Boruta
wrócił do domu, ale to co powiedział Dominik nadal tkwiło w jego głowie.
Musiał wymyślić jakiś sposób na skuteczne pozbycie się Lucyfera. Ten
zadzierający nosa drań plątał mu się pod nogami i wyraźnie postanowił
przeszkodzić w poszukiwaniach narzeczonej. W dodatku jako dobry sąsiad nie mógł
przecież pozwolić, żeby chłopaka spotkało coś złego. Będzie mu się potem
tygodniami wypłakiwał w rękaw, że przeklęty kapitan uwiódł go i porzucił jak to często robił z naiwnymi młodzieńcami. Tak naprawdę, to nie miałby nic przeciwko temu, aby trochę
poprzytulać i pocieszyć przystojnego inżyniera. Mógłby wtedy zanurzyć palce w
jego płomiennych włosach, a może nawet pozwoliłby mu zacisnąć dłonie na tym
jędrnym tyłeczku i….
- Tfu… -
warknął sam do siebie – skąd u licha biorą mi się takie głupie myśli? – Machnął
zniecierpliwiony ręką. Przez chwilę się zastanawiał i doszedł do wniosku, że
najprostsze metody są najpewniejsze. Napisał piękny, anonimowy donos do
Belzebuba, o tym co na Ziemi wyprawia jego podwładny. Dobrze go znał i wiedział,
że nie puści tego płazem.
Lucyfer
właśnie brał kąpiel, kiedy przyszło wezwanie. Ubrał się pośpiesznie i
niezwłocznie ruszył do pałacu. Wiedział, że jego pan nie jest cierpliwą osobą.
Gdy tylko wszedł do gabinetu zorientował się natychmiast, że coś wyraźnie jest
nie tak. Belzebub siedział na biurku ze zmarszczonymi brwiami i przyglądał się
mu chłodno. W jego szkarłatnych oczach nie było tego charakterystycznego błysku
z jakim zawsze go witał. Uklęknął przed nim zaniepokojony i spuścił głowę.
- Nie masz
odwagi na mnie spojrzeć mości książę? – zapytał niskim głosem w którym
mężczyzna natychmiast wyczuł narastająca furię. Chciał się cofnąć, ale władca
mu na to nie pozwolił. Chwycił go za ramię i brutalnie zacisnął na nim
palce. – Jak śmiałeś sprzeciwić się mojemu rozkazowi?! – warknął obnażając
lśniące, ostre zęby. – Wstań! – Pchnął przestraszonego kapitana na ścianę.
Unieruchomił mu ręce jakimiś zaklęciem nad głową tak, że nie mógł się ruszyć.
- Wybacz mi
– wyszeptał Lucyfer pobielałymi z przerażenia wargami, patrząc rozszerzonymi
źrenicami w gorejące coraz bardziej oczy Belzebuba. Wiedział, że jest zadany na
jego łaskę. Wielokrotnie widział jak okrutny potrafi być wobec tych co
zawinili. Zaczął drżeć, bojąc się tego co nastąpi. Poczuł jak twarde wargi miażdżą
jego usta bez cienia czułości. Zacisnął je mocno i przekręcił głowę na bok. Bezlitosna
ręka odwróciła ją jednak z powrotem i został ugryziony do krwi. Pozwolił mu się
wedrzeć do środka. Szorstki organ zwarł się z jego językiem w dzikim tańcu.
Nawet nie próbował się bronić, zdawał sobie sprawę, że w starciu z gniewem
władcy nie ma żadnych szans. Odruchowo zacisnął uda czując jak twarde kolano
usiłuje je rozdzielić.
- Nie …! –
krzyknął, usiłując się wyszarpnąć.
- Rozsuń
nogi dziwko, bo będzie bolało! – usłyszał wściekłe warknięcie.
- Proszę, przestań – wyszeptał, czując jak łzy napływają do jego oczu. Przymknął powieki,
by nie dać swojemu oprawcy satysfakcji. Ulegle rozsunął nogi, a silna dłoń
natychmiast wdarła się pod jego bieliznę i zacisnęła na jego penisie. - Och –
pisnął, mając już w głowie wizję gwałtu. Belzebub zaczął rytmicznie zaciskać na
nim palce, a zdradzieckie ciało mimo odczuwanego bólu i poniżenia zareagowało
bardzo gwałtownie. - Aaa…! - Fala niesamowitego żaru przetoczyła się w dół
stawiając na baczność jego członka i wydobywając z ust Lucyfera coraz
głośniejsze jęki. Nie potrafił się powstrzymać. Poczerwieniał na twarzy
zawstydzony swoim zachowaniem.
- Tak suko,
krzycz głośno. Takie zachowanie idealnie do ciebie pasuje! – mężczyzna przyśpieszył
ruchy. – Tylko do tego się nadajesz, do pieprzenia zdradliwy sukinsynu. –
Złapał go drugą dłonią za pośladki. Tego już dla księcia było za wiele.
- Och..! –
wygiął ciało w łuk i spuścił się na brzuch towarzysza obserwującego jego emocje
z zafascynowaniem i wściekłością, która bynajmniej go nie opuściła. Belzebub z
trudem nad sobą panował, miał ochotę z jednej strony zetrzeć na proch tę małą,
bezczelną gnidę, a z drugiej zerwać ubrania i wejść w niego tak mocno, aż jego
penis wyjdzie mu gardłem. Potrząsnął księciem jak piękną lalką i dopiero teraz
dostrzegł łzy spływające po jego bladych policzkach. Stał przed nim
zawstydzony, upokorzony, trzęsąc się na całym ciele. Spodnie opadły mu do
kostek, a po wewnętrznej stronie ud spływała strużka spermy. Wyglądał niezwykle
żałośnie i bezbronnie. Władca poczuł jak złość uchodzi niego jak z przekłutego
balonika. Miał ochotę pocieszyć tę kupkę nieszczęścia. Założył ręce na
piersiach, aby czasem nie zrobić czegoś głupiego. Nie chciał jednak podważyć
swojego autorytetu wobec tego dumnego i samowolnego sługi.
- Ubierz się
i zejdź mi z oczu – mruknął. – Nie pokazuj mi się na oczy dla twojego własnego
dobra. Szlajaj się z kim chcesz, skoro taka twoja natura, ale od Boruty trzymaj
się z daleka, bo następnym razem nie będę taki łaskawy. Precz! –warknął groźnie,
a Lucyfer poderwał się i w ciągu sekundy zniknął za drzwiami. Władca usiadł ciężko
na fotelu i zamknął oczy. Powinien się zająć czymś pożytecznym i zapomnieć o
kapitanie. Chyba faktycznie będzie lepiej, jak pozostanie na razie na Ziemi w
dużej odległości od pałacu. Miał dość jego pokrętnej osoby i następnym razem może
się nie opanować. Zazdrość paliła jego czarne serce żywym ogniem. Dobrze
wiedział co Lucyfer wyprawia za jego plecami. Za każdym razem jak dowiadywał
się o jego nowym kochanku ostry miecz przeszywał go na wylot, a gorycz porażki
podchodziła do gardła. Oczywiście mógłby wziąć go siłą, ale nie chciał.
Pragnął by przyszedł do niego sam, z własnej woli. Nie mógł uwierzyć we własną
głupotę. Jak to się stało, że ten mężczyzna tak go omotał? Wrócił myślami do
przeszłości…
***
Dominik od
rana chodził z głową w chmurach. Nie mógł zapomnieć ciasnych ramion Juliana,
tego jak dobrze i bezpiecznie się w nich czuł. W dodatku całą noc śniło mu się,
że mężczyzna łaskocze go po brzuchu puszystą kitką, co zaowocowało potężną
poranną erekcją jakiej nie miał od dawna. Zaczął więc dzień od prysznica,
dotykając się nieśmiało i doprowadzając w ciągu kilku minut do spełnienia.
Niestety na niewiele to się zdało. Sąsiad nadal uparcie tkwił w jego głowie. Była
sobota i musiał sobie znaleźć jakieś zajęcie, by odegnać od siebie głupie myśli.
Wziął piłę i udał się do ogrodu gdzie w pocie czoła pracował aż do popołudnia.
W końcu wywołała go stamtąd Monika, zaskoczona jego niesamowitym zapałem do
pracy.
- Co ty
wyprawiasz? Chodź coś przekąsić – bezceremonialnie zabrała mu piłę. Widząc jednak
jego niewyraźną minę stanęła mu na drodze. – Hej, co z tobą? Ziemia do Dominika
– wrzasnęła mu koło ucha. – Zakochałeś się marcheweczko czy coś? – zapytała przyglądając
mu się uważnie.
- Nie mam
pojęcia skąd ci takie bzdury przychodzą do głowy! – zaczerwienił się po same
uszy chłopak. – W kim, chyba, że w tej jaszczurce – wskazał na cętkowanego gada
siedzącego na ścieżce.
- Przyznaj
się, że ten jasnowłosy przystojniak wpadł ci w oko – dociekała dziewczyna.
- No może,
trochę – przyznał jej rację Dominik, postanawiając skierować ją na niewłaściwą
ścieżkę. Miał nadzieję, że wścibska blondyna da się nabrać i przestanie węszyć.
Wiedział jak bardzo lubi występować w roli kupidyna. Gdy zwęszyła okazję do swatania nic nie mogło
jej powstrzymać. Zjedli obiad sprzeczając się miedzy sobą. Monika usiłowała wypytać
przyjaciela, ale ten nie dał się pociągnąć za język. Po posiłku wygonił ją z
kuchni. Zawsze jak się czymś denerwował wyżywał się piekąc ciastka. Czekoladowe
całuski, które wychodziły spod jego ręki nie miały sobie równych. Ich boski
zapach powodował, że człowiek miał ochotę oddać za nie swoją duszę. Chłopak ubrał się w stare jeansy opinające ciasno jego okrągły tyłeczek i krótkawą
koszulkę z wielką żabą z przodu. Na to nałożył różowy, falbaniasty fartuszek
Moniki i był gotowy do pracy. Szybko
uporał się z przygotowaniem ciasta i teraz jego twarz pokrywały smugi z mąki.
Włożył do pieca pierwszą blaszkę i położył ściereczkę na stół, a nieznośna
szmatka zaczęła zsuwać się na ziemię po drugiej stronie. Dominik rzucił się
przez wypolerowany blat, aby ją złapać, poślizgnął się i byłby spadł na ziemię
gdyby Boruta nie złapał go za wypięty tyłek.
Julian od
godziny szukał niepoprawnej Amiry po całej okolicy. Wreszcie doszedł do
wniosku, że być może zaszyła się u nowej przyjaciółki. Poszedł więc pod dom
Rokity, nie mając wcale zamiaru wchodzić do środka. Okno było otwarte i upojny
aromat dobywający się stamtąd spowodował, że podszedł bliżej. Julian był
niepoprawnym łasuchem. Uwielbiał słodycze domowej roboty. Bez problemów wdrapał
się do środka, by uratować w porę ślicznego kucharza przed upadkiem. Tylko jakimś
dziwnym trafem jego dłonie przykleiły się do powabnych pośladków i za żadne
skarby nie chciały wrócić do właściciela.
- Aa…! –
pisnął zarumieniony Dominik, próbując się uwolnić z rąk Boruty. – Czy mógłbyś
mnie puścić?
- O
przepraszam – zmieszał się mężczyzna i schował nieposłuszne dłonie do kieszeni.
– Poczęstujesz mnie? W końcu coś mi się należy za ratunek – uśmiechnął się do
chłopaka, a widząc jak jest upaprany zaczął ścierać białe smugi z jego twarzy
wierzchem dłoni. – Do twarzy ci w tym fartuszku, byłaby z ciebie słodka żonka –
zachichotał.
- Wynoś się
do salonu – warknęła na niego rudowłosa kruszyna wściekła na siebie, że z byle
powodu się czerwieni jak jakaś małolata. – Masz być bardzo grzeczny, to może
dostaniesz ciasteczko. – Boruta posłusznie ulokował się na wygodnej kanapie. Po
chwili przyszedł Dominik ze świeżo zaparzoną herbatą i miską bosko wyglądających
całusków. Postawił tacę na ławie, a sam usiadł obok Juliana, oczywiście jak najdalej
od niego. Mężczyzna zajął się pochłanianiem słodkości nie przestając chwalić cukierniczych
umiejętności chłopaka. Niepoprawny ogonek miał jednak inne plany. Jego tam
żadne ciastka nie wabiły, stanowczo wolał coś innego. Zakradł się od tyłu do pogrążonego
w rozmowie gospodarza i ostrożnie wpełzną pod koszulkę. Zaczął go miziać po łopatkach
powoli schodząc w dół aż dotarł do podstawy kręgosłupa. Zmieszany chłopak wiercił się coraz bardziej, nie wiedząc co go tak łaskocze. Przyglądał
się wojewodzie, którego twarz spochmurniała, jakby coś niemiłego nagle przyszło
mu do głowy.
- Julian,
czy ty masz jakieś problemy? Może mogę ci w czymś pomóc? – wypalił zanim zdążył
się zastanowić. W tym samym momencie udało mu się złapać sprytną kitkę i zacisnąć
na niej palce. – Mam cię!
- Faktycznie
mógłbyś, ale wątpię żebyś chciał – mruknął Boruta, nie mogąc uciec jak to miał
zamiar zrobić. Zdradziecki ogon jak zwykle robił co chciał i pakował go w tarapaty.
- Mów, nie
jest chyba aż tak źle – zachęcał go Dominik, widząc, że mężczyzna nie bardzo ma
ochotę do zwierzeń. Jego wzrok bezwiednie błądził po jego potężnej sylwetce.
Chłopak był od niego co najmniej o głowę niższy i z zazdrością patrzył na twarde
mięśnie prężące się pod koszulą. Nie miał pojęcia, że właśnie się oblizuje,
pokazując różowy języczek.
- Muszę się
ożenić, kłopot w tym, że nie znam nikogo odpowiedniego – Julian nie mógł
oderwać oczu od ust sąsiada. – Muszę przedstawić narzeczonego przełożonym.
Musiałby zając się moim domem, który co tu kryć jest jednym wielkim chaosem.
- Nie wierzę,
że taki przystojny facet ma kłopot z przygruchaniem sobie kogoś odpowiedniego –
odparł chłopak zaskoczony słowami mężczyzny. – A nie wystarczyło by ktoś
poudawał przez jakiś czas?
- Nie chcę
się wiązać z byle kim – wymamrotał niechętnie, ale w jego głowie trybiki
zaczęły obracać się coraz szybciej. Uśmiechnął się w duchu i zrobił smutną minę
udręczonego przez życie człowieka. – Niewiele osób ma tak dobry charakter, by
wspomóc starego kawalera – jęknął żałośnie. – Stracę wszystko, a szef będzie
się na mnie wyżywał do końca moich dni.
- Och daj
spokój, coś wymyślimy – chłopak przysunął się do niego i współczująco pogładził
go po ramieniu. – Naprawdę ten twój przełożony jest taki groźny? – Dominik na
swoje nieszczęście miał bardzo miękkie serduszko.
- To
straszna, międzynarodowa szycha, w dodatku ma powiązania z mafią, więc jeśli mu
podpadnę, to skończę w betonowych butach na dnie Bałtyku – Boruta przymknął
oczy, aby ukryć podejrzany błysk w oku. – Wystarczyłoby kilka miesięcy
narzeczeństwa, a potem powiedziałbym, że się nie dobraliśmy i każdy by poszedł
w swoją stronę.
- Wiesz,
jeśli to tymczasowo, to może ja się nadam. Musiałbyś mnie tylko poinstruować co
mam mówić i jak się zachowywać – odezwał się po chwili namysłu chłopak.
- Och, nie
powinienem cię prosić o coś takiego – krygował się wojewoda w duszy skacząc z
radości, że tak sprytnie udało mu się podejść tą naiwną kruszynę. – Znamy się
od niedawna, a ty zachowujesz się jak prawdziwy przyjaciel, nie zasługuję na to
– ujął drobne dłonie i ogniście ucałował. – Naprawdę się zgadzasz? Proszę
przysięgnij, abym wiedział, że to mi się nie śni.
- Aleś ty
niemądry – roześmiał się chłopak – uroczyście przysięgam, że od dzisiaj jestem
twoim narzeczonym – w powietrzu w tym momencie coś się zaiskrzyło, zawirowało i
zgasło. – Co to było? – podskoczył przestraszony.
- Nic
takiego, pewnie coś wpadło do kominka – wzruszył ramionami Boruta, mając zamiar
po powrocie do domu odtańczyć taniec zwycięstwa i wypić garniec najlepszego
miodu.
Be|zebub mnie przerazi| a|e go trochę rozumiem. On rzeczywiście cierpi gdy |ucek zabawia się z innymi. W każdym razie scena jak z horroru.
OdpowiedzUsuńBoruta to jednak stary spryciaż i zmanipu|owa| swoją kruszynkę. Ciekawe czy Dominik się dowie co tak na prawdę się tu wyrabia.
Mam nadzieje że |ucek zmądrzeje a|e zazdrosny Boruta to też wspania|y widok.
Dużo dużo weny i chęci:)
UUU Borut oszukał niewinne maleństwo, już widzę jak ten mu się odwdzięczy jak tylko się o tym dowie.Poza tym jako małżonek Boruta, przecież pozna jego sekrety.
OdpowiedzUsuńAle go wrobił! Ohohohoho :D
OdpowiedzUsuńNie wytrzymam tygodnia czekania na następny rozdział. Cóż , podobno cierpliwosc popłaca.
szkoda mi Lucyfera nie zasłużył na to ;x
Mam nadzieję ,że Belzebub go przeprosi i to porządnie.
Pozdrawiam :)
Witam,
OdpowiedzUsuńod dłuższego czasu jestem Twoją cichą fanką, i choć do tej pory milczałam postanowiłam w końcu coś skrobnąć od siebie.
Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania w kolejności chronologicznej i zauważyłam pewną niepokojącą rzecz. Od momentu, kiedy skończyłaś Małżeństwo z rozsądku, Twoje opowiadania stały się takie trochę płytkie, brakuje mi w nich głębszych rysów psychologicznych postaci, które pojawiały się we wcześniejszych tekstach i fabuła jest taka strasznie uproszczona. Szczególnie dotknęło mnie to w Gorzkim smaku sławy. Z jednej strony długie milczenie bohaterów, ukryte dziecko, zatajona przeszłości i nagle, w zasadzie bez konkretnych powodów wielka miłość odżywa na nowo, wspólnie stawiają czoła przeciwnościom losu, a potem żyją długo i szczęśliwie. Trochę to naciągane, nie bardzo mi się podoba takie podejście, to opowiadanie miało jeszcze takie możliwości rozkwitnięcia, ale ich nie wykorzystałaś. Pierwsza połowa dawała nadzieje, na coś ciekawego, ale druga całkowicie niweczył dobre wrażenie. Piszę to akurat tutaj ponieważ zastanawiam się czy z tym, zapowiadającym się całkiem notabene ciekawie, opowiadaniem postąpisz tak samo? Mam szczerą nadzieję, że jednak nie.
Ten rozdział wyjątkowo ciekawy, reakcja Belzebuba odrobinę gwałtowna, ale czegóż innego należałoby się spodziewać po władcy Piekieł? Świetne.
Mam nadzieje, że moje słowa nie uraziły Cię nadmiernie i już wkrótce będę mogła cieszyć się kontynuacją opowiadań już na wyższym poziomie.
Pozdrawiam i życzę weny
Eris.
Szczerze mówiąc, to są bardzo proste i płytkie historyjki jak sama zauważyłaś. Od początku takie były. W żadnym wypadku nie ma tu żadnej głębokiej psychologii. Nie mam jakiś wysokich aspiracji i marna ze mnie autorka. To o co mnie prosisz przerasta prawdopodobnie moje kilku miesięczne umiejętności. Wymaga wielu lat pracy i dojrzałości pisarskiej. Te opka to zwyczajne hobby i wątpię by były coś warte. Mam nadzieję, że chociaż was bawią.
UsuńRozdział boski a co do Eris. Opowiadania są boskie, każde ma swoje plusy i mInusy, kogoś się lubi i kogoś nie lubi ;p WENY!! ^^
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział, och jakie myśli chodzą po głowie Juliana, chociaż Dominik też, ten jego sen z kitką w roli głównej... Jakoś tak mi smutno się zrobiło Lucyfera po tym co Belzebub po wyczyniał.... Teraz do Lucek może wypłacze się, w ramionach Dominika,z e tak został skrzywdzony... Tak, tak ogonek interesuje się o wiele ciekawszymi rzeczami niż ciastkami... Dominik ma bardzo miękkie serduszko, zamierza pomóc Borucie, udając jego narzeczoną, przed gniewem jego wszechwładnego szefa...
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam gorąco Basia
No to się nasz Dominik wpakował,,, no n no xD
OdpowiedzUsuńAle to co się stało z Lucyferem,,, aż samej mi się go szkoda zrobiło,,, Maru się chciało płakać T_T
A co do tych iskierek na koniec? Pisz szybciutko,, chce wiedzieć co i jak:)
Twoja Maru;3
Aż mi się szkoda Lucka zrobiło, Belzebub powinien go błagać o wybaczenie na kolanach z kwiatkiem w zębach >3< A Dominik się wpakował, no cóż...
OdpowiedzUsuńJestem wielce zachwycona twoją twórczością :3
OdpowiedzUsuńMiło usłyszeć to dość stare opowiadanie i ma sequel.
Usuń