środa, 30 stycznia 2013

Rozdział 5


Wersja nie betowana, nie mam siły tego dzisiaj poprawiać. Jutro wyłapię byki.

Po wyjściu Boruty Dominik postanowił się przejść. Było jeszcze wcześnie, słońce zaczynało się dopiero chylić ku zachodowi. Na bagnach było bardzo przyjemnie o tej porze dnia. Zaczął się zastanawiać czy, aby nie postąpił zbyt nierozsądnie. Mało znał Juliana i może pochopnie wtrącił się w jego prywatne sprawy. Z drugiej strony doszedł do wniosku, że ten jego przełożony przecież nie będzie dyszał im nad karkiem. Wstąpi do nich raz czy dwa i po kłopocie. Może pójdą na jakieś przyjęcie, pokażą jaka zgodna z nich para i wystarczy. Chłopak był z natury optymistą i nie lubił się przejmować na zapas. Doszedł już do końca ścieżki i miał zamiar wracać, kiedy coś przykuło jego uwagę. Usłyszał jakby cichy szloch dochodzący zza krzewów. Po cichu wszedł między nie i rozgarnął gałęzie. Zobaczył siedzącego na kłodzie Lucjusza z twarzą ukrytą w dłoniach, jego ramiona drżały, a z zaciśniętych w pięści dłoni płynęła krew, tak mocno wbił w nie wypielęgnowane paznokcie. W momencie Dominik zapomniał wszelkich utarczkach i przepychankach. Nie był w żadnym razie pamiętliwą osobą. Uklęknął przed nim i delikatnie położył mu rękę na ramieniu.
- Lu, co się stało? Kto cię tak skrzywdził? – pogłaskał go po jasnej głowie.
- Zostaw mnie, zasłużyłem na to co mnie spotkało, wszystkich tylko ranię. Szkoda, że mnie po prostu nie zabił – wyszeptał drżącym głosem. – Ciebie też skrzywdziłem. Szkoda, że ta legenda o potworze z bagien to tylko mit. Poszedłbym nad jezioro i dałbym się zeżreć.
- Bredzisz, wiesz jaka to by była strata dla szkoły? Te wszystkie stare panny by się poryczały, zabrakłoby czarnego materiału w sklepach. Potem codziennie chodziłyby na twój grób, przynosiły świeże kwiaty i wypłakiwały oczy – uśmiechnął się do niego Dominik.
- Nawet tak nie żartuj – jęknął Lucjusz i niespodziewanie przytulił się do chłopaka, który natychmiast objął go ramionami.
- Jeśli nie masz dokąd iść, możesz przenocować u mnie. Mamy mnóstwo wolnych pokoi i naprawdę zacne wino w piwnicy. Wypijemy jakąś butelczynę i opowiesz mi o co chodzi – Mężczyzna po chwili wahania wstał i dał się poprowadzić wąską ścieżką. Gdy znaleźli się w willi chłopak wskazał mu gdzie jest łazienka, żeby mógł się doprowadzić do porządku. Po chwili Lucjusz wyszedł stamtąd odświeżony i tylko zapuchnięte oczy świadczyły o tym co działo się z nim przed chwilą. Spojrzał nieco speszony na siedzącego w salonie Dominika.
- Mam prośbę, nie mów o tym nikomu. Zwłaszcza Borucie, wyśmiewałby się ze mnie do końca życia.
- Spokojnie, siadaj – poklepał miejsce obok siebie na dywanie. Podał mężczyźnie otwartą butelkę, sam wziął drugą i zrobił łyka.
- A kieliszki? – zapytał zaskoczony Lucjusz.
- Tu nie pałac człowieku, pijemy z gwinta – uśmiechnął się do niego chłopak. – A teraz nawijaj, który to drań złamał ci serce.
- Nie wiem od czego powinienem zacząć – wziął do ręki jasną kitkę i zaczął ją nerwowo miętosić.
- To ty także masz ogon?
- Wiesz, to u nas rodzinne – zerknął na niego psotnie – nie podoba ci się? Wszyscy zawsze się nim zachwycają.
- Wolę czarny kolor – zaczerwienił się Rokita, zdając sobie sprawę co właśnie powiedział – ale twój też jest ładny. No to dawaj… - usadowił się wygodnie obok mężczyzny tak, że stykali się ramionami.
- Więc… - zaczął Lucyfer.
,, Żebyś zrozumiał, muszę chyba opowiedzieć wszystko od początku. Pochodzę z bardzo wpływowej rodziny. Gdy ukończyłem Akademię Wojskową z bardzo dobrym wynikiem dostałem się od razu do straży pałacowej. Uwierz, nie przyjmują tam byle kogo. Miałem okazję przez długi czas z daleka obserwować co wyprawia nasz władca. Widziałem wielu młodych mężczyzn wychodzących z jego sypialni, którzy potem wypłakiwali sobie oczy. Nikomu nie udało się długo zagrzać w niej miejsca. Mojego kuzyna Popiełkę zmartwiona rodzina musiała wysłać na pięć lat do Chin, by doszedł do siebie po tym, jak utracił łaskę naszego Pana. Bawił się nimi jak kukiełkami, a kiedy stracił zainteresowanie wyrzucał na bruk, natychmiast zapominając o ich istnieniu. Unikałem go jak mogłem, nie chciałem podzielić losu tych biedaków. Z racji swojej pracy musiałem z nim jednak nieraz rozmawiać. Z czasem nasze pogawędki stawały się coraz dłuższe. Mój Pan jest inteligentnym, interesującym mężczyzną do tego bardzo atrakcyjnym i pewnym siebie. Trudno przebywać blisko niego i nie ulec jego urokowi. Nawet nie wiedziałem kiedy się zakochałem. Pozwoliłem mu na kilka pocałunków, trochę się poprzytulaliśmy i myślałem, że on czuje to samo. Miałem się za wyjątek. Byłem głupi i młody. Następnego dnia po czułym rozstaniu zobaczyłem wychodzącego z jego sypialni nowego kochanka. Nigdy więcej nie pozwoliłem mu się dotknąć. Cierpiałem w milczeniu. Sam nie jestem święty o nie. Posiadłem wielu mężczyzn, żaden jednak nie zagościł w moim sercu. Dostałem solidną lekcję od mojego Pana. Nie potrafię już zaufać nikomu, nie po tym co mi zrobił. To by było na tyle, zwykła historia jakich wiele. Okazałem się równie niemądry co moi poprzednicy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on nadal nie zrezygnował. Uwielbia bawić się moim kosztem. Nie przepuszcza żadnej okazji by mnie poniżyć i zaznaczyć, że jestem nikim. ‘’ – Zmęczony i nieco pijany Lucyfer przymknął oczy i położył głowę na ramieniu chłopaka. – Cieszę się, że pozwoliłeś mi tu zostać. Nie zapomnę ci tej przysługi. Oni bez twojego zaproszenia nie mogą tu wejść, ponieważ nie należysz do rodziny.
- Lucjusz, czy ty jesteś pewny, że jemu na tobie nie zależy? Gdyby tak było, to po co by się ciągle starał do ciebie zbliżyć? – zapytał Dominik.
- Nie posiadł mnie, może o to chodzi. Zresztą nawet jeśli mu się nadal podobam nie pozwolę się zeszmacić. Wyznaję zasadę albo wszystko, albo nic. Nie potrafiłbym być jednym z wielu, toby mnie zabiło – szepnął smutno.
- Jeśli tak sprawa wygląda, to masz rację. Zapomnij o tym łajdaku. Możesz tu mieszkać ile chcesz – chłopak ściągnął z kanapy koc i przykrył ich nim. Przez chwilę jeszcze rozmawiali o obojętnych sprawach. Wkrótce obaj zasnęli tuląc się do siebie. Po kilku godzinach ogień na kominku przygasł i zrobiło się chłodno. Dominika z objęć Morfeusza wyrwało donośne pukanie. Wstał i na chwiejnych nogach ruszył do drzwi. Na progu stał nieznajomy, niski mężczyzna.
- Jestem Bogdan Kusy i mój Pan przysyła mnie tu po Lucy… to znaczy po Lucjusza – wyrecytował formułkę lekko się zacinając.
- Powiedz swojemu Panu, że kapitan jest moim gościem i właśnie śpi, a ja nie mam zamiaru go budzić – warknął do niego chłopak, zły, że obudzono go w środku nocy.
- Co ty sobie myślisz smarkaczu! – zaczął się wydzierać mały pokurcz, a jego ogon nerwowo uderzał go po udach. Dominik niewiele myśląc chwycił spray do mycia szyb, stojący na szafce z butami i prysnął mu między oczy, kiedy się cofnął, zamknął drzwi. Przez chwilę było jeszcze słychać siarczyste przekleństwa, ale po kwadransie wszystko ucichło. Nie zdążył się jednak położyć jak ponownie ktoś zapukał. Chłopak wziął do ręki tym razem stojącą w kącie miotłę i z rozmachem otworzył, mając zamiar tym razem palnąć natręta w łeb. Przystawił trzonek do jego piersi, ale coś mu się tu nie zgadzało. Podniósł głowę i napotkał gorejące, szkarłatne oczy w wyniosłej, arystokratycznej twarzy. Ten mężczyzna był zdecydowanie o wiele wyższy i zbudowany jak rzymski gladiator. Broń którą trzymał na pewno nie zrobiłaby mu żadnej krzywdy.
- Powiedz Lucjuszowi, że czekam tu na niego – odezwał się stanowczym, władczym głosem mierząc go wzrokiem od stóp do głów. To był właśnie ten typ faceta, którego Dominik nie znosił najbardziej – bogaty dupek, który myśli, że wszystko mu wolno i z nikim się nie liczy.
- Widzisz ten napis nad drzwiami? – odezwał się chłodno do przybysza.
- ,,Mój dom jest moją twierdzą?’’ – przesylabizował wolno gość, nie bardzo rozumiejący do czego ta rudowłosa, drobna istota zmierza.
- Właśnie ten, więc zjeżdżaj, żaden palant nie będzie mi rozkazywał! – pchnął go z  całej siły miotłą i zatrzasnął mu przed nosem drzwi. – I po problemie – zadarł do góry dumnie nos i poczłapał do kapitana. Przywarł do jego ciepłego boku i ponownie zasnął.

***

Następnego dnia wczesnym rankiem Monika, przechodząc przez salon potknęła się o coś skłębionego pod kocem na dywanie. Rymsnęła jak długa budząc dwóch skacowanych mężczyzn, którzy wystraszeni zerwali się na równe nogi i natychmiast zgodnie jęknęli.
- Błagam cię zrób nam ziołową herbatkę i jajecznicę – zdołał wymamrotać Dominik i pchnął kapitana w stronę łazienki. – Skorzystaj z tej, pożyczę ci jakieś ciuchy. Ja wezmę prysznic u siebie.
- Wielkie dzięki – mruknął równie zielony na twarzy Lucjusz. Po kwadransie siedzieli już za stołem i gapili się bezmyślnie na krzątającą się po kuchni Monikę.
- Jak mogliście się doprowadzić do takiego stanu? Dobrze, że dopiero jutro zaczynacie lekcje – burczała na nich dziewczyna, litościwie stawiając przed nimi śniadanie. Najpierw napój, bo mi się porzygacie na stół – rozkazała z miną królowej. Posłusznie wypełnili jej polecenie. – Kto to wczoraj łaził tu po nocy? Z kim rozmawiałeś? – zapytała zaciekawiona.
- Ja? – zdziwił się w pierwszej chwili Dominik. Dopiero po minucie zaskoczył, a jego mózg zaczął działać. – Aa…, faktycznie było dwóch bałwanów, jeden jakiś pokurczony, a drugi strugał ważniaka, więc go potraktowałem miotłą.
- Przedstawili się? – zapytał ostrożnie Lucjusz, który też dopiero zaczynał wracać do świata żywych.
- Ten mniejszy chyba Kusy, a duży miał czerwone oczy i próbował mnie sterroryzować.
- Oo…! – jęknął mężczyzna i pobladł jeszcze bardziej. – Mamy przerąbane. Walnąłeś tym czymś mojego Pana? Masz polisę pośmiertną? Nie? To sobie wykup, może zdążysz.
- O czym ty gadasz? Nadal jesteś zalany – stwierdził beztrosko Dominik, nic sobie nie robić z jego wystraszonej miny.
- Ale wiesz – klepnął w plecy chłopaka – szkoda, że mnie tam nie było. Musiał mieć bardzo głupi wyraz twarzy, pewnie pierwszy raz ktoś potraktował go jak jakiegoś menela – mężczyzna niespodziewanie wybuchnął gromkim śmiechem.
- Masz huśtawki nastrojów jak baba w ciąży, najpierw prawie mdlejesz, a potem chichoczesz jak wariat – uszczypnął go w bok. – Grunt, że humor ci wrócił.
- O tak, zdecydowanie – oddał mu mężczyzna, robiąc solidnego siniaka na udzie.
- Ty tu zostań, a ja muszę pogadać z Julianem – westchnął chłopak i ruszył do wyjścia.
- Dominik, bądź ostrożny z Borutą, on tylko wygląda na misiaczka, ale to cwana bestia. Nie jest wcale taki prostolinijny na jakiego wygląda – pomachał do niego Lucjusz i poszedł z powrotem do salonu, gdzie rozłożył się wygodnie na kanapie, mając zamiar uciąć sobie drzemkę.
- Hej, ty! Książę! – usłyszał po chwili koło swojego ucha wrzask Moniki. – Nie myśl, że będziesz sobie tu chrapać, mamy równouprawnienie. Myjesz gary, czy wolisz wycierać? – machnęła na niego ścierką.
- Ee..? – zapytał kapitan, a wielu jego podwładnych oddałoby cały żołd, aby zobaczyć w tej chwili jego ogłupiałą minę.

***

Boruta był bardzo zdziwiony, kiedy kamerdyner oznajmił mu, że ma gościa, który czeka na niego w holu. Z nikim się przecież nie umawiał. Ubrał się pośpiesznie i zbiegł na dół. Zobaczył swojego ślicznego Dominika, który bacznie się rozglądał dookoła.
- Twój dom jest mniejszy od mojego, szybko się uporam z uporządkowaniem go – zagadnął go chłopak.
- To nie takie proste jak ci się wydaje – cmoknął go w blady policzek wojewoda – coś marnie wyglądasz.
- Eh, to tylko wino wujka Rokity okazało się mocniejsze niż podejrzewałem –uśmiechnął się do niego, a w mężczyźnie coś w środku zaczęło się topić z radości.
- Pozwól, że oprowadzę cię po domu – Boruta poszedł przodem schodami. Na ścianie pierwszego piętra, tuż nad galerią wisiało ogromne lustro. Jego powierzchnia była chropowata i pokrywały ją dziwne napisy w nieznanym chłopakowi języku. Gospodarz zatrzymał się przed nim. – To jest przejście do mojego, a właściwie naszego domu. Rzeczywiście mamy do omówienia wiele spraw. Piękni panowie przodem – przepuścił zarumienionego chłopaka, który nie miał pojęcia co ma zrobić. – Po prostu idź. – Dominik wyciągnął przed siebie rękę, zamknął oczy i przeszedł prze szklaną taflę jak przez dym. Powoli rozchylił powieki i zobaczył, że znajduje się w ogromnym holu najprawdziwszego pałacu. Korytarze biegły stąd na cztery strony świata i wydawały się nie mieć końca.
- Yy… Julian, jak duży jest ten zamek? – jęknął załamany chłopak.
- Nie martw się, to tylko jakieś cztery tysiące metrów kwadratowych, przy pałacu mego Pana to maleństwo – poklepał go uspokajająco po plecach narzeczony. – Poza tym masz do dyspozycji liczną służbę, więc jakoś sobie poradzisz. Rzadko robię przyjęcia większe niż na pięćset osób. – Z każdym jego słowem Dominik był coraz  słabszy, w końcu usiadł na pierwszej z brzegu szafce jaka nawinęła się po drodze.
- Czyś ty zwariował?! Ty potrzebujesz jakiegoś pieprzonego supermena!
- Spokojnie kochanie, wejdźmy może do gabinetu – otworzył przed nim duże, pięknie rzeźbione drzwi. Usadowił słaniającego się na nogach ze zdenerwowania chłopaka za biurkiem.
- Ja cię bardzo przepraszam, ale stanowczo odmawiam bycia twoją narzeczoną. To mnie przerasta - zatoczył drżącą ręką  łuk.
- Skarbie – wojewoda ze słodkim uśmieszkiem usiadł na biurku. – Zawarliśmy kontrakt, nie tak łatwo od niego odstąpić. Owszem jest kilka możliwości, zresztą przeczytaj sam podał mu jakiś dokument z wielką czerwoną pieczęcią.
- Nie kpij, przecież ja niczego nie podpisywałem – wyszeptał nieco skołowany chłopak.
- W moim świecie nie jest to konieczne, wystarczą słowa przysięgi. Nie potrzebnie się tak denerwujesz. Szybko się nauczysz zarządzać posiadłością – pogłaskał go po ręce i szarmancko ucałował. Rokita wyrwał mu ją czując narastającą wściekłość.
- Dawaj to – zabrał mu kontrakt – wykiwałeś mnie ogoniasty draniu. – Zaczął powoli czytać i czuł, że za chwilę go trafi szlag na miejscu.

Kontrakt małżeński

Ja Dominik Rokita zgadzam się poślubić wojewodę Juliana Borutę w trzy miesiące od zawarcia tego kontraktu. Będę go wspierał, szanował i zarządzał jego dobrami pomnażając je w najlepszy możliwy sposób. W czasie trwania małżeństwa wszystkie nasze dobra są wspólne. Oboje małżonkowie korzystają z nich na równych prawach
W razie posiadania potomstwa będę je wychowywać razem ze swoim mężem w poszanowaniu tradycji.
Ps. 1.Ten kontrakt może zerwać tylko udokumentowana zdrada któregoś z narzeczonych.
PS. 2. Za nieprzestrzeganie kontraktu zostaną zastosowane kary przewidziane kodeksem cywilnym.

- Co to ma do cholery być?! Ja się na nic takiego nie pisałem! – rzucił się z pięściami na Juliana, który przezornie się odsunął. - I co to znaczy w twoim świecie, co ja kurwa w ,,Gwiezdnych wrotach’’ jestem.
- Aleś ty wymagający od razu chciałbyś podróżować po galaktykach. Jesteśmy tylko w Piekle kochanie – odezwał się pojednawczo wojewoda, zastanawiając się co będzie, jak Dominik zorientuje się, co naprawdę oznaczają postanowienia dokumentu.
- Chwila, jakie ,,posiadanie potomstwa”? Jakbyś nie zauważył ja jestem facetem! – wrzasnął na niego zupełnie nad sobą nie panując.
- No i co z tego – mruknął cicho Boruta unikając jego wzroku.
- Nie pierdol! Żartujesz prawda? – wyszeptał Dominik i nie widząc uśmiechu na jego twarzy po prostu osunął się bez przytomności na ziemię. Mózg najwyraźniej nie nadążył za roztaczanymi przez narzeczonego wizjami wspólnego pożycia. Zwyczajnie się przegrzał i odmówił współpracy.

9 komentarzy:

  1. Będzie z niego dobra mamusia.Fajnie, że Dominik za kumplował się z Lucjuszem. Ciekawe czy Lu dostanie od swojego pana

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawie piszesz:) czekam niecierpliwie na cd. a mój ulubiony fragment to ten z Dominikiem i miotła te ich miny musiały być bezcenne ;) jestem ciekawa pierwszego spotkania Dominika z Panem Boruty życze weny

    OdpowiedzUsuń
  4. No fajnie! Buni dostał po łbie od Domimika... A co należało się! Dzięki i oozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Historia Lucka raczej taka smutnawa:( ale nieźle sobie młody z natrętami poradził należy się wielki medal. Szkoda że nie było dużo o dziewczynach ale może następnym razem. No i kontrakt nie tak go sobie wyobrażałam bo niestety Dominki został całkiem wrobiony i Julek wcale o niego w nim nie zadbał. Ja na jego miejscu też bym zemdlała. Wzmianka o potomstwie musiała mu nieźle w głowie namieszać. Boruta nich mu wszystko wyjaśni bo nic z tego nie będzie. I kontrakt taki jednostronny bardzo może niech Dominik spisze też swoje warunki? Niech ma chociaż po równo.
    Rozdział bardzo mi się podobał i tak czekam co dalej z tego wyniknie bo na pewno będzie ciekawie:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pan i Władca potraktowany miotłą- to dopiero coś! Też bym chciała zobaczyć jego mine. Niech troche połazi za Lucyferem to może przy okazji znajdzie swój rozum!
    Biedny Dominik. Taki kontrakt mnie by chyba przyprawił o zawał, a nie o omdlenie ;) Jestem ciekawa jego pierwszego spotkania z "szefem" Boruty.
    Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Witam,
    oj, jaki cudowny rozdział, Dominik znalazł płaczącego Lucyfera i postanowił się nim zaopiekować, to było po prostu słodkie... Belzebub postanowił pojawić się na ziemi, no i został tak okrutnie potraktowany miotłą, było by gorzej gdyby został użyty ten spray do szyb ;], oj, oj będzie z tego afera ;] Mina Belzebuba, kiesy czytał ten napis, że „mój dom jest moja twierdzą”, musiała być bezcenna ;] Monika wypadła fantastycznie, wciąż się uśmiecham, jak wracam do tego fragmentu o zmywaniu, albo wycierani garów skierowanego do Lu... Ciekawe jaka będzie reakcja Belzebuba, ze narzeczoną Juliana, jest ta krucha istotka, która potraktowała go miotłą ;]
    Weny, mnóstwa weny Tobie życzę..
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. buuuuT_T Biedny Lucek >_< grrrr.... tak mi go szkoda... Ten cały pan i władca.. haha. xD Ale go Dominik rozwalił xD haha padłam... dosłownie mnie tym rozwaliłaś... a Lucek... mój kochany drogi!! Głowa do góry.. nie daj mu się:)
    Oj oj.. Dominik się wpakował znowu w tarapaty xd
    Piekielna umowa;)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  9. LUCEK, JA CIEBIE TEŻ PRZYTULĘ! ...Przepraszam >D Biedny Dominik, ciekawe kiedy się dowie, że jego narzeczony to diabeł...

    OdpowiedzUsuń