poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 23

   Lu był zmęczony, od trzech godzin oprowadzał po pałacu zagranicznych gości i miał już tego dość. Głupio mu było teraz zrezygnować, bo przecież sam się zgłosił do tego zadania, licząc na odrobinę rozrywki. Nie przewidział jednak, że widoczny pod luźną koszulą brzuszek nie pozwoli na zbytnie forsowanie się. Szli pięknym parkiem, pełnym kwitnących krzewów ze wszystkich stron świata. Zachwyceni Brytyjczycy zaglądali dosłownie w każdą dziurę i podziwiali każdy listek. Tymczasem on marzył, żeby sobie gdzieś usiąść i położyć nogi na wygodnej podusi. Za nic nie przyznałby się do tego, że ma już dość tej wycieczki. Wiedział, że na najmniejszą oznakę słabości Bez zmusi go do pozostania w domu, a on tam zwariuje z bezczynności. Zawsze prowadził czynne życie i nudził się w swoich komnatach jak mors. Nie potrafił zbyt długo wysiedzieć na jednym miejscu. Jego gromadka ogrodników - amatorów rozpełzła się po ścieżkach, a on stał zamyślony, jedną ręką gładząc bezwiednie brzuszek , a drugą masując się po obolałym krzyżu.

   Obserwujący go z daleka dwaj dworzanie, uśmiechali się złośliwie pod nosem. Najwyraźniej ich władca niezbyt przejmował się swoim mężem. Stał na parkowej alejce bez eskorty, zgrzany i spocony. Nikt nie pokwapił się nawet, by zaproponować mu szklankę wody. Taka sytuacja bardzo im odpowiadała. Lu był nadal nic nie znaczącym pionkiem w grze. Zwykłym inkubatorem z którego wylęgnie się mały książę. Dzieciaka będzie się można potem łatwo pozbyć. Belzebub najwyraźniej traktował go lekceważąco, młody mężczyzna nic dla niego nie znaczył i nie miał na niego żadnego wpływu. Dopóki sprawy wyglądały w ten sposób nie mieli powodu, aby się wtrącać. Z daleka tylko trzymali ręce na pulsie.

   Władca Piekieł też był od rana bardzo zajęty, w Azji wybuchły zamieszki i musiał jakoś załagodzić polubownie spór, między dwoma potężnymi, arystokratycznymi rodami. Idąc parkową aleją omawiał wszystkie możliwości wyjścia z kryzysu ze swoimi trzema sekretarzami i ministrem spraw zagranicznych. Zaskoczony zobaczył przed sobą nie taką już smukłą sylwetkę Lu. Mąż robił się coraz okrąglejszy i szybko się męczył. Nie powinno go tu być w taki upał. Mężczyzna zmarszczył brwi. Nieznośny uparciuch znowu wyrwał się ze swoich komnat wbrew zaleceniom lekarza.
- Panowie wybaczą – skinął swoim rozmówcą i podążył w stronę księcia, który go nie zauważył. Podszedł do niego po cichu i znienacka objął w tali. Mężczyzna ufnie oparł się o niego plecami, poznając go po zapachu.
- Co ty tu robisz? Zmiataj do pałacu! – szepnął mu na ucho, nie chcąc by dworzanie podsłuchali ich rozmowę. Usta Lu natychmiast ułożyły się w podkówkę. – Skarbie, będziesz się potem źle czuł – natychmiast zmienił ton, widząc jego reakcję.
- Nie przesadzaj, usiądę sobie na ławeczce – książę usiłował się wyślizgnąć z jego ramion.
- Co ja z tobą mam! – ku zdumieniu zarówno Brytyjczyków, jak i swoich towarzyszy pociągnął męża w głąb pobliskiego, zielonego labiryntu.
- Porywasz mnie? – z uśmiechem dał się prowadzić zawiłą ścieżką między wysokimi krzewami. Po chwili dotarli do niewielkiej, zbudowanej w klasycznym stylu białej altanki, obrośniętej dzikim winem. Gęste, zielone pnącza tworzyły dach i ściany budowli. Pachniały dojrzewające w słońcu ciemne owoce. W środku była wygodna kanapa i malutki stoliczek. W pobliżu szemrało źródełko, z maleńkiego pyszczka marmurowej ryby tryskała krystalicznie czysta woda. Bez usadził Lu wygodnie i nalał do srebrnego kubka chłodnego płynu. Podał go zmęczonemu mężowi, po czym wziął jego nogi i położył na swoich udach.
- Co myślisz o masażu? – zdjął mu buty i zaczął delikatnie gładzić jego stopy. Zwinne palce uciskały skórę, gładziły napięte mięśnie, łagodziły napięcie i ból. Duże, zimne dłonie działały jak kojący balsam. Lu przymknął oczy i zupełnie się im poddał.
- Mrru…  – zamruczał z przyjemności. Rozkoszny dreszczyk zaczął pełznąć mu po krzyżu. Zarumienił się i spod długich rzęs spojrzał na Beza. – Powinieneś robić to częściej.
- Wiesz, jakaś drobna zachęta mogłaby mnie do tego przekonać – iskierki w jego oczach świadczyły, że i on nie pozostał obojętny na ich bliskość. Książę wstał i usiadł mu na kolanach. Miękko pocałował twarde wargi męża, który mocno go do siebie przytulił. Niestety miłe chwile szybko minęły i trzeba było wrócić do rzeczywistości. Władca usłyszał zbliżające się kroki i mignęła mu jasna głowa jego sekretarza.
  
   Tą intymną scenkę obserwowały dwie pary nieprzyjaznych oczu. Tego żaden z nich się nie spodziewał. Wszyscy szpiedzy donosili im co innego. Małżonkowie najwyraźniej świetnie się dogadywali, a nawet więcej, okazywali sobie nawzajem uczucia. Czyżby się pomylili i władca jednak kochał swojego męża? Do tej pory zawsze trzymał go na dystans, przynajmniej na oficjalnych przyjęciach. Wręcz sugerował swoim zachowaniem, że ożenił się z nim z zemsty za wcześniejsze odrzucenie. Tymczasem tak naprawdę, sprawy miały się chyba całkowicie inaczej! Czy władca czegoś się domyślał? Wiedział o istnieniu ich organizacji? Będą to musieli szybko sprawdzić i zaplanować dalsze posunięcia. Najwyższy czas zwołać walne zebranie i przystąpić do działania. Jeśli Belzebub połączy siły z Lucyferem, to będzie ich koniec. Za księciem staną murem stare rody, które na razie tylko obserwują sytuację. Nie będą mogli już niczego przeforsować w rządzie.
***
   Późnym popołudniem Belzebub miał nadzieję, że będzie mógł już wrócić do domu. Okazało się jednak, że musi się udać wyjaśnić osobiście nieprzyjemną sprawę. Miał pojechać w piękną, górską okolicę. Posłał więc po Lu, postanawiając zabrać go ze sobą. Może uda mu się wszystko szybko załatwić i będą mogli zjeść kolację w jakimś przyjemnym, romantycznym miejscu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie poświęca swojemu młodemu mężowi tyle czasu na ile zasługiwał. Niestety spiskowcy nadal byli na wolności, ale był już coraz bliżej zamknięcia tej ciągnącej się od lat afery. Musiał chronić swoich najbliższych i czuwać nad ich bezpieczeństwem. Eskorta mogła nie wystarczyć. Tym bardziej teraz, kiedy książę był praktycznie bezbronny i oczekiwał ich pierwszego  dziecka. Wolał go więc mieć blisko siebie, w zasięgu wzroku. Tymczasem ten głuptas ciągle gdzieś znikał i wyrywał się na wolność niczym uwięziony w klatce dziki ptak. Niestety nie mógł się podzielić z nim swoją wiedzą, nie chciał też go straszyć w jego stanie. Uśmiechnął się szeroko na widok zbliżającego się męża. W błękitnej koszuli i jasnych spodniach prezentował się ja zwykle nienagannie. Zawsze bawiła go próżność Lu i jego nadmierna dbałość o swój wygląd. Nie mógł mu jednak odmówić dobrego gustu. Wyglądał zjawiskowo mimo zaawansowanej ciąży.
- Załatw szybko swoje sprawy i pójdziemy na spacer – książę najwidoczniej miał dobry humor. Usiadł obok męża w samochodzie i wtulił się w jego bok. – Czy ty musisz wszędzie ciągnąć za sobą ten ogon? – wskazał na drugi pojazd z eskortą.
- To konieczne, w dodatku dodaje mi powagi, w końcu jestem władcą – zażartował i pogładził go po smukłych plecach. Przeczesał palcami spięte w kucyk długie włosy. 
Nie wszystko jednak poszło zgodnie planem. Zabawili dłużej niż myślał i kiedy wracali, słońce chyliło się już ku zachodowi. Znudzony Lu oglądał krajobrazy za oknem, a było na co popatrzeć. Tuż przy drodze widać było dużą leśną polanę na której pasło się stado owiec. Ich gęste fura wydawały się mieć lekko różowy odcień. Baca grał na organkach jakąś rzewną melodię, a u jego stóp odpoczywały dwa potężne owczarki, leniwie spoglądające na przeżuwające z zapałem trawę zwierzaki. Książę spojrzał na męża i skrzywił się nieznacznie.
- Muszę wysiąść, jest mi niedobrze – samochód zatrzymał się natychmiast. – Potrzebuję świeżego powietrza – zerwał się z siedzenia i energicznym krokiem ruszył przed siebie, prosto między pobekujące owce. Jak na dręczonego nudnościami człowieka, wyglądał zadziwiająco dobrze. Bez myślał, że zmierza do widocznej w pobliżu kłody, aby na niej usiąść. Ten łobuz wszedł jednak między drzewa, nawet nie oglądając się za siebie. Mężczyzna, klnąc na czym świat stoi na swoją naiwność, zerwał się na równe nogi i pobiegł za nim. Robiło się już ciemno, a jego ciężarny mąż chodził sam po lesie. Znalazł go dopiero po kwadransie, siedzącego na trawie nad małym stawkiem do którego z szumem wpadał wartki strumień.
- Rozpalisz ognisko? – zapytał z beztroskim uśmiechem. – Lubię patrzyć jak iskry strzelają w nocne niebo. Widzę już wschodzący księżyc, dzisiaj będzie pełnia. – Bez właśnie otwierał usta, żeby go zbesztać za nieodpowiedzialne zachowanie, ale natychmiast je zamknął. Wyglądał na takiego szczęśliwego i rozluźnionego. Nie miał serca burzyć jego nastroju. Zawrócił do lasu i nazbierał suchych gałęzi. Przez ten czas zrobiło się ciemno. Kiedy wrócił, mąż siedział grzecznie na pniaku i z błogą miną zajadał poziomki, które sam nazbierał. Uklęknął i zaczął rozpalać ogień, ale kiepsko mu to wychodziło. Dyskretnie pomógł sobie magią. Płomienie strzeliły wysoko, zdawały się dosięgać czubków drzew. Gdy się odwrócił Lu nigdzie nie było. Wyparował jak poranna mgła. Wstał i z niepokojem rozejrzał się dookoła. Była pogodna, ciepła, letnia noc. Panowały nieprzeniknione ciemności. Na niebie migotały miliony gwiazd, a okrągły jak moneta srebrny wędrowiec rozjaśniał nieco okolicę. Usłyszał cichy plusk od strony stawku i podszedł bliżej. Na piasku zobaczył porzucone niedbale ubrania. Stanął na brzegu i w ciemnej wodzie zobaczył jasną sylwetkę Lu. Jego biała skóra lśniła w świetle księżyca jak najwspanialszy jedwab. Rozpuścił platynowe włosy, które sięgały mu aż do krągłych pośladków. Wyglądał tak pięknie i jednocześnie nierealnie, że mężczyzna bał się odezwać, żeby nie zniknął jak jakaś senna zjawa. Książę jednak chyba wyczuł jego obecność, bo odwrócił się z przekornym uśmiechem skinął na niego zachęcająco.
- Na co czekasz? Pływałeś kiedyś na golasa?- jego głos zabrzmiał wyjątkowo miękko i melodyjnie pośród nocnej ciszy. Obrócił się do męża przodem i oparł plecami o skałę. Spoglądał na niego z lekkim rumieńcem na bladej twarzy. Przygryzł usta. Widać było jego pobudzona męskość.
- Próbujesz mnie uwieść, moja ty syrenko? – mruknął mężczyzna i tak jak stał w ubraniu wszedł do wody. Nie umiał się oprzeć słodkiemu zjawisku, które wabiło go do siebie. Przylgnął do mokrych, rozchylonych ust w czułym pocałunku. – Lu, nie masz serca! Wiesz, że lekarz nam zabronił tego typu igraszek! – zaczął pieścić wargami smukłą szyję.
- Chyba nie masz zamiaru żyć w celibacie aż do porodu? – objął Beza i przylgnął do niego całym ciałem. – Ten stary konował jest głupi!
- Małe co nieco chyba nie zaszkodzi? – stwierdził ochryple władca i zaczął się zsuwać w dół, poprzez delikatne gardło, ładnie umięśnioną klatkę piersiową na wydatny brzuszek, aż uklęknął przed coraz ciężej oddychającym mężem. Tak bardzo brakowało mu ostatnio ich bliskości. Trudno było leżeć w łożu obok tak atrakcyjnego mężczyzny i nie móc go dotknąć. Zacisnął dłonie na aksamitnych pośladkach i przyciągnął jego biodra do siebie. Dmuchnął na sterczącą dumnie męskość i wyrwał z ust Lu przeciągły okrzyk.
- Aaa…! Nie dręcz mnie draniu! – Gdyby nie silne ręce Beza byłby upadł, kolana same uginały się pod nim, a nogi wydawały się być zrobione z plasteliny. Był równie spragniony i zdesperowany jak klęczący przed nim mężczyzna. Bez niespodziewanie ostrożnie wsunął jeden palec w ciasny kanalik, a usta zacisnął na nabrzmiałym organie. – Och… tylko nie przestawaj! Niech szlag trafi tego medyka! – Zajęczał i pchnął do przodu. Cudowne wilgotne wargi wessały go głęboko, aż do samego gardła. Ręce i język męża powtarzały te same, oszałamiające jego zmysły ruchy, prowadząc go prosto w szaleństwo namiętności. Niewiele trzeba było, żeby spuścił się wprost w utalentowane usta z głośnym okrzykiem ekstazy. Potem osunął się w niebyt, mgliście zdając sobie sprawę, że ciepłe, bezpieczne ramiona zamknęły się wokół niego. Bez z niejakim trudem ubrał kompletnie bezwładne ciało i zaniósł do samochodu. Tam otulił Lu kocem i posadził sobie na kolanach.
- Jesteś niemożliwy, mam nadzieję, ze się nie przeziębisz! – tulił go do siebie chcąc ogrzać własnym ciałem. Nadal był twardy jak skała. Obcisłe spodnie zadawały koszmarne męki jego członkowi, który nie miał najmniejszego zamiaru opaść. Tymczasem ten łobuz Lu drzemał sobie w najlepsze, pomrukując z zadowolenia.
- Daleko jeszcze? Jestem  strasznie głodny! – otwarł jedno szare oko i popatrzył z wyrzutem na wiercącego się męża. – Nie kręć się tak, twoje kolana wbijają mi się w pupę! – umościł się wygodnie i wtulony w szeroką pierś zasnął jak dziecko.
- To nie kolana, ale coś zupełnie innego – odparł krzywiąc się mężczyzna, ale pogrążony w sennych marzeniach książę już go nie usłyszał, .


7 komentarzy:

  1. Mam wrażenie że przerwałaś w połowie mam nadzieje że będzie kontynuacja. Rozdział dobry na horyzoncie widać zagrożenie i to chyba dość poważne. Podobno jestem stronnicza a skąd ma Lu wiedzieć że się pakuje w niebezpieczeństwo skoro ukochany mężuś mu o tym nie powie. Gdyby wiedział na pewno byłby ostrożniejszy. Ale nie Bez wie lepiej. Wyprawa za miasto była fajnym pomysłem ale też nie wziął męża bezinteresownie to jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Co z tego że zdaje sobie sprawy że źle robi skoro nie zmienia postępowania. Scenka na polanie i przy ogniu urocza. Piszesz świetne sceny sexu ale jakoś tu nie pasowała jak dla mnie. Miłość to nie tylko to a oni po za tym nic nie mają nigdy nie było ani jednej rozmowy takiej nawet o niczym. No ale mam nadzieje że jeszcze nie wracają do pałacu. Było by dość smutno. Bez jest pracoholikiem i źle robi nie tłumiąc buntu teraz może już nie w zarodku ale jeszcze blisko nim straci coś cennego. Jest Władcą Piekieł po co on się bawi w podchody łapie jednego czy dwóch i krwawa egzekucja przy wszystkich poddanych.
    Zostawi ich tam jeszcze na chwile może się dogadają. I ci szpiedzy to są jacyś nie dorobieni albo źle poinformowani.
    Mam nadzieje że nie zrobisz niczego drastycznego z Lu przecież on ma dzidziusia. I znów apel do Beza opamiętaj się i przestaw sobie hierarchie wartości bo masz taki chwile że załapujesz o co chodzi.
    Mimo mojego smęcenia podobało mi się bo rozdział jest dobry nawet bardzo taki miałaś zamysł i go wykonałaś. I może jestem niesprawiedliwa co do Beza ale on jest zbyt często władcą a zbyt mało kochającym mężem to chyba mnie razi najbardziej. Oby to się zmieniło bo tak byłoby mi go łatwiej zaakceptować. Liczyłam na trochę więcej romantyzmu ale może na to jeszcze czas.
    Nie powiadomiłaś mnie więc chyba cie wkurzyłam:(
    Dużo dużo weny i chęci. Bardzo lubię to co piszesz i nigdy nie było inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. WIĘCEJ!!!
    Jesteś zła, to jest za krótkie.
    T^T

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział *.* marwie się o Luuu...

    Biedny Bez... nie skończył, ale się nie dziwię Lu jest naprawdę zmęczony ciążą, a ona jest zaawansowana ;)

    weny! :* czekam na rozdzialik :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mhm,,, coś mi tu nie pasuje,,, spisek? Nie ładnie, boje się o Lu, a jak o Lu to i o Dominika, bo znając życie coś się stanie, któremuś a drugi będzie szalał z niepokoju, a nawet poleci go szukać.
    Bez! Julian! Macie dobrze ich pilnować!
    Mam nadzieję, że Lu i dziecko są bezpieczni...
    A to ognisko w lesie i jeziorko,,,mrau,,
    Bez zapewne zaniesie go do łóżka, mhm,,, ale co dalej? ;)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  5. rzeczywiście martwie sie o Lu z tym spiskiem, oby wszysrko jednak dobrze się rozegrało. :)
    Świetny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Słodko ;) Lu to moja ulubiona postać jeżeli chodzi o Narzeczoną ;) Trochę boję się tego, co zrobi tamta grupa.... Przecież to prawie pewne, że spróbują zabić Lu lub tak pozbyć się ich dziecka, żeby wina spadła na Lu i Bez sam się z nim rozprawił....
    Scenka w lesie i w wodzie urocza ;) Bardzo się napalili, tyle że biedny Bez nie doczekał się spełnienia ;) Ciekawe jak to sobie odbije ;)
    Całość przyjemna w czytaniu, choć mogła byś popracować nad dłuższymi opisami ;)
    Życzę weny i zapraszam do czytania i komentowania u mnie na gemmafurore.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    rewelacyjny rozdział, och spiskowcy są tak blisko władcy i Lu, oby nie zrobili czegoś, żeby Lu cierpiał. Belzebub bardzo się troszczy o Lucjusza i ich dziecko... A ta scena nad jeziorkiem po prostu jest rewelacyjna...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń