Lu był
zmęczony, od trzech godzin oprowadzał po pałacu zagranicznych gości i miał już
tego dość. Głupio mu było teraz zrezygnować, bo przecież sam się zgłosił do
tego zadania, licząc na odrobinę rozrywki. Nie przewidział jednak, że widoczny
pod luźną koszulą brzuszek nie pozwoli na zbytnie forsowanie się. Szli pięknym
parkiem, pełnym kwitnących krzewów ze wszystkich stron świata. Zachwyceni Brytyjczycy
zaglądali dosłownie w każdą dziurę i podziwiali każdy listek. Tymczasem on
marzył, żeby sobie gdzieś usiąść i położyć nogi na wygodnej podusi. Za nic nie
przyznałby się do tego, że ma już dość tej wycieczki. Wiedział, że na
najmniejszą oznakę słabości Bez zmusi go do pozostania w domu, a on tam
zwariuje z bezczynności. Zawsze prowadził czynne życie i nudził się w swoich
komnatach jak mors. Nie potrafił zbyt długo wysiedzieć na jednym miejscu. Jego
gromadka ogrodników - amatorów rozpełzła się po ścieżkach, a on stał zamyślony, jedną ręką gładząc
bezwiednie brzuszek , a drugą masując się po obolałym krzyżu.
Obserwujący
go z daleka dwaj dworzanie, uśmiechali się złośliwie pod nosem. Najwyraźniej
ich władca niezbyt przejmował się swoim mężem. Stał na parkowej alejce bez
eskorty, zgrzany i spocony. Nikt nie pokwapił się nawet, by zaproponować mu
szklankę wody. Taka sytuacja bardzo im odpowiadała. Lu był nadal nic nie
znaczącym pionkiem w grze. Zwykłym inkubatorem z którego wylęgnie się mały
książę. Dzieciaka będzie się można potem łatwo pozbyć. Belzebub najwyraźniej
traktował go lekceważąco, młody mężczyzna nic dla niego nie znaczył i nie miał
na niego żadnego wpływu. Dopóki sprawy wyglądały w ten sposób nie mieli powodu,
aby się wtrącać. Z daleka tylko trzymali ręce na pulsie.
Władca
Piekieł też był od rana bardzo zajęty, w Azji wybuchły zamieszki i musiał jakoś
załagodzić polubownie spór, między dwoma potężnymi, arystokratycznymi rodami.
Idąc parkową aleją omawiał wszystkie możliwości wyjścia z kryzysu ze swoimi
trzema sekretarzami i ministrem spraw zagranicznych. Zaskoczony zobaczył przed
sobą nie taką już smukłą sylwetkę Lu. Mąż robił się coraz okrąglejszy i szybko się
męczył. Nie powinno go tu być w taki upał. Mężczyzna zmarszczył brwi. Nieznośny
uparciuch znowu wyrwał się ze swoich komnat wbrew zaleceniom lekarza.
- Panowie
wybaczą – skinął swoim rozmówcą i podążył w stronę księcia, który go nie
zauważył. Podszedł do niego po cichu i znienacka objął w tali. Mężczyzna ufnie
oparł się o niego plecami, poznając go po zapachu.
- Co ty tu
robisz? Zmiataj do pałacu! – szepnął mu na ucho, nie chcąc by dworzanie
podsłuchali ich rozmowę. Usta Lu natychmiast ułożyły się w podkówkę. – Skarbie,
będziesz się potem źle czuł – natychmiast zmienił ton, widząc jego reakcję.
- Nie
przesadzaj, usiądę sobie na ławeczce – książę usiłował się wyślizgnąć z jego
ramion.
- Co ja z
tobą mam! – ku zdumieniu zarówno Brytyjczyków, jak i swoich towarzyszy
pociągnął męża w głąb pobliskiego, zielonego labiryntu.
- Porywasz
mnie? – z uśmiechem dał się prowadzić zawiłą ścieżką między wysokimi krzewami.
Po chwili dotarli do niewielkiej, zbudowanej w klasycznym stylu białej altanki,
obrośniętej dzikim winem. Gęste, zielone pnącza tworzyły dach i ściany budowli.
Pachniały dojrzewające w słońcu ciemne owoce. W środku była wygodna kanapa i
malutki stoliczek. W pobliżu szemrało źródełko, z maleńkiego pyszczka
marmurowej ryby tryskała krystalicznie czysta woda. Bez usadził Lu wygodnie i
nalał do srebrnego kubka chłodnego płynu. Podał go zmęczonemu mężowi, po czym
wziął jego nogi i położył na swoich udach.
- Co myślisz
o masażu? – zdjął mu buty i zaczął delikatnie gładzić jego stopy. Zwinne palce
uciskały skórę, gładziły napięte mięśnie, łagodziły napięcie i ból. Duże, zimne
dłonie działały jak kojący balsam. Lu przymknął oczy i zupełnie się im poddał.
- Mrru… – zamruczał z przyjemności. Rozkoszny
dreszczyk zaczął pełznąć mu po krzyżu. Zarumienił się i spod długich rzęs
spojrzał na Beza. – Powinieneś robić to częściej.
- Wiesz,
jakaś drobna zachęta mogłaby mnie do tego przekonać – iskierki w jego oczach
świadczyły, że i on nie pozostał obojętny na ich bliskość. Książę wstał i
usiadł mu na kolanach. Miękko pocałował twarde wargi męża, który mocno go do
siebie przytulił. Niestety miłe chwile szybko minęły i trzeba było wrócić do
rzeczywistości. Władca usłyszał zbliżające się kroki i mignęła mu jasna głowa
jego sekretarza.
Tą intymną scenkę obserwowały dwie pary nieprzyjaznych oczu. Tego żaden z nich się nie spodziewał. Wszyscy szpiedzy donosili im co innego. Małżonkowie najwyraźniej świetnie się dogadywali, a nawet więcej, okazywali sobie nawzajem uczucia. Czyżby się pomylili i władca jednak kochał swojego męża? Do tej pory zawsze trzymał go na dystans, przynajmniej na oficjalnych przyjęciach. Wręcz sugerował swoim zachowaniem, że ożenił się z nim z zemsty za wcześniejsze odrzucenie. Tymczasem tak naprawdę, sprawy miały się chyba całkowicie inaczej! Czy władca czegoś się domyślał? Wiedział o istnieniu ich organizacji? Będą to musieli szybko sprawdzić i zaplanować dalsze posunięcia. Najwyższy czas zwołać walne zebranie i przystąpić do działania. Jeśli Belzebub połączy siły z Lucyferem, to będzie ich koniec. Za księciem staną murem stare rody, które na razie tylko obserwują sytuację. Nie będą mogli już niczego przeforsować w rządzie.
***
Późnym popołudniem Belzebub miał nadzieję, że będzie mógł
już wrócić do domu. Okazało się jednak, że musi się udać wyjaśnić osobiście
nieprzyjemną sprawę. Miał pojechać w piękną, górską okolicę. Posłał więc po Lu,
postanawiając zabrać go ze sobą. Może uda mu się wszystko szybko załatwić i
będą mogli zjeść kolację w jakimś przyjemnym, romantycznym miejscu. Doskonale
zdawał sobie sprawę, że nie poświęca swojemu młodemu mężowi tyle czasu na ile
zasługiwał. Niestety spiskowcy nadal byli na wolności, ale był już coraz bliżej
zamknięcia tej ciągnącej się od lat afery. Musiał chronić swoich najbliższych i
czuwać nad ich bezpieczeństwem. Eskorta mogła nie wystarczyć. Tym bardziej
teraz, kiedy książę był praktycznie bezbronny i oczekiwał ich pierwszego dziecka. Wolał go więc mieć blisko siebie, w
zasięgu wzroku. Tymczasem ten głuptas ciągle gdzieś znikał i wyrywał się na wolność niczym uwięziony w klatce dziki ptak. Niestety nie mógł się podzielić z nim swoją
wiedzą, nie chciał też go straszyć w jego stanie. Uśmiechnął się szeroko na
widok zbliżającego się męża. W błękitnej koszuli i jasnych spodniach
prezentował się ja zwykle nienagannie. Zawsze bawiła go próżność Lu i jego
nadmierna dbałość o swój wygląd. Nie mógł mu jednak odmówić dobrego gustu. Wyglądał zjawiskowo mimo zaawansowanej ciąży.
- Załatw szybko swoje sprawy i pójdziemy na spacer – książę
najwidoczniej miał dobry humor. Usiadł obok męża w samochodzie i wtulił się w
jego bok. – Czy ty musisz wszędzie ciągnąć za sobą ten ogon? – wskazał na drugi
pojazd z eskortą.
- To konieczne, w dodatku dodaje mi powagi, w końcu jestem
władcą – zażartował i pogładził go po smukłych plecach. Przeczesał palcami spięte w kucyk
długie włosy.
Nie wszystko jednak poszło zgodnie planem. Zabawili dłużej niż myślał i kiedy wracali, słońce chyliło się już ku zachodowi. Znudzony Lu oglądał krajobrazy za oknem, a było na co popatrzeć. Tuż przy drodze widać było dużą leśną polanę na której pasło się stado owiec. Ich gęste fura wydawały się mieć lekko różowy odcień. Baca grał na organkach jakąś rzewną melodię, a u jego stóp odpoczywały dwa potężne owczarki, leniwie spoglądające na przeżuwające z zapałem trawę zwierzaki. Książę spojrzał na męża i skrzywił się nieznacznie.
Nie wszystko jednak poszło zgodnie planem. Zabawili dłużej niż myślał i kiedy wracali, słońce chyliło się już ku zachodowi. Znudzony Lu oglądał krajobrazy za oknem, a było na co popatrzeć. Tuż przy drodze widać było dużą leśną polanę na której pasło się stado owiec. Ich gęste fura wydawały się mieć lekko różowy odcień. Baca grał na organkach jakąś rzewną melodię, a u jego stóp odpoczywały dwa potężne owczarki, leniwie spoglądające na przeżuwające z zapałem trawę zwierzaki. Książę spojrzał na męża i skrzywił się nieznacznie.
- Muszę wysiąść, jest mi niedobrze – samochód zatrzymał się
natychmiast. – Potrzebuję świeżego powietrza – zerwał się z siedzenia i
energicznym krokiem ruszył przed siebie, prosto między pobekujące owce. Jak na
dręczonego nudnościami człowieka, wyglądał zadziwiająco dobrze. Bez myślał, że
zmierza do widocznej w pobliżu kłody, aby na niej usiąść. Ten łobuz wszedł
jednak między drzewa, nawet nie oglądając się za siebie. Mężczyzna, klnąc na
czym świat stoi na swoją naiwność, zerwał się na równe nogi i pobiegł za nim.
Robiło się już ciemno, a jego ciężarny mąż chodził sam po lesie. Znalazł go
dopiero po kwadransie, siedzącego na trawie nad małym stawkiem do którego z
szumem wpadał wartki strumień.
- Rozpalisz ognisko? – zapytał z beztroskim uśmiechem. –
Lubię patrzyć jak iskry strzelają w nocne niebo. Widzę już wschodzący księżyc,
dzisiaj będzie pełnia. – Bez właśnie otwierał usta, żeby go zbesztać za
nieodpowiedzialne zachowanie, ale natychmiast je zamknął. Wyglądał na takiego
szczęśliwego i rozluźnionego. Nie miał serca burzyć jego nastroju. Zawrócił do
lasu i nazbierał suchych gałęzi. Przez ten czas zrobiło się ciemno. Kiedy
wrócił, mąż siedział grzecznie na pniaku i z błogą miną zajadał poziomki, które sam
nazbierał. Uklęknął i zaczął rozpalać ogień, ale kiepsko mu to wychodziło.
Dyskretnie pomógł sobie magią. Płomienie strzeliły wysoko, zdawały się dosięgać czubków
drzew. Gdy się odwrócił Lu nigdzie nie było. Wyparował jak poranna mgła. Wstał
i z niepokojem rozejrzał się dookoła. Była pogodna, ciepła, letnia noc. Panowały nieprzeniknione ciemności. Na niebie migotały miliony gwiazd, a okrągły jak moneta srebrny wędrowiec rozjaśniał nieco okolicę. Usłyszał cichy plusk od strony stawku i podszedł bliżej. Na piasku
zobaczył porzucone niedbale ubrania. Stanął na brzegu i w ciemnej wodzie
zobaczył jasną sylwetkę Lu. Jego biała skóra lśniła w świetle księżyca jak
najwspanialszy jedwab. Rozpuścił platynowe włosy, które sięgały mu aż do
krągłych pośladków. Wyglądał tak pięknie i jednocześnie nierealnie, że mężczyzna
bał się odezwać, żeby nie zniknął jak jakaś senna zjawa. Książę jednak chyba wyczuł jego obecność, bo
odwrócił się z przekornym uśmiechem skinął na niego zachęcająco.
- Na co czekasz? Pływałeś kiedyś na golasa?- jego głos
zabrzmiał wyjątkowo miękko i melodyjnie pośród nocnej ciszy. Obrócił się do
męża przodem i oparł plecami o skałę. Spoglądał na niego z lekkim rumieńcem na
bladej twarzy. Przygryzł usta. Widać było jego pobudzona męskość.
- Próbujesz mnie uwieść, moja ty syrenko? – mruknął mężczyzna
i tak jak stał w ubraniu wszedł do wody. Nie umiał się oprzeć słodkiemu zjawisku, które wabiło go do
siebie. Przylgnął do mokrych, rozchylonych ust w czułym pocałunku. – Lu, nie
masz serca! Wiesz, że lekarz nam zabronił tego typu igraszek! – zaczął pieścić wargami
smukłą szyję.
- Chyba nie masz zamiaru żyć w celibacie aż do porodu? –
objął Beza i przylgnął do niego całym ciałem. – Ten stary konował jest głupi!
- Małe co nieco chyba nie zaszkodzi? – stwierdził ochryple władca
i zaczął się zsuwać w dół, poprzez delikatne gardło, ładnie umięśnioną klatkę
piersiową na wydatny brzuszek, aż uklęknął przed coraz ciężej oddychającym mężem.
Tak bardzo brakowało mu ostatnio ich bliskości. Trudno było leżeć w łożu obok
tak atrakcyjnego mężczyzny i nie móc go dotknąć. Zacisnął dłonie na aksamitnych
pośladkach i przyciągnął jego biodra do siebie. Dmuchnął na sterczącą dumnie
męskość i wyrwał z ust Lu przeciągły okrzyk.
- Aaa…! Nie dręcz mnie draniu! – Gdyby nie silne ręce Beza byłby upadł, kolana same uginały się
pod nim, a nogi wydawały się być zrobione z plasteliny. Był równie spragniony i
zdesperowany jak klęczący przed nim mężczyzna. Bez niespodziewanie ostrożnie
wsunął jeden palec w ciasny kanalik, a usta zacisnął na nabrzmiałym organie. –
Och… tylko nie przestawaj! Niech szlag trafi tego medyka! – Zajęczał i pchnął
do przodu. Cudowne wilgotne wargi wessały go głęboko, aż do samego gardła. Ręce
i język męża powtarzały te same, oszałamiające jego zmysły ruchy, prowadząc go
prosto w szaleństwo namiętności. Niewiele trzeba było, żeby spuścił się wprost w
utalentowane usta z głośnym okrzykiem ekstazy. Potem osunął się w niebyt,
mgliście zdając sobie sprawę, że ciepłe, bezpieczne ramiona zamknęły się wokół
niego. Bez z niejakim trudem ubrał kompletnie bezwładne ciało i zaniósł do
samochodu. Tam otulił Lu kocem i posadził sobie na kolanach.
- Jesteś niemożliwy, mam nadzieję, ze się nie przeziębisz! –
tulił go do siebie chcąc ogrzać własnym ciałem. Nadal był twardy jak skała.
Obcisłe spodnie zadawały koszmarne męki jego członkowi, który nie miał
najmniejszego zamiaru opaść. Tymczasem ten łobuz Lu drzemał sobie w najlepsze,
pomrukując z zadowolenia.
- Daleko jeszcze? Jestem
strasznie głodny! – otwarł jedno szare oko i popatrzył z wyrzutem na
wiercącego się męża. – Nie kręć się tak, twoje kolana wbijają mi się w pupę! –
umościł się wygodnie i wtulony w szeroką pierś zasnął jak dziecko.
- To nie kolana, ale coś zupełnie innego – odparł krzywiąc
się mężczyzna, ale pogrążony w sennych marzeniach książę już go nie usłyszał, .
Mam wrażenie że przerwałaś w połowie mam nadzieje że będzie kontynuacja. Rozdział dobry na horyzoncie widać zagrożenie i to chyba dość poważne. Podobno jestem stronnicza a skąd ma Lu wiedzieć że się pakuje w niebezpieczeństwo skoro ukochany mężuś mu o tym nie powie. Gdyby wiedział na pewno byłby ostrożniejszy. Ale nie Bez wie lepiej. Wyprawa za miasto była fajnym pomysłem ale też nie wziął męża bezinteresownie to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Co z tego że zdaje sobie sprawy że źle robi skoro nie zmienia postępowania. Scenka na polanie i przy ogniu urocza. Piszesz świetne sceny sexu ale jakoś tu nie pasowała jak dla mnie. Miłość to nie tylko to a oni po za tym nic nie mają nigdy nie było ani jednej rozmowy takiej nawet o niczym. No ale mam nadzieje że jeszcze nie wracają do pałacu. Było by dość smutno. Bez jest pracoholikiem i źle robi nie tłumiąc buntu teraz może już nie w zarodku ale jeszcze blisko nim straci coś cennego. Jest Władcą Piekieł po co on się bawi w podchody łapie jednego czy dwóch i krwawa egzekucja przy wszystkich poddanych.
OdpowiedzUsuńZostawi ich tam jeszcze na chwile może się dogadają. I ci szpiedzy to są jacyś nie dorobieni albo źle poinformowani.
Mam nadzieje że nie zrobisz niczego drastycznego z Lu przecież on ma dzidziusia. I znów apel do Beza opamiętaj się i przestaw sobie hierarchie wartości bo masz taki chwile że załapujesz o co chodzi.
Mimo mojego smęcenia podobało mi się bo rozdział jest dobry nawet bardzo taki miałaś zamysł i go wykonałaś. I może jestem niesprawiedliwa co do Beza ale on jest zbyt często władcą a zbyt mało kochającym mężem to chyba mnie razi najbardziej. Oby to się zmieniło bo tak byłoby mi go łatwiej zaakceptować. Liczyłam na trochę więcej romantyzmu ale może na to jeszcze czas.
Nie powiadomiłaś mnie więc chyba cie wkurzyłam:(
Dużo dużo weny i chęci. Bardzo lubię to co piszesz i nigdy nie było inaczej.
WIĘCEJ!!!
OdpowiedzUsuńJesteś zła, to jest za krótkie.
T^T
Super rozdział *.* marwie się o Luuu...
OdpowiedzUsuńBiedny Bez... nie skończył, ale się nie dziwię Lu jest naprawdę zmęczony ciążą, a ona jest zaawansowana ;)
weny! :* czekam na rozdzialik :)
Mhm,,, coś mi tu nie pasuje,,, spisek? Nie ładnie, boje się o Lu, a jak o Lu to i o Dominika, bo znając życie coś się stanie, któremuś a drugi będzie szalał z niepokoju, a nawet poleci go szukać.
OdpowiedzUsuńBez! Julian! Macie dobrze ich pilnować!
Mam nadzieję, że Lu i dziecko są bezpieczni...
A to ognisko w lesie i jeziorko,,,mrau,,
Bez zapewne zaniesie go do łóżka, mhm,,, ale co dalej? ;)
Twoja Maru;3
rzeczywiście martwie sie o Lu z tym spiskiem, oby wszysrko jednak dobrze się rozegrało. :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział
Słodko ;) Lu to moja ulubiona postać jeżeli chodzi o Narzeczoną ;) Trochę boję się tego, co zrobi tamta grupa.... Przecież to prawie pewne, że spróbują zabić Lu lub tak pozbyć się ich dziecka, żeby wina spadła na Lu i Bez sam się z nim rozprawił....
OdpowiedzUsuńScenka w lesie i w wodzie urocza ;) Bardzo się napalili, tyle że biedny Bez nie doczekał się spełnienia ;) Ciekawe jak to sobie odbije ;)
Całość przyjemna w czytaniu, choć mogła byś popracować nad dłuższymi opisami ;)
Życzę weny i zapraszam do czytania i komentowania u mnie na gemmafurore.blogspot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńrewelacyjny rozdział, och spiskowcy są tak blisko władcy i Lu, oby nie zrobili czegoś, żeby Lu cierpiał. Belzebub bardzo się troszczy o Lucjusza i ich dziecko... A ta scena nad jeziorkiem po prostu jest rewelacyjna...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia