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytaj uważnie, Dominik zostawił telefon na parapecie okiennym,kiedy pracował w ogrodzie, a odnalazł w domu. Skąd się tam wziął? Najwyraźniej ktoś go podrzucił, mógł wcześniej dowolnie z niego skorzystać.

      Usuń
  3. Hehe... Czyżby Domiś był w ciąży? Albo może ja za dużo sobie wyobrażam...
    Biedny Lu... Nic tylko problemy... i w dodatku musi uważać na dziecko... Że też Bez musiał wyjechać :< Na szczęście ma Domisia, który... właśnie pięknie rozwalił łeb jakiemuś oprychowi... ;D Na miejscu Juliana uważała bym na to rude stworzonko ;)
    Rozdział cudowny, jak zawsze ;)
    Błędów nie wyłapałam :)
    Życzę weny i zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga gemmafurore.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki za prezent na dzień dziecka... Wspaniały! I ta akcja... Proszę nie daj nam długo czekać! Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. zajebisty rozdział ^^ już nie mogę się doczekać dalszych rodziałów :D biedy Lu nie dość ze jest w ciąży a mąz go zostawia bezbronnego to na dodatek grozi mu takie niebezpieczeństwo... Mam nadzieje ze Domiś jest w ciąży, bo coś mi tak wygląda... a tak na marginesie to on ma niezłego cela niech Bel i Boruta mieją się na baczności inaczej pożałują ;) hehehe Mam nadzieje ze im i maluszkowi nic się nie stanie

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    och jaki pełen emocji rozdział... oby nic się nie stało z Lu i Dominikiem... Spiskowcy są bardzo blisko władcy i śmiało sobie poczynają.... cóż za podłą intrygę wymyślili, a na dodatek wszystko chcieli zwalić na młodego Rokitę... Oby Bez znalazł porywaczy i ich porządnie ukarał... Teraz to będę siedzieć jak na szpilkach i oczekiwać nowego rozdziału...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Boje się, mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Matko! Bez, Julek, wracajcie szybko,.,,, Mam nadzieję, że Minka już zawiadomiła Amirę a on Juliana! Będę tak jak Basia siedzieć na szpilkach i wyczekiwać rozdziału.
    Twoja Maru;3

    PS: niestety coś mi się stało z moim kontem gg, więc teraz mam nowe. Rozdzialik u mnie ;3 Daj znać Sol jeśli możesz ;3
    gg: 47641370

    OdpowiedzUsuń
  8. I teraz biedna będę przeżywać aż do następnego rozdziału... Mam nadzieję, że tym dwóm matołkom się nic złego nie stanie. Oby Julek i Bez wracali jak najszybciej i zajęli się nimi należycie.
    Lu nie powinien mieć tyle stresów, Domiś z resztą prawdopodobnie też... Maltretujesz tych biedaków :P
    Ale Dominik się spisał dzielnie, w roli obrońcy. Będe baaardzo czekać na następny rozdzialik ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Omghgg pięknie :** pisze z komy :b

    OdpowiedzUsuń
  10. Aaa, para idiotów...Żeby im się nic nie stało...

    OdpowiedzUsuń