Dwa dni później
Dominik wraz z Lu zostali zaproszeni przez swoich partnerów do eleganckiej
restauracji w centrum stolicy. Siedzieli oczywiście w ustronnej loży z dala od
oczu ciekawskich. Muzyka sączyła się z głośników, światła były przytłumione,
panowała bardzo intymna atmosfera. Obaj przyjaciele byli nieco zdziwieni tym
niespodziewanym gestem, zwłaszcza książę się zastanawiał jakim
cudem wiecznie zajęty Bez, znalazł na to czas. Ponieważ obaj mężczyźni zamarudzili w szatni, szturchnął w ramię Dominika.
- Wiesz o co chodzi? Coś mi tu śmierdzi!
- To porządny
lokal, na pewno jest tutaj czysto – w
pierwszej chwili nie zrozumiał go chłopak. - Aleś ty się podejrzliwy zrobił! –
dodał po chwili, kiedy zobaczył ironiczne spojrzenie przyjaciela.
- Dobrze wiesz, że mam
rację. Bez ostatnio zrobił się strasznie ustępliwy. Przestał nawet ględzić na
temat zbyt obcisłych strojów, niepasujących do księcia korony.
- Niemożliwe – Dominik
popatrzył na niego zaskoczony. – Prędzej Piekło zamarznie, niż stary dobry Bez
przestanie być obrzydliwym zazdrośnikiem. Może chory?
- Jeśli jest chory, to
na to samo co Julian. Widzisz jak tam stoją i szepczą do siebie w kącie z niewyraźnymi
minami? Założę się, że coś przeskrobali i boją się przyznać – W tym momencie
żołądek chłopaka głośno zaczął dawać znać o sobie żałosnym burczeniem. Dominik zarumienił
się, tym bardziej, że podchodzący do stolika kelner próbował ukryć uśmiech. –
Znowu jesteś głodny? Ty tam chyba masz jakąś studnię!
- No co, dzidziuś
rośnie i potrzebuje paliwa – pokazał mu język Dominik.
- Nie mam pojęcia jakim
cudem nie przypominasz kulki . Obżerasz się wprost bezwstydnie – stwierdził z
zazdrością Lu, który żeby zachować linię musiał przestrzegać diety.
-
Zamówiliście coś? – usłyszeli za plecami głos Juliana. – Nie jadłem obiadu.
- Ty bądź
cicho, to Dominik decyduje co dzisiaj jemy – trzepnął go w ucho Belzebub.
Usiadł obok obserwującego go uważnie Lu i przełknął z trudem ślinę. Błękitne
oczy męża wierciły mu mózgu dziurę, a jego biedna dusza zjeżdżała coraz niżej,
chcąc się gdzieś desperacko ukryć. Kiedy kelnerzy przynieśli zamówione dania i
wszyscy ze smakiem zaczęli jeść, kopnął Juliana pod stołem, aż podskoczył.
- Więc...ee…
hm… - zaczął mocno się zacinając wojewoda. – Wyniknął pewien maleńki problem.
- Gadaj wyraźnie, bo zaczynam się denerwować – Domiś spojrzał na niego groźnie.
- To może
ja, też mam w tym swój udział – westchnął ciężko władca. – Kilka dni temu
trochę wypiliśmy.
- Trochę?
Stary byliśmy pijani jak prosiaki – odezwał się Julian.
- Może
będziesz kontynuował?
- Ależ skąd,
nie przerywaj sobie, świetnie ci idzie.
- Dyskusja
zeszła na nasze dzieci – podjął temat Bez. – Żałowaliśmy, że nie macie jeszcze
potomka, bo moglibyśmy pożenić je ze sobą i bylibyśmy rodziną. Wtedy, ten
głupek wyciągnął pergamin z zaklęciem. Dla żartu zaczęliśmy go czytać, coś
błysnęło, zadymiło i zgasło. Kartka spłonęła w naszych rękach, więc myśleliśmy,
że nic ważnego się nie stało. Poza tym byliśmy zalani i nie myśleliśmy
logicznie. A potem zobaczyłem na ramieniu Damona ten tatuaż i…
- Pokaż mi
to zaklęcie – głos Lu był cichy i tak zimny, że mógłby zamrozić spore jezioro.
Mężczyzna bez słowa podał mu jakąś starą księgę, którą wyciągnął z teczki. Wszystkie
jego zmysły biły na alarm i kazały uciekać w siną dal. – Wiesz co zrobiłeś ty
synu hieny! – książę podniósł się z krzesła. – Spieprzyłeś życie naszych dzieci
zanim nauczyły się mówić! – ryknął mu ile miał siły w płucach wprost do ucha. Bezowi,
aż włosy stanęły na głowie. Przewrócił się z krzesłem do tyłu, przekonany, że
już na zawsze został pozbawiony słuchu. Przed sobą widział tylko tęczowe kółka,
które dziwnie wirowały i dzwoniły.
- Co
takiego?! – wrzasnął Dominik. – Daj mi to! – przebiegł oczami po pożółkłej ze starości stronie. – Julek, nic
cię kurwa nie uratuje! – Ruda Kitka zjeżyła się jakby ktoś podłączył ją do
prądu. Niewiele myśląc wziął z talerza klopsika w sosie pomidorowym i rzucił
nią prosto w twarz Boruty. Mężczyzna usiłował się zasłonić, ale chłopak miał
doskonałego cela. Został zbombardowany, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć w
swojej obronie. – I to według ciebie jest maleńki problem! Zabiję cię kretynie! –
Chłopak chwycił za patelnię z płonącymi na niej bananami w czekoladzie i z
rozmachem walnął nią w tyłek narzeczonego, który zaskowyczał z bólu i złapał się za
przetrącony ogon.
- Chyba go
złamałeś – zajęczał dramatycznie.
- W takim
razie muszę poprawić – wziął ponowny zamach – chciałem zrobić jajecznicę, ale
nie trafiłem – warknął Domiś. Wyglądał bardzo groźnie z iskrzącymi się
zielonymi oczami, płomiennymi rudymi lokami i z wielkim garem w rękach. Nagle mina
mu się wydłużyła, a usta ułożyły się w podkówkę. Zmiany nastroju, przychodziły ostatnio tak
nagle, że sam się temu dziwił. Odwrócił się, puścił narzędzie zagłady na
podłogę i rzucił się na szyję zaskoczonemu Lu, który właśnie się zastanawiał,
czym przebić serce skretyniałego małżonka.
Siedzący w
restauracji goście z wielkim rozbawieniem i zaciekawieniem obserwowali
rozgrywającą się na ich oczach awanturę, tym bardziej interesującą, że brały w
niej udział tak wysoko postawione osobistości. Zaczęto nawet robić zakłady, kto
zostanie posłany na deski. Oczywiście ulubieńcem publiczności został zapalczywy
Domiś. Śliczny,
pełen temperamentu narzeczony wojewody, natychmiast podbił serca wszystkich, a
kiedy chwilę później w jego oczach zobaczyli łzy, niejeden gość ukradkiem
wyciągnął chusteczkę.
- A jak oni się
znienawidzą i nas przy okazji?! – zaczął gwałtownie szlochać, mocząc mu łzami
koszulę.
- Nie płacz
głuptasie, zrobimy wszystko, by tak się nie stało – przytulił go delikatnie. –
Co się tak gapicie? – burkną do mężczyzn, przezornie stojących w bezpiecznej odległości.
– Wychodzimy.
***
Wieści rozchodziły się bardzo szybko i zanim
nasi panowie dotarli do domu całe Piekło huczało od plotek. Afera w restauracji
została przemielona przez tysiące ust i poprzekręcana, tak, że trudno było
dociec prawdy. Dwie informacje jednak pozostały w nienaruszonym stanie – ciąża Dominika
i zaręczyny jego nienarodzonego dziecka z następcą tronu.
Wszyscy
najpierw skierowali swoje kroki do pałacu, gdzie Julian umył się i przebrał.
Musiał też skorzystać pomocy medyka, bo
okazało się, że narzeczony faktycznie zwichnął mu ogon. Kitka została nastawiona,
a Boruta zaopatrzony w maść, którą trzeba było wcierać trzy razy dziennie.
Utykając i pojękując, odprowadził Dominika do jego domu. Chłopak nadal był
wściekły. Całą drogę mruczał do siebie i prychał, a gdyby wzrok mógł zabijać,
to błyskawice, które ciskały jego zielone oczy, dawno już spaliłyby Juliana na
popiół. Mężczyzna po cichu wszedł za narzeczonym do salonu, mając nadzieję, że Ksawerego jeszcze nie ma.
Niestety najwyraźniej miał dzisiaj naprawdę zły dzień i się przeliczył.
Teść siedział na fotelu przed kominkiem i z marsową miną bawił się małym, za to
bardzo ostrym sztyletem.
- Jak miło,
że razem wróciliście – odezwał się ironicznie. – Mamy do pogadania, zgłasza z
tobą – zaczął się zbliżać powoli do wojewody, wbijając wymownie oczy w jego
rodowe klejnoty. – Myślę, że cię wykastruję, a wtedy bez problemu będzie można
zerwać zaręczyny – syknął groźnie. - Znajdę dla mojego syna, kogoś na poziomie,
kto nie będzie tylko patrzył jak dobrać mu się do tyłka! – skoczył do przodu
zwinnie jak atakujący ryś. Julian tylko dzięki wieloletniemu doświadczeniu na
polu walki uniknął jego ciosu. I tak zaczęła się gonitwa dookoła dużego, dębowego
stołu. W tym czasie Dominik, siedział spokojnie na kanapie i z mściwym
uśmieszkiem, obserwował paniczną ucieczkę narzeczonego. Kiedy jednak zauważył,
że zaczyna słabnąć, a grymas bólu na jego twarzy się powiększa niespodziewanie wstał. Gdy przebiegał obok niego złapał mężczyznę za rękę i pociągnął do wyjścia. Wskoczyli na
stojący na ścieżce prowadzącej do ogrodu motocykl i z piskiem opon umknęli Ksaweremu sprzed
nosa. Wrzaski i przekleństwa wściekłego Rokity ścigały ich jeszcze przez
chwilę. Zatrzymali się dopiero przed domem wojewody. Julian zsiadł z wielkim
trudem, prawdopodobnie ucieczka przed szalejącym teściem nadwyrężyła jego
zmaltretowany ogonek.
- Dziękuję
kochanie za pomoc – odezwał się pełnym wdzięczności głosem. – Wiem,
że na nią nie zasłużyłem, jesteś moim aniołem
– chciał ująć dłoń chłopaka, ale ten warknął na niego ostrzegawczo.
- Idziemy,
musisz mi dokładnie wytłumaczyć o co chodzi z tym zaklęciem – skierował swoje kroki
prosto do sypialni. – Kładź się na co czekasz – wskazał na łóżko. Wojewoda bez
szemrania spełnił polecenie, układając się z cichym stęknięciem na brzuchu. –
Gacie w dół – rzucił kolejny rozkaz chłopak. Mężczyzna z trwogą w sercu spuścił
spodnie. Ogon był najwrażliwszą częścią u czarta i zaczął się bać, co w ramach
zemsty mógł wymyślić zdenerwowany narzeczony. Leżał cały spięty, a pulsujący ból w okolicach
kości ogonowej przyprawiał go o mdłości.
Dominik miał wielką ochotę sprać ten wypięty, zgrabny
tyłek, ale kiedy zobaczył jak drży zmaltretowana, czarna kitka, zrobiło mu się drania
żal. Wziął do ręki maść i delikatnie zaczął wcierać ją w posiniaczone miejsca.- Mów!
- To stary
rytuał, kiedyś wykorzystywany przez arystokratyczne rody, aby ich dzieci nie
zadawały się z pospólstwem. Od wieków się go już nie stosuje, przede wszystkim
dlatego, że można go wykonać tylko zanim dzieci nie skończą trzech lat i jest
nieodwracalny – zaczął niepewnym głosem Julian. – Narzeczeni muszą zawrzeć związek małżeński
i skonsumować go, jak tylko jeden z nich skończy dwadzieścia lat.
- Jakie są
konsekwencje jeśli się nie pobiorą? – Dominik uszczypnął go mocno w tyłek.
- Miej
litość, nie znęcaj się – jęknął wojewoda. – Grozi im całkowita impotencja i
bezpłodność – wyszeptał i zamknął oczy w oczekiwaniu na cios, który jednak nie
spadł. Za to stało się coś znacznie gorszego. Za plecami usłyszał cichy szloch.
Odwrócił się gwałtownie i zobaczył, że chłopak siedzi z twarzą ukrytą w
dłoniach. – Kochanie proszę, nie płacz już, jakoś sobie poradzimy.
- Jak my im to powiemy? Znienawidzą nas za ten przymus! – wyszeptał załamany. – Co teraz zrobimy ty durny pijaku? – wdrapał się na kolana narzeczonego i
przytulił się do jego szerokiej piersi. – Wyobraź sobie syna Beza z tą jego miną,
jestem panem i władcą świata oraz ogromnym mieczem w dłoni.
- To jeszcze
nic. Obawiam się, że będzie ubrany w przyciasne jeansy i niemożliwie obcisłą
koszulę, a w drugiej ręce będzie trzymał kryształowe lusterko i puder dla wrażliwej
cery – skrzywił się Julian. – Wiesz, Ksawery miał niezły pomysł – zamyślił się na
chwilę czart. – Jeśli Damon skrzywdzi naszego maluszka wykastrujemy drania tępym
narzędziem!
- Taa, masz
rację i nic mnie nie będzie obchodzić czyj to syn – warknął groźnie Dominik.
***
Bezlzebub i Lu kąpali swojego synka w
milczeniu. Damon też był jakiś wyjątkowo cichy i spokojny, jakby czuł, że między
rodzicami coś było nie w porządku. Bez zbytnich protestów pozwolił się położyć
do łóżeczka, słodko gruchając to do jednego, to do drugiego mężczyzny i machając skrzydełkami. Żaden z
nich nie miał jednak ochoty na żarty. Gdy tylko zasnął, książę udał się do
sypialni i trzasnął drzwiami, aż zadrżały futryny, omal nie rozbijając mężowi
nosa. Władca wsunął się za nim ostrożnie, unikając jego wzroku.
- Chyba
powinniśmy porozmawiać, na temat tego co się stało – zaproponował niepewnie.
Widział jak jasna, nastroszona jak szczotka do butelek kitka, uderza nerwowo o
smukłe uda. Doskonale zdawał sobie sprawę, że Lu jest na granicy wybuchu. - Musimy
się zastanowić jak pomóc maluchom – zaproponował łagodnie.
- Szkoda, że
wspaniały władca Piekła, nie raczył wcześniej skonsultować niczego ze swoim
pokornym sługą – rzucił zimno mężczyzna i ukłonił mu się drwiąco.
- Słońce,
dobre wiesz, że byliśmy pijani – zaprotestował Bez.
- Chyba nie
myślisz, że to cię usprawiedliwia? Jak komuś alkohol robi z mózgu puree, to nie
powinien brać go do ust, ty cholerny pijaku! – książę wziął
do ręki twardą poduszkę, służącą za zagłówek.
- Uspokój
się skarbie – mężczyzna spróbował podejść bliżej.
- Uspokój się,
chyba cię popieprzyło! Wypierdalaj stąd, ale już, zanim wydrapię ci oczy! – wrzasnął,
już zupełnie nad sobą nie panując Lu i z
całej siły rzucił w niego trzymanym w ręce jaśkiem. Bezlzebub zachwiał się i doszedł
do wniosku, że czas opuścić gardę, schować męską dumę do kieszeni i ewakuować się
na kanapę. Jego jasnowłosy anioł nadal szalał z wściekłości i wyglądało na to,
że tak szybko mu nie przejdzie.
eh, no to sie porobiło. Biedny Bez Lu chyba troche przesadza, żal mi Beza bardzo. Lu ma za trudny charakter...
OdpowiedzUsuńJa chce jeszcz w tak ciekawym momecie przerwac? No wiesz?
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki za kolejną część. Codziennie zaglądam i kiedy jest coś nowego to skacze z radości po sufit. Opowiadanie jest wspaniałe, pełne humoru... Najgorszy moment następuje po przeczytaniu ostatniego zadania, kiedy sobie uświadamiam, że znowu trzeba będzie czekać cały, długi tydzień... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPo co się martwić? Może Damon i dzidziuś Juliana i Domiśa się w sobie zakochają.
OdpowiedzUsuńNotce daję 11 na 10.
Ewa
:D
OdpowiedzUsuńNo i sobie przechlapali i to ostro ale to ich własna wina. Po co było pić. Coś czuję że Dominik szybciej wybaczy Julkowi niż Lu Bezowi.
OdpowiedzUsuńKsawery tu myślałam że będzie większy problem ale o dziwo wszystko poszło nawet nie najgorzej, mimo że ogonek Julka ucierpiał.
Zastanawiam się co zrobią panowie żeby udobruchać swoich ukochanych. Oby to nie było łatwe zadanie.
Ale może ich dzieci jednak same z siebie się zakochają. Kto wie może wszystko się ułoży.
Liczę i trzymam kciuki żeby opowiadanie trwało jeszcze chwilę i chciałabym wiedzieć co Julek i Bez wymyślą na zgodę.
Notka cudowna. Dużo dużo weny i chęci. Niecierpliwie czekam na kolejną:)
Heh...
OdpowiedzUsuńAwantura była:)
no i kurde się mamusie wkurzyły! one są wściekłe ;) A tatusiowie uciekają xD
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa kiedy będzie rozdział 31. KONIEC CZĘŚCI I
A POTEM Rozdział 1 KSIĘGA II ^^
weny! ^^
TY mnie cwaniaku nie podpuszczaj. Nie widzę zbytniego zainteresowania tym opkiem, więc po co miałabym je kontynuować.
UsuńKochana, nikt Cię nie podpuszcza. Po prostu masz wiernych fanów, którzy uwielbiają to opowiadanie. Nie patrz na ilość komentarzy, ale na ich jakość :)
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że już komentowałam ten rozdział, a tu klops, zapomniałam.
Nasze dwa pijusy chyba sądziły, że mniej oberwą, jeśli do swoich grzeszków przyznają się w miejscy publicznym. Zupełnie mnie nie dziwi, że się nie udało ;)
Tak samo spodziewałam się reakcji Ksawerego na wiadomość, że zostanie dziadkiem. Choć raczej myślałam, że będzie nalegał na szybki ślub, niż chciał szukać innego narzeczonego dla syna. przecież przyjaciel samego Belzebuba to dość dobra partia.
Mam nadzieję, że Lu i Dominik nie będą się długo gniewać na partnerów. W końcu dzięki nim zostaną rodziną ;)
Liczę na to, że w opowiadaniu przedstawisz losy Damona i dziecka Dominika.
Pisz szybciutko dalej,
Ariana
Witam,
OdpowiedzUsuńoch tak, rozdział jest cudowny, Boruto z Belzebubem nie źle narozrabiali.... wszyscy w tym lokalu mieli ubaw słuchając tej awantury.... Ksawery naprawdę się wściekł...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Kyaa!! jak oni mogli? A jeśli oni naprawdę się nie polubią i będą mieli rodzicom za złe ? Boję się tego.
OdpowiedzUsuńNic dziwnego ,że Lu i Domiś są na nich wściekli,, no i smutni...
Twoja Maru;3