piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 16


   Julian wyciągnął z półki album ze zdjęciami. Usiadł na dywanie przed płonącym kominkiem i gestem zaprosił naburmuszonego Dominika, by zajął miejsce obok niego. Zrobił to bardzo niechętnie, nie wypuszczając z ręki bicza. Wojewoda westchną, widząc jego zaciętą minę, ale postanowił kontynuować. Miał w planie zagadać chłopaka i wyrzucić do ognia niebezpieczne narzędzie, które zostało skonstruowane tak, by ślady po nim długo jeszcze paliły uderzonego nim nieszczęśnika żywym ogniem. Na szczęście narzeczony o tym nic nie wiedział. Rozłożył książkę na kolanach i zaczął mu pokazywać śliczne fotografie maleńkiej Amiry. Ubrana w najróżniejsze modne stroje wyglądała wyjątkowo uroczo. W drobnych rączkach mięła  puszystą, czarną kitkę. Z poważną minką i wydętymi usteczkami wpatrywała się w obiektyw. Pozowała jak prawdziwa modelka. Wyglądała tak słodko, że można by ją było zjeść żywcem. Dominik wpatrywał się w maleńką dziewczynkę naprawdę oczarowany. Wiele by dał za taką córeczkę.
- Niesamowite, była strasznie milutka – chłopak nie mógł oderwać oczu od fotografii. Tymczasem Boruta przysuwał się coraz bliżej. Ostrożnie manipulując zaczął wyciągać bicz z zaciśniętej dłoni towarzysza. – Czy nasze dziecko też by tak wyglądało?
- Na pewno byłoby jeszcze ładniejsze po takim tatusiu jak ty – czarował go miękkim głosem mężczyzna. Tak naprawdę jemu też spodobała się wizja małego diabełka z zielonymi oczkami i rudymi włoskami. Tak bardzo się zadumał, że nie zauważył, jak Dominik coraz mocniej marszczy brwi.
- A co to takiego?! – krzyknął ogromnie zaskoczony. Na niebieskim kocyku siedziała Amira, miała może kilka miesięcy, była golusieńka, pulchna, różowiutka i słodka. Na główce kłębiła się burza czarnych loczków, a szare ślepka patrzyły bystro na świat. Natomiast z plecków oprócz kitki, wystawało coś, czego chłopak nie spodziewał się tam absolutnie zobaczyć. Małe, czarne skrzydełka, przypominające nieco nietoperze były na wpół rozłożone. Pokrywała je krótka, lśniąca sierść. – O ilu rzeczach mi jeszcze nie powiedziałeś ty paskudny czarcie?! – wrzasnął zdenerwowany chłopak i zaczął okładać Juliana z całek siły po plecach biczem. – Zatłukę cię i każdy sąd w Piekle mnie uniewinni!
- Kochanie, nie denerwuj się! – wojewoda zerwał się z podłogi, usiłował umknąć jak najdalej od palących razów. Zaczęła się gonitwa dookoła stołu. Dominik tym razem nie miał zamiaru mu odpuścić. Miał szczery zamiar zatłuc drania. Jeśli ten stary krętacz myślał, że będzie go wodził za nos jak małe dziecko, to się grubo pomylił. Nawet jego naiwność miała swoje granice.
- Już po tobie! – rzucił się w pogoń za wrednym cwaniakiem, a wojewoda mógłby przysiąc, że wyglądał zupełnie jak mały, szkarłatny smok. Tylko czekać, aż zacznie zionąć ogniem. Bat świstał w powietrzu, co chwilę trafiając do celu. Boruta , którego paliły już całe plecy, dopadł wreszcie okna i nie namyślając się nawet wyskoczył przez niego jednym susem. Pognał przed siebie jak spłoszony jeleń. W duchu pomstując na swoją głupotę i bezmyślność. Mógł mieć pretensje jedynie do samego siebie. Nie tylko nie załagodził sprawy, ale jeszcze rozwścieczył swojego narzeczonego na amen. Teraz to tylko cud mógł go uratować.
- Ależ ten Dominik ma ciężką rękę – jęknął głośno i skierował się prosto do pałacu przyjaciela. Wiedział, że Bez go pożałuje. Jego mąż był równie kłopotliwy i uparty. Miał ochotę na szklaneczkę wina na złagodzenie bólu i niewielką nadzieję, że może władca coś mu doradzi. Ułagodzenie chłopaka nie będzie łatwe. Niestety nie zastał go w domu, tak przynajmniej stwierdził jego osobisty kamerdyner. Powlókł się więc smętnie do pobliskiego baru, gdzie zaszył się kąciku i w kuflu z piwem topił swoje smutki.

***
   W pałacu od rana wrzało jak w ulu. Krążyły dziwne plotki, jedna fantastyczniejsza od drugiej. Do księcia Lucyfera został wezwany nadworny medyk oraz najlepszy w kraju zielarz. Dworzanie się zastanawiali, co się wydarzyło za zamkniętymi drzwiami komnaty. Czyżby między małżonkami znowu doszło do ostrej kłótni? Niejeden z nich chętnie zamieniłby się w muchę, aby dowiedzieć się co tam się dzieje.
   W królewskiej sypialni na wielkim łożu z baldachimem leżał książę, nadal ubrany w piżamę. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę, znamionującą upór.
- Wasza wysokość, proszę się rozebrać – zwrócił się do niego lekarz.
- Nie będę się przy nim wypinał – naburmuszony mężczyzna wskazał na małżonka, przyglądającego się wszystkiemu z niepokojem.
- Ależ Lu, mam takie samo prawo wiedzieć jak ty – Belzebub próbował załagodzić sytuację. Został jednak stanowczo wyrzucony z sypialni. Chodził nerwowym krokiem po salonie nie mogąc się doczekać końca badania. Po jakiejś pół godzinie został wpuszczony do środka. Popatrzył wyczekująco na medyka.
- To już drugi miesiąc, maleństwo i matka są silni i zdrowi. Wszystko powinno przebiegać bez problemów – mężczyzna szczerze mu pogratulował. – Oczywiście będziemy się opiekować księciem, aż do szczęśliwego rozwiązania. Czy mogę ogłosić radosną nowinę?
- Oczywiście – władca usiadł na łóżku i uśmiechnął się do zarumienionego męża. – Powiedz proszę, że się cieszysz tak jak ja – delikatnie pogładził jego policzek. – Może to dla ciebie zbyt wcześnie na takie obowiązki? Odezwij się kochanie – coraz bardziej zaniepokojony patrzył na milczącego księcia. Bardzo się bał, że jest niezadowolony z tej ciąży. Ich pierwszy raz był właściwie gwałtem. Wiedział, że matki często odrzucały dzieci pochodzące z przemocy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że skrzywdził nie tylko Lu. Konsekwencje jego porywczości może ponieść także to niewinne maleństwo.

   Lucyfer doskonale widział co dzieje się z mężem. Wpatrzone w niego szkarłatne oczy były pełne smutku i lęku. Wiedział, że ogromnie cieszy się z przyszłego potomka. Być może powinien potrzymać go jeszcze w niepewności i trochę podręczyć. Z pewnością zasłużył na odrobinę cierpienia. Nie miał jednak do tego serca. W jego brzuchu rosło nowe życie, które zasługiwało na dwoje kochających się rodziców. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. 
- Chodź do mnie, wyciągnął do niego rękę – mężczyzna natychmiast skorzystał z tego zaproszenia. Położył się obok, wziął go w ramiona i przytulił do piersi z pełnym ulgi westchnieniem. – Myślałeś jak mu damy na imię? – książę umościł się wygodnie na jego torsie. Było mu niesamowicie ciepło i przyjemnie. Nie miał najmniejszej ochoty się ruszać. Przez kilka minut żaden z nich się nie odezwał. Ich ogonki ściśle się ze sobą splotły, a serca biły jednym rytmem. To była jedna z tych magicznych chwil, jakie potem wspomina się po latach z uśmiechem na ustach i łezką w oku.
- Wiesz, ja właściwie nic nie wiem o dzieciach – Bez ocknął się pierwszy i usiadł gwałtownie na łóżku. Widać było, że jakaś myśl nie daje mu spokoju – Byłem jedynakiem. Najwyższy czas coś z tym zrobić – powiedział stanowczo. – Ty tu sobie odpoczywaj, mam ważną sprawę do załatwienia – zdumiony książę zobaczył jak jego zaaferowany małżonek wybiega z sypialni. Nie dostał nawet buziaka na dowidzenia. Nie miał pojęcia co mu strzeliło do głowy, ale na pewno nie było to nic mądrego.


***
   Belzebub spotkał się na dziedzińcu ze smętnym Borutą. Ucieszył się kiedy go zobaczył i od razu wprowadził w sprawę. Po czym obaj zgodnie udali się do miasta. W stolicy Piekła wszyscy już dawno przyzwyczaili się do przechadzającego się ulicami władcy. W przeciwieństwie do swojego ojca żywo interesował się sprawami swoich poddanych. Znał wszystkie ich problemy i starał się je na bieżąco rozwiązywać. Był bardzo lubiany i szanowany. Znano też jego porywczą naturę, dlatego nikt nie ośmielił się go zaczepić. Wszyscy tylko przyglądali mu się z ciekawością i śledzili każdy jego krok.
- Co ty kuśtykasz jak jakiś kaleka? – zapytał postękującego kompana, wlekącego się za nim z niewyraźną miną.
- To nic takiego – machnął ręką zmieszany Boruta. – Dominik dowiedział się o ciąży, ogonach, a nawet skrzydełkach i trochę się zdenerwował.
- Nieźle cię urządził – Belzebub odchylił kołnierz w koszuli przyjaciela i podniósł brwi na widok sinych pręg na jego plecach. – Ale ma charakterek! A wygląda na taką milutką kruszynę – pokręcił głową. – Ma strasznie mylący wygląd.
- I jest milutki – westchną cierpiętniczo wojewoda – dopóki się nie wkurzy. Na szczęście udało mi się w porę uciec. Miałem wrażenie, że za chwilę plunie ogniem i spali mnie na popiół.
- Nie narzekaj, zawsze lubiłeś takich zadziornych chłopaków, a jak będzie równie temperamentny w łożu, to ci zrekompensuje inne niedogodności – roześmiał się władca. – Tylko ja na twoim miejscu, pochowałbym raczej wszystkie ostre narzędzie w domu.
- Bardzo śmieszne – żachnął się Boruta. – Ale właściwie dokąd my idziemy?
- Do księgarni, mam braki w wykształceniu. Muszę je natychmiast uzupełnić – pociągnął zdumionego przyjaciela do sklepu. – Mają tu całkiem niezły wybór – Bez zagłębił się między półki z książkami. – Może powinniśmy częściej tu bywać? W mojej bibliotece mam same starocie.
 ***

   Gdy Lucyfer wrócił wieczorem do sypialni, zastał męża leżącego w łóżku pośród sterty książek. Stanął zdumiony na środku pokoju i obserwował dziwne miny jakie robił Bez. Tak naprawdę, to pierwszy raz w życiu widział, żeby czytał coś innego niż gazety, albo te swoje starożytne woluminy o strategii. Podszedł bliżej, by zobaczyć jakie lektury tak go zainteresowały, że nawet nie spostrzegł wejścia swojego bezcennego skarbu. Zaczął przyglądać się tytułom i oniemiał. Z całej siły postarał się zdusić napad histerycznego śmiechu, który zaczął go ogarniać – ,,Genetyka dla zuchwałych”, ,,Od plemnika do najemnika”, ,,Ciąża i inne problemy” itd. …
W końcu mężczyzna go zauważył, natychmiast złapał za rękę i pociągnął na łóżko. Ułożył zaskoczonego Lucyfera na plecach i rozpiął mu koszulę. Pocałował płaski brzuszek i przyłożył do niego ucho, a potem zaczął mruczeć coś pod nosem.
- Co ty właściwie robisz? – odezwał się książę, usiłując zachować powagę.
- Jak to co, rozmawiam z komórkami! – Bez wrócił do swojego zajęcia, cokolwiek to było, bardzo go fascynowało.
- Ee…? – wyrwało się mało inteligentnie Lu.
- No wiesz, namawiam je do współpracy. Chciałbym, aby maluszek miał twoje piękne włosy i oczy, do tego moją posturę i inteligencję. Byłby władcą idealnym. Prawda, że to dobry pomysł? – uśmiechnął się do oniemiałego męża, który zaczął się krztusić i zasłonił usta rękami. – Podobno w pierwszych miesiącach wszystko się kształtuje. Myślisz, że mnie posłuchają? Powinny, w końcu jestem królem! – odpowiedział sam sobie na pytanie.
- Przepraszam… yy… nie mogę… - Lucyfer zaczął najpierw cicho chichotać, a potem rechotać na całego. Zwijał się na materacu i miotał na wszystkie strony, nie mogąc się uspokoić. Na koniec spadł na podłogę i to trochę go otrzeźwiło. – Kocham cię Bez, nigdy się nie zmieniaj – zaczął wycierać łzy, które ze śmiechu popłynęły mu po policzkach.
- Nie mam pojęcia, co cie tak rozbawiło? – burknął, nadymając się mężczyzna. – To naukowe, sprawdzone teorie!

***

  Od kilku dni trwała prawdziwa wojna. Julian rozbił obóz na podwórku Dominika i nie odpuszczał. Atakował, wymyślając coraz to nowe sposoby na przeproszenie narzeczonego. Mimo swojej wytrwałości i uporu nie został ani razu wpuszczony do środka. Próbował już prawie wszystkiego. Posyłał mu najpiękniejsze kwiaty, najlepsze słodycze, wspaniałe luksusowe prezenty, a wszystko to lądowało potem na jego głowie, wyrzucane oknem przez rozwścieczonego chłopaka. Namalował na wszystkich oknach piękne wzory, które układały się w słowo ,,wybacz mi”. Błagał, prosił, żebrał i nic nie wskórał. Czwartego dnia usiadł na progu willi i owinął się kocem. Jesienne wieczory zrobiły się bardzo chłodne. Było mu smutno, powoli tracił już nadzieję. Wiedział, że to jego wina. Zamiast szczerze wszystko wyjaśnić zachował się jak tchórz. Chłopak dał mu szansę, a on ją kolejny raz zaprzepaścił. Ogonek zwisał smętnie cały przemoczony na deszczu. Julian wyciągnął gitarę i zaczął zawodzić miłosne pieśni. Fałszował wprost makabrycznie, a na dokładkę miał bardzo donośny głos. Robił to jednak tak żałośnie, że wszystkie psy w okolicy zaczęły wyć. Towarzyszyły mu z wielkim zapałem i zaangażowaniem, a okoliczni mieszkańcy chwytali się za głowy i zatykali uszy, nie mając pojęcia co się dzieje.
    Pierwsza załamała się Monika. Miała bardzo dobry słuch i nie mogła znieść tych strasznych dźwięków. Miała lekkie wyrzuty sumienia, że niepotrzebnie się wtrąca, ale jeszcze chwila i na pewno oszaleje. Podreptała na górę i siłą wyciągnęła z pokoju Dominika. Wyglądał nieszczególnie. Potargany, niechlujnie ubrany, oczy miał czerwone jakby płakał. Dziewczyna posadziła go na krześle, wręczyła kubek z gorącym kakaem i postawiła przed nim talerz z ciasteczkami.
- Domiś, ja cię proszę, zrób z tym cokolwiek. Julian nie odpuści dopóki z nim nie porozmawiasz. Obaj zachowujecie się strasznie dziecinnie – zaczęła rozczesywać splątane loki przyjaciela. – Jak nie chcesz z nim gadać, to go może z kropnij – wręczyła mu tłuczek do mięsa – po co ma się chłopina męczyć, a ja razem z nim.
- Łatwo ci mówić – pociągnął nosem. – Oszukał mnie tyle razy, nie uwierzę już w nic co powie.
- To z nim zerwij i tyle – Monika wyjrzała przez okno i do głowy przyszedł jej niecny pomysł. Dominik co prawda był jej kumplem, ale najwyższy czas skończyć z tym dramatem. Widać było, że czart wcale nie jest mu taki obojętny jak to chciał jej weprzeć.  - Biedak wygląda strasznie żałośnie, od rana pada i chyba się przeziębił. Nawet ten jego, pożal się boże śpiew, brzmi jakoś ochryple. Chyba dam mu malinowej herbaty. Nie masz nic przeciwko co?
- Zaraz go wywalę – chłopak nagle zerwał się od stołu – niech sobie pije herbatki w swoim domu! – otwarł z impetem drzwi i stanął w nich jak wryty. Naprzeciwko niego stał Julian. Mokry, zziębnięty, załamany, cały się trząsł. W niczym nie przypominał dumnego wojewody, patrzącego na wszystkich nieco z góry. Zielone oczy zetknęły się z czarnymi.
- Proszę, proszę… wybacz…  - usłyszał drżący szept. – Zrób ze mną co chcesz, tylko mnie nie opuszczaj… błagam …  – uklęknął w błocie. – Zasłużyłem… wiem… - zanim chłopak zdążył odpowiedzieć, ruda kitka wystrzeliła do przodu i ściśle splotła się z czarnym ogonkiem. Przylgnęła do niego mocno, starając się mu przekazać trochę swojego ciepła.
- Wstań, jeszcze mi tu zamarzniesz… - Dominik wyciągnął do niego rękę. Julian jednak się nie podniósł, tylko objął go w talii i ukrył twarz w jego bluzie.
- Tak mi wstyd, miałem się tobą opiekować, nie chcę żebyś przeze mnie płakał – wymamrotał cicho w miękki materiał. Drobna dłoń zanurzyła się w jego czarnych włosach i pieszczotliwie je przeczesała.

7 komentarzy:

  1. Haha no ładnie, ten biczyk to niezła broń xD dobrze, że Domi nic nie wie o tym jak naprawdę działa xD chociaż może jakby wiedział to by się zlitował nieco nad Borutą:)
    A co do Bez'a awww tatuś i mamusia <3 Jak słodko, widać, że władca się przejmuje, a to jak zaczął "rozmawiać z komórkami" haha padłam :)
    Buuuuu!!! Tak i szkoda Boruty, przedstawiłaś go w takim żałosnym stanie, przemoknięty, zziębnięty,,, oraz te przeprosiny, to skrucha... Domi on cię naprawdę kocha więc wybacz mu ruda kitko ;3
    Julian wydawał się taki kruchy ale i uparty, siedział dzień w dzień u niego na podwórku...to musi być silne uczucie <3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły rozdział, pomimo tego że nie jest to mój ulubiony, mogę powiedzieć, że mi się podobał.;* Nie mogę się doczekać co się stanie teraz z Borutą i Dominikiem. Będę cierpliwie czekać na kolejny rozdział, liczę na to że pojawi się niebawem. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dominik to jest jednak w gorącej wodzie kąpany nie ma co:) Ale Julek zasłużył w końcu go bardzo okłamał i nadwątlił zaufanie. Stanął na wysokości zadania. Potężny czart koczujący przed domem i błagający o wybaczenie to musi być niezły widok:D Dobrze też że się pogodzili. Mimo tego czegoś mi tu brakowało ale nie do końca wiem czego. Oni jeszcze nie są zgrani oni nawet parą w sumie nie są tak za bardzo wiąże ich kontrakt i mizianie... może dodasz coś jeszcze jakieś posunięcie w stronę dobrego.
    Super że Bez cieszy się z dziecka ale niestety znów postępuje bardzo samolubnie a Lu niestety nic z tym nie robi. Niech ktoś w końcu potrząśnie tym idiotom.
    Chociaż muszę przyznać że jego wizja dziedzica i rozmowy z komórkami były słodkie i szalone:) Zapomina tylko o jednej bardzo ważnej osobie... ale już trudno chyba nie można mieć wszystkiego
    Wątek przyjaźni Beza i Juliana jest taką miłą odskocznią i chciałabym więcej scen z nimi:) Może przyjaciel mu coś powie
    Rozdział był na prawdę dobry i nie mogę się doczekać co dalej wymyślisz:)
    Dużo dużo weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Julek niech jeszcze ciut więcej pocierpi! Jego rozpacz jest cudowna! Może się nauczy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieje, że się pogodzą i stworzą szczęśliwy związek.OO Lu ma dobrze, taki troskliwy mąż i tatuś.Na pewno będą mieli piękne dziecko.

    OdpowiedzUsuń
  6. N KURDE I MUSIAŁAM SIĘ PORYCZEĆ ;( Lucek i Bez kocham ich! ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    bardzo dobry rozdział, sporo humoru,do Belzebuba teraz dotarła informacja jak naprawdę wyglądał ich pierwszy raz i to poważnie może odbić się na tym maluszku.. A Julian chciał dobrze i wyglądało, że się udaje, a tu nagle hahah Dominik okrutny, ale Julianowi należało się za zatajanie prawdy... Choć kiedy czytałam, o tym, ze próbuje przeprosić i jakoś naprawić ten błąd zrobiło mi się smutno Boruty...a zwłaszcza jak była ta scena, ze moknie i kitka smętnie zwisa... ale i Dominik ciężko przeżywał ta sytuację. Kitka sama wie co dla niej najlepsze...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń