poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział 3


Dominik wstał wcześnie rano, ubrał się oficjalnie w ciemnozieloną, elegancką kozulę i popielate spodnie. Wziął do ręki przygotowane poprzedniego dnia dokumenty i udał się do samochodu. Miał zamiar kuć żelazo póki gorące. Skoro jest miejsce dla nauczyciela w zespole szkół średnich, to on postara się go dostać. Zastanawiał się tylko jak poradzi sobie ze swoim lękiem przed tłumem. Niezbyt dobrze tolerował duże skupiska ludzi, a przecież szkoła właśnie nim była. Gdyby mu się nie spodobało, to przecież zawsze może zrezygnować. Wujek zostawił mu w spadku tyle pieniędzy, że nie musi wcale pracować. Z zainteresowaniem oglądał przez szyby samochodu miasteczko Torholle, w którym był po raz pierwszy.  Zatrzymał się przed dużym, kilkupiętrowym poniemieckim budynkiem szkoły. Szybko odnalazł gabinet dyrektora. Miał szczęście, bo pani Manecka przyjęła go od razu, lustrując uważnie od stóp do głów. Wskazała mu miejsce naprzeciwko biurka i z uwagą przestudiowała jego papiery. Kobieta przetarła zmęczone oczy i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Ma pan świetne przygotowanie i mam zamiar dać panu tę posadę. Niewielką przeszkodą jest pana nazwisko, które w tym mieście niezbyt dobrze się kojarzy. Jest pan jednak młodym człowiekiem i pewnie niewiele wie o swojej rodzinie z Czarciego Jaru. Jutro proszę przyjść na naradę. Za tydzień zaczyna się szkoła.
- Bardzo dziękuje za zaufanie, a swojego wuja rzeczywiście widziałem może dwa razy w życiu – Dominik ukłonił się i obdarzył dyrektorkę szerokim, olśniewającym uśmiechem, który spowodował, że ta poważna kobieta po raz pierwszy w życiu oniemiała. Po jego wyjściu siedziała jeszcze nieruchomo przez chwilę, zastanawiając się co ona właśnie najlepszego zrobiła. Ten piękny mężczyzna uwiedzie jednym spojrzeniem wszystkie dziewczęta i pewnie z połowę chłopców w jej szkole. Nie mówiąc już o jej koleżankach z których spora część to stare panny. Z drugiej strony życie szkolne było ostatnio takie nudne i miała wielką nadzieję, że przystojnemu inżynierowi uda się je nieco ożywić. Nie wiedziała biedaczka, że wszystkie jej marzenia się spełnią i to z nawiązką.
Dominik postanowił jeszcze po drodze wstąpić do sklepu spożywczego. Poszedł przez niewielki park na skróty. Pod budynkiem zobaczył niewielkie zbiegowisko na parkingu. Miejscowe dzieciaki i nawet kilku dorosłych podziwiało drogi sportowy motor jakich nie widuje się zbyt często na polskich drogach. W drzwiach zderzył się z rozpędzonym Lucyferem, zachwiał się i byłby upadł, gdyby mężczyzna nie złapał go w ramiona i nie przytulił do swojego torsu.
- Witaj śliczny, dokąd się tak śpieszysz? – zapytał z uśmiechem, wbijając w niego lśniące, błękitne oczy. Chłopak właśnie miał mu odpalić co myśli o takich głupich zagrywkach, ale wygląd mężczyzny nieco go otumanił. Większość życia mieszkał w dużym mieście i był przyzwyczajony do różnych dziwaków, ale nowy znajomy z pewnością bił wszystkich na głowę. Ubrany w sprane niebieskie jeansy, czarną koszulę i skórzaną, nabijaną ćwiekami kurtkę przyciągał oczy jak magnes. Do tego srebrna biżuteria i dyndający kolczyk w uchu w kształcie czaszki. Sam ubiór nie był niczym nadzwyczajnym, ale w połączeniu z anielską urodą właściciela i rozpuszczonymi platynowymi włosami wywierał naprawdę piorunujące wrażenie. – Lucjusz – wyciągnął do niego wypielęgnowana dłoń o czarnych paznokciach.
- Dominik – uścisnął tylko końcówki palców i zaraz je puścił. – Mieszkasz gdzieś w pobliżu?
- Można tak powiedzieć, poza tym często odwiedzam twojego sąsiada Borutę. Widzę, że humor ci dopisuje. Stało się coś miłego? Chyba, że to sekret.
- Nie skądże, dostałem pracę w tutejszym technikum. Całkiem przyjemne miejsce i mają wspaniały ogród i szklarnię. – Na to oświadczenie w głowie Lucyfera zapaliła się lampka. Gdyby on też zdobył posadę nauczyciela, miałby doskonały pretekst do spotykania się z Rokitą i okazję by go uwieść. Postanowił działać natychmiast.
- Muszę już iść, ale myślę, że jeszcze się spotkamy – uśmiechnął się tajemniczo do nowego znajomego. – Dasz mi swój numer? – wyciągnął rękę z komórką do której chłopak po krótkim wahaniu wpisał swoje dane. – A to mój, może ci się przydać  – puścił mu sygnałka. Po czym odgonił dzieciaki i wskoczył na motor. Wkrótce zniknął za zakrętem odprowadzany prze kilkanaście par oczu zachwyconych nastolatków.
***
Tymczasem w domu Boruty trwała wojna. Dzikie wrzaski wściekłej Amiry raniły uszy wszystkich, którzy byli w pobliżu. Wuj doprowadził ją do szału swoim oświadczeniem, a teraz stał naprzeciwko niej z założonymi na piersi rękami i nic sobie nie robił z jej krzyków i przekleństw.
- Uspokój się wreszcie mała piekielnico. Skoro jesteś w moim domu i zostałem mianowany twoim opiekunem, to masz mnie słuchać. Nie będziesz się obijać bez sensu. Za tydzień idziesz do szkoły i nic mnie nie obchodzi co o tym myślisz. Trochę integracji ze zwykłymi ludźmi dobrze ci zrobi. Twoja matka rozpuściła cię do granic możliwości – mówił spokojnie, ale można było wyczuć narastające zniecierpliwienie.
- Jesteś wstrętny, co ja będę robić z tymi głupimi smarkaczami? – warknęła. – Wujaszku nie bądź taki – jęknęła, robiąc słodkie oczka. – Mogę ci pomóc w szukaniu narzeczonej – wyszczerzyła drobne ząbki.
- A ty skąd o tym wiesz?! – zwrócił się do niej zaskoczony mężczyzna.
 - Ee… no wiesz… trochę podsłuchiwałam – rzuciła nieco zmieszana. – Mam już nawet kandydata.
- Bredzisz, zajmij się lepiej zakupem podręczników. To klasa maturalna, więc się przyłóż – pociągnął ją za upięte w koński ogon włosy.
- Nie jesteś ciekawy? – spojrzała mu prosto w czarne oczy. – Jak podoba ci się nasz sąsiad Dominik? Jest słodki, przystojny i tak ładnie się rumieni. Przyznaj Julianie, że ci się przypadł do gustu.
- Wcale nie, jest nieopierzonym dzieciakiem. Poza tym za niski i taki jakiś chuderlawy. Złamałbym go jedną ręką – wykręcał się niezręcznie mężczyzna, zdając sobie sprawę, że dziewczyna bacznie go obserwuje i nie da się tak łatwo wyprowadzić w pole. – A zresztą zmiataj na zakupy i nie odwracaj mojej uwagi jakimiś głupimi wymysłami – burknął do niej, odwrócił się na pięcie i zwyczajnie umknął.
- Taki duży, a taki tchórzliwy – rzuciła za nim dziewczyna i roześmiała się rozbawiona. – A mnie on na ciotkę pasuje i już moja w tym głowa, aby nią został. Chyba pójdę do Moniki i wybadam sytuację. Muszę dowiedzieć się coś o naszym pięknym sąsiedzie – zastanawiała się w myślach.
***
Amirze nie udało się do końca zrealizować swoich planów. Przez bagno przebiegła w kilkanaście minut. Przeskakiwała lekko jak sarna wodne oczka, a kurtyna długich, czarnych włosów powiewała za nią, zbierając po drodze liście i drobne gałązki. Gdy już dotarła na miejsce wyglądała zupełnie jak jakaś leśna rusałka.  Pod otwartym oknem kuchni Moniki usłyszała bardzo interesującą rozmowę.
- Zobacz dostałem wiadomość od tego nowego znajomego. Pisze, że też będzie uczył w tej samej szkole co ja języków. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda? – usłyszała Dominika.
- Rzeczywiście jest taki przystojny jak opowiadałeś? – rozległ się zaciekawiony głos Moniki.
- Całkiem jak z obrazka, taki anielski blondas i ma na imię Lucjusz – Amirze na ten opis i imię natychmiast coś zajarzyło się w głowie. Zrozumiała, że to na pewno książę wkroczył do akcji, chcąc narobić problemów Borucie. Jeśli wuj się nie pośpieszy to nie będzie miał żadnych szans na zdobycie tego atrakcyjnego rudzielca. Musiała działać natychmiast, tylko jak tu zetknąć ze sobą tych dwóch uparciuchów? Nagle coś łupnęło za jej plecami, aż podskoczyła chwytając się za serce.
- Mam cię – roześmiała się Monika odwracając ją do siebie twarzą. Błękitne jak letnie niebo oczy dziewczyny błądziły pełne zachwytu po drobnej sylwetce przyjaciółki. Miała na wyciągniecie ręki własnego leśnego duszka. Podeszła bliżej i zaczęła delikatnie wyciągać z jej włosów wszystko co nazbierała biegnąc przez moczary. Smukłe palce przesuwały się wzdłuż jedwabistych pasem, dotykając samymi tylko czubkami głowy Amiry, która stała nie wiedząc co ma ze sobą począć. Ciemny rumieniec zaczął powoli wpełzać na jej śniade policzki. Nigdy się tak nie czuła nawet przy swoim narzeczonym. Jakieś dziwne uczucie zaczęło narastać w piersiach, a nogi zrobiły się strasznie słabe.
- Wwiesz, muszę już pójść – wyjąkała zmieszana i rzuciła się do ucieczki, nie czekając na odpowiedz Moniki, która patrzyła jak znika, ogromnie zaskoczona jej reakcją. Potem tylko pokręciła z rozbawieniem głową i w wyjątkowo dobrym humorze wróciła do domu nadal czując zapach rozgrzanej biegiem skóry dziewczyny.

***
Następnego dnia pokraczny samochód Moniki się zbuntował i to akurat w tym momencie, kiedy Dominik tak bardzo się śpieszył. Chciał wywrzeć jak najlepsze wrażenie na dyrektorce i być punktualnie na zebraniu. Ubrał się w sportową białą koszulkę w serek i dopasowane jeansy. Gdy w końcu udało mu się odpalić ruszył jak szalony i w ciągu kilkunastu minut znalazł się pod szkołą. Biegiem pokonał korytarze i znalazł się w pokoju nauczycielskim. Okazało  się że niepotrzebnie tak gnał. Pani Maneckiej jeszcze nie było za to na kanapie siedział w wygodnej pozie Lucjusz, a wokół niego tłoczyło się grono zachwyconych wielbicielek.  Większość z nich powyżej pięćdziesiątki. Szczebiotały jak pensjonarki zarzucając go pytaniami. Na widok Dominika natychmiast się podniósł z olśniewającym uśmiechem na widok którego kobiety aż jęknęły.
- Usiądź – wskazał na miejsce obok siebie.
- Hej – burknął niezbyt grzecznie Rokita, który nie przepadał za takimi pewnymi siebie lalusiami. Ominął go więc starannie szerokim łukiem. Rozejrzał się po pokoju. Pod ścianą, przy dużym stole służącym do obrad siedziało dwóch starszych mężczyzn i grało w warcaby, przyglądając się piszczącym koleżanką z kpiną w oczach.
- Jestem Dominik Rokita i będę uczył ogrodnictwa – przedstawił się cichym, melodyjnym głosem i wpakował się na krzesło obok faceta w dresie wyglądającego na sportowca. Kobiety teraz zaczęły szeptać między sobą wyraźnie obgadując nowego kolegę. Tymczasem Lucyfer stał z niewyraźną miną. Spodziewał się bardziej wylewnego powitania. W tym momencie rozmowy ucichły, bo do sali weszła dyrektorka. Zaprosiła wszystkich do zajęcia miejsc przy stole. Oczywiście Lucyfer usiadł obok Dominika przysuwając się najbliżej jak mógł.
Pani Manecka zaczęła przynudzać omawiając szczegółowo plan lekcji. Gadała już chyba z kwadrans i Dominikowi zaczęły zamykać się oczy, kiedy poczuł ostrożne muśnięcie na swoim udzie. Czyjeś zwinne, bezczelne palce zaczęły wędrować w górę. Zdenerwowany chłopak zarumienił się i zaczął bacznie przyglądać kolegom. Lucjusz wpatrywał się w niego z uśmiechem, zmrużonymi po kociemu oczami. Dłoń zawędrowała zbyt blisko krocza chłopaka, drażniąc umiejętnie wewnętrzną stronę ud.
- Co robisz kretynie?! – wrzasnął, zupełnie zapominając gdzie się znajduje. Poderwał się  na nogi, podniósł do góry dziennik, który właśnie otrzymał od dyrektorki i walnął nim z całej siły w ulizany łeb blondyna. Książę zareagował instynktownie i zasłonił się swoim. Obydwa zeszyty pękły na pół z cichym trzaskiem.
- Panowie, uspokójcie się – jęknęła pani Manecka. – Jeszcze się szkoła nie zaczęła, a wy już bójki wszczynacie. Pamiętajcie , że będziecie mieć do czynienia z nadpobudliwymi nastolatkami. Postarajcie się jakoś zaprzyjaźnić.
- Przepraszam – odezwał się pierwszy Lucjusz i z uśmiechem wcielonej niewinności pochylił się, by cmoknąć  Dominika w policzek. Nie zdążył jednak tego zrobić ponieważ wściekły chłopak uszczypnął go mocno w bok. – Auuu…! – zasyczał zaskoczony.
- To ja już pójdę – ukłonił się nieco oszołomionym całą akcją kolegom Rokita i wybiegł na korytarz, czując jak nadal palą go policzki.
- Zaczekaj – dobiegł go jeszcze głos Lucjusza. Nie miał jednak zamiaru rozmawiać z tym zboczonym bałwanem. Pośpiesznie wsiadł do auta, ale silnik oczywiście nie odpalił. Próbował kilkakrotnie, niestety nic nie wskórał. W krzakach obok parkingu siedziała Amira z siatką ziemniaków w ręce i z uśmieszkiem przyglądała się jego wysiłkom. Stare, wypróbowane sposoby zawsze były najlepsze, a co ciekawe mało kto orientował się o co chodzi. Dominik klął po cichu w żywy kamień nie mając ochoty wracać na piechotę. Z cichym szelestem opon za jego plecami zatrzymał się terenowy samochód.
- Podwieźć cię – usłyszał niski głos Boruty. Chłopak nie zastanawiając się wskoczył do środka tym chętniej, że na horyzoncie pojawiła się jasna czupryna Lucjusza. Odjechali zanim zdążył podejść. Sąsiad odstawił Dominika pod same drzwi. W rewanżu zaprosił go na kawę.
- Julian, czy mogę cię o coś spytać? – zaczął nieśmiało.
- Wal – uśmiechnął się do niego mężczyzna, siadając obok na kanapie.
- Czy ty dobrze znasz tego Lucjusza? Mówił, że często u ciebie bywa.
- Naraził ci się jakoś? – zapytał spokojnie wojewoda, ale jego czarne oczy zaczęły niepokojąco błyszczeć.
- Jest strasznie nachalny, czasem przekracza granicę i w dodatku będę z nim pracował w jednej szkole. Jeśli to jakiś twój krewny może mógłbyś z nim pogadać? – dotknął jego opalonej dłoni.  Była duża, ciepła i wzbudzała zaufanie.
- Postaram się, ale to wolny duch i nie mam nad nim żadnej kontroli – spojrzał w zielone jak mech oczy chłopaka i aż zakręciło mu się w głowie. Były jak lśniące leśne jeziora, jasne i czyste, bez żadnej skazy. Pociągały swoją głębią aż na samo dno, aż do utraty zmysłów. Julian z trudem ocknął się spod ich uroku. Dotknął tylko delikatnie jego policzka, ale zaraz cofnął rękę. Przestraszył się mocy z jaką potrafił nim zawładnąć ten niewinny, młody mężczyzna. – Nie będę ci już przeszkadzał – zerknął na Dominika, który siedział nieruchomo z przymkniętymi oczami. Chłopak powoli rozchylił powieki, przytulił się na moment do wojewody, po czym poderwał się z kanapy i wybiegł z kuchni. Ukrył się w zaciszu swojego pokoju i przyłożył dłonie do rozpalonych policzków. Nie wiedział co go napadło, żeby się tak zachować.

4 komentarze:

  1. Hura! Między Borutą a Dominikiem już są iskierki to mi się podoba:) Ca|a akcja w szko|e po prostu mistrzostwo coś mi się wydaje że nauczycie}e będą |ądować na dywaniku częściej niż uczniowie.
    Dziewczyny subte|nie |adnie. A Anira to jednak diabe| wcie|ony a|e dobrze że ma jakiś p|an może pomoże wujowi odkryć prawdę do końca.
    |uckiem niech się zajmie Pan Piekie| a on sam niech Rokitę zostawi w spokoju. Chociaż zabawnie bywa:D
    Dużo dużo weny i chęci

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha, Lucek rozrabia xD Świetny rozdział, a ten moment dziewczyn mhm, czuły gest...:)
    Najbardziej podobało mi się jak złamali dzienniki xD
    Mam nadzieję, że wojewoda szybko zacznie działać bo mimo to, że Dominik nie jest zainteresowany to ten diabełek urok ma i zna niejedne sztuczki ;)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    ach cudo, już jakieś iskierki zaczynają się pojawiać między Julianem, a Dominikiem, strasznie ten Lucek rozrabia, niech no tylko Belzebub się dowie co on wyprawia... oj to będzie ciekawe.... Bardzo mi się spodobała scena z rozwalonymi dziennikami, jak tak dalej pójdzie to będą dość często się pojawiać na dywaniku dyrektorki... A scena z dziewczynami mmm taka bardzo czuła...
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń