czwartek, 11 kwietnia 2013

Rozdział 17


Rozdział stanowczo tylko dla dorosłych, zwłaszcza końcówka. Jeśli są tu więc jakieś wrażliwe duszyczki, to niech lepiej nie czytają.


   Julian klęczał wtulony w Dominika, a w głowie kłębiły mu się niepokojące myśli. Wyglądało na to, że chłopak kolejny raz mu wybaczył, a on przecież wcale na to nie zasługiwał. Popełniał wciąż te same błędy. Od początku nie zachował się tak jak należy. Popędzany przez Belzebuba, zachwycony ślicznym sąsiadem postąpił jak zniecierpliwiony smarkacz i wkręcił go w przymusowe narzeczeństwo. Zamiast jak przystało na porządnego czarta starać się o jego rękę i najpierw skłonić ku sobie jego dumne serce. Westchnął głęboko, ujął szczupłą dłoń i czule ucałował.
- Pójdę już, powinienem doprowadzić się do porządku – spojrzał w górę i napotkał pełne ciepła spojrzenie. – Nie zasługuję na kogoś takiego jak ty – podniósł się i uśmiechnął smutno do Dominika. – Z kimś innym byłbyś o wiele szczęśliwszy.
   Kiedy odszedł, chłopak stał jeszcze chwilę przed domem w strugach deszczu. Reakcja Boruty była dość nieoczekiwana, zamiast jak zwykle przyczepić  się do niego jak rzep, odszedł z bardzo markotną miną i podkulonym ogonem. Po dłuższym zastanowieniu nad filiżanką lipowej herbatki Dominik doszedł do wniosku, że czart się chyba rozmyślił co do ich związku. Postanowił dać mu trochę czasu na zastanowienie się nad cała sprawą. Ruda kitka popełzła wzdłuż jego nogi i wtuliła mu się w dłoń, jakby pytając co ma zamiar teraz zrobić. Była równie zasmucona jak jej właściciel.
Tak minął jeden dzień i drugi, a wojewoda się nie pojawił. Chłopak zaczął podejrzewać, że to chyba koniec ich narzeczeństwa.  Być może czart znalazł jakiś sposób, by wymigać się od kontraktu. Nadeszła sobota. Należało wykonać wiele zaległych prac w domu i ogrodzie.  Tymczasem Rokita, zamiast wziąć się do roboty, od rana miotał się po domu i denerwował Monikę. Co chwilę zerkał na komórkę, potem na drogę, znowu na komórkę jakby na coś czekał. Kiedy w końcu rozbił trzecią filiżankę z nowego kompletu, dziewczyna nie wytrzymała i trzasnęła go gazetą w łepetynę.
- Przestań zachowywać się jak kretyn! Idź sprawdzić co się stało! – wrzasnęła na przyjaciela. –Zamartwiasz się, w nocy nie śpisz, jaki to ma sens? Wynocha! – siłą wypchnęła go za drzwi. Postał chwilę na progu, nie mogąc się zdecydować. Czuł jednak jakiś niepokój. Ruszył do domu Juliana z początku powoli i niepewnie, ale czym był bliżej, tym bardziej przyśpieszał kroku. Musiał przyznać rację Monice. Przedłużające się milczenie wojewody wydawało mu się coraz dziwniejsze. Mężczyzna miał swoje wady, ale był honorowy. Nie wierzył, aby zostawił go tak bez słowa wyjaśnienia. Szybko dotarł na miejsce. Wszedł do środka, w holu było niesamowicie cicho, zbyt cicho. Zazwyczaj wszędzie kręciła się służba. Skierował się prosto do sypialni Boruty. Niestety drzwi były zamknięte na klucz.
- Julian – zawołał, ale nikt się nie odezwał. Ruszył na poszukiwanie służby. W kuchni dorwał jednego z leniwych pokojowych. – Gdzie jest wojewoda i dlaczego jego komnata jest zamknięta?
Ten aż pobladł na widok Rokity, poznał już trochę narzeczonego swego pana i wiedział, że nie jest zbyt pobłażliwy jeśli chodziło o zaniedbywanie obowiązków. Kręcił się niespokojnie, nie wiedząc co odpowiedzieć. Cały czas zerkał na drzwi, zastanawiając się jak umknąć.
- Nawet o tym nie myśl – Dominik złapał go za ucho i boleśnie pociągnął. – Mów co z Borutą.
- Jest chory. Wczoraj rano był medyk i stwierdził zapalenie płuc. Przyniósł leki, ale wojewoda nas wypędził i kazał się nie pokazywać na oczy – pisnął żałośnie.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że twój pan już dwa dni leży tam sam, bez żadnej pomocy, a nikt z was nie pofatygował się zobaczyć, czy czegoś nie potrzebuje?! – ryknął na niego chłopak i potrząsnął przerażonym czartem.
- Ale to był rozkaz – wymamrotał.
- Milcz! Natychmiast znajdź klucz do sypialni, masz na to kwadrans. Potem zaparz malinową herbatę i przynieś na górę. Za godzinę ma być gotowy rosół, a jak będzie paskudny, to nie chciałbym być w twojej skórze, ty karykaturo służącego! - Mężczyzna pośpieszył na piętro. Po chwili zjawił się czart z kluczem w ręce. Otworzyli drzwi i Dominik ledwo wszedł do środka, zaczął głośno zgrzytać zębami ze złości. W pokoju było ciemno i duszno. Boruta leżał na łóżku rozpalony gorączką cały spocony. Nie miał pod ręką nawet szklanki wody. Lekarstwa były rozsypane na podłodze, widocznie upadły, a chory nie miał siły ich podnieść. Rozsunął zasłony, uchylił nieco górą okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza. Znalazł tabletki na gorączkę i usiadł na łóżku obok śpiącego mężczyzny. Potrząsnął nim, chcąc go przywrócić do świadomości. Napotkał niezupełnie przytomne spojrzenie.
- Och Julian, dlaczego nic nie powiedziałeś – pogładził go po rozpalonym policzku. Podał mu leki i herbatę, które chory przyjął z westchnieniem ulgi. Potem pomógł mu się umyć i przebrać w czystą piżamę. Na koniec zmienił pościel i podał mu miseczkę rosołu. Gdy chory zasnął, sam zrobił sobie kubek mocnej kawy by móc przy nim czuwać. Zadzwonił jeszcze do Moniki, informując ją, że zostaje na noc oraz poprosić o przyniesienie baniek, które rano chciał postawić wojewodzie. Miał w tym niezłą wprawę. Stawiał je dzieciom wszystkich sąsiadów. Kilka razy musiał wstawać w nocy, by podać leki. Nad ranem był tak zmęczony, że wpakował się do łóżka obok mężczyzny i zasnął z uśmiechem na ustach, wyobrażając sobie minę czarta na widok przygotowanego sprzętu.
   Borutę obudziły wczesnym rankiem, zaglądające do pokoju promienie słońca. Nie miał ochoty otwierać oczu, czuł już się dużo lepiej i miał taki piękny sen. Widział pochylającego się nad nim Dominika, szepczącego coś do niego łagodnym głosem. Czuł na policzku dotyk delikatnej dłoni, nawet teraz docierał do niego upojny zapach jego perfum. - Może jednak jest z nim bardzo źle i ma halucynacje? - Jednym ruchem odkrył kołdrę i zobaczył śpiącego kamiennym snem, zarumienionego narzeczonego. Na twarzy miał odciśnięte guziki od poduszki. Kitki tymczasem splatały się i rozplatały, głaszcząc się i przytulając. Stąd te przyjemne odczucia i miłe przebudzenie.
- Julian – zielone oczy otwarły się i patrzyły tak słodko, że wojewodzie zrobiło się niesamowicie ciepło na sercu. – Boli cię coś? Wszystko w porządku? – dobiegły go troskliwe słowa Dominika. Nie mógł uwierzyć, że po tym wszystkim co narozrabiał jest tutaj i się o niego martwi. – Co one u licha wyprawiają? – chłopak spojrzał na pieszczące się beztrosko ogonki i cały się zaczerwienił.
- No cóż – uśmiechnął się do niego wojewoda – chyba się po prostu cieszą ze spotkania.
- To może ja lepiej wstanę i śniadanie zrobię? – spróbował wstać, ale ruda kitka ani myślała się rozstać ze swoim dopiero co odzyskanym towarzyszem. Mocno się go trzymała, wskutek czego  opadł bezsilnie na pościel. – Puszczaj paskudo, albo wezmę nożyczki i zrobię ci fryzurę  ,,a la rekrut” – warknął zmieszany właściciel. Chyba trochę wzięła sobie do futra tą groźbę, bo posłusznie do niego wróciła. Usłyszał za sobą cichy chichot narzeczonego. – A ty – rzucił do niego ze złośliwym uśmieszkiem, przygotuj się – zaraz wrócę i postawimy bańki.
- Domiś, ty chyba nie mówisz o tych płonących bombkach, które przykłada się na plecy? – przerażony Julian usiadł gwałtownie na łóżku. Widać było po jego rozbieganych oczach, że szuka drogi ucieczki. Jak większość tzw. prawdziwych mężczyzn, panicznie bał się tego rodzaju zabiegów. – Chcesz mnie dobić? Kiedyś to widziałem i wyglądało jak średniowieczne tortury. Moje serce tego nie wytrzyma i zejdę ci tutaj wskutek szoku! – zajęczał płaczliwie. – Będę łykał te wszystkie paskudne tabletki, tylko mi odpuść! – złożył ręce i spojrzał na niego błagalnie.
- Nie bądź dzieckiem, to wypróbowana i skuteczna metoda na zapalenie płuc – Dominik zawrócił, widząc podejrzane manewry mężczyzny. – Ściągaj koszulę i kładź się na brzuchu!
- Ale skarbeńku, mi już nic nie jest – jakby na złość w tym momencie chwycił wojewodę gwałtowny atak kaszlu. Posłusznie się położył, ale obrzucił narzeczonego wzrokiem skrzywdzonej niewinności. – Jesteś okrutny!
- Taa, właśnie widzę tą pełnię zdrowia – chłopak klepną go w tyłek. Spiął mu długie do ramion włosy spinką, by nie zawadzały. – Przygotuj się dzielny rycerzu, oto nadchodzę – roześmiał się, widząc jego spanikowaną minę i od stojącej na stoliku świecy zapalił pierwszą bańkę.
- Ratuuunku…! – wrzasnął Boruta na widok płonącej niebieskawym ogniem szklanej bombki. – Mordeeerca….! – byłby zwiał, gdyby ruda kitka nie owinęła się zwinnie wokół zjeżonego ze strachu ogonka, który natychmiast ulegle się jej podporządkował. – Zdrajca! – syknął do niego mężczyzna.
- Juleczku – szepnął mu do ucha słodko Dominik – jak będziesz grzeczny, czeka cię nagroda. Dostaniesz tyle buziaków, ile będziesz chciał – czarna kitka na te słowa wyraźnie się ożywiła.
- Naprawdę? Nie oszukujesz? – zapytał zbolałym głosem wojewoda, ale widać było, że humor mu się poprawił. Już widział oczami wyobraźni te delikatne wargi pieczące jego szyję, składające czułe pocałunki na piersi. – Ale ja wybiorę miejsce!
- Dobrze – machnął ręką dla świętego spokoju chłopak, zadowolony, że jego pacjent przestał się wreszcie wiercić jak nadziewana na haczyk glista.

***


   Lucyfera z początku bardzo bawiły szaleństwa Belzebuba, który z radości kompletnie stracił głowę. Najpierw doszedł do wniosku, że mąż jest strasznie blady i na pewno ma anemię, choć żadne badania tego nie potwierdziły. Zielarz więc ustalił dla księcia specjalną dietę, a władca towarzyszył mu podczas wszystkich posiłków i pilnował, by dobrze się odżywiał. Nadal miewał nudności i zawroty głowy. Władca wpadł więc na pomysł, że to na pewno wina jego mocno dopasowanych ubrań, które uciskają brzuch i dolne partie ciała. Cała garderoba została wymieniona, a przyszły tatuś zaczął zgrzytać zębami za każdym razem kiedy spojrzał w lustro. Ukochaną przez siebie jazdę konną musiał zamienić na spacery, w czasie których czterech ochroniarzy dosłownie deptało mu po piętach. Wystarczyło, że kichnął natychmiast wzywano medyka. Gdy szedł korytarzem miał wrażenie, że oczy dworzan przewiercają go na wylot. Z zapałem komentowano każdy centymetr, który przybywał mu w talii. Żadne tłumaczenia, że jest już dużym chłopcem, potrafi się sobą zająć  i nie potrzebuje nianiek nie docierały do Beza. Starał się usunąć z drogi męża każdą przeszkodę, a wszystko co go otaczało musiało być w najlepszym gatunku. Po dwóch tygodniach tego rodzaju rozpieszczania książę miał już dość. Miarka się przebrała, kiedy w czasie jego pracy w gabinecie, przyszło dwóch stolarzy i dosłownie wyrwało mu spod pośladków jego ulubiony fotel, twierdząc, że ma nieodpowiednią wysokość i krzywi sobie przez niego niepotrzebnie kręgosłup. W Lucyferze zagotowała się krew. Z wyrazem zimnej furii na twarzy ruszył do kancelarii męża. Wszyscy przezornie usuwali mu się z drogi. Gdy wszedł do środka Belzebub właśnie odbywał naradę ze swoimi sekretarzami. Na jego widok czule się uśmiechnął.
- Co cie tu sprowadza kochanie? – chciał dotknął ręką policzka męża, ale szybko ją cofną kiedy zobaczył wściekłość w jego oczach.
- Natychmiast każ im oddać moje krzesło! Przestań robić ze mnie inwalidę! Ciąża to nie choroba do jasnej cholery! – wysyczał gniewnie.
- Ależ Lu, ja tylko dbam o twoje zdrowie –bronił się władca. Do jego upartej głowy nie docierały ostatnio żadne argumenty.
- Może jeszcze powiedz, aby usunęli progi, a nuż przez któryś przepadnę – tupnął nogą książę. Jasna kitka miotała się na wszystkie strony. Sierść na niej była nastroszona ze złości.
- A wiesz, że nawet o tym myślałem – przytaknął mu natychmiast Bez.
- Zaraz oszaleję – jęknął książę i odwrócił się na pięcie. Zrozumiał, że w ten sposób się z mężem nie dogada. Popadł w jakiś dziwny tryb ciążowy i trzeba nim porządnie wstrząsnąć, bo go zadręczy. Wyszedł z gabinetu zamyślony. Nie miał zbyt wiele czasu na snucie planów, bo już następnego dnia rozpoczynały się doroczne Manewry. To było hucznie obchodzone święto żołnierzy, które trwało przez dwa dni. Władca uczestniczył w nim z pełnym zaangażowaniem. Interesował się ogromnie wojskowością i zawsze ze specjalnie przygotowanego balkonu oglądał parady poszczególnych jednostek. Ze wszystkich stron świata przybywały tłumnie czarty, aby uczestniczyć w uroczystościach i zaprezentować swoje siły i najnowsze wynalazki. Nie było ani jednej rodziny w Piekle, która by nie wysłała na nie swojego przedstawiciela.

***
    Następnego dnia była piękna, słoneczna pogoda. Główną ulicę stolicy wspaniale przystrojono girlandami z żywych kwiatów. Na balkonach zgromadziła się już cała śmietanka towarzyska. Mieli z góry oglądać rozgrywające się na ich oczach widowisko. Lucyfer z Belzebubem mieli oczywiście najlepsze miejsca. Byli na tarasie zupełnie sami, stali razem przy kamiennej barierce, która sięgała im do pasa. Z daleka słychać było już odgłosy bębnów. Zbliżał się pierwszy oddział.
- Lu rozchmurz się, jak wrócimy do domu wymasuję ci stopy – władca usiłował rozśmieszyć naburmuszonego małżonka.
- Obejdzie się – książę faktycznie nie miał najlepszego humoru. Wszyscy oczywiście gapili się na niego, jak na jakieś osobliwe zjawisko. Plotka o jego ciąży rozniosła się w mgnieniu oka. Natomiast dla niego, to była dość intymna sprawa. Dowód na to, że uprawiali z Bezem seks. Czuł się niezręcznie pod tymi obmacującymi go spojrzeniami. Oczywiście mąż, nie widział w tym żadnego problemu i najchętniej chwaliłby się jego brzuszkiem całemu światu. - Ależ oni są natrętni, mogliby chociaż robić to ukradkiem – mruknął cicho zażenowany.
- Powinieneś być dumny. Pięknie wyglądasz i nosisz w sobie przyszłego władcę – Bez nieświadomie dolewał oliwy do ognia. – Zupełnie nie rozumiem co cię tak krępuje.
- A więc ty, w takiej publicznej demonstracji swoich sypialnianych wyczynów, nie widzisz żadnego problemu?- zdenerwował się książę.
- Absolutnie, to nawet miłe widzieć jak mi ciebie zazdroszczą. Poza tym, nie jestem jakąś płochliwą nastoletnią dziewicą. Nie tak łatwo mnie zawstydzić.
- Nie?! Zaraz zobaczymy! – Lu uśmiechnął się przebiegle. Wpadł właśnie na bardzo ryzykowny i niemądry pomysł, ale zemsta bywa taka słodka, a mąż już od dłuższego czasu aż prosił się o jakąś karę. Przysunął się bliżej tak, że oparł się o niego bokiem. – Bez – zamruczał aksamitnym głosem. – Skoro nie masz nic przeciwko publicznemu okazywaniu uczuć – zacisnął dłoń na jego pośladkach. – Właśnie odszedłem do wniosku, że mam ochotę na małe co nieco. Nie będę czekać do wieczora, aż będziemy sami. - Zaczął głaskać krągłe półkule, od czasu do czasu zaciskając na nich mocniej smukłe palce. Z minuty na minutę ta zabawa coraz bardziej mu się podobała. Bez w łóżku zawsze był dominantem i nie pozwalał mu na zbyt wiele. Teraz miał okazję się odegrać.
- Nie wygłupiaj się, jeszcze ktoś się zorientuje co robisz – władca oddychał coraz szybciej, a na jego śniadych policzkach pojawiły się ciemne rumieńce.
- Jak będziesz cicho i nie zrobisz żadnego gwałtownego ruchu, to może uda ci się nie zrobić z siebie widowiska – książę szeptał mu do ucha pełnym rozbawienia głosem, można w nim było jednak usłyszeć nutki pożądania.
- Zwariowałeś? – jęknął cicho mężczyzna, bo poczuł jak jasna kitka zakrada się do jego spodni i sunie wzdłuż szpary między pośladkami. – Ty chyba nie masz zamiaru?! – wytrzeszczył oczy na uśmiechniętego szeroko męża, a nogi zaczęły się pod nim uginać. Rozejrzał się dookoła speszony, mając nadzieję, że nikt się niczego nie domyśla.
- Mam – Lu połaskotał zaciśniętą dziurkę i powoli zaczął wsuwać w nią kitkę. – Przyjemnie prawda? – zerknął na Beza, który zaciskał dłonie z całej siły na barierce i gwałtownie łapał powietrze. – Pomyśl co będzie jeśli teraz uderzę w prostatę – stwierdził ogromnie z siebie zadowolony.
- Nie waż się! Tutaj jest pełno ludzi i wszyscy cały czas nas obserwują! – wychrypiał mężczyzna i w tym samym momencie zdał sobie sprawę, że właśnie tego nie powinien był mówić. Jasnowłosy drań ze słodkim uśmieszkiem wsunął ogon głębiej i zaczął raz po raz ocierać o wrażliwy splot nerwów. Sam zarumieniony i podniecony nie spuszczał z niego płonącego wzroku. Przyśpieszył tempo i wzmocnił siłę uderzeń.
- Chciałeś coś powiedzieć? – zapytał przekornie.
- Nnie… Ach… - wymruczał władca przez zaciśnięte zęby. – Niech cię szlag… - jęknął, a całe jego ciało ogarnęła fala gorąca. Nie było mowy o żadnym opanowaniu. Spuścił się w spodnie, nawet nie dotykając swojego penisa. Orgazm był tak silny, że o mało się nie przewrócił. Lu wyciągnął kitkę i spojrzał na niego tryumfalnie.
- Jak tam wrażenia z publicznego występu? – zapytał złośliwie. – Dobrze, że ubrałeś ten długi kontusz, nie będzie widać plamy. Muszę skorzystać z łazienki – machnął na niego ogonem i dumnie wyprostowany wszedł do budynku. Miał podobny problem jak mąż, ale on przecież nie musiał o tym wiedzieć. W duszy trochę się bał odwetu, ale oszołomiona mina zawstydzonego Beza była warta każdej ceny.


8 komentarzy:

  1. ha pierwsza ... boskie ja normalnie kocham twoje opa . i chce więcej więcej dużo więcej . A końcówka mnie powaliła .

    pozdrawiam i życzę dużo weny. BAY BAY

    OdpowiedzUsuń
  2. haha tak dopisz, że to przeze mnie robisz takie porno xD i nie martw się:D ja osobisty kosmato doradca zawsze do usług xD
    Boskie! xD przekonałaś mnie żeby nie męczyć Dominika! xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja bym tak nie ryzykowała w publicznym miejscu. Cudowny rozdział jednakże, fajnie się czytało i czekam niecierpliwie na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się zdziwiłam że taki czart może zachorować na coś tak przyziemnego jak zapalenie płuc. Cieszę się że Julek poszedł chociaż w jakimś stopniu po rozum do głowy może za późno trochę ale jednak chociaż jeden czart myśli. Dominik widać że bardzo się troszczy o narzeczonego. Akcja z bańkami... wiem że to był zabawny kawałek bo taki macho a boi się jak dziecko ale to mi wcale do Julka nie pasowało. Za to kilki świetne i zawsze się uśmiecham jak o nich czytam:)
    Julek na straszną służbę ja bym ich tam wszystkich wywaliła.
    A Bez jak często mnie zawiódł:( Czytałam ostatnio opowiadanie od początki i do pewnego momentu był całkiem fajną dość złożoną postacią. Czytało się o nim z przyjemnością tak teraz ciągle spada. Dalej uważam że może ze 2, 3 razy pomyślał w przebłyskach mądrości o mężu a tak tylko o sobie. Teraz jest zwfiksowany z powodu ciąży i to jak podkreślam dobrze. Cieszy się z dziecka i powinien. Ale do Lu stosunek ciągle mu się nie zmienił i pewnie nie zmieni. Podobno tam widać że on za nim szaleje. Niestety ile razy czytam poszczególne rozdziały a robię to kilka razy przed napisaniem komentarza tak ja tego nie widzę. Faktem jest że Lu kocha męża i jest mu bardzo oddany. Dzielnie go znosi i chce być mimo wszystko z nim.
    Akcja w miejscu publicznym... jako dodatek porno wyszła świetnie:) i na prawdę bardzo bardzo kosmato:)
    Jednak tu nie Lu i Bez.. .dla mnie oni jeszcze nie są na tym etapie. Mimo wszystko jestem ciekawa co ten idiota... znaczy władca piekła wymyśli żeby odegrać się na biednym księciu.
    Nadopiekuńczość była dość słodka ale to jeszcze nie doprowadza nikogo do szału bo Bez zrobił wyjątkowo mało.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. Może trochę o dziewczynach:) Bardzo je lubię. No i ciekawe czy chłopczyk czy dziewczynka. Nie mogę się doczekać rozwiązania.
    Dużo dużo weny i chęci:) Wiem że masz z tym ostatnio kiepsko ale na prawdę są ludzie którzy kochają twoje opowiadania:)
    Pamiętaj założyłam fun club:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Z rozdziału na rozdział kocham to opowiadanie co raz bardziej. Ale żeby było jasne Kitki rządzą i powinny opanować świat :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAWSZE WYMYŚLISZ COŚ CO ZASZOKUJE xdd WENY ;pp

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam, witam,
    wspaniały rozdział, Dominik nie da się lekceważyć i jest postrachem dla służby, hhaha tak straszyć kitkę fryzurą „ala rekrut” to było dobre, no i Julian boi się baniek, już miał zamiar czmychnąć, ale Dominik mu nie pozwolił.. Mała zemsta Lucyfera na Belzebubie rewelacja, więc już sam wie, o co dokładnie chodziło Lu, że mu się nie podoba na demonstracja ich łóżkowych wyczynów.
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie i gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Matko, wściekły Lu,,, xD haha i jego "kara" na koniec... haha już nie wiem czy Bez zasłużył na taką karę xD
    ale w sumie też bym była zła, jakby tak wszyscy dookoła mnie skakali i obchodzili się jak z jajkiem xd
    A Dominik,,, *_* zajął się Borutą.... Julek, ciesz się... Domi ci wybaczył <3
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń