środa, 15 maja 2013

Rozdział 21


 Rozdział dedykowany niecierpliwej Maxiii. Wiem, wiem trochę to trwało.

   Mężczyźni spędzili w galerii handlowej dobre kilka godzin. Zmęczeni i głodni udali się do pobliskiej restauracji, gdzie usiedli przy stolikach znajdujących się na zewnątrz w przyjemnym, pełnym kwitnących krzewów ogródku. Można stąd było obserwować licznych przechodniów, samemu nie będąc zauważonym. Zjedli spokojnie smaczny obiad. Niestety, kiedy zaczęli jeść lody przy sąsiednim stoliku usiadło trzech mężczyzn i nie spuszczało z nich wzroku. W końcu jeden z nich wstał i ruszył w ich kierunku, wyraźnie kłaniając się Lu.
- Pozbądź się tych podrywaczy – szepnął do niego Dominik i kopnął go pod stołem. Nie lubił tego typu przygodnych znajomości, zwłaszcza, że dwu pozostałych gapiło się bezczelnie na jego tyłek. Książę syknął i złapał się za łydkę.
- Zrobiłeś mi siniaka draniu – pomasował bolące miejsce. – W twoim wieku powinieneś poznawać świat i nowych ludzi. Zachowujesz się jak stara ciotka – uśmiechnął się przekornie i machnął wesoło do zbliżającego się mężczyzny.
- Zabiję cię, wplączesz nas w kłopoty – warknął chłopak.
- Przesadzasz, znam ich z klubu. Witaj Fred – podał znajomemu rękę.
- Dawno cię nie widziałam piękny – ucałował wypielęgnowaną dłoń. – Chodzą słuchy, że cię zaobrączkowali. Możemy się przysiąść?
- Oczywiście – Lu zwinnie się odsunął, unikając szczypiącego ataku Dominika. Już po chwili siedzieli w piątkę.
- Przedstaw nam tego naburmuszonego słodziaka – Fred uśmiechnął się do Dominika. - Chyba źle go nakarmiłeś skoro się tak dąsa. To twój nowy kochanek?- zwrócił się do księcia. – A może ty jesteś do wzięcia? – przysunął się bliżej prychającego wyniośle rudzielca.
- Ups…- wisienka, którą trzymał w ręce Dominik wystrzeliła do przodu prosto w nos natręta.
- W łóżku też jesteś taki waleczny? Jeśli tak, ożenię się z tobą choćby natychmiast! – ciągnął mężczyzna, bynajmniej niezrażony jego zachowaniem.
- Też mi oferta! Dobrze wiesz, że w Polsce nie można zawierać homoseksualnych małżeństw! – odsunął się z krzesłem na bezpieczną odległość.
- Ale ja jestem Holendrem nie Polakiem – odbił piłeczkę Fred i przybliżył się ponownie. Pozostali dwaj mężczyźni żywo dyskutowali z Lu.
- Mam bardzo tolerancyjnego męża, pozwala mi wychodzić kiedy zechcę. Żyjemy w wolnym związku – usłyszał jego wypowiedź.
- To było o Bezie?! – rzucił do niego Dominik i parsknął śmiechem. – Czy ty się na pewno dobrze czujesz? W życiu nie słyszałem podobnych bredni! 
- Ja też! – usłyszeli za sobą niski głos Władcy Piekieł. – A o wolności w związku, to my sobie porozmawiamy w domu! – mruknął groźnie do męża, który ze spłoszoną miną właśnie wstawał od stolika. Na widok rosłej sylwetki Beza nikt nie ośmielił się zaprotestować. Gniewne błyski w jego oczach i napięte mięśnie nie wróżyły niczego dobrego.
- Ale ty przecież jesteś wolny, zostań z nami – odezwał się do Dominika Fred.
- Nie mogę, nie chcę by Blondyn miał problemy - wskazał na oddalającą się parę. Była to niezupełnie prawda. Pragnął uwolnić się jak najszybciej od natręta, który był dosłownie o oddech od niego. Dobrze wiedział, że władca nie odważy się na żadne gwałtowne zachowania wobec ciężarnego męża.
- Słuszna decyzja… - ktoś niespodziewanie objął go od tyłu w talii. – Tkwisz właśnie po uszy w kłopotach i nie będziesz miał czasu na ratowanie z opresji przyjaciela! – mruknął mu chłodno do ucha Julian. – A ponieważ nie jesteś pod ochroną, dostaniesz porządne lanie!
- Tylko mnie tknij – najeżył się Dominik i wstał od stołu. – Uczyłem się kiedyś boksu! – wymachiwał energicznie drobnymi pięściami przed nosem Boruty. Rude loki podskakiwały przy każdym jego ruchu jak sprężynki. Zwinne, kocie ruchy zgrabnej sylwetki przyciągały wzrok. Zielone oczy lśniły jak klejnoty spod firanki ciemnych rzęs.
- Jaki piękny… - wyrwało się na głos zauroczonemu Fredowi.
- Te badylarz! – ryknął na niego czart. – Zajmij się lepiej sadzeniem tulipanów i ustawianiem wiatraków!- chwycił mężczyznę za ramiona i mocno nim potrząsnął. – Na twoim miejscu nie właziłbym do cudzego ogródka! Ten kwiatuszek ma już swojego właściciela!
- Ee… dlaczego myślicie, że jak Holender, to zaraz ogrodnik? – zapytał zaskoczony i trochę wystraszony Fred. Postanowił na razie odpuścić. Niedawno zamieszkał w okolicy i na pewno znajdzie niejedną okazję do spotkania ślicznego rudzielca. Tymczasem Julian ciągnął bezceremonialnie za rękę Dominika do wyjścia.
- Ty tępogłowy bałwanie, my tylko rozmawialiśmy! Nie będziesz mnie tyranizował! Nasz związek miał być partnerski!- prychał wściekły chłopak.
- Związek partnerski?! To pierdoły dla naiwnych nastolatek! Coś takiego nie istnieje! W małżeństwie jest mąż – dowódca i żona, czyli piechota wykonująca polecenia! – dotarli na parking za restauracją, kłócąc się i spierając.
- Skąd u ciebie te średniowieczne poglądy? Małżeństwo ci się jełopie z wojskiem pomyliło! – chłopak wsiadł do samochodu narzeczonego i zapiął pasy. – Nie powinieneś się zadawać z Bezem, źle na ciebie wpływa!
- Gdybyś się stosował do tej zasady, połowę problemów mielibyśmy z głowy – Mężczyzna ruszył powoli w kierunku willi Rokitów.
- Jeśli liczysz, że będę słodką i uległą żonką, czekającą na ciebie w domu z obiadem z gromadką dzieci u boku, to cię naprawdę popieprzyło! – Dominik szarpnął za klamkę, gdy się tylko zatrzymali i wyskoczył z samochodu jak bomba. Szedł parskając przez trawnik, a jego drobna sylwetka zdawała się iskrzyć od rozpierających go emocji. Wyglądał jak mała, burzowa chmura wypuszczająca ze swojego wnętrza co chwilę grzmoty i błyskawice.
- A buzi na dobranoc? – Julian dopadł go, gdy przekraczał próg domu. Właśnie zaczęło docierać do niego, że odrobinę przesadził. Ale jak tylko przypomniał sobie nachylającego się poufale nad narzeczonym Holendra, dosłownie się dusił.
- Spierdalaj! Idź szukać oddziału, którym będziesz mógł dyrygować! – rzucił rozeźlony Dominik i gwałtownie zatrzasnął mu przed nosem drzwi. Wszystko się w nim gotowało. Jego narzeczony był najdurniejszym facetem na świecie. Obracał na palcu pierścionek i miał ogromną ochotę wrzucić go do kosza na śmieci. W ostatniej chwili coś go jednak powstrzymało. Gniew nagle gdzieś wyparował. Zastąpił go pogłębiający się z każdą chwilą smutek. – A ja miałem nadzieję, że stworzymy kochającą się rodzinę – wyszeptał do siebie – ale jestem głupi! – ze spuszczoną głową i markotną miną poszedł pod prysznic.


***
    Lucjusz bynajmniej nie był w lepszej sytuacji od przyjacielaSiedział właśnie przed lustrem w samej koszuli i spodniach, rozczesywał długi włosy, splątane podczas burzliwego powrotu do domu. Bez ciągnął go przez pałacowe korytarze, trzymając mocno za rękę, jak wziętą w niewolę brankę. Dworzanie przyglądali mu się jedni ze złośliwymi uśmieszkami, inni ze współczuciem. Nie szarpał się, nie chcąc robić przedstawienia i dawać satysfakcji plotkarzom. Narobił kłopotów nie tylko sobie, ale też Dominikowi. Sądząc po zazdrosnej minie Boruty, czekało biedaka w domu niezłe kazanie. Zdjął buty i bosymi stopami oparł się o miękki dywan. Rozpiął spodnie, które zbytnio go uciskały.
- Tatuś jest na mnie wściekły – westchnął ciężko i pogłaskał się po  lekko zaokrąglonym brzuszku – a ja tylko potrzebowałem odrobiny wolności i rozrywki.
- Tylko dlaczego twoja zabawa polegała na flirtach i podrywie? – warknął Bez, stając za jego plecami.
- To był czysty przypadek, poszliśmy tam coś zjeść – wstał i odwrócił się twarzą do męża. Rozpięta garderoba opadła w dół i zatrzymała się na jego kostkach. Zarumienił się i spojrzał zmieszany na mężczyznę, który patrzył z uznaniem na jego długie, ładnie umięśnione nogi.
- Lu, nie chodzi tylko o wdzięczenie się do tych facetów, choć muszę przyznać, że o mało mnie szlag na wasz widok nie trafił. Czy ty wiesz jak bardzo się przestraszyłem, gdy okazało się, że wyszedłeś bez eskorty?! Mogło ci się coś stać! – wziął go na ręce i usiadł z nim na fotelu. Temu głuptasowi naprawdę należało się lanie. Nie miał jednak serca go karać. Ich ogonki splotły się ze sobą w czułym uścisku, a dłoń władcy gładziła uspokajającym gestem szczupłe uda męża. – Mam trochę wrogów i mogli wykorzystać okazję, że byłeś sam. Jesteś teraz odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale też za maleństwo – zobaczył jak pełne chwilę wcześniej uporu i buntu, błękitne oczy, napełniają się łzami.
- Jestem beznadziejny, nie nadaję się na ojca… - Lu wtulił się w ciepły tors Beza i zaczął cicho szlochać. – Co teraz zrobimy? Kto wychowie mojego maluszka? – z jego oczu płynął już prawdziwy potok. – Powinieneś sobie poszukać innej królowej!
- Niemądry – Bez ujął go za podbródek i odwrócił jego twarz do siebie. – Nie chcę nikogo innego, to ciebie kocham – delikatnie musnął jego drżące usta swoimi. - Obiecaj tylko, że już nigdy nie wyjdziesz bez straży – głaskał pieszczotliwie napięte plecy męża.
- Obiecuję – książę spojrzał mu głęboko w oczy. Nie miał pojęcia, że jego twarz jest w tej chwili pełna emocji. Codzienna, chłodna maska opadła, ukazując wrażliwe wnętrze. Gdzieś na dnie czarnych źrenic, Bezowi udało się dostrzec płonące w nich uczucie. Doskonale zdawał sobie sprawę jak rzadka i bezcenna była ta chwila. Przytulił męża do siebie i przesunął dłoń na jego brzuch.
 – Mogę? – zaczął go gładzić delikatnie, jakby to była najrzadsza porcelana. Tam w środku, był ich syn, którego wspólnie wychowają, będą patrzyć jak rośnie. Ponownie wpił się w słodkie wargi tym razem ze sporą dawką pożądania. Wsunął język w gorące wnętrze, które tak chętnie się przed nim rozchyliło. – Jesteś tylko mój, następnym razem rozerwę na strzępy każdego, kto się do ciebie zbliży! – warknął mu zaborczo do ucha.
- Tyko twój – wyszeptał namiętnie Lu, odwrócił się do niego przodem i zaplótł nogi wokół jego talii.
                                         
                                                        ***
    Następnego dnia, gdy Dominik się obudził, odwrócił na bok głowę i coś miękkiego pogładziło jego policzek. Powoli zaczął docierać do niego piękny zapach, który był mu doskonale znany. Otworzył oczy i zobaczył na swojej poduszce czerwoną różę o aksamitnych płatkach z przypiętym do niej bilecikiem. Na białym papierze, eleganckimi złotymi literami wykaligrafowane było zaproszenie:

,, Wybacz, to co powiedziałem wczoraj, zazdrość zupełnie mnie zaślepiła. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek inny mógł cię trzymać w ramionach. Każdą sprawę dotyczącą naszego związku możemy razem przedyskutować. Czekam na ciebie wieczorem. Mam nadzieję, że występ ci się spodoba.
                                       Julian”                                                                                                                 

Wstał i w piżamie udał się do kuchni na poranne kakałko. Monika była już na nogach. Postawiła przednim kubek z parującym, aromatycznym napojem i talerz maślanych bułeczek. Obracał w ręku karteczkę, czytając ją już enty raz z rzędu. Nie miał pojęcia co robić. Poprzedniego dnia okropnie się zdenerwował na tego zacofanego drania Juliana. Miał mu od tak darować wszystkie bzdury, które wygadywał? Dziewczyna obserwowała go spod zmrużonych powiek. Nagle rzuciła się do przodu i wyrwała mu z ręki bilecik.
- Oddawaj to, ty wredna małpo! – niestety zanim zdążył go odzyskać, zdążyła już przeczytać.
 - To chyba jakaś poważna randka? Co na siebie założysz?
- Odczep się, jeszcze nie wiem czy pójdę – chłopak miał niemożliwie rozczochrane włosy i czekoladowe wąsy, wyglądał w tej chwili jak przedszkolak. – To nie żadna randka, tylko odebranie należnej wygranej – wypsnęło się mu nieopatrznie.
- A co takiego wygrałeś? – Monika zbliżyła się do niego szybkością pantery. Jej oczy aż świeciły z niezdrowej ciekawości. – Zwierzysz się chyba swojej najlepszej psiapsiółce?
- Nie ma mowy!- Twarz Dominika dosłownie zapłonęła czerwienią. Zerwał się od stołu i uciekł do swojego pokoju jak spłoszony jeleń. Natychmiast zamknął drzwi na klucz. Wstrętna dziewucha nie dałaby mu spokoju, aż by z niego wszystko wyciągnęła. A potem już nigdy nie miałby chwili wytchnienia. Dobrze znał jej manię swatania wszystkiego co żyje. Nawet biednemu kotu nie przepuściła. Na myśl o tych wszystkich dobrych radach i codziennym prześladowaniu dostał gęsiej skórki. –Tym razem mi się udało, ale poczuła wiatr w żaglach. Muszę się jakoś niepostrzeżenie wymknąć wieczorem, inaczej już po mnie! – zamruczał do siebie pod nosem.


11 komentarzy:

  1. Glupi Julian myśli, że Dominik jest kobietą w związku D: .. Coraz bardziej podoba mi się Lucek i z niecierpliwością czekam na przedstawienie. Na miejscu Dominika ja bym wyszedl po skończonym 'spektaklu' :D Pozdrawiam


    Damiann

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dedykację. Rozdział super, te sceny zazdrości, opisy uczuć bohaterów, po prostu super. No i były dpkatające się ogonki. Wena życzę. Pzdr

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział był dobry jak zwykle:) Tylko wydaje mi się bardzo na opak. Zacznę od sceny w galerii. Tam się podrywu nie doszukałam za bardzo owszem Bez i Julek mieli prawo się wściec ale tym razem to Julian przesadził z byle jednak powodu. Dobrze że chociaż przeprosił. Ja mam tylko jedno pytanie. Czemu Dominik zachowuje się jakby był w ciąży? Tu wybuch złości a tu za chwile płacze... dziwne. I on jakoś tak jest raczej pewny tej rodziny którą ma stworzyć z czartem. Znaczy dobrze ale aż taka pewność żeby tam płakać. Podobała mi się karteczka z przeprosinami:) Czekam bardzo na taniec Juliana i mam nadzieje że pojawi się już w kolejnej notce... to będzie piękne:D
    Lu też zachował się jak nie on ale jemu można wybaczyć martwi się o dzidziusia. A pan "Ja, Ja. Ja" Znaczy Bez chciałam powiedzieć... on wcale się nie zachował to JA mam wrogów. I to najważniejsze. I ja tego kocham cię wciąż nie kupuje i nie kupie zachowaj się tak żeby te słowa miały podparcie czynów. Lu też bardzo zmiękł co akurat dobrze a że chce swobody też dobrze tylko niech weźmie sprawy w swoje ręce.
    Notka i tak dobra wyczekiwana:) Dużo weny i chęci:) Mam nadzieje że opis wyczynów Julka pojawi się już niedługo:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział !!
    Życzę dużo weny!
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  5. uuu no to się porobiło. Dobrze, że Lu nie miał takiego przypału od męża.Cudowny rozdział. Oby Dominik pogodził się z ukochanym

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    cudo, cudo... ludzie Belzebuba obserwowali Dominika, więc Belzebub i Julian szybko odnaleźli i Dominika jak i Lucjusza... Och jacy byli zazdrośni, wspaniale to przedstawiłaś... Już nie mogę się doczekać tego występu Juliana..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. Julek znowu przegiął. A Fred niech się nie odczepi od naszego słodziaka. Lu w ciąży jest prześwietny, delikatny i taki kruchy. Ale to ciągnięcie za włosy mi się nie podobało.
    Czekam na dalszy rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez ciągnął Lu przez korytarze, ale nie za włosy. Chyba źle to sformułowałam skoro tak zrozumiałaś.

      Usuń
  8. CUDO.... *.* Jak ty to robisz, że zawsze trzyma w napięciu? ;P weny!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. Dawno cię nie widziaŁEM piękny. A nie nie widziałam.

    OdpowiedzUsuń