Dominik z każdym dniem czuł się coraz lepiej. Z natury pełen
optymizmu i rozpierającej go energii szybko wracał do zdrowia. Kiedy usłyszał
głos Lu i poczuł maleństwo w swoich ramionach coś w nim pękło. Ból nadal w nim
tkwił, ale powoli zaczęła do niego docierać otaczająca rzeczywistość. Nadal był
bardzo słaby i dużo spał, ale w pełni świadomy tego, co się wokół niego dzieje.
Widział smutek w oczach Juliana i łzy które płynęły po jego twarzy, kiedy
myślał, że nikt go nie widzi. Postanowił sobie solennie w swoim małym serduszku, być równie dzielny jak on. Zrozumiał, że nie tylko on cierpi, ale wraz z nim smucą się także jego najbliżsi. Pewnego dnia, niespodziewanie usiadł
i mocno przytulił się do narzeczonego, który zaskoczony, otworzył szeroko
czarne oczy.
- Przepraszam kochanie, jestem strasznym egoistą prawda? Sprawiłem
ci tyle kłopotów – delikatnie pocałował go w usta.
- Najważniejsze, że wróciłeś – odezwał się do niego czule
mężczyzna. Skoro chłopak zaczął do siebie dochodzić, postanowił oderwać jego
uwagę od przykrych myśli. Miał na taką okazję, w rękawie, małego asa. – Mamy dla
ciebie z Bezem niespodziankę - zaczął łagodnie. - Jest ktoś, kto od dawna
czeka, aby cię zobaczyć. Nie pozwoliliśmy mu na to do tej pory, nie chcąc
narażać cię, na żadne dodatkowe wzruszenia.
- Znam go? – zapytał zaciekawiony, ale Julian tylko się uśmiechnął
i nie chciał niczego zdradzić. – No, nie bądź taki! – naburmuszył się chłopak.
Przysunął się bliżej i wyciągnął rękę, chcąc złapać czarną kitkę. Doskonale
wiedział, ze jeśli ją dopadnie, ten drań wszystko mu wyśpiewa. Czart jednak
cofnął się zwinnie z zasięgu jego sprytnych łapek.
- Nic z tego, najpierw weźmiesz prysznic i coś zjesz. A jak
będziesz bardzo grzeczny, to przyprowadzę ci gościa – wyszczerzył się do niego
radośnie wojewoda. Widział, że zielone oczy narzeczonego znowu zaczęły
błyszczeć energią, a ruda kitka uniosła się, w poszukiwaniu swojego towarzysza.
Poczuł, jak gruba skorupa, pokrywająca jego serce od dnia tragedii, zaczyna się
kruszyć. Patrzył na pełną emocji, śliczną twarz Dominika i znowu miał ochotę
żyć.
***
Któregoś ciepłego, wiosennego dnia po
południu, Dominik siedział za domem na tarasie w wygodnym fotelu, który niedawno dostał w prezencie od Lu. Przykryty
kocykiem, odpoczywał z obrażoną miną, tak jak kazali mu Monika z Julianem.
Nadopiekuńczy jak kwoki, zmusili go do poobiedniej drzemki choć wcale nie miał na to ochoty. Przymknął powieki,
bo przesuwające się słoneczko zaczęło razić go w oczy. Niespodziewanie padł na niego
jakiś duży cień. Nieco przestraszony usiadł gwałtownie i zobaczył stojącego przed nim mężczyznę,
który wydał mu się znajomy. Miał tak jak on rude włosy, był jednak wyższy
i mocniej zbudowany.
-
Wujek, znaczy się tata…? – wyszeptał drżącym głosem i wstał, aby mu się lepiej
przyjrzeć.
-
Tak kochanie, to ja … - odpowiedział równie cicho Rokita. – Czy mogę cię objąć?
– podszedł bliżej i ze smutkiem zauważył jak blady i szczupły jest jego syn. –
Wybacz, że mnie nie było przy tobie, kiedy tego potrzebowałeś – złapał go w
ramiona i mocno przytulił. – Kiepski ze mnie ojciec.
-
Ciii… nic już nie mów… - Dominik dłonią zasłonił mu usta. – Bez wszystko mi wytłumaczył.
Cieszę się, że jesteś – przylgnął do niego ze szczęśliwym uśmiechem. Przez większość dzieciństwa marzył o czymś takim. Miał wrażenie, że właśnie dostał wszystkie zaległe prezenty. Nie chciał już rozpamiętywać przeszłości, postanowił żyć przyszłością i tego się trzymał. Ta radosna, przepełniona emocjami chwila, nie trwała jednak zbyt długo.
-
Aaa… ! – wrzask Boruty słychać było w całym domu.
-
Co on tam wyprawia? – zapytał zaniepokojony Dominik.
-
Kiedy wszedłem był w kuchni, poprosiłem go o kawę ze śmietanką. Może lepiej to
sprawdźmy – Ksawery ruszył do środka.
-
Oszalałeś?! – warknął do niego chłopak. – Julian w kuchni to prawdziwa
katastrofa! Nikt przy zdrowych zmysłach go tam nie wpuszcza! – Wbiegli do domu
by zobaczyć zabawny obrazek. Czart siedział na podłodze z rondelkiem do
gotowania mleka na głowie, upaprany jak nieboskie stworzenie, a dwa koty Moniki z zapałem
zlizywały z niego biały płyn, ładnie pachnący wanilią.
-
To był tylko mały wypadek – wyszczerzył się do nich. – Zaraz posprzątam.
-
Ten głupek jest twoim narzeczonym? – zapytał krzywiąc się Ksawery. – Strasznie
niewydarzony – podniósł do góry elegancką brew. – Jesteś pewny, że chcesz za
niego wyjść?
-
Może nie jest zbyt bystry, ale za to jaki kochany – uśmiechnął się Dominik i
ukradkiem puścił oczko do Juliana.
I tak zaczęły się dla wojewody naprawdę ciężkie czasy. Przyszły teść za
nim nie przepadał i zerkał na niego wzrokiem wygłodniałego bazyliszka, myśląc
jak większość rodziców, że nikt nie jest wystarczająco dobry dla jego skarbu.
Rokita okazał się bardzo wymagającym i zaborczym ojcem ze staroświeckimi
zasadami. Uważał, że dorosłość dorosłością, ale dziecko powinno być w domu po
dwudziestej drugiej. Nie mówiąc już o zostawaniu gdzieś na noc. W dodatku
strzegł syna jak oka w głowie, nie pozwalając narzeczonym na żadne intymne
chwile sam na sam. Według niego, na czułości mieli czas po ślubie. Po kilku
tygodniach takich tortur, obaj panowie byli ogromnie spragnieni swojej bliskości i gotowi
na każde głupstwo. Umówili się na potajemną schadzkę na leśnej polance, z dala
od bystrych oczu Ksawerego. Biedak chyba nie zdawał sobie sprawy, że im więcej
się młodym czegoś zabrania, tym atrakcyjniejsze to im się wydaje. Niechcący
sprawił, że gdy tylko się zobaczyli, zaczęli jak szaleni zdzierać z siebie ubrania. Chichocząc tarzali się po miękkiej trawie, pieszcząc się z wielkim
zapałem. Ognisty temperament Dominika sprawił, że nawet nie zaczekał, aż Julian
dobrze go przygotuje. Sam nabił się na jego członka z głośnym okrzykiem
przyjemności. Takie namiętne akcje powtarzały się potem regularnie w różnych
dziwnych miejscach, w których udało im się spotkać. W komórce na miotły, w
piwnicy, w miejskiej ubikacji, w szafie Lu, podczas urodzinowego przyjęcia, raz
nawet w salonie pod stołem i tylko dzięki długiemu obrusowi, udało im się
uniknąć wpadki. A ponieważ napaleni narzeczeni wcale się nie zabezpieczali, na
skutki ich beztroskich działań nie trzeba było długo czekać.
***
Tymczasem Ksawery, w swojej naiwności, planował huczne weselisko.
Konsultował się przy tym z Bezem, który miał być starostą. Nie śpieszył się
zbytnio, uważając, że ma jeszcze sporo czasu. Chciał mieć syna jak najdłużej tylko
dla siebie. Nie miał ochoty zostawać sam w tym dużym, starym domu. Na szczęście była
jeszcze Monika, ale nawet ona zaczęła przebąkiwać coś o kupnie jakiegoś
mieszkania w okolicy.
Minęło kilka miesięcy. Dominik już od jakiegoś czasu miał pewne
podejrzenia. Nie chcąc zapeszyć, zwrócił się o pomoc do Lu. W tajemnicy przed
wszystkimi kupili w aptece odpowiedni test. Zamknęli się w jego apartamencie, twierdząc
ze śmiechem, że to taki babski wieczór. Czekając na wynik, pałaszowali ogromne
porcje lodów bananowych i obgadywali swoich mężczyzn.
-
Pozytywny to niebieski czy różowy? – Dominik niespokojnie zerknął na plastikowe
pudełeczko.
-
Różowy a co? – podekscytowany książę nie spuszczał przyjaciela z oczu.
-
Cholera! – zaklął Dominik. – Ojciec mnie
zabije, pilnował nas z takim poświęceniem – zachichotał bezradnie. – Ale to
jego wina.
-
Jak to jego? - natychmiast zainteresował się Lu.
-
Gdyby tak długo nie jadł tej kolacji, Julian nie zdążyłby tego zrobić cztery
razy – chłopak dopiero w tym momencie zorientował się co powiedział i oblał się
ciemnym rumieńcem.
-
Czekaj! Stop! – mężczyzna pokręcił głową z błyskiem w oku. – Nic z tego nie rozumiem.
Możesz to jaśniej wytłumaczyć?
-
Eee… nie jestem pewien czy powinienem… –
policzki Dominika wyglądały jakby miały wybuchnąć.
- Och, nie daj się prosić – łasił się do niego książę – przecież nikomu nie
powiem.
-
Trzymam cię za słowo – pogroził przyjacielowi. - Migdaliliśmy się na kanapie w salonie, kiedy
niespodziewanie nadszedł mój ojciec. Sturlaliśmy się więc pod stół. Jest
naprawdę duży i ma haftowany obrus do samej ziemi. Niestety Ksawery przyniósł
sobie półmisek gotowanych raków i pikantny sosik. Dłubał w nich i mlaskał, nie
miał zamiaru szybko się wynieść. Włączył telewizor i puścił jakiś mecz.
-
Nie mów, że wy tam … - wytrzeszczył na niego oczy mężczyzna.
-
No co, trochę nam się nudziło, więc zaczęliśmy się przytulać i tak jakoś… Nawet
nie wiem kiedy mi włożył… Wiesz jaki z niego zboczeniec, nie ma żadnych
hamulców. Nie masz pojęcia jakie to było trudne. Musiałem sobie włożyć pięść do
buzi, żeby nie krzyknąć. W dodatku ten napaleniec cały czas twierdził, że nie
może wyjść, bo narobi hałasu. Na drugi dzień siadałem bokiem, a ojciec się
pytał co mnie boli, że się tak krzywię.
-
Nie zorientował się? – Lu trzymał się za brzuch i usiłował zachować powagę.
-
Na szczęście nie, bo ta debilka Monika kwiczała po kątach przez kilka dni, więc
skupił uwagę na niej.
-
Powiedziałeś jej?
-
Coś ty, za kogo mnie masz? To był jej
dzień sprzątania, więc kiedy ojciec wyszedł, a my uciekliśmy, poszła robić
porządki i znalazła … yhm… kilka pamiątek – w tym momencie książę nie wytrzymał
i dosłownie popłakał się ze śmiechu.
-
Przepraszam Domiś, ale już nie mogłem. W życiu bym nie pomyślał, że dasz się
namówić na coś takiego – otarł łzy koronkową chusteczką i poklepał go po
plecach. Zauważył, że nastrój przyjaciela nagle się zmienił. Podniósł na niego zielone, pełne lęku i niepewności, oczy.
-
Lu – głos chłopaka lekko zadrżał. – Wszystko będzie dobrze, prawda?
-
Na pewno słońce, na pewno – przytulił go do siebie. – Już my tego dopilnujemy.
A Ksawerym się nie przejmuj, trochę pozrzędzi i będzie się cieszył z wnuka.
***
Obaj panowie, nieco urażeni takim
traktowaniem przez swoich wybranków, wynieśli się do domu Juliana. Skoro ich
nie chcieli, nie mieli zamiaru się narzucać. Mieli swoją męską dumę. Wyciągnęli najlepsze wino i
oczywiście zajęli się plotkami. Wojewoda żalił się przy tym na Rokitę i jego
obsesję na punkcie syna. Nieznośny Ksawery ciągle odkładał termin ślubu i
wymyślał tysiące powodów, żeby sprawę przeciągnąć w czasie. Po jakiś dwóch godzinach na stoliku stało już sporo pustych butelek.
-
Masz dobrze, rodzina Lu mieszka daleko i nie wtrąca się do waszych spraw –
westchnął Julian.
-
Uwierz, książę sam, wystarczy za dziesięciu upierdliwych krewnych, ma swój charakterek i temperamencik –
uśmiechnął się Bez.
-
Fakt, robi z tobą co chce. Do twarzy ci w roli pantoflarza – zachichotał
wojewoda, który miał już dobrze w czubie.
-
Zobaczymy jak ty sobie poradzisz w roli męża. Ksawery na pewno chętnie ci we
wszystkim doradzi – odpalił złośliwie władca i czknął. Nie był bynajmniej
trzeźwiejszy od przyjaciela. – Szkoda, że nie masz syna albo córki. Pobraliby
się jakby dorośli i bylibyśmy rodziną - zsunął się z kanapy na dywan, który
wydał mu się o wiele stabilniejszym miejscem. Nie wiadomo dlaczego, ten
przeklęty mebel, mimo że miał cztery solidne nogi, dziwnie się chwiał.
- A
wiesz, że jest nawet taki rytuał. Ojciec mi go kiedyś pokazywał, podobno
stosowały go stare rody i zaręczały swoje dzieci jeszcze w kołysce.
-
To jakieś brednie, nigdy o tym nie słyszałem. Daj następną butelkę – Bez
pociągnął z gwinta spory łyk wina.
-
Myślisz, że kłamię? – uniósł się pijackim honorem Julian. – Zaraz ci udowodnię
– na czworakach dobrnął do komody i wyciągnął z niej jakieś pożółkłe papiery. –
Mam – wybełkotał tryumfalnie. – Trzeba tylko to przeczytać razem i pojawią się
pieczęcie.
***
Rankiem przy śniadaniu obaj narzeczeni mieli
bardzo markotne miny. Julian cierpiał z powodu potwornego kaca i niewiele pamiętał z
poprzedniego wieczoru. Miał wrażenie, że jego głowa waży przynajmniej tonę, a
żołądek wsiadł do windy, żeby pojeździć sobie tam i z powrotem między piętrami,
tak z czystej złośliwości.
Tymczasem
Dominikowi, jajecznica na boczku, którą tak zawsze lubił, zwyczajnie śmierdziała.
Patrzył na talerz jak na wroga, którego trzeba pokonać i zastanawiał się, w
jaki sposób oznajmić najbliższym swoją nowinę. W związku z tym, prawie wcale
się nie odzywał, choć zazwyczaj buzia mu się nie zamykała. Natychmiast zwróciło to na niego uwagę całej trójki,
-
Robiliście wczoraj z Lu coś dziwnego, bo jakoś niewyraźnie wyglądasz? – zapytał
podejrzliwie Julian, doskonale wiedząc, że ci dwaj są zdolni do wszystkiego.
-
Rozmawialiśmy, jedliśmy lody. Nic nadzwyczajnego – wzruszył ramionami i zmieszany spuścił
oczy na obrus, który natychmiast odpowiednio mu się skojarzył i zarumienił się po same uszy.
- Nie
masz czasem gorączki? – Ksawery położył mu rękę na czole. - Jesteś strasznie czerwony.
-
Nic mu nie będzie, po prostu lubi ten wzorek – zarechotała domyślnie
niepoprawna Monika. – Słońce, nie musisz go tak dokładnie oglądać, wyprałam go na sześćdziesiąt
stopni, więc wszystkie plamy zniknęły.
-
Jesteś okropną jedzą, nie wiem jak ta Amira z tobą wytrzymuje – wystawił jej
język zawstydzony chłopak.
- Może
śledzika? – Julian w dobrej wierze, podsunął mu pod nos słoik z rybkami w occie.
Dominik natychmiast widowiskowo pozieleniał i chwycił się za brzuch, a potem puścił, tak zwanego pawia, prosto na stół. Na szczęście wszyscy biesiadnicy zdołali umknąć z pola rażenia.
- No pięknie,
ten okropny Lucyfer napchał mojego skarbeńka jakimś świństwem. Już ja sobie z
nim pogadam – warknął Rokita i pomógł wstać słaniającemu się na nogach synowi.
- Tato,
przecież nie umieram – fuknął na niego Dominik, który najwyraźniej poczuł się
nieco lepiej i zwinnie umknął do łazienki, starannie unikając wzroku Juliana. Zamarudził
tam dość długo. Miał nadzieję, że mężczyzna pójdzie do pracy i jeszcze dzisiaj
się mu upiecze. Kiedy jednak wrócił do swojej sypialni zastał narzeczonego siedzącego
na jego łóżku z poważną miną.
- Masz mi chyba
coś do powiedzenia kochanie? – zapytał łagodnie, a na policzkach Dominika
wykwitły ogniste rumieńce. Usiadł obok niego, mnąc w rękach rudą kitkę.
***
Tego samego
dnia wieczorem, Bez jak zwykle asystował przy kąpieli Damona. Maluch już dobrze
wiedział, że jak ubiorą mu piżamkę, to będzie musiał iść spać na co wcale nie
miał ochoty. Rozrabiał więc niemiłosiernie, bawiąc się w wodolot i rozchlapując
wodę po całej łazience. Skrzydła służyły mu za śmigła, a ogonek za ster. Obaj
tatusiowie byli już mokrzy od stóp do głów i mieli tego naprawdę dość. Popatrzyli sobie w oczy i
jednocześnie rzucili się na rozbrykanego synka. Został złapany przez Beza, a
mamuś Lu zaczął go szorować miękką gąbką. Niezadowolony łobuziak piszczał przy tym i wił się
jak mała, śliska rybka.
- A co to
takiego? – książę zauważył jakąś dziwną plamkę na lewej łopatce synka. Usiłował
ją zmyć, ale nie schodziła. – Zobacz, wygląda zupełnie jak kwiat
niezapominajki.
- Pewnie się
czymś umazał, zniknie prędzej czy później – w pierwszej chwili mężczyzna
całkowicie go zlekceważył, wiedząc jaki potrafi być nadopiekuńczy.
- Nie, to
przypomina tatuaż, ale jeszcze wczoraj go nie było – Lu uważnie oglądał skórę
dziecka.
- Pokaż –
władca dla świętego spokoju rzucił okiem i zrobiło mu się gorąco. – Szlag, jasny szlag, niech to ciężka cholera
i inne zarazy – klął w duchu jak stary menel. – Nie martw się, jutro
zapytam o to jakiegoś uczonego – uśmiechnął się niewinnie do zaniepokojonego męża,
choć w jego duszy szalało właśnie tornado. Kiedy tylko uporali się z dzieckiem wymknął
się po cichu do gabinetu. Wyciągnął telefon i
wykręcił numer Juliana.
- Musimy porozmawiać, to naprawdę ważne! Stało się coś nieoczekiwanego!
- Właściwie
ja też mam ci coś do zakomunikowania! – usłyszał radosny głos kumpla. – Już za
sześć miesięcy zostanę ojcem, musisz mi pomóc ugłaskać Ksawerego.
- Teraz
zaczynam rozumieć. Obawiam się, ze twój przyszły teść nie jest teraz największym problemem.
Wygląda na to, że umrzemy młodo – westchnął ciężko Bez. – Oni nam tego nie
darują!
- Ja cię
proszę nie strasz mnie i przestań mówić zagadkami – jęknął wojewoda. – Co się
znowu stało?
Dominiś będzie miał dziecko i do tego zostało one swatane z dzieckiem Lu.Aż się zastanawiam czy bd miał dziewczynkę czy chłopca.
OdpowiedzUsuńC-U-D-O-W-N-A notka.
OdpowiedzUsuńI ta sprawa z zarenczeniem dzieci ...aż spadłam z krzesła.
Ewa
haha wiedziałam że tak będzie od chwili kiedy Bez wyciągnął ten zwój ... HAHAHAHAHAHA świetna reakcja Beza hehehe umrzemy młodo - dobre hahahaha nie no czekam na neksa pozdrawiam i życzę miłej nocy?! BAY BAY
OdpowiedzUsuńcoś się z godziną tu pomyliło bo u mnie jest 23:29
OdpowiedzUsuńPrzeboski rozdzial. jednak nie znoszr ksawerego. niech on sie odczepi od julka.
OdpowiedzUsuńOOOO Nieźli są ci tatusiowie! mamusie będą wściekłe ^^ ... a wyjaśnisz bardziej na czym to połączenie dzieci polega? One się zaczną w sobie zakochiwać czy jak? :P A będzie kilka rozdziałów z Demonem i nie narodzonym dzieckiem ?? :P Bardzo bym chciała żeby mieli osobną historyjkę ;***
OdpowiedzUsuńweny!!! ^^
ps: Rokita dostanie zawału! XD
Ja wiem że masz zamiar powoli kończyć opowiadanie ale ten rozdział był... straszni się śpieszysz i dałaś tyle informacji że nie bardzo dobrze mi się to w sumie czytało. Bo dałaś tu kilka miesięcy moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńNo ale to były same dobre informacje:) Domiś wyszedł z depresji i to jest piękne chociaż liczyłam na trochę więcej tego bo Julek nie miał tu pola do popisu a szkoda. Widać czas leczy rany najlepiej.
Powrót ojca zaskoczył mnie za to bardzo pozytywnie. A sama jego postać jest wspaniała. Staroświecki ojciec:D tego jeszcze nie było.
Jeśli dobrze zrozumiałam to Dominik i Julian poczęli dziecko przy Ksawerym? Nieźle:D
No i mam racje myśląc że Bez i Julek zaręczyli po pijaku swoje dzieci. No jeśli tak to ani Lu ani Dominik im tego nie darują to będzie piękne.
Mam nadzieje że doczekam się jeszcze jakiejś wzruszającej scenki między parami.
Niecierpliwie czekam na kolejną notkę i dużo dużo weny oraz chęci. Czasem ciężko jest pisać z braku komentarzy ale u Ciebie widać dopisują:)
Bez po pijaku zesfatał własne dziecko z przyszłym dzieckiem Dominika...heh...ten to musi mieć talent
OdpowiedzUsuń>>VeeVenea
KAWAIII!!!
OdpowiedzUsuńAle słodko, a te schadzki- cudowne:)
Oj kochana... Na początek będą baty. Musiałaś się bardzo spieszyć by zaprezentować nam ten rozdział. Dawno już nie wstawiłaś tak niedopracowanego. Jak tylko znajdę trochę czasu, to wyślę Ci na GG to, co znalazłam.
OdpowiedzUsuńCo do treści... Zgodzę się z Olą Sobecką co do tego, że trochę za bardzo przyspieszyłaś akcję. Choć najbardziej jestem rozczarowana tym, w jaki sposób rozwiązałaś sprawę z zamachami. Nie chodzi mi o to, że źle, ale raczej o to, że było o tej sprawie zdecydowanie za mało.
Brawo za nadopiekuńczego tatusia Dominika. Zdecydowanie przemawia do mnie wizja czarta, który po odzyskaniu syna staje się zaborczy i nie znosi przyszłego zięcia. Trochę żałuję, że nie zaczął podrywać Moniki. Jakoś tak bardziej pasuje mi na macochę Dominika niż partnerkę siostrzenicy Juliana ;)
Tak zwane SCENKI... Czy tylko ja jestem zboczona i brakuje mi porządnego opisu tego, w jaki sposób powstał dzidziuś Dominika i Juliana?
Ale tym pomysłem z aranżowanym małżeństwem dzieci to mnie zabiłaś. Pytanie tylko, czy zamierzasz rozwinąć ten wątek w kontynuacji Narzeczonej, czy też może spłycisz go do epilogu? No i oczywiście, czy współmałżonek następcy tronu będzie chłopcem, czy jednak dziewczynką? Hm... Oto jest pytanie.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy i reakcję Lu oraz Dominika na pijacki wybryk partnerów. Ciekawe czy któryś z nich będzie na tyle odważny by się przyznać, czy też może ktoś ich wyda...
Pisz szybciutko kolejny rozdział,
Ariana
Jestem bardzo ciekawa jak panowie wybrną z tej sytuacji.I jak zareagują na te nowiny ich partnerzy. Julian będzie miał problemy z teściem jestem bardzo ciekawa jak uda mu się z nim dogadać?
OdpowiedzUsuńA za razem ciekawi mnie czy Dominik urodzi syna czy córkę? I co z tego wyniknie.
TO opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu jest świetne.
Życze dużo weny
Ruda
Domiś, wszystkiego naj naj, jestem taka szczęśliwa że się udało :*!! Ale będzie śliczna kruszynka :D Julian powinien się bać, będzie teraz miał twoja miniaturkę ^^
OdpowiedzUsuńA swoją drogą to Bez i Julian, są wyrodnymi ojcami! Martwią się o to że ich mężowie ich zabiją za te zaręczyny, a nawet nie pomyśleli o tym co będą przeżywać dzieciaki jak już im przejdzie złość, a Domiś z Lu zaczną im planować przyszłość!!! Lu pewnie będzie chciał planować w końcu nawet ślub... a jak Domiś jeszcze się przyłączy.... ta długowieczność diabłów jest pewna?
Julek Bez, życzę wam powodzenia w tłumaczeniu się i obłaskawianiu partnerów, i oby wasze dzieci dały rade :P
WENYY :D
Ją chciałabym by Julian i Domiś mieli synka.
OdpowiedzUsuńOczy po Julianie, włosy i wygląd po Dominiku.
Aaa...rozmażyłam się..sorry.
Ewa
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest cudowny, Ksawery naprawdę zaczął się opiekować swoim synem.... choć te zakazy nie wyszły za dobrze.... przecież wiadomo, że im bardziej się czegoś zakazuje to tym bardziej się tego chce.... Hahah... babski wieczór, a Bez i Julian trochę narozrabiali, hahha, i twierdzą, że to Lu i Dominiś mają ciekawe pomysły... Dominik i Julian będą mieli dziecko, a wszystko się rozegrało przed nosem Ksawerego ;]
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mam nadzieję, że Domisiowi i Julkowi urodzi się synek i będziemy mieli następną słodką parkę ^^ A że nasze dwie mamuśki swoich mężczyzn pozabijają to już osobna kwestia. Naprawdę sobie po pijaku nieźle zaszaleli. No i same okoliczności poczęcia malucha. Pod stołem, pod nosem Ksawerego... Genialny pomysł! A jak już jestem przy samym Ksawie, to bardzo podoba mi się kreacja tej postaci. Taki typowy, staroświecki ojciec, dbający o swoją "córeczkę(xD)". Ciekawy rozdział i oczywiście czekam na ciąg dalszy. Lu i Domiś... Do bojuuuuuu!
OdpowiedzUsuńNo ładnie. Ojciec wrócił i teraz trzymać chce syna pod kloszem. Wiem, że chce nadrobić zaległości z synem i martwi się o niego, ale nie może go tak trzymać przy sobie.
OdpowiedzUsuńOj coś mi się zdaje ;) Że nasi seme napsocili xd
Twoja Maru;3