piątek, 19 kwietnia 2013

Rozdział 18


   Dominik przez cały tydzień opiekował się Julianem, jak najlepsza pielęgniarka. Podawał leki, parzył ziółka na gorączkę, gotował lekkie posiłki i pilnował, żeby czart zbyt wcześnie nie uciekł z łóżka. Gdy temperatura i kaszel ustąpiły, przeniósł się z powrotem do swojego domu. Miał sporo zaległości w pracy, zarówno w szkole jak i w firmie Ropuszka, w której aktywnie pomagał Monice. Trochę obawiał się zostawić wojewodę bez nadzoru, ale przecież nie mógł go wiecznie niańczyć.
        Boruta wytrzymał sam w domu tylko jeden dzień. Na każdym kroku brakowało mu jednak narzeczonego. Jego ciepłego uśmiechu, jasnego głosu, a nawet groźnej miny z jaką na niego burczał, kiedy nie chciał brać leków i marudził jak dziecko. Nikt na dobranoc nie pogłaskał go po policzku i nie otulił kołdrą. Dotrwał do następnego wieczora, wmawiając sobie, że przecież był dorosłym mężczyzną i do tej pory jakoś sobie radził. Ogonek, zazwyczaj wijący się za nim energicznie, teraz zwisał jakoś niemrawo, jakby uszła z niego cała chęć do życia. Koło osiemnastej doszedł jednak do wniosku, że dłużej nie wytrzyma. Musi go natychmiast zobaczyć. Przecież wypadałoby podziękować Dominikowi za opiekę, prawda? Udał się do sklepu w poszukiwaniu odpowiedniej czekolady. Wyszedł z niego, niosąc tryumfalnie Milkę z karmelem, największą, jaką udało mu się znaleźć na półkach. Wiedział, że to ulubiony przysmak chłopaka. Zastał go drzemiącego przed kominkiem na kanapie. Nie zareagował na jego wejście, więc stanął mu za głową i potrzymał przez chwilę nad jego pogrążoną we śnie buzią czekoladę. Mały nosek natychmiast zmarszczył się, wciągnął kilka razy powietrze, ręka złapała słodko pachnący łup, zanim jeszcze otwarły się zielone oczy.
- Jesteś niemożliwy – zachichotał wojewoda. – Wyczuwasz ją nawet przez sen.
- Julian? Mówiłeś, że będziesz bardzo zajęty – Dominik usiadł i się przeciągnął, prostując smukłe ciało i przyciągając wzrok mężczyzny.
- Jakoś nie mogłem się na niczym skupić – mruknął niewyraźnie. Zajął miejsce obok chłopaka, a ich ogonki natychmiast splotły się w ścisły węzeł.
- Nie możesz go powstrzymać? – zaczerwienił się Dominik, którego przeszył właśnie przyjemny dreszcz i wydawało mu się, że w pokoju podskoczyła nagle temperatura. – Przystawia się do mnie, jak tylko znajdę się w jego zasięgu.
- A twój niby lepszy? – Julian wskazał na rudą kitkę, która właśnie miziała swojego towarzysza pod włos z wielkim entuzjazmem, a rumieńce na opalonej twarzy wojewody stawały się coraz ciemniejsze.
- Co tutaj robisz o tej porze? Po zmroku robi się chłodno. Zażyłeś syrop? – zapytał troskliwie chłopak.
- Oczywiście, że tak. Przyszedłem ci podziękować – objął go w szczupłej talii i posadził na kolanach twarzą do siebie. Ujął go pod brodę i złączył ich usta w delikatnym, pełnym czułości pocałunku. Druga ręka zjechała niżej i objęła pośladki. Zaczęła je powoli głaskać, wyrywając z ust chłopaka krótkie sapnięcia.
- Strasznie entuzjastyczne te podziękowania – wydyszał Dominik, kiedy ich wargi się rozłączyły.
- Prawda, że nieźle mi wyszły? – Julian spojrzał mu w oczy z psotnym uśmieszkiem. – A pamiętasz co mi obiecałeś? Skoro Moniki nie ma w domu, to może mógłbym dostać swoją nagrodę za bohaterską postawę?
- Nie wiem o czym mówisz! – zaczerwienił się chłopak i chciał odsunąć, ale jego własny ogonek mu na to nie pozwolił. Trzymał swojego towarzysza w objęciach i najwyraźniej było mu bardzo dobrze.
- Nawet tak nie żartuj! Zobacz na kitkę, ona wie co to honor! – mężczyzna wtulił się w narzeczonego i wciągnął w nozdrza jego upajający zapach. – No Domiś – szepnął mu gorąco do ucha – przecież obiecałeś.
- Ale tylko buziaki – upewnił się zmieszany chłopak.
- Tak, ale ja miałem wybrać miejsce – mężczyzna położył się na wznak na kanapie i pociągnął go na siebie.
- Ej…! Co ty wprawiasz?
- Odbieram mój słodki prezent – wyszczerzył się do niego wojewoda. – Najpierw tu – wskazał na policzek – potem tutaj - na linię szczęki. Otrzymał w zamian dwa szybkie cmoknięcia. – Oszukujesz! – spojrzał na chłopaka oburzony.
- No dobra – mruknął zawstydzony – ale przestań się gapić na mnie jak na przekąskę. Julian przymknął grzecznie oczy i spod długich rzęs obserwował jego wysiłki.
- Teraz tu – wskazał na szyję i Dominik posłusznie zaczął składać na niej pocałunki. Robiło mu się coraz przyjemniej. Ciepła skóra narzeczonego przyjemnie pachniała, jakimiś orientalnymi perfumami. Kilka razy zassał się na niej, chcąc spróbować jej smaku. Zjechał aż do jej podstawy. Zerknął niżej. Koszula mężczyzny była rozpięta i jego oczom ukazał się pięknie umięśniony, opalony tors. Westchnął i zaczął pieścić ustami ramiona i barki. Nawet nie spostrzegł się, kiedy dotarł do sutków mężczyzny. Polizał jeden na próbę. Natychmiast nabrzmiał i stwardniał. Zachwycony reakcją zaczął go intensywnie pocierać językiem.
- Domiś…! – wyjęczał zaskoczony jego odwagą Julian. – Ach…! 
Tymczasem ogonki też nie próżnowały. Rozplotły się i każdy udał się na podniecającą wycieczkę krajoznawczą. Zwiedzały z zapałem interesujące je rejony, miziając miękkimi włosami wszystko co napotkały po drodze. Wzbudzały rozkoszne dreszcze i pozostawiały ogniste ślady pożądania na wrażliwej skórze.
- Oo… mhm… mrr... – mruczał miękko  chłopak. Czarna kitka zaczęła głaskać jego pośladki przez cienkie spodnie, co chwilę zagłębiając się w szparze między nimi. Julian był szczęśliwy. Właściwie, to miał wrażenie, że przebywa w jakimś czarcim niebie. Uwielbiał takie leniwe, powolne pieszczoty, a jego zielonooki skarb był taki słodki i namiętny. Tak bardzo chciał, żeby z nim zamieszkał. Tylko jak przekonać tego uparciucha?

   Obaj panowie byli tak zajęci sobą, że zupełnie nie zauważyli wchodzącej do pokoju dziewczyny, która natychmiast podparła się pod boki i przyjęła bojową postawę.

- A co się tutaj do cholery wyprawia?! – usłyszeli nagle wściekły ryk Moniki. – Spieprzać zboczuchy z kanapy, jeszcze mi ją zapaskudzicie! Nie macie łóżka?! –  zaczęła okładać ich przyniesioną z kuchni ścierką. – Niech mnie licho, co to takiego?! – złapała za ogon Juliana, który właśnie pełznął po pośladku Dominika. Udało jej się dopaść też rudą kitkę.

- To boli! – pisnął chłopak i gwałtownie usiadł. Zabrał z rąk przyjaciółki oba ogonki i czule na nie podmuchał. – Kobieta powinna być delikatniejsza! Jak mogłaś nie zapukać! – popatrzył na nią z urazą. Jego twarz była tak czerwona, że przypominała kolorem dojrzałego pomidora. Zaczął nerwowo poprawiać na sobie ubranie, które nie wiadomo kiedy porozpinały sprytne ręce Juliana.Wojewoda usiadł obok niego i uśmiechnął się pojednawczo.


- Gadać, co macie na sumieniu, albo poszukam sobie lepszej broni – zamachnęła się na nich groźnie.

- Domiś, powiedz jej, myślę, że potrafi dochować tajemnicy – zamknął jego szczupłą rękę w swojej dużej, ciepłej dłoni.
- To może naleję nam jakiegoś wina? – szepnął chłopak i niepewnie spojrzał na przyjaciółkę. – Przepraszam, że wcześniej nic nie mówiłem, ale dla mnie, to także nowość. Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić.
- Zacznij od początku, nie podoba mi się, że masz przede mną jakieś tajemnice – Monika poszła do kuchni i wróciła z miseczką ciasteczek cynamonowych. Boruta tymczasem otworzył butelkę dobrego wina i rozpalił w kominku.
- Nie gniewaj się na niego, to w dużej mierze moja wina. Popełniłem mnóstwo głupstw. Na szczęście mam wyrozumiałego narzeczonego i mi wybaczył – objął Dominika i przytulił go do swojego boku. Rokita z początku nieśmiało, a potem coraz pewniejszym głosem zaczął opowiadać wszystko co się wydarzyło, począwszy od tego niezamierzonego kontraktu. Kiedy skończył butelka wina była już pusta, a Monika tylko kręciła z politowaniem głową.
- Eh młody, tylko tobie mogą przytrafiać się takie dziwne przygody. Zawsze rzucasz się głową naprzód, zamiast choć odrobinę się zastanowić. Wasze ogonki są śliczne – zachwycała się dziewczyna. Nagle gwałtownie się poderwała na równe nogi i stanęła przed Julianem ze zmarszczonymi brwiami. Widać było, że coś nieoczekiwanego przyszło jej do głowy.
- Amira jest twoją krewną prawda?
- No tak, to moja siostrzenica – odpowiedział ostrożnie wojewoda, nie wiedząc do czego zmierza.
- Też ma taką puchatą kitkę?
- Oczywiście, można je ukrywać przed oczami ciekawskich. Pewnie bała się, jak zareagujesz na jej odmienność. Amira jest jeszcze bardzo młoda i niedoświadczona – tłumaczył jej cierpliwie Boruta, ale ona już go nie słuchała. W samej sukience i kapciach pognała na poszukiwanie przyjaciółki.
- No proszę, teraz to w nią pewnie będę musiał wmuszać syropy. Przeziębi się na pewno – załamał ręce Dominik. – A mnie przed chwilą wmawiała, że jestem w gorącej wodzie kąpany! – prychnął wyniośle, poślizgnął się i uderzył plecami o kominek.
Coś zazgrzytało, załomotało i ściana po lewej stronie odsunęła się z łoskotem. – Co my tu mamy? – chłopak usiłował przeniknąć wzrokiem ciemności. – Trzeba znaleźć jakieś światełko!
- Może lepiej odpuść sobie, to pewnie tylko jakaś zatęchła piwnica pełna szczurów i pająków – Julian miał jakieś złe przeczucia. Niezbyt dobrze znał starego Rokitę, ale wiedział, że miał mnóstwo tajemnic.
- Coś ty taki drętwy? Nie jesteś ciekawy? – chłopak znalazł mocną latarkę. – Bez wahania ruszył długim korytarzem. Pełno w nim było pajęczyn i kurzu. Kichał i prychał, ale uparcie parł do przodu, a za nim oczywiście Boruta. Po chwili dotarli do kamiennej ściany, na której wyryta była jakaś pieczęć. Pośrodku widać było skorpiona z wystawionym do ataku, niesamowicie ostrym kolcem jadowym, który zalśnił w sztucznym świetle, mimo pokrywającej wszystko grubej warstwy pyłu.  Zawiłe wzory układały się w napis w nieznanym chłopakowi języku.
- Chyba dawno tu nikogo nie było. Wracamy? – zapytał Julian i pociągnął Dominika do tyłu.
- Umiesz to przetłumaczyć? – chłopak spojrzał na niego z nadzieją w zielonych oczach. Mężczyzna wiedział, że powinien odmówić, ale nie umiał się oprzeć niemej prośbie zawartej w jego wzroku.
- Czuję, że tego pożałuję – mruknął pod nosem. – Tego języka się już dawno się nie używa. Spróbuję.

,, Wrota otworzy tylko członek rodu skorpiona
Jego krew jest kluczem do wielu tajemnic”

To jakaś zagadka. Pewnie Rokita trzymał tam jakieś spróchniałe księgi i odczynniki. Był utalentowanym alchemikiem – usiłował skierować uwagę Dominika na inne tory. Ten jednak nie mógł oderwać wzroku od pieczęci. Zanim Julian zdążył zareagować ostrożnie położył rękę pośrodku kręgu i natychmiast ją cofnął, ponieważ ukuł się boleśnie w dłoń.
- Kurczę, może nie dostanę tężca… - syknął. Nie zdążył dokończyć zdania, bo ściana odsunęła się z cichym szelestem i weszli do niewielkiej windy. Drzwi same się za nimi zamknęły i pomknęli w dół z ogromną szybkością. Kiedy się zatrzymali ich oczom ukazała się ogromna biblioteka. Tutaj w przeciwieństwie do korytarza było bardzo czysto, żadnej wilgoci ani kurzu. Gdy tylko przekroczyli próg, zabłysły kryształowe żyrandole. Sufit ginął w mroku, był prawdopodobnie kilka metrów ponad nimi. Regały z książkami zdawały się ciągnąć bez końca. – Ciekawe, kto tu sprząta? – Chłopak podszedł do postumentu na środku komnaty. Stała na nim spora, rzeźbiona szkatułka, gdy tylko wziął ją do ręki otworzyła się, jakby właśnie na niego czekała. – Tutaj są jakieś dokumenty – wysypał na stół jej zawartość. – Dziwne. Zobacz, to jest mój akt urodzenia. Skąd on się tu wziął i do czego był potrzebny wujowi? Widzę go raz pierwszy. Kiedyś pytałem o niego matkę, ale powiedziała, że zaginął przy przeprowadzce.
- Pokaż – wojewoda zaglądał mu przez ramię.
- Cholera! To niemożliwe – Dominik gwałtownie pobladł. – Wuj nazywał się Ksawery Rokita, więc dlaczego to jego imię, widnieje na tym papierze? Nie rozumiem.
- Czy ty pamiętasz swojego ojca? Cokolwiek? – Wojewoda podprowadził do fotela słaniającego się na nogach chłopaka.
- Ja… ja… - zaczął się jąkać zdenerwowany Dominik – byłem bardzo mały kiedy odszedł od nas. Jedynie jego głos brzmi czasem w moich uszach, kiedy śpię. Twarz jednak jest całkowicie zamazana. Wuja widziałem tylko ze trzy razy i to z daleka. Matka nigdy nie pozwoliła mi się z nim spotkać i wyganiała mnie do mojego pokoju, jak tylko przychodził.
- Nie wiesz, jak miał na imię twój ojciec?
- Wiem, że to głupio brzmi, ale nie chciałem nic o nim wiedzieć. Podobno nie chciał nas znać i odszedł do innej kobiety. Matka go nienawidziła i nie chciała rozmawiać na jego temat. Nigdy w żaden sposób się ze mną nie skontaktował nawet po jej śmierci, kiedy zostałem zupełnie sam, bezbronny i przerażony. Miałem wtedy zaledwie osiemnaście lat. Kiedy zapytałem co to za mężczyzna nas odwiedza, powiedziała, że to brat mojego ojca. Mówiła, że cała rodzina Rokitów, to sami wykolejeńcy. Nawet na mnie czasami patrzyła tak podejrzliwie, jak na kogoś obcego. Julian, ja mam w głowie kompletny chaos. Nie mam pojęcia o co tu chodzi - przytulił się do mężczyzny.
- Nie martw się kochanie, wydaje mi się, że znam kogoś, kto może ci wszystko wytłumaczyć - pogłaskał go czule po plecach. - Jutro pójdziemy do pałacu i wszystko wyjaśnimy. Obawiam się tylko, że to nie będzie przyjemna rozmowa. Przykro mi to mówić, ale twoja matka była naprawdę niemądrą kobietą. Pełną średniowiecznych przesądów, porywczą i bardzo upartą. Znam tylko podstawowe fakty i nie chcę niczego pokręcić. Twój akt urodzenia również dla mnie był niespodzianką. Wynika z niego, że jesteś synem Ksawerego Rokity i nie było, żadnego brata.





10 komentarzy:

  1. Coooc?!!! Tajemne przejście?! Akt urodzenia?! Matko kochana ale się porobiło *_*
    Czyli ten dom należy do jego ojca! Martko kochana, ale stworzyłaś tajemnicę, aż mnie po prostu skręca.,. ja chce wiedzieć co się stanie dalej! Czego dowie się Dominik!! Kim on tak naprawdę jest skoro jego krew otworzyła przejście!! Jakie to ekscytujące!! Bianka kocham Cię <3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział , nie mogłam się już doczekać od wczoraj czatuje na twoim blogu . z nudów nawet zaczęłam od nowa czytać te opowiadanie oraz Gangsterów jejku ale się porobiło . ciekawe co z tego wyniknie już nie mogę się do czekać .

    pozdrawiam i życzę dużo weny . BAY BAY

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudne, ale nie zakończenie w takim miejscu, to straszne czekałam na następny rozdział doczekałam się i znowu nie mogę się doczekać. Jestem bardzo cierpliwą osobą, dlatego będę cierpliwie czekać na kolejny równie genialny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. omggggggggg O.O wenyyy!!! kochana weny!!! ^^

    jak zwykle krótko, nie? :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Cud miód i takie tam małe i wpierdzielają je wiewiórki... A teraz znowu cały dłuuugi tydzień mamy czekać? Hlip hlip (płacze).... Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń
  6. Scenka między Julianem a Dominikiem słodziutka trzeba tu takich więcej:) Po raz pierwszy mówię że nie lubię Moniki po co ona się tam tak gwałtownie zwalała.. przerwała im w najlepszym momencie. Cieszę się jednak że wie o wszystkim i zaakceptowała.
    Zaciekawiła mnie bardzo końcówka. Czyżby knujesz coś dla biednego Dominika?
    Pozostaje tylko niecierpliwie czekać. Rozdział był wspaniały i już wypatruje kolejnego.
    Dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  7. świetne! Uwielbiam scenę ich miziania! Monika... niedelikatna!
    Oni są tacy słodcy:) ♥

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy dodasz nowy rozdział na Yaoi Fanfiction?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ktoś to w ogóle czyta? Niewiele tam jest komentarzy. Jak mi coś znowu wpadnie do głowy, to na pewno dodam. To historyki pisane pod wpływem chwili.

      Usuń
  9. Witam,
    rozdział fantastyczny... ach Monika nie mogła później się pojawić, taki wspaniały moment wybrała sobie.... no i zobaczyła ich ogonki, a następnie pobiegła do Amiry.... Odsłoniła się trochę przeszłość Dominika, i ciekawe co z tego wszystkiego wyniknie, chociaż zastanawia mnie jeśli Rokita jego ojcem jak wynika z tego dokumentu, to dlaczego nawet po śmierci jego matki się o niego nie zatroszczył...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń