wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 4


Boruta wrócił do domu, ale to co powiedział Dominik nadal tkwiło w jego głowie. Musiał wymyślić jakiś sposób na skuteczne pozbycie się Lucyfera. Ten zadzierający nosa drań plątał mu się pod nogami i wyraźnie postanowił przeszkodzić w poszukiwaniach narzeczonej. W dodatku jako dobry sąsiad nie mógł przecież pozwolić, żeby chłopaka spotkało coś złego. Będzie mu się potem tygodniami wypłakiwał w rękaw, że przeklęty kapitan uwiódł go i porzucił jak to często robił z naiwnymi młodzieńcami. Tak naprawdę, to nie miałby nic przeciwko temu, aby trochę poprzytulać i pocieszyć przystojnego inżyniera. Mógłby wtedy zanurzyć palce w jego płomiennych włosach, a może nawet pozwoliłby mu zacisnąć dłonie na tym jędrnym tyłeczku i….
- Tfu… - warknął sam do siebie – skąd u licha biorą mi się takie głupie myśli? – Machnął zniecierpliwiony ręką. Przez chwilę się zastanawiał i doszedł do wniosku, że najprostsze metody są najpewniejsze. Napisał piękny, anonimowy donos do Belzebuba, o tym co na Ziemi wyprawia jego podwładny. Dobrze go znał i wiedział, że nie puści tego płazem.

Lucyfer właśnie brał kąpiel, kiedy przyszło wezwanie. Ubrał się pośpiesznie i niezwłocznie ruszył do pałacu. Wiedział, że jego pan nie jest cierpliwą osobą. Gdy tylko wszedł do gabinetu zorientował się natychmiast, że coś wyraźnie jest nie tak. Belzebub siedział na biurku ze zmarszczonymi brwiami i przyglądał się mu chłodno. W jego szkarłatnych oczach nie było tego charakterystycznego błysku z jakim zawsze go witał. Uklęknął przed nim zaniepokojony i spuścił głowę.
- Nie masz odwagi na mnie spojrzeć mości książę? – zapytał niskim głosem w którym mężczyzna natychmiast wyczuł narastająca furię. Chciał się cofnąć, ale władca mu na to nie pozwolił. Chwycił go za ramię i brutalnie zacisnął na nim palce. – Jak śmiałeś sprzeciwić się mojemu rozkazowi?! – warknął obnażając lśniące, ostre zęby. – Wstań! – Pchnął przestraszonego kapitana na ścianę. Unieruchomił mu ręce jakimiś zaklęciem nad głową tak, że nie mógł się ruszyć.
- Wybacz mi – wyszeptał Lucyfer pobielałymi z przerażenia wargami, patrząc rozszerzonymi źrenicami w gorejące coraz bardziej oczy Belzebuba. Wiedział, że jest zadany na jego łaskę. Wielokrotnie widział jak okrutny potrafi być wobec tych co zawinili. Zaczął drżeć, bojąc się tego co nastąpi. Poczuł jak twarde wargi miażdżą jego usta bez cienia czułości. Zacisnął je mocno i przekręcił głowę na bok. Bezlitosna ręka odwróciła ją jednak z powrotem i został ugryziony do krwi. Pozwolił mu się wedrzeć do środka. Szorstki organ zwarł się z jego językiem w dzikim tańcu. Nawet nie próbował się bronić, zdawał sobie sprawę, że w starciu z gniewem władcy nie ma żadnych szans. Odruchowo zacisnął uda czując jak twarde kolano usiłuje je rozdzielić.
- Nie …! – krzyknął, usiłując się wyszarpnąć.
- Rozsuń nogi dziwko, bo będzie bolało! – usłyszał wściekłe warknięcie.
- Proszę, przestań – wyszeptał, czując jak łzy napływają do jego oczu. Przymknął powieki, by nie dać swojemu oprawcy satysfakcji. Ulegle rozsunął nogi, a silna dłoń natychmiast wdarła się pod jego bieliznę i zacisnęła na jego penisie. - Och – pisnął, mając już w głowie wizję gwałtu. Belzebub zaczął rytmicznie zaciskać na nim palce, a zdradzieckie ciało mimo odczuwanego bólu i poniżenia zareagowało bardzo gwałtownie. - Aaa…! - Fala niesamowitego żaru przetoczyła się w dół stawiając na baczność jego członka i wydobywając z ust Lucyfera coraz głośniejsze jęki. Nie potrafił się powstrzymać. Poczerwieniał na twarzy zawstydzony swoim zachowaniem.
- Tak suko, krzycz głośno. Takie zachowanie idealnie do ciebie pasuje! – mężczyzna przyśpieszył ruchy. – Tylko do tego się nadajesz, do pieprzenia zdradliwy sukinsynu. – Złapał go drugą dłonią za pośladki. Tego już dla księcia było za wiele.
- Och..! – wygiął ciało w łuk i spuścił się na brzuch towarzysza obserwującego jego emocje z zafascynowaniem i wściekłością, która bynajmniej go nie opuściła. Belzebub z trudem nad sobą panował, miał ochotę z jednej strony zetrzeć na proch tę małą, bezczelną gnidę, a z drugiej zerwać ubrania i wejść w niego tak mocno, aż jego penis wyjdzie mu gardłem. Potrząsnął księciem jak piękną lalką i dopiero teraz dostrzegł łzy spływające po jego bladych policzkach. Stał przed nim zawstydzony, upokorzony, trzęsąc się na całym ciele. Spodnie opadły mu do kostek, a po wewnętrznej stronie ud spływała strużka spermy. Wyglądał niezwykle żałośnie i bezbronnie. Władca poczuł jak złość uchodzi niego jak z przekłutego balonika. Miał ochotę pocieszyć tę kupkę nieszczęścia. Założył ręce na piersiach, aby czasem nie zrobić czegoś głupiego. Nie chciał jednak podważyć swojego autorytetu wobec tego dumnego i samowolnego sługi.
- Ubierz się i zejdź mi z oczu – mruknął. – Nie pokazuj mi się na oczy dla twojego własnego dobra. Szlajaj się z kim chcesz, skoro taka twoja natura, ale od Boruty trzymaj się z daleka, bo następnym razem nie będę taki łaskawy. Precz! –warknął groźnie, a Lucyfer poderwał się i w ciągu sekundy zniknął za drzwiami. Władca usiadł ciężko na fotelu i zamknął oczy. Powinien się zająć czymś pożytecznym i zapomnieć o kapitanie. Chyba faktycznie będzie lepiej, jak pozostanie na razie na Ziemi w dużej odległości od pałacu. Miał dość jego pokrętnej osoby i następnym razem może się nie opanować. Zazdrość paliła jego czarne serce żywym ogniem. Dobrze wiedział co Lucyfer wyprawia za jego plecami. Za każdym razem jak dowiadywał się o jego nowym kochanku ostry miecz przeszywał go na wylot, a gorycz porażki podchodziła do gardła. Oczywiście mógłby wziąć go siłą, ale nie chciał. Pragnął by przyszedł do niego sam, z własnej woli. Nie mógł uwierzyć we własną głupotę. Jak to się stało, że ten mężczyzna tak go omotał? Wrócił myślami do przeszłości…
***
Dominik od rana chodził  z głową w chmurach.  Nie mógł zapomnieć ciasnych ramion Juliana, tego jak dobrze i bezpiecznie się w nich czuł. W dodatku całą noc śniło mu się, że mężczyzna łaskocze go po brzuchu puszystą kitką, co zaowocowało potężną poranną erekcją jakiej nie miał od dawna. Zaczął więc dzień od prysznica, dotykając się nieśmiało i doprowadzając w ciągu kilku minut do spełnienia. Niestety na niewiele to się zdało. Sąsiad nadal uparcie tkwił w jego głowie. Była sobota i musiał sobie znaleźć jakieś zajęcie, by odegnać od siebie głupie myśli. Wziął piłę i udał się do ogrodu gdzie w pocie czoła pracował aż do popołudnia. W końcu wywołała go stamtąd Monika, zaskoczona jego niesamowitym zapałem do pracy.
- Co ty wyprawiasz? Chodź coś przekąsić – bezceremonialnie zabrała mu piłę. Widząc jednak jego niewyraźną minę stanęła mu na drodze. – Hej, co z tobą? Ziemia do Dominika – wrzasnęła mu koło ucha. – Zakochałeś się marcheweczko czy coś? – zapytała przyglądając mu się uważnie.
- Nie mam pojęcia skąd ci takie bzdury przychodzą do głowy! – zaczerwienił się po same uszy chłopak. – W kim, chyba, że w tej jaszczurce – wskazał na cętkowanego gada siedzącego na ścieżce.
- Przyznaj się, że ten jasnowłosy przystojniak wpadł ci w oko – dociekała dziewczyna.
- No może, trochę – przyznał jej rację Dominik, postanawiając skierować ją na niewłaściwą ścieżkę. Miał nadzieję, że wścibska blondyna da się nabrać i przestanie węszyć. Wiedział jak bardzo lubi występować w roli kupidyna.  Gdy zwęszyła okazję do swatania nic nie mogło jej powstrzymać. Zjedli obiad sprzeczając się miedzy sobą. Monika usiłowała wypytać przyjaciela, ale ten nie dał się pociągnąć za język. Po posiłku wygonił ją z kuchni. Zawsze jak się czymś denerwował wyżywał się piekąc ciastka. Czekoladowe całuski, które wychodziły spod jego ręki nie miały sobie równych. Ich boski zapach powodował, że człowiek miał ochotę oddać za nie swoją duszę. Chłopak ubrał się w stare jeansy opinające ciasno jego okrągły tyłeczek i krótkawą koszulkę z wielką żabą z przodu. Na to nałożył różowy, falbaniasty fartuszek Moniki i był gotowy do pracy. Szybko uporał się z przygotowaniem ciasta i teraz jego twarz pokrywały smugi z mąki. Włożył do pieca pierwszą blaszkę i położył ściereczkę na stół, a nieznośna szmatka zaczęła zsuwać się na ziemię po drugiej stronie. Dominik rzucił się przez wypolerowany blat, aby ją złapać, poślizgnął się i byłby spadł na ziemię gdyby Boruta nie złapał go za wypięty tyłek.
Julian od godziny szukał niepoprawnej Amiry po całej okolicy. Wreszcie doszedł do wniosku, że być może zaszyła się u nowej przyjaciółki. Poszedł więc pod dom Rokity, nie mając wcale zamiaru wchodzić do środka. Okno było otwarte i upojny aromat dobywający się stamtąd spowodował, że podszedł bliżej. Julian był niepoprawnym łasuchem. Uwielbiał słodycze domowej roboty. Bez problemów wdrapał się do środka, by uratować w porę ślicznego kucharza przed upadkiem. Tylko jakimś dziwnym trafem jego dłonie przykleiły się do powabnych pośladków i za żadne skarby nie chciały wrócić do właściciela.
- Aa…! – pisnął zarumieniony Dominik, próbując się uwolnić z rąk Boruty. – Czy mógłbyś mnie puścić?
- O przepraszam – zmieszał się mężczyzna i schował nieposłuszne dłonie do kieszeni. – Poczęstujesz mnie? W końcu coś mi się należy za ratunek – uśmiechnął się do chłopaka, a widząc jak jest upaprany zaczął ścierać białe smugi z jego twarzy wierzchem dłoni. – Do twarzy ci w tym fartuszku, byłaby z ciebie słodka żonka – zachichotał.
- Wynoś się do salonu – warknęła na niego rudowłosa kruszyna wściekła na siebie, że z byle powodu się czerwieni jak jakaś małolata. – Masz być bardzo grzeczny, to może dostaniesz ciasteczko. – Boruta posłusznie ulokował się na wygodnej kanapie. Po chwili przyszedł Dominik ze świeżo zaparzoną herbatą i miską bosko wyglądających całusków. Postawił tacę na ławie, a sam usiadł obok Juliana, oczywiście jak najdalej od niego. Mężczyzna zajął się pochłanianiem słodkości nie przestając chwalić cukierniczych umiejętności chłopaka. Niepoprawny ogonek miał jednak inne plany. Jego tam żadne ciastka nie wabiły, stanowczo wolał coś innego. Zakradł się od tyłu do pogrążonego w rozmowie gospodarza i ostrożnie wpełzną pod koszulkę. Zaczął go miziać po łopatkach powoli schodząc w dół aż dotarł do podstawy kręgosłupa. Zmieszany chłopak wiercił się coraz bardziej, nie wiedząc co go tak łaskocze. Przyglądał się wojewodzie, którego twarz spochmurniała, jakby coś niemiłego nagle przyszło mu do głowy.
- Julian, czy ty masz jakieś problemy? Może mogę ci w czymś pomóc? – wypalił zanim zdążył się zastanowić. W tym samym momencie udało mu się złapać sprytną kitkę i zacisnąć na niej palce. – Mam cię!
- Faktycznie mógłbyś, ale wątpię żebyś chciał – mruknął Boruta, nie mogąc uciec jak to miał zamiar zrobić. Zdradziecki ogon jak zwykle robił co chciał i pakował go w tarapaty.
- Mów, nie jest chyba aż tak źle – zachęcał go Dominik, widząc, że mężczyzna nie bardzo ma ochotę do zwierzeń. Jego wzrok bezwiednie błądził po jego potężnej sylwetce. Chłopak był od niego co najmniej o głowę niższy i z zazdrością patrzył na twarde mięśnie prężące się pod koszulą. Nie miał pojęcia, że właśnie się oblizuje, pokazując różowy języczek.
- Muszę się ożenić, kłopot w tym, że nie znam nikogo odpowiedniego – Julian nie mógł oderwać oczu od ust sąsiada. – Muszę przedstawić narzeczonego przełożonym. Musiałby zając się moim domem, który co tu kryć jest jednym wielkim chaosem.
- Nie wierzę, że taki przystojny facet ma kłopot z przygruchaniem sobie kogoś odpowiedniego – odparł chłopak zaskoczony słowami mężczyzny. – A nie wystarczyło by ktoś poudawał przez jakiś czas?
- Nie chcę się wiązać z byle kim – wymamrotał niechętnie, ale w jego głowie trybiki zaczęły obracać się coraz szybciej. Uśmiechnął się w duchu i zrobił smutną minę udręczonego przez życie człowieka. – Niewiele osób ma tak dobry charakter, by wspomóc starego kawalera – jęknął żałośnie. – Stracę wszystko, a szef będzie się na mnie wyżywał do końca moich dni.
- Och daj spokój, coś wymyślimy – chłopak przysunął się do niego i współczująco pogładził go po ramieniu. – Naprawdę ten twój przełożony jest taki groźny? – Dominik na swoje nieszczęście miał bardzo miękkie serduszko.
- To straszna, międzynarodowa szycha, w dodatku ma powiązania z mafią, więc jeśli mu podpadnę, to skończę w betonowych butach na dnie Bałtyku – Boruta przymknął oczy, aby ukryć podejrzany błysk w oku. – Wystarczyłoby kilka miesięcy narzeczeństwa, a potem powiedziałbym, że się nie dobraliśmy i każdy by poszedł w swoją stronę.
- Wiesz, jeśli to tymczasowo, to może ja się nadam. Musiałbyś mnie tylko poinstruować co mam mówić i jak się zachowywać – odezwał się po chwili namysłu chłopak.
- Och, nie powinienem cię prosić o coś takiego – krygował się wojewoda w duszy skacząc z radości, że tak sprytnie udało mu się podejść tą naiwną kruszynę. – Znamy się od niedawna, a ty zachowujesz się jak prawdziwy przyjaciel, nie zasługuję na to – ujął drobne dłonie i ogniście ucałował. – Naprawdę się zgadzasz? Proszę przysięgnij, abym wiedział, że to mi się nie śni.
- Aleś ty niemądry – roześmiał się chłopak – uroczyście przysięgam, że od dzisiaj jestem twoim narzeczonym – w powietrzu w tym momencie coś się zaiskrzyło, zawirowało i zgasło. – Co to było? – podskoczył przestraszony.
- Nic takiego, pewnie coś wpadło do kominka – wzruszył ramionami Boruta, mając zamiar po powrocie do domu odtańczyć taniec zwycięstwa i wypić garniec najlepszego miodu.

11 komentarzy:

  1. Be|zebub mnie przerazi| a|e go trochę rozumiem. On rzeczywiście cierpi gdy |ucek zabawia się z innymi. W każdym razie scena jak z horroru.
    Boruta to jednak stary spryciaż i zmanipu|owa| swoją kruszynkę. Ciekawe czy Dominik się dowie co tak na prawdę się tu wyrabia.
    Mam nadzieje że |ucek zmądrzeje a|e zazdrosny Boruta to też wspania|y widok.
    Dużo dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  2. UUU Borut oszukał niewinne maleństwo, już widzę jak ten mu się odwdzięczy jak tylko się o tym dowie.Poza tym jako małżonek Boruta, przecież pozna jego sekrety.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale go wrobił! Ohohohoho :D
    Nie wytrzymam tygodnia czekania na następny rozdział. Cóż , podobno cierpliwosc popłaca.
    szkoda mi Lucyfera nie zasłużył na to ;x
    Mam nadzieję ,że Belzebub go przeprosi i to porządnie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    od dłuższego czasu jestem Twoją cichą fanką, i choć do tej pory milczałam postanowiłam w końcu coś skrobnąć od siebie.

    Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania w kolejności chronologicznej i zauważyłam pewną niepokojącą rzecz. Od momentu, kiedy skończyłaś Małżeństwo z rozsądku, Twoje opowiadania stały się takie trochę płytkie, brakuje mi w nich głębszych rysów psychologicznych postaci, które pojawiały się we wcześniejszych tekstach i fabuła jest taka strasznie uproszczona. Szczególnie dotknęło mnie to w Gorzkim smaku sławy. Z jednej strony długie milczenie bohaterów, ukryte dziecko, zatajona przeszłości i nagle, w zasadzie bez konkretnych powodów wielka miłość odżywa na nowo, wspólnie stawiają czoła przeciwnościom losu, a potem żyją długo i szczęśliwie. Trochę to naciągane, nie bardzo mi się podoba takie podejście, to opowiadanie miało jeszcze takie możliwości rozkwitnięcia, ale ich nie wykorzystałaś. Pierwsza połowa dawała nadzieje, na coś ciekawego, ale druga całkowicie niweczył dobre wrażenie. Piszę to akurat tutaj ponieważ zastanawiam się czy z tym, zapowiadającym się całkiem notabene ciekawie, opowiadaniem postąpisz tak samo? Mam szczerą nadzieję, że jednak nie.

    Ten rozdział wyjątkowo ciekawy, reakcja Belzebuba odrobinę gwałtowna, ale czegóż innego należałoby się spodziewać po władcy Piekieł? Świetne.

    Mam nadzieje, że moje słowa nie uraziły Cię nadmiernie i już wkrótce będę mogła cieszyć się kontynuacją opowiadań już na wyższym poziomie.

    Pozdrawiam i życzę weny
    Eris.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to są bardzo proste i płytkie historyjki jak sama zauważyłaś. Od początku takie były. W żadnym wypadku nie ma tu żadnej głębokiej psychologii. Nie mam jakiś wysokich aspiracji i marna ze mnie autorka. To o co mnie prosisz przerasta prawdopodobnie moje kilku miesięczne umiejętności. Wymaga wielu lat pracy i dojrzałości pisarskiej. Te opka to zwyczajne hobby i wątpię by były coś warte. Mam nadzieję, że chociaż was bawią.

      Usuń
  5. Rozdział boski a co do Eris. Opowiadania są boskie, każde ma swoje plusy i mInusy, kogoś się lubi i kogoś nie lubi ;p WENY!! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam.
    Fantastyczny rozdział, och jakie myśli chodzą po głowie Juliana, chociaż Dominik też, ten jego sen z kitką w roli głównej... Jakoś tak mi smutno się zrobiło Lucyfera po tym co Belzebub po wyczyniał.... Teraz do Lucek może wypłacze się, w ramionach Dominika,z e tak został skrzywdzony... Tak, tak ogonek interesuje się o wiele ciekawszymi rzeczami niż ciastkami... Dominik ma bardzo miękkie serduszko, zamierza pomóc Borucie, udając jego narzeczoną, przed gniewem jego wszechwładnego szefa...
    Weny, weny życzę...
    Pozdrawiam gorąco Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. No to się nasz Dominik wpakował,,, no n no xD
    Ale to co się stało z Lucyferem,,, aż samej mi się go szkoda zrobiło,,, Maru się chciało płakać T_T
    A co do tych iskierek na koniec? Pisz szybciutko,, chce wiedzieć co i jak:)
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  8. Aż mi się szkoda Lucka zrobiło, Belzebub powinien go błagać o wybaczenie na kolanach z kwiatkiem w zębach >3< A Dominik się wpakował, no cóż...

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem wielce zachwycona twoją twórczością :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło usłyszeć to dość stare opowiadanie i ma sequel.

      Usuń