piątek, 21 grudnia 2012

Prolog


Opowiadanie powstało pod wpływem legend o polskich czartach. Dominik otrzymuje pokaźny spadek po swoim wuju Rokicie. Chłopak, którego marzeniem było posiadanie własnego ogrodu dziedziczy spory kawałek ziemi. Mądrzy ludzie mówią- ,, Uważaj czego pragniesz, bo może się to spełnić”. Nasz bohater jednak w nosie ma stare przysłowia i wraz z przyjaciółką Moniką wyrusza, by zamieszkać w starym domu na bagnach.
Uwaga! W późniejszych rozdziałach przewidywany m-preg.

Na ulicy Złotej w Krakowie była maleńka, świetnie zaopatrzona kwiaciarnia. Właścicielka ogromnie dbała o swój sklepik. Klienci często pytali ją żartobliwie jakich czarów używa, że zrobione przez nią bukiety wyglądają tak świeżo i pachną tak upajająco. Uśmiechała się tylko i twierdziła, że to nie jej zasługa. Niestety, od kilku miesięcy kupujących było coraz mniej. W pobliżu otwarto ogromne centrum ogrodnicze. Rośliny były tam kiepskiej jakości za to bardzo tanie. Ona niestety nie mogła sobie pozwolić na takie ceny. Żeby utrzymać się na rynku i zrobić podstawowe opłaty będzie musiała zwolnić swojego jedynego pracownika. Z Dominikiem poznała się na studiach i od razu się z nim zaprzyjaźniła. Ten wesoły rudzielec od pierwszej chwili zdobył jej serce. Nie miała pojęcia jak mu przekazać tą nieprzyjemną wiadomość tym bardziej, że praca u niej była jego jedynym źródłem utrzymania. Zerknęła przez okno i zobaczyła idącego chłopaka. Z daleka było widać jego bujną czuprynę, której pozazdrościłaby mu nie jedna dziewczyna. Wspaniałe, długie do pasa włosy miał spięte niedbale jakimś rzemykiem i tak co drugi przechodzień się za nim oglądał. Dominik jak zwykle nic sobie z tego nie robił, prawdopodobnie nawet nie zauważał posyłanych mu pełnych podziwu spojrzeń. Monika z westchnieniem otworzyła mu drzwi.
- Hej dziewczyno, co tak na mnie sapiesz– uśmiechnął się do przyjaciółki. – Zjadłaś paskudne śniadanie?
- Gorzej, muszę ci coś powiedzieć. Może lepiej usiądź – zaczęła niepewnie.
- A wiesz, że ja też mam przy sobie małą niespodziankę – wyciągnął z kieszeni grubą kopertę. – Nie miałem odwagi sam do niej zajrzeć. To od notariusza, w dodatku najlepszego w Krakowie. Sprawdziłem w Internecie.
- Rzeczywiście ciekawe, przecież ty nie masz żadnych krewnych. Kto mógłby mieć do ciebie jakąś sprawę? Mówiłeś, że twój jedyny wujek zaginął bez wieści przed kilkoma laty w Afryce – Monika obracała w dłoniach list. – Otwieraj tchórzu! – rzuciła mu kopertę.
-  A masz sole trzeźwiące? Jak to będzie jakiś spadek, to mogę ci tu zemdleć – wyszczerzył ząbki do dziewczyny i wyciągnął pismo. – Hm ,wygląda na to, że wuj Rokita coś mi jednak zostawił. Był pijakiem i awanturnikiem, więc nie ma co liczyć na grubszą kasę. Pojedziesz ze mną do tej kancelarii? Zadzwonię tam.
- Nie ma sprawy. Pomyśl, on mieszkał na wsi o jakiejś dziwnej nazwie Czarci Jar czy jakoś tak, może zostawił ci kawałek ziemi. Zawsze marzyłeś o czymś takim.
- Jeśli nawet masz rację, to gdzie bym tam mieszkał? Pod namiotem? – Dominik wyciągnął komórkę i już po chwili był umówiony na spotkanie.
Dwie godziny później siedzieli razem w eleganckim gabinecie. Słuchali z otwartymi ustami i bardzo niemądrym wyrazem twarzy tego, co miał im do powiedzenia adwokat.


Testament

Ja, Ksawery Rokit,a przekazuję moją ostatnią wolę. Wszystko co mam zostawiam swojemu jedynemu krewnemu Dominikowi Rokicie. W skład mojego majątku wchodzą :
Dom w Czarcim Jarze wraz z ziemią, która go otacza.
       Pieniądze zdeponowane w banku PKO SA w kwocie dwa miliony pięćset tysięcy złotych polskich.
       Zawartość skrytki nr 12457853 znajdującej się banku Ricco w Rzymie.

Wszystko to będzie należeć do wyżej wymienionego pod jednym warunkiem. Musi zamieszkać w moim domu i podjąć się prowadzenia firmy Ropuszka, której w tej chwili dogląda mój pełnomocnik Paweł Kusy.

Baw się dobrze drogi chrześniaku. Twój ojciec był strasznym nudziarzem, ale myślę, że ty bardzo się od niego różnisz. Ta stara chałupa jest pełna tajemnic, więc bądź ostrożny w ich odkrywaniu. Ciekawość to pierwszy stopień do PIEKŁA.

Ksawery Rokita
Dominik trzymał Monikę za rękę i ściskał ją  trochę zbyt mocno. Zdawało mu się, że śni. Całe życie klepał biedę. Chorowita matka żyła z renty, a ojciec umarł, gdy jeszcze był dzieckiem. Pracował jako marynarz i pewnego dnia po prostu nie powrócił z rejsu. Zanim skończył dwadzieścia lat odeszła także jego matka. Został na świecie sam. Na studiach musiał zarabiać na swoje utrzymanie, więc kiedy jego koledzy jeździli na wakacje, on zbierał truskawki w Szwecji, żeby potem miał za co opłacić czynsz. Z wrażenia zakręciło mu się w głowie, nawet nie umiał sobie wyobrazić takiej ilości pieniędzy.
- Monika, zamykaj interes, jedziemy na wycieczkę – wziął klucze z rąk mecenasa i ruszył do drzwi.
- No dobra, a gdzie właściwie jest ta wieś?
- Podobno niedaleko Łęczycy.
- Fajnie, jak będziemy mieć czas, to poszukamy skarbu Boruty – roześmiała się dziewczyna i wsiadła do wysłużonej nysy.
- Po cholerę ci skarb. Założymy centrum ogrodnicze, lepsze niż ci frajerzy z naprzeciwka – Dominik prawie podskakiwał z radości.
- Nie ciesz się tak, nie wiadomo jaka tam jest ziemia. Może się okazać, że się do niczego nie nadaje – zawsze rozsądna Monika starała się ostudzić nieco entuzjazm chłopaka.
- Nie nudź, jedziemy tam, remontujemy ruderę i zakładamy interes. Wchodzisz w to czy nie?- pstryknął przyjaciółkę w zadarty nos.
Następnego dnia spakowali cały swój niewielki dobytek i ruszyli na spotkanie z przygodą. Całe szczęście, że był już czerwiec, bo stary samochód Moniki ledwo się trzymał drogi. Przekrzykując się nawzajem śpiewali piosenki disco polo, które akurat leciały w radiu. Humory im dopisywały. Byli młodzi, wolni, a w Krakowie przecież nic ich już nie zatrzymywało. Koło południa dotarli do Łęczycy i wypytali się o drogę do Czarciego Jaru. Jakaś starsza pani sprzedająca lody w parku dokładnie wyjaśniła im jak tam dojechać, a kiedy mieli już odejść kobieta złapała Dominika za rękę.
- Ta wieś, to niezbyt przyjemne miejsce, taki miły chłopak jak ty nie ma tam czego szukać. Bagna wywierają na niektórych ludzi bardzo zły wpływ. Opary szkodzą na mózg i wywołują omamy. Wiele osób widziało tam dziwne rzeczy.
- Pewnie popili miejscowego bimbru – roześmiał się Dominik i poklepał staruszkę po ręce.
- Eh, ta dzisiejsza młodzież, wierzy tyko w komputery i telewizję. Będziecie się mieli okazję przekonać, że oprócz tego co znacie i możecie na co dzień dotknąć istnieje jeszcze inna rzeczywistość – zarechotała babina i popchała swój wózek dalej. Szczerze mówiąc chłopakowi zrobiło się jakoś nieswojo. Coś zimnego i śliskiego dotknęło jego pleców. Ludzie mówią w takim wypadku, że duch ich przeleciał. Wsiedli do samochodu i ruszyli w dalszą drogę. Po kilku epizodach, kiedy to zabłądzili na polnych dróżkach znaleźli się w końcu przed bramą swojego nowego domu. Ogromne żelazne wrota były zapraszająco otwarte. Jechali wyłożonym kamienną kostką podjazdem, a ogród po obu stronach przypominał brazylijską dżunglę. Wszystko zarośnięte, splątane ze sobą, tworzące nieprzebyty, mroczny gąszcz. Potężne stare drzewa zdawały się sięgać nieba.
- Coś takiego – jęknęła z podziwem Monika wysiadając z samochodu. – Ten ogród wygląda jakby nikt nigdy nie tknął go nawet palcem. Tam jest ciemno jak na cmentarzu o północy. Trzeba będzie się tym zająć, przed nami straszna harówka.
- Mam nadzieję, że dom jest w lepszym stanie – westchnął ciężko Dominik patrząc na duży, kamienny budynek w stylu gotyckim. - Życia nam nie starczy żeby to ogarnąć. Kto buduje coś podobnego na takim odludziu? Popieprzyło tego wujka Rokitę!
- Może był fanem ,, Rodziny Adamsów" – zachichotała niepoprawna Monika. - Co się grajdasz, wchodzisz pierwszy, to ty jesteś właścicielem tego …hm… czegoś.
…………………………………………………………………

Belzebub, władca Piekła wracał właśnie z jakiegoś nudnego zebrania. Zupełnie zapomniał, że kilka godzin wcześniej kazał przybyć do swojego gabinetu Lucyferowi. Uchylił drzwi i zerknął do środka. Wyniosły książę i kapitan jego pałacowej gwardii w jednej osobie, spacerował nerwowo tam i z powrotem wyraźnie zniecierpliwiony. Piękne usta miał mocno zaciśnięte, a błękitne oczy skrzyły się niebezpiecznie. Długie, jasne włosy zaplótł w ścisły warkocz. Chodząc kręcił kusząco zgrabnymi pośladkami. Tak, podwładny Jego Wysokości był naprawdę niezłym kąskiem. Niestety charakter młodego mężczyzny pozostawiał sporo do życzenia o czym wiedzieli wszyscy mieszkańcy Piekła i unikali go jak zarazy.
- Długo czekałeś? – Belzebub wszedł do komnaty i rozsiadł się wygodnie w swoim fotelu.
- Skądże znowu, tylko trzy godziny – Lucyfer ukłonił się głęboko, po czym uklęknął jak kazał obyczaj przed swoim panem, nie omieszkał się jednak prychnąć z irytacji pod nosem.
- Chciałeś coś dodać mości książę? – zapytał chłodno władca. Ostrym szponem podniósł podbródek niepokornego sługi do góry i obrysował nim pełne usta. Mężczyzna zadrżał i w pierwszym odruchu chciał się odsunąć, ale nie śmiał się sprzeciwić – Mam dla ciebie zadanie. Ostatnio w Polsce źle się dzieje. Boruta kompletnie zaniedbuje swoje obowiązki i wymiguje się od pracy. Twierdzi, że brak mu personelu i musi nadzorować przede wszystkim swoje dobra, bo nie ma mu w tym kto pomóc.
- To zwyczajny leń i hulaka wasza wysokość. Trzeba go ukarać dla przykładu – odezwał się mściwie Lucyfer, który nie znosił Pana na Łęczycy.
- Już tak robiłem wiele razy i nic to nie dało. Tym razem mam inny pomysł. Powiedz, że daję mu rok na znalezienie sobie odpowiedniej żony. Mam dość jego wiecznych narzekań. Ona zajmie się posiadłością, a on swoją pracą dla mnie – Ręka władcy zsunęła się niby przypadkiem niżej i pazury muskały teraz szyję kapitana w nader wrażliwym miejscu. Mężczyzna walczył ze sobą usiłując się nie zarumienić, ale przegrał ten pojedynek z kretesem.
- Panie… - zmieszany spuścił wzrok.
- Możesz już odejść i nie marudź tam długo, jesteś mi potrzebny w zamku – usłyszał jeszcze rozbawiony głos Belzebuba. – Jakie dorodne rumieńce – dodał złośliwie mężczyzna, obserwując jak twarz księcia czerwienieje jeszcze bardziej. Kapitan bezzwłocznie poderwał się na równe nogi, jak tylko wyszedł za drzwi oparł się o ścianę w korytarzu i przyłożył swoje chłodne dłonie do rozpalonych policzków. – Ten stary drań robi to specjalnie, uwielbia mnie zawstydzać i świetnie się przy tym bawi. Powinienem się trzymać od niego z daleka. – wściekał się w myślach mężczyzna. Nie miał pojęcia dlaczego władca tak na niego działa. W jego obecności zawsze tracił panowanie nad sobą. -To pewno jego majestat powoduje te dziwne sensacje w brzuchu.
………………………………………………………………

Tymczasem na zamku Boruty zabawa trwała w najlepsze. W wielkiej sali zebrało się całe doborowe towarzystwo. Wojewoda miał dzisiaj urodziny i zamierzał je hucznie świętować. Ze wszystkich stron Polski przybyli jego kamraci niosąc ze sobą bogate podarki. Słudzy wtoczyli beczki z piwem i stuletnim miodem. Już po chwili biesiada rozpoczęła się na całego. Kapela grała mazura, a dziewczęta piszczały i ciągnęły swoich partnerów do tańca. Pan domu właśnie złapał w objęcia przystojnego młodziana, kiedy podbiegł do niego jeden z dworzan i zaczął mu coś szeptać na ucho.
- Panie, przybyła twoja chrześniaczka Amira. Czeka w głównym holu.
- A to miła niespodzianka, dlaczego jej tu nie przyprowadziłeś?- pociągnął go za nos Boruta. – Biedna dziewczyna jeszcze tam się przeziębi.
- Sam zobaczysz panie, wolałem nie robić tutaj przedstawienia – Wojewoda niechętnie wypuścił z ramion chłopaka i poszedł za mężczyzną. Na ławie w sieni siedziała drobna, czarnowłosa panienka i szlochała rozpaczliwie w rękaw swetra. Obok niej stała ogromna torba podróżna.
- Dziecino, co ci się stało? – Boruta usiadł przy niej i pogłaskał ją delikatnie po głowie.
- Wujku ratuj! – dziewczyna rzuciła mu się w ramiona – Mama chce zmusić mnie do ślubu z tym zdrajcą Selimem. Zaplanowała już całe wesele.
- Jeszcze niedawno byłaś nim zachwycona. Widzę jednak, że zmieniłaś o nim zdanie.
- Nie znałam go, nie chcę go więcej widzieć. Mogę tutaj zostać? – wbiła w nieco oszołomionego mężczyznę pełne nadziei szczenięce, czarne oczka.  
– Kwiatuszku, twoja rodzicielka wyrwie mi flaki jeśli udzielę ci azylu – próbował się wykręcić wojewoda, który dobrze znał charakterek swojej chrześniaczki. Wiedział, że nie mnie kilka dni i przewróci do góry nogami jego spokojne życie.
- Wujaszkuuu… – załkało dziewczę, wstało i widowiskowo omdlało prosto w ramiona wystraszonego mężczyzny. Co miał biedak zrobić? Wziął ją na ręce i zaniósł do najbliższej, wolnej komnaty. Boruta był potężnie zbudowanym mężczyzną z barami jak u niedźwiedzia, więc nawet nie poczuł ciężaru takiego chucherka. Nie tylko jego dumna sylwetka, ale też gorejące czarne oczy wzbudzały u każdego postrach i szacunek. Rzadko znajdował się ktoś, kto choćby próbował mu się sprzeciwić. Większość jego kamratów, podobnie jak Amira, uzyskiwała coś od niego sprytem i uległością. Co nie znaczy, że Boruta był głupi i łatwo go było do czegoś przekonać. Teraz jednak doszedł do wniosku, że jutro się zastanowi co począć z nieproszonym gościem. Postanowił zejść do biesiadników i wychylić z nimi parę garnców przedniego miodu. Antałki były już otwarte i napitek nie powinien się marnować. Miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć tego gorącego młodziana, którego wcześniej ułowił. Na to wspomnienie powrócił mu dobry humor, poprawił kontusz i dostojnie zszedł po schodach na dół, jak przystało na wielkiego pana.
Nie wiedział jednak biedak, że nad jego głową zaczynają się zbierać czarne chmury i wesołe, kawalerskie życie niestety się kończy. Lucyfer zbliżał się właśnie do granicy między Piekłem, a Ziemią. Brama na zewnątrz znajdowała się w Czarcim Jarze.
……………………………………………………………


15 komentarzy:

  1. Bardzo bardzo ciekawy prolog:) Czytało się go szybko i mimo jego długości nawet nie wiedziałam że skończyłam.
    Każdą postać zarysowałaś osobno i każda ma inny charakter a co przy takiej jej ilości nie jest wcale takie proste.
    Na razie moimi faworytami są Dominik i Lucyfer ale kto wie:) Podoba mi się twoja wizja Piekła a Belzebub jako władca sprawdza się wspaniale i ta jego przesadna czułość... wredny jest po prostu ale pewnie ma swoje motywy:)
    Jestem bardzo ciekawa spotkania Dominika i Boruta bo to może być bardzo ciekawe:) Monika to wspaniała przyjaciółka i na pewno będzie wspierać chłopaka:)
    Bardzo kibicuje temu opowiadaniu. Tak trzymaj :) Początek jest na prawdę świetny i oby poziom się utrzymał. Po zakończeniu Góry to wspaniała alternatywa dla jej fanów nawet jeśli nie utrzymasz tego jako komedii.
    Dużo weny i chęci:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nowe opowiadanie zapowiada się cudownie. Bardzo fajnie czytało się pierwszy rozdzialik a historia zapowiada się cudownie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moinika jest fajną przyjaciółką i zapewni duże wsparcie Dominikowi.
    Uwielbiam twoje opowiadanie i aż nie mogę doczekać się, jak potoczą się losy Dominiczka. Świetnie się zapowiada nowa historia i aż nie mogę się doczekać pierwszego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję że będę mogła być Weną dla twojego opowiadanka i sprawdzę się jako Beta

    OdpowiedzUsuń
  5. Już mi się podoba:) Mam nadzieję, że pierwszy rozdzialik szybko wejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zaciekawiłaś mnie tym prologiem i mam ochotę zobaczyć, co dalej z tego wyniknie, a podejrzewam, że jakaś świetna komedia ;) Bardzo podoba mi się pomysł na ten spadek Dominika i szukanie żony dla Boruty, choć przypomina mi to motyw z Cindirella i gangsterzy, to mimo wszystko jestem zaciekawiona jak to pociągniesz. Tylko znalazłam w tekście fragment, gdzie nagle zmieniasz narrację trzecioosobową na pierwszoosobową. Trzeba by to poprawić: "Szczerze mówiąc zrobiło mi się tak jakoś nieswojo. Coś zimnego dotknęło moich pleców. Ludzie mówią wtedy, że duch ich przeleciał. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w dalszą drogę. Po kilku epizodach, kiedy to zabłądziliśmy na polnych dróżkach znaleźliśmy się w końcu przed bramą naszego nowego domu. Ogromne żelazne wrota były zapraszająco otwarte. Jechaliśmy wyłożonym kamienną kostką podjazdem, a ogród po obu stronach przypominał brazylijską dżunglę."
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ze mnie gapa, dzięki za spostrzegawczość. Czasy to moja zmora.

      Usuń
  7. Witaj, witaj,
    dzięki za odblokowanie tej opcji dla komentarzy ;] nie wiem, czy uda mi się napisać cos na miarę, tego co wcześniej, ale spróbuję...
    opowiadanie zapowiada się bardzo ciekawie, przeczytałam go bardzo szybko i nawet nie wiem kiedy go przeczytałam, wspaniała wizja Piekła i Belzebub jako władca, no i ta jego taka przesadna czułość... bardzo spodobał mi się pomysł ze spadkiem Dominika i szukaniem żony dla Boruty. Każdą z postaci wspaniale przedstawiłaś, Monika okazuje się wspaniałą przyjaciółką i an pewno będzie wspierać chłopaka. Sytuacja między Belzebubem, a Lucyferem dość ciekawa, czyżby tutaj też coś się kroiło?
    Weny, weny, dużo weny i chęci...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Zapowiada się bardzo fajnie,czekam na dalszy ciąg.pa.pa.

    OdpowiedzUsuń
  9. ooooooo zapowiada się ciekawie i zapewne wciągnie mnie bardzo więc czekam na 1 rozdzialik ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Obiecałam, że skomentuję, więc wypadało by wreszcie zacząć i przeprosić, że tak późno. Tym bardziej, że opowiadanie zaczęłam czytać niemal do razu, gdy się pojawiło. Z reguły nie czytam opowiadań, które jeszcze nie zostały zakończone. Zbyt wiele razy ciekawie zapowiadający się tekst został porzucony przez autora i zniechęciło mnie to do ich czytania. Myślę jednak, że akurat ciebie można obdarzyć zaufaniem. Udowodniłaś to już kilkoma szybko zakończonymi opowiadaniami. No, zastrzeżenia może budzić opowiadanie z bloga "Mrok w mojej duszy", ale to uznam za wypadek przy pracy, lub przeoczenie ;)
    Pomysł napisania opowiadania, którego bohaterami byłyby istoty piekielne nie jest specjalnie odkrywczy. Motyw aniołów i demonów dość często poruszany, zwłaszcza w fanfiction do Supernatural ;) Tym niemniej z polskimi diabłami, a zwłaszcza z ich potomkami (ewidentnym przedstawicielem jest tu Dominik, krewny i dziedzic czarta Rokity), jeszcze się nie natknęłam.
    Ale dość tego kadzenia, najwyższa pora, żeby pierwsza czepialska wśród twoich czytelniczek/czytelników zabrała się do roboty ;)
    Zasugerowałabym linijkowe odstępy w kilku miejscach. Pierwszą między telefonem do kancelarii, a pojawieniem się w niej. drugą przed "Następnego dnia..."
    "Na ulicy Złotej w Krakowie była maleńka kwiaciarnia. Zawsze świetnie zaopatrzona, można w niej było kupić najpiękniejsze kwiaty w całym mieście. "
    Niby nic, ale postawiłabym "Była" na początku drugiego ze zdań.
    "Niestety od kilku miesięcy kupujących było coraz mniej."
    Przecinek po "Niestety"
    "jego płomienną czuprynę"
    Się znaczy, że zamiast włosów płonął mu na głowie ogień? "jego płomiennorudą czuprynę"
    "i tak co drugi przechodzień się za nim i oglądał"
    Po co to "i" przed "oglądał"?
    "Monika z westchnieniem otwarła mu drzwi."
    Otworzyła?
    "małego cosika"
    małego cośka? Ech, i tak obie formy są niepoprawne, bo takie słowa nie istnieją...
    W testamencie brakuje przecinków. "Ja, Ksawery Rokita, przekazuję (...) jedynemu krewnemu, Dominikowi Rokicie." Trochę dziwnie się też czyta polskie znaki, które znacznie się różnią od reszty dokumentu.
    "Na studiach musiał zarabiać na swoje utrzymanie, kiedy jego koledzy jeździli na wakacje, on zbierał truskawki w Szwecji, żeby potem miał za co opłacić czynsz."
    "... więc kiedy..." lub "...utrzymanie. Kiedy..."
    "Śpiewali przekrzykując się nawzajem piosenki disco polo, które akurat leciały w radiu. "
    Przekrzykując się nawzajem śpiewali piosenki disco polo, które akurat leciały w radiu.
    Swoją drogą, dlaczego to musiało być akurat disco polo? To chyba najgorszy i najbardziej obciachowy nurt muzyczny...
    "a Krakowie przecież"
    a w Krakowie
    "Jakaś starsza pani sprzedająca lody w parku dokładnie wyjaśniła im jak tam dojechać, kiedy mieli już odejść kobieta złapała Dominika za rękę."
    ... tam dojechać, a kiedy...
    "Lucyfer ukłonił się głęboko, uklęknął jak kazał obyczaj przed swoim panem"
    No to ukłonił się, czy uklęknął?
    "Do twarzy ci w kolorkach"
    Jakich kolorkach? Myślę, że dobrze by było zamiast "w kolorkach" użyć słowa "w czerwonym", lub "w rumieńcach", czy jakoś tak...
    Do następnego rozdziału,
    Ariana_86

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, na temat diso polo, to mam swoją teorię. Niby nikt go nie słucha, wszyscy na niego psioczą, ale jak przyjdzie co do czego, jakimś cudem każdy zna słowa tych piosenek. Myślę więc, że nucą je po kryjomu na przykład w samochodzie.:))

      Usuń
  11. Świetny prolog, uwielbiam opowiadania w takim klimacie...Kurczę, już lubię Lucyfera, jest słodki...Dobra, lecę czytać dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  12. "Ludzie mówią w takim wypadku, że duch ich przeleciał." A, nie zgwałcił?
    Azusa

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, polubilam już tutesze postacie, Monika- świetna z niej przyjaciółka, a Dominik och na pewno sporo bedzie ciekawych sytuacji, a ta sytuacja między Belzebubem, a Lucyferem dość ciekawa, czyżby tutaj coś było na rzeczy?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Zośka

    OdpowiedzUsuń