środa, 13 lutego 2013

Rozdział 8


Lucyfer zerknął na Belzebuba. Widział jak zaciska zęby, aby nie wydać z siebie żadnego upokarzającego dźwięku. Uparty i dumny do samego końca, nigdy nie okazywał najmniejszej słabości.  Doskonale wiedział jak bardzo musi teraz cierpieć. Ogon u czarta był bardzo wrażliwy. Diabły pozwalały go dotknąć tylko osobie, której ufały i pozostawały z nią w intymnych stosunkach. Książę udał się do łazienki i wrócił stamtąd po chwili z niewielką apteczką. Usiadł na łóżku obok męża, który przyglądał mu się z niepewną miną. Trzymał w ręce ogon z którego kapała krew.
- Pokaż, trzeba to opatrzyć – Ujął delikatnie jego kitkę i rozwarł zaciśnięte na niej palce. Rana rzeczywiście była dość głęboka. Dominikowi udało się wyszarpać też sporo czarnej sierści. Widać było, że wie co robi i nie pierwszy raz zakłada opatrunek. Gdy skończył, związał końcówki bandaża na fantazyjną kokardę. –Za parę dni nie będzie śladu. – Zmieszał się pod wpływem uważnego spojrzenia mężczyzny. Był zły na siebie za miękkie serce. Nie powinien temu draniowi okazywać ani odrobiny współczucia.
- Dziękuję Lu – Belzebub złapał go za rękę. Pochylił się i wtulił w nią usta w czułym pocałunku. Była taka drobna i krucha w porównaniu z jego dużą dłonią. – Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz to co zrobiłem. Nie chcę byś się mnie bał. Za każdym razem jak wzdrygasz się na mój widok zaczyna mnie coś kłuć w piersiach.
- Och, może to już koniec? Czy jest jakaś szansa, że umrzesz, a ja zostanę młodym wdowcem? – zapytał złośliwie Lucyfer, mierząc go lodowatym wzrokiem.
- Na razie całkiem rześko się czuję. Za to mam ogromną ochotę dorwać tego małego rudzielca i sprawić mu porządne lanie. Skąd Boruta wytrzasnął takiego narwańca? – mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty wypuścić ciepłej łapki. Wodził po niej łakomymi ustami. Niestety trochę go poniosło i ukąsił miękką skórę, która wyglądała tak apetycznie. W tym momencie Lucyfer mocno się zaczerwienił i wyrwał mu rękę.
- Jak śmiesz! – prychnął na niego wyniośle. – I nie waż się skrzywdzić Dominika, on tylko stanął w mojej obronie! Za to twój kumpel ruszył się dopiero jak na niego wrzasnąłeś – dodał z satysfakcją. Miał zamiar wyjść z pokoju, ale poczuł, że coś nadal go trzyma. Obejrzał się za siebie i spłonął ciemnym rumieńcem. Niepoprawna jasna kitka okręciła się wokół czarnego ogonka i czule go gładziła. Dobrze, że nie miała ust, bo na pewno by go podmuchała i pocałowała, żeby przestało boleć.
- Ty wredny zdrajco – burknął zawstydzony książę i zaczął odplątywać małego łobuza. Władca przyglądał się temu coraz bardziej rozbawiony. Nie kiwnął ani jednym palcem, aby mu pomoc. Mimo cierpienia, dotyk męża sprawił mu ogromną przyjemność, a do jego serca nieśmiało zawitała nadzieją, że może wszystko się jeszcze ułoży.
Lu w końcu udało się wykonać swoje niełatwe zadanie i ściskając w rękach swoją kitkę wyszedł z pokoju, mrucząc pod nosem coś o nielojalnych, kudłatych potworkach.
***

Boruta dotarł do swojego zamku cały brudny i spocony. Pod pachą niósł wierzgającego i klnącego jak szewc Dominika, który jak tylko wyszedł z komnaty Lucyfera zaraz za drzwiami zmienił zdanie i chciał tam wrócić, by dokończyć dzieła. Wojewoda musiał go mocno trzymać i przy okazji zatkać rozwrzeszczany pyszczek. Lepiej żeby nikt nie usłyszał co wygadywał na temat Władcy Piekieł. Całą drogę zastanawiał się co zrobić z tym utrapieńcem. Musiał go nauczyć dobrych manier, bo mogło się to dla niego źle skończyć. Nie wszyscy na dworze byli wyrozumiali. Belzebub też nie słynął z tolerancyjności. Na pewno nie pozwoli chłopakowi na podważanie jego autorytetu. Zatargał awanturnika do swojej sypialni i zamknął go tam na klucz. Przyszedł mu do głowy pewien niecny pomysł. Ostatnio dostarczono mu szereg najnowszych wynalazków z dziedziny erotyki. Lubił takie gadżety i miał ich spory zbiorek. Uśmiechnął się pod nosem i udał do swojego gabinetu. Ze skrytki w ścianie wyciągnął śliczną skórzaną obróżkę nabijaną srebrem. Z przodu miała maleńki dzwoneczek.
Dominik siedział na łóżku wściekły jak osa. Nie mógł zapomnieć bladej twarzy Lucjusza i smutku w jego oczach. Ogromnie żałował, że nie udało mu się urwać tego cholernego ogona. Miałby cham pamiątkę na całe życie. Obszedł pokój dookoła sprawdził okna i drzwi. Niestety nie było szans na ucieczkę. Stanął na środku komnaty zgrzytając zębami.
Julian wrócił do sypialni w świetnym humorze. Miał nadzieję, że nauczy porywczego narzeczonego kilku zasad i w dodatku, będzie miał gratisowo niezłą rozrywkę.
- Jak mogłeś mnie tu zamknąć?! – wydarł się Dominik. – To teraz nie tylko za narzeczoną, ale też za niewolnika będę robił?!
- Ależ skąd – Julian posłał mu czarujący uśmiech – mam nawet dla ciebie prezent. Pozwól, że ci przymierzę – zanim zdążył otworzyć buzię zapiął mu na szyi obróżkę.
- Co to takiego? Smycz też masz? – szarpnął za ozdobę, ale nie udało mu się jej zerwać. Zaczął nerwowo majstrować przy zameczku. – Natychmiast mi to zdejmij!
- Nie złość się tak, bardzo ładna prawda? Tylko ja mogę ją odpiąć, więc się nie wysilaj. To nie jest zwykłe świecidełko. Musisz nauczyć się nad sobą panować oraz poznać etykietę panującą na dworze. Masz paskudny charakterek i już narobiłeś sobie poważnych kłopotów. Nie pozwolę by stała  ci się krzywda – tłumaczył spokojnie czart. – Obiecuję, że użyję tego tylko wtedy, gdy mnie nie posłuchasz.
- Juleczku – zaczął Dominik, robiąc słodką minkę – żartujesz sobie? Zabierz to, będę grzeczny jak aniołek – zbliżył się do zaskoczonego jego zachowaniem czarta i delikatnie pogładził po policzku. Ponętne usta  chłopaka znalazły się tak blisko, a zielone oczy patrzyły tak błagalnie, że wojewoda omal się nie załamał. W porę jednak odsunął się i odetchnął głęboko.
- Chcesz zobaczyć jak to działa? – zerknął szelmowsko na narzeczonego.
- Co ty kombinujesz? – zapytał zaniepokojony chłopak i w tym momencie usłyszał cichy brzęk dzwoneczka. Poczuł najpierw delikatną, a potem coraz silniejszą wibrację w dolnych partiach ciała. Miał wrażenie, że czyjeś drżące palce dotykają jego penisa i wprawnie go masują. Stwardniał w ciągu kilkunastu sekund. – Szlag! Przestań – jęknął cały czerwony i zasłonił rękami krocze. Stojący na baczność członek wyraźnie odznaczał się w cienkich, materiałowych spodniach.
- Jutro są urodziny Belzebuba. Musimy na nie iść. Masz się zachowywać bez zarzutu, bo jak nie, to będziesz cały wieczór prezentował broń i wydawał kompromitujące odgłosy. Uwierz mi, goście będą zachwyceni – Boruta otworzył drzwi. – Odprowadzę cię, już późno. - Ruszył przodem nie czekając na odpowiedź narzeczonego. Widok zarumienionego chłopaka mocno podziałał na jego wyobraźnię, nie mówiąc już o wrażliwych częściach ciała. Czuł, że gdyby usłyszał jeszcze kilka tych podniecających dźwięków, to nie wiadomo jak by się to skończyło. Nie miał zamiaru iść w ślady władcy i rzucić się na Dominika. Spacer po świeżym powietrzu powinien go nieco ostudzić i rozwiązać pewien nabrzmiały problem.
Szli w milczeniu. Naburmuszony Rokita dreptał obok i posyłał czartowi złe spojrzenia. Na razie nie miał wyjścia. Musiał tańczyć jak zagra mu ten spryciarz. Zastanawiał się, kto może mu pomóc pozbyć się tego paskudztwa. Ze wszystkich znajomych jedynie Lucjusz przyszedł mu do głowy. Koniecznie będzie musiał z nim porozmawiać na osobności.
***
Amira była załamana, siedziała w ostatniej ławce i z rozpaczą rozglądała się po klasie. Miała wrażenie, że jest na innej planecie. Wszyscy gapili się na nią jak na kosmitkę. Wyglądała jak zwykle i nie mogła pojąć o co im chodzi. Długie włosy upięła w wysoki kucyk. Oczy podkreśliła ciemną kredką. Czarne jeansy opinały długie nogi. Do tego glany, koszulka z zakrwawionymi wampirzymi kłami z przodu i skórzana kurtka. Co w tym było takie dziwnego? Dziewczyny szeptały między sobą, a chłopcy mierzyli ją taksującym wzrokiem. Lekcja organizacyjna była straszliwie nudna. Jak tylko nauczycielka wyszła Amira została otoczona ze wszystkich stron przez ciekawskich. Pytania padały jedne po drugich, a ona zaczęła doświadczać lekkiego ataku paniki.
- Mieszkasz w Czarcim Jarze?
- Czy to prawda, że Boruta ma w piwnicy skrzynię ze złotem?
- Zaprosisz nas na którąś ze słynnych imprez jakie organizuje twój wujek?
- Pijecie na śniadanie krew dziewic?
- Fajne cycki, który to rozmiar? – wysoki brunet wyciągnął rękę. Dziewczyna zwinnie się odchyliła i poczerwieniała. Napięcie zaczęło w niej narastać, a wzburzona krew uderzyła do głowy. Lęk minął jak ręką odjął zastąpiony wściekłością na tą bandę chamskich dzieciaków, które najwyraźniej bawiły się jej kosztem.
-  Pewnie masz niezłe doświadczenie? Umów się ze mną chętnie się czegoś od ciebie nauczę – odezwał się bezczelnie rosły blondyn, kapitan miejscowej drużyny koszykówki i bożyszcze szkoły. W Amirze aż się zagotowało, wzięła zamach i trafiła chłopaka podkutym butem prosto w roześmianą gębę.
- Aa… ! - zapiszczał niezbyt męsko. – Wariatka!- Jego policzek natychmiast zaczął puchnąć w zastraszającym tempie.
- Do dyrektorki, natychmiast! – nauczycielka od biologii już z daleka słyszała odgłosy awantury. Podeszła bliżej, widząc co się dzieje chwyciła dziewczynę za ucho i mocno pociągnęła.
- Nie ma sprawy, tylko mnie puść jędzo! – warknęła Amira.
- Widzę, że mamy nowy, ciężki przypadek – kobieta pokręciła tylko głową. – Ciekawe z ilu szkół już cię wyrzucili.
Dziewczyna obrzuciła ją nienawistnym wzrokiem i bez słowa udała się do łazienki. Tam doprowadziła się do porządku i trzęsącymi rękami poprawiła makijaż. Kiedy już wpadła w gniew niełatwo jej się było opanować. Czasem nosiło ją godzinami zanim emocje opadły. Szybko odnalazła gabinet, ale nikogo w nim nie było. Sekretarka kazała jej zaczekać pod drzwiami. Stanęła w oknie i wyciągnęła papierosa. Zaciągnęła się kilka razy.
- Tu nie wolno palić – usłyszała za sobą cienki głosik. Odwróciła się i zobaczyła niewysoką, drobną blondyneczkę.
- A ty co, miejscowy strażnik? – pchnęła smarkulę na ścianę. Ta poleciała do tyłu bezwładnie i upadła na podłogę, uderzając głową o metalową skrzynkę wiszącą obok na ścianie.
- Amira! – rozległ się za nią chłodny głos dyrektorki. – Idź do domu i wróć tu jutro ze swoim opiekunem! – pochyliła się nad jęczącą uczennicą, której z rozciętego łuku brwiowego płynęła krew.
Dziewczyna nie zastanawiając się dłużej chwyciła za plecak i pognała korytarzem. Nie czekała na busa. Biegła jak szalona przez las kopiąc wszystko co napotkała na drodze. Pierwszy dzień w szkole okazał się prawdziwą katastrofą. Wiedziała, że tak będzie. Nigdy nie umiała się dogadać z rówieśnikami. Gdy dotarła na bagna zatrzymała się dopiero na niewielkiej polance, na której po raz pierwszy spotkała Monikę, swoją pierwszą i jedyną przyjaciółkę. Rzuciła się na trawę wyjąc z wściekłości. Okładała pięściami ziemię aż opadła z sił. W pewnym momencie usłyszała znajome kroki i poczuła na głowie ciepłą dłoń.
- Ami, co się stało? – usiadła i zobaczyła klęczącą obok siebie przyjaciółkę. Błękitne oczy patrzyły na nią z troską. Łagodny to podziałał na nią jak balsam. Poczuła jak napięcie ją opuszcza. – Chodź i opowiedz mi o tym! – Monika wzięła ją za rękę i pociągnęła, stawiając ją do pionu. – Trochę sobie ważysz mała – mrugnęła do niej.
- Ty chyba nie sugerujesz, że przytyłam? – burknęła Amira.
- Jakbym śmiała? – uśmiechnęła się niewinnie dziewczyna. – Gadaj co narozrabiałaś! – usiadły razem na zwalonym pniu drzewa. Słuchała słów przyjaciółki i z każdym słowem pochmurniała coraz bardziej. Nie mogła uwierzyć, że ta słodka istota potrafiła być tak agresywna. Znały się już trochę i zdawała sobie sprawę z jej wad - z wybuchowego, gwałtownego usposobienia, nieustępliwości i złośliwości. Z drugiej strony potrafiła być miłą, inteligentną towarzyszką. Nigdy się razem nie nudziły, lubiła spędzać z nią czas. Miały podobne poczucie humoru i zainteresowania. Potrafiła się tulić do niej jak mały szczeniaczek spragniony czułości. Jaka naprawdę była Amira? Czy możliwe by tak bardzo pomyliła się w ocenie jej charakteru? W jej głowie powstał niezły zamęt. W oczach pojawił się chłód i nawet sobie nie zdając z tego sprawy odsunęła się nieco do tyłu.
Dziewczyna natychmiast wyczuła zmianę jej nastawienia. Przestała mówić i wbiła w nią uważne spojrzenie. Zauważyła rezerwę w zachowaniu.
- Też uważasz, ze jestem zimną suką bez serca, prawda?!
- Myślę, że przesadziłaś i dobrze o tym wiesz. Gówniarze zachowali się paskudnie, zwyczajnie chcieli cię przetestować. Trzeba było ich po prostu wyśmiać, a potem ignorować durne zaczepki. Ty zachowałaś się jak bezrozumne stwór! Zaatakowałaś, raniąc dookoła wszystkich czy na to zasłużyli czy nie! – ostre, mocne słowa przeszyły na wskroś serce Amiry.
- Jesteś taka jak oni! – krzyknęła i zerwała się z pnia. Pchnęła zaskoczoną Monikę, która zsunęła się na trawę tłukąc sobie tyłek. Patrzyła na nią nie próbując się bronić. Szok i ból na jej twarzy ugodził dziewczynę mocniej, niżby jej oddała z pięści. Złapała plecak i uciekła najszybciej jak potrafiła od tych smutnych oczu z których właśnie uciekło całe ciepło. Zamknęła się w swoim pokoju i wyła jak zranione zwierzę. Właśnie skrzywdziła jedyną osobę, na której naprawdę jej zależało. Na pewno nie będzie chciała już się z nią zadawać. Nie miała po co żyć.

***

Lucyfer obudził się wczesnym rankiem. Poruszył się na próbę i z zadowoleniem stwierdził, że tyłek coraz mniej go bolał. Dzisiaj były urodziny Belzebuba i z racji tego święta, odbywał się w pałacu wielki bal, na którym niestety musiał być obecny. Miał zamiar wymigać się chorobą i uciec stamtąd najszybciej jak się dało. Spojrzał na śpiącego męża. Kłótnia kłótnią, ale w sprawie wspólnej sypialni ten drań nie ustąpił nawet odrobinę. Od pamiętnej nocy trzymał ręce przy sobie, ale sypiali w jednym łóżku. Oczywiście książę na samym kraju, starając się nawet go nie dotknąć. Niestety jego ogonek miał na ten temat odmienne zdanie. Drzemał sobie wygodnie, spleciony z czarną kitką, mając w nosie kwasy swojego pana. Rozzłoszczony mężczyzna przystąpił do delikatnej akcji odzyskania swojej własności, ze wszystkich sił starał się nie obudzić władcy. Nie miał ochoty patrzeć na jego tryumfującą minę.
- Ty przewrotna, włochata cholero – mruczał pod nosem – chcesz mnie wykończyć? Wstydu nie masz tak się mizdrzyć do tego kudłacza.
- Lu, z kim ty rozmawiasz? – Belzebub szeroko ziewnął i spojrzał na męża rozbawiony.
- Nie patrz tak na mnie, tylko zabieraj ode mnie tego oskubanego brzydala! – burknął niegrzecznie.
- Chyba się lubią – mężczyzna z satysfakcją wskazał na tulące się do siebie ogonki.
- Też coś, kitce pewnie coś się pomyliło we śnie! – udało mu się w końcu wstać. Obrzucił zaśmiewającego się męża wyniosłym wzrokiem i dumnym krokiem wyszedł z pokoju.

***

Dominik wlókł się za Julianem z markotną miną. Prawdę mówiąc bał się tego całego balu. Przeczytał nawet grubą książkę o etykiecie, którą mu dał wojewoda. Starał się zapamiętać jak najwięcej tych durnych zasad. W dodatku ciekawska Monika łaziła za nim i dopytywała się o dziwną ozdobę na jego szyi. Za wszelką cenę chciała ją przymierzyć i nie mogła zrozumieć dlaczego nie chce jej na to pozwolić. Wystrojony i wyperfumowany czuł się niepewnie.
- Julian, gdzie się tak śpieszysz! – krzyknął wreszcie za narzeczonym, kiedy zatrzymali się w pałacowym holu. Nerwowym gestem poprawił włosy, spinka zaczęła się zsuwać z ciężkich, rdzawych loków.
- Pozwól – mężczyzna pieszczotliwym gestem ujął w dłonie jego włosy i zapiął nieposłuszną ozdobę. – Wszystko będzie dobrze – szepnął mu do ucha prawie dotykając go ustami. Ciepły oddech owionął wrażliwą małżowinę. Zmieszany Dominik zarumienił się i odsunął. – Nie uciekaj – wojewoda, słysząc wypowiadane przez majordomusa swoje nazwisko podał mu ramię. Weszli na ogromną salę wypełnioną po brzegi  bawiącymi się gośćmi. Wiele głów odwróciło się w ich stronę. Boruta przedstawiał narzeczonego po kolei swoim znajomym. Dominik stał obok niego z miną aniołka i nieśmiało odpowiadał na pytania. Stał cały czas blisko Juliana i nie odstępował go na krok. Wszyscy byli zachwyceni ślicznym chłopakiem takim oddanym swojemu narzeczonemu. Ścigało ich wiele zazdrosnych oczu. Wszystko toczyło się idealnie, zbyt idealnie. Belzebub siedział na tronie, mając po prawej stronie młodego małżonka, który najwyraźniej mocno się nudził. Ożywił się dopiero na widok podchodzącej do nich znajomej pary. Julian ukłonił się nisko wypowiadając ciepłe życzenia do władcy z którym przyjaźnił się prywatnie od wielu lat. Zerknął z podziwem na Lucyfera, który wyglądał naprawdę olśniewająco. Tymczasem Dominik tchórzliwie chował się za jego plecami. Bystre oczy władcy natychmiast go dostrzegły.
- Twój narzeczony jakiś strasznie nieśmiały się zrobił. Ostatnio był znacznie bardziej odważny – zwrócił się  z uśmieszkiem do wojewody i przywołał chłopaka gestem dłoni. Gdy uklęknął podał mu do ucałowania dłoń. Nie miał wyjścia musiał ją musnąć ustami, chociaż tak naprawdę miał ochotę ugryźć do krwi. – Pięknie go wytresowałeś, aż miło popatrzyć – rzucił złośliwie Belzebub, patrząc jak zielone oczy zwężają się ze złości. W tym momencie dostrzegł obróżkę, która wysunęła się spod koszuli w czasie ukłonu. Wiedział co to jest, bo dzielił z przyjacielem zamiłowanie do tego rodzaju gadżetów. – Chyba jesteś mi coś winien młody człowieku? – odezwał się wyniośle.
- Spier… - wyrwało się Dominikowi, ale nie dokończył, bo rozległ się cichy brzęk dzwoneczka. Poczerwieniał na twarzy i zagryzł usta. Mimo tego wydobył się z nich cichy jęk. – Pprzepraszam – wymamrotał pod nosem.
- Strasznie niewyraźnie mówisz, zupełnie nie zrozumiałem o co ci chodzi.
- Proszę o wybaczenie mojego zachowania – wypalił chłopak, wiercąc się niespokojnie. Belzebub pewnie poznęcałby się nad nim dłużej, gdyby wypielęgnowana dłoń małżonka nie zacisnęła się mocno na jego przedramieniu.
- Wasza wysokość – odezwał się chłodno Lucyfer, wbijając w niego roziskrzone szare oczy. Boruta korzystając z okazji złapał narzeczonego za rękę i szybko wyprowadził na taras. Zimne, nocne powietrze nieco ostudziło, dygoczącego ze złości i z innych powodów, chłopaka.
- Co ty chciałeś powiedzieć głuptasie? Wiesz jaka kara grozi za obrazę władcy?! – warknął do niego wściekły wojewoda.
- Niech cię jasny szlag!- wrzasnął na niego Dominik, zasłaniając rękami krocze.

7 komentarzy:

  1. Rozdział-cudo, dawno mnie tu nie było, obiecuje że wszystko nadrobię. Mam tylko małe pytanie, zauważyłam, że przerwałaś pisanie Mroku ... Planujesz do niego wrócić ?

    OdpowiedzUsuń
  2. cudo cudo oj cudo nie mogłam się doczekać kolejnego jak zawsze świetnie piszesz ze człowiek nie może się doczekać kolejnego rozdziału cud malina jak to niektórzy mówią pozdrawiam i życzę miłego pisania

    a i Oczywiście dużo dużo weny rzecz jasna

    BAY BAY

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu coś o dziewczynach :)i dobrze to będzie bardzo ciekawa para. i oby miały dużo scenek są dzięki swoim historią takie bardzo pozytywne a może mimo ich.
    Lucka to ja nie rozumiem wcale. Ok mąż został ranny i to poniekąd może i przez niego ale kurcze nie powinien tak szybko mu pomagać gdzie medyk to fajny gostek:) No i ogonek księcia trochę mnie niepokoi fakt że mężczyzna czuł coś do męża ale po czymś takim ja bym się go bardziej bała niż okazywała że się mu podoba mimo że tak jest. Belzebub może to jeszcze wykorzystać jakoś. Niech że on się zbierze i coś zrobi a nie ma nadzieje na wybaczenie no...
    Boruta ukarał narzeczonego całkiem bez sensu... znaczy ok trochę się mu należało ale aż tak on chyba za bardzo jednak dla o swoją reputacje.
    Głosuje za buntem uke :)
    A tak serio to mimo że sobie po narzekałam to rozdział był bardzo dobry to że nie zgodny z moim wyobrażeniem to nic nie znaczy nie ja jestem autorką. I tak mi się podobał i rzeczywiście jest ciekawie jak zawsze i aż się w człowieku gotuje że musi czekać na dalszy ciąg.
    Dużo dużo weny i chęci:)
    PS. Czasem za dużo gadam

    OdpowiedzUsuń
  4. genialny pomysł z karą dla Dominika ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. O_O Ty chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać... t.to...wszystko xD
    Wszystko było genialne. :)
    To jak Lu zajął się władcą, kara Dominika, bal oraz zachowanie Ami :)
    Aż skacze nie mogą się doczekać kolejnego rozdziału:)
    Awww chce jeszcze jeszcze!
    Twoja Maru;3

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj,
    rozdział cudo, kitka Lu ma własne pomysły, ona się bardzo martwi biedną kitka Belzebuba. Mam nadzieję, że między dziewczynami się ułoży, biedna Amira..., powinny na spokojne porozmawiać. Kara dla Dominika genialna, chociaż ciekawe jak by Belzebub się czuł mając taką obróżkę, a znając jego charakter...
    Weny mnóstwa weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Mruuu ta notka jest cudowna, dziwię się dlaczego nie ma mojego komentarza tu jeszcze skoro już przeczytałam tą część i to nie po raz pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń