Luis obudził się o drugiej w nocy, pomacał miejsce
obok siebie. Było zimne i puste. Na podwórku ktoś wrzeszczał, a potem rozległy
się głuche uderzenia. Najwyraźniej pod furtką do jego domu trwała bójka.
Zawołał męża - nikt mu nie odpowiedział, zajrzał do sypialni syna – nikogo nie
było. Zdenerwowany, w samej piżamie wybiegł z mieszkania na ulicę, gdzie
zobaczył Avgara i Zolliego okładających się zapamiętale pięściami. Avis za to
stał w dziwnej pozycji, chwiał się niczym drzewo na wietrze i trzymał się
płotu.
- Wy cholerni macho! Już ja was nauczę rozumu! –
wrzasnął Luis, chwycił węża ogrodowego i odkręcił kran. Silny strumień wody pod
ciśnieniem skierował wprost na walczących mężczyzn. Zbił ich z nóg i przewrócił
na ziemię. Avgar chciał się poderwać, ale mąż powalił go jeszcze raz. – Ty,
wynocha! – wskazał na Zolliego, który trzymał się za oko, które puchło w
zastraszającym tempie.
- Gdzie?! Jeszcze z tobą nie skończyłem szczeniaku!
– ryknął demon, którego wściekłość nadal nie opuściła, mimo że cały ociekał
wodą i nawet zaczął szczękać zębami.
- Zajmij się lepiej swoim synem, ledwie trzyma się
na nogach, ty furiacie! – Luis wskazał na Avisa, który nagle pochylił się
gwałtownie do przodu i zaczął wymiotować, po czym upadł na kolana.
- Kochanie – Avgar natychmiast przestał warczeć na
sąsiada i podbiegł do syna. Jego maleństwo miało pierwszeństwo, przed tym zboczonym
mechanikiem, z którym rozprawi się innym razem. Mrucząc pod nosem, wziął syna na ręce i
poszedł z nim do domu. Jasnowłosy aniołek cuchnął niczym żul z
miejscowego baru. Będzie musiał jutro przeprowadzić z nim poważną rozmowę.
***
W tym samym
czasie Damon miał zupełnie inne problemy. Udało mu się co prawda dotrzeć bez
przeszkód do pałacu, ale kiedy położył Patryka na łożu w jego sypialni zaczęły
się problemy. Nie chciał, aby ich mała wyprawa się wydała, bo obaj mieliby
potem niepotrzebne kłopoty. Rodzice już i tak byli na nich źli, nie było sensu drażnić ich jeszcze bardziej. Rudzielec miał jednak na ten temat odmienne zdanie. Najpierw
zaczął śpiewać smętną balladę razem z zawodzącym w radiu piosenkarzem, a potem
łzy zaczęły cieknąć mu po twarzy i zaczął szlochać.
- Nikt mmnie nnie kkocha – jąkał się pochlipując w
rękaw koszuli. – Nnawet mamuś wysłał mmnie do obcego pałacu. Kkto mi rano
upiecze bułeczki z cynamonem?
- Głuptas – książę położył się obok i
przytulił do siebie pijanego nieszczęśnika. – Poproszę kucharza, to ci zrobi
takie same – głaskał go uspokajająco po plecach.
- Nnaprawdę? – czarne, zamglone oczy wpatrywały się w niego uważnie. Nawet taki pijany i śmierdzący wódką, wydawał się
mężczyźnie niesamowicie słodki i pociągający. – Ddamon też mnie nie kkocha,
wiesz? – wymamrotał. Książę w tym momencie doszedł do wniosku, że narzeczony go nie
poznaje i zwierza niczym komuś zupełnie obcemu.
- Na pewno cię kocha, przecież się z tobą żeni –
próbował uspokoić mażącego się chłopaka, który położył mu głowę na torsie i
potarł o niego policzkiem.
- Wwcale nie, jak ppierwszy raz się zobaczyliśmy, to
powiedział, że jestem brzydki i chciał wymienić. Myślałem, że zostanie moim
pprzyjacielem, a on mnie wyśmiał, bo mam rude włosy.
- Na pewno tego żałował. Nie możesz mu całe życie w
wypominać tych kilku pochopnych słów – tłumaczył mu łagodnie, zaskoczony, że
nadal tak mocno przeżywa dziecięce kłótnie.
- Nieprawda, nie były pochopne. Ppotem nazwał mnie wiewiórem,
marchewką i chciał kupić całusa za szmatki, jakby moje serce było na sprzedaż – nie odpuszczał Patryk. Wspomnienia
wracały równie żywe jak kilka lat temu i nadal bolały. – A jja chciałem
żeby mnie polubił i przeprosił za te paskudne słowa. Czy wiesz ile dni nie
chciałem potem wyjść z domu, bo myślałem, że jestem nnajbrzydszym chłopcem w
mieście? Tak szkaradnym, że nawet narzeczony mnie nie chciał! – wyszeptał, a
jego smukłe plecy zaczęły drżeć.
- Co ty sobie ubzdurałeś? To nie było tak! – Damon okrył
go kocem i przygarnął jeszcze bliżej do siebie.
- A jak? – pełne łez, czarne oczy popatrzyły na
niego z ciekawością.
- Niemądry książę wyobraził sobie, złotowłosą
księżniczkę o błękitnych oczach. Taką jak pokazują w większości baśni, dlatego
na widok narzeczonego tak głupio zareagował. Potem doszedł do wniosku, że rude
włosy są ładniejsze niż blond, ale krzywda już się stała, a on był zbyt dumny
by przeprosić.
- Ale on kazał mi się pocałować! Nie poprosił, nawet
nie powiedział, że mnie lubi, tylko wydał rozkaz jak książę. Pewnie się chciał
zabawić moim kosztem – westchnął smutno.
- On wtedy myślał jedynie o twoich ustach i o tym
jak słodko wyglądają, kiedy je przygryzasz – dotknął delikatnie, czubkami
palców jego warg. – Nie miał niczego złego na myśli.
- Potem się chyba obraził, bo już nie próbował się
do mnie zbliżyć. Więcej wiedziały o nim gazety, niż ja, jego narzeczony. Ciągle
pisały o jego nowych kochankach. Wiesz jak płakałem nad tymi zdjęciami? Każdy
inny był lepszy niż ja. Miałem wyjść za mężczyznę, który mnie nie chciał, nie
lubił i uważał za brzydala. Nawet dzień przed zaręczynami obmacywał się z jakimiś
tancerzami - chłopak wpełznął pod koc tak, że widać było tylko jego pełne smutku,
ciemne oczy.
- Patryk, odtrącałeś go, każdym spojrzeniem i
gestem! Co miał robić? Myślał, że go
znienawidziłeś – wyszeptał mu wprost do ucha. – Nie wiedział jak to naprawić i
kiedy zostawał sam, ściągał maskę i rozpaczał równie mocno jak ty.
- Naprawdę?
- Naprawdę!
- Damon… Chodźmy już spać. I… Też cię kocham –
Patryk ziewną szeroko, przywarł do niego i zamknął oczy. Książę leżał
nieruchomo z otwartymi niemądrze ustami. Był przekonany, że chłopak jest ledwie
przytomny i wcale go nie poznaje. Alkohol poluzował bariery, jakimi zwykle się otaczał. W tych niezwykłych
okolicznościach, wyznali sobie rzeczy, które normalnie żadnemu z nich nie
przeszłyby przez gardło. Serce księcia zaczęło bić jak szalone, kiedy
uświadomił sobie w pełni, co narzeczony do niego powiedział.
- Ten uparty
rudzielec mnie kocha! Naprawdę kocha! – wirowało mu w głowie i odbijało się
echem w każdej najmniejszej komórce jego ciała. Radość dosłownie chwyciła mężczyznę za
gardło i omal nie rozsadziła mu piersi. Będzie mógł wziąć go w ramiona i nigdy nie
wypuszczać. Tulić i pieścić do utraty tchu. Spędzać każdy dzień, patrząc mu z
bliska prosto w oczy i trzymając jego dłoń. Zwyczajnie nie mógł uwierzyć w swoje
szczęście. Coś jednak nie dało mu spokoju, maleńka, ale
dokuczliwa rysa na tym pięknym obrazie.
- Patryk śpisz?
- Nie, bo mi nie dajesz - chłopak był już na granicy snu.
- Powiedz, dlaczego pozwoliłeś się pocałować
Avisowi? Skoro mnie kochasz, to powinieneś go odepchnąć! – ta scena z dzisiejszej
nocy wyjątkowo mocno utkwiła Damonowi w pamięci. Było w niej coś, co bardzo go
zaniepokoiło.
- Był taki ciepły, pachniał lasem i świeżo zerwanymi
poziomkami. Jego ramiona zawsze oznaczały bezwarunkowe uczucie i bezpieczeństwo.
Jest niezwykły, zawsze był dla mnie kimś ważnym – wymruczał Patryk na wpół śpiąc.
Nie zdawał sobie sprawy, że Damon właśnie poczuł, jakby wbił mu nóż w samo
serce. Zazdrość natychmiast zaczęła zatruwać mu myśli. Jaki on głupi! Wyobrażał
sobie, że Patryk faktycznie go kocha. Może lubi, ale nie tak, jak tego
jasnowłosego głuptasa. Teraz to jemu łzy zakręciły się w oczach. Odwrócił się
plecami do narzeczonego i w milczeniu przeżywał gorycz porażki. Zaczekał aż
chłopak mocno zaśnie i poszedł do swojego pokoju. Za nic na świecie nie chciał,
by zobaczył jak bardzo cierpi. Położył się na łóżku, zwinął w kłębek i zacisnął zęby na poduszce, by nie zacząć szlochać niczym bezradnie dziecko. Podkulił pod siebie jasną kitkę, która zwisała
smętnie jak niepotrzebny nikomu strzępek futerka. Jeszcze kwadrans temu miał
wrażenie, że udało mu się dotknąć nieba, tym mocniej przeżywał teraz upadek na
samo dno piekła, gdzie rządził żółtooki potwór zazdrości.
***
Avis obudził się rano w całkiem dobrej
kondycji, jak na to, co wyprawiał w nocy. Wziął prysznic, ale bał się zejść na
śniadanie. Pamiętał jak przez mgłę awanturę przed domem. Zupełnie nie rozumiał,
dlaczego ojciec bił się ze sąsiadem i gdzie się podział interesujący
nieznajomy, który wyniósł go z klubu. Powinien mu podziękować za pomoc. Ale
jak? Nie wiedział nawet jak się nazywa.
- Kochanie, zejdź na dół. Ojciec cię nie zje,
przynajmniej nie dzisiaj – usłyszał z parteru okrzyk mamusia Luisa. Ze
spuszczona głową, jak na porządnego winowajcę przystało wszedł do kuchni i
usiadł za stołem.
- Dzień dobry – wyszeptał nieśmiało.
- Masz nam coś do powiedzenia na temat swojego
zachowania? – zapytał Luis groźnie i machnął mu przed nosem ubijaczką do piany.
- Pprzepraszm…? – wyjąkał chłopak i wbił oczy w
obrus.
- Przepraszam i tylko tyle?! – warknął wściekle
Avgar. – Masz szczęście, że nic ci się nie stało! Upiłeś się jak kretyn do nieprzytomności!
- Nie krzycz na dziecko awanturniku – Luis tym razem
pogroził mężowi. - Ktoś, kto napada na bezbronnych ludzi nocą, nie ma prawa głosu!
- Ale słońce…
- Ty mi tu nie słońcuj! Kiedy nauczysz się najpierw
myśleć, potem atakować?! – mężczyzna w fartuszku potrząsnął ubijaczką i
ubrudził sobie usta, kremem do naleśników.
- Tatusiu, zrobiłeś coś Zolliemu?! – Avis wbił w
demona oskarżycielskie spojrzenie. – Jak mogłeś?! – wargi chłopca natychmiast przybrały kształt podkówki.
- Gdyby nie był synem Ostrowskiego już dawno wyprułbym
mu flaki za to, jak cię traktuje – mruknął lekko zmieszany mężczyzna. – Poza tym
nic mu nie jest, ma tylko śliwę pod okiem i może złamanych kilka żeber –
wzruszył ramionami.
- Co takiego?! – Chłopiec przestraszony poderwał się
na równe nogi. – Jesteś okropny! – rzucił ojcu i wybiegł w kapciach z domu.
- Brawo! Jesteś mistrzem dyplomacji! – Luis walnął
go ścierką w plecy. – Udało ci się śmiertelnie nastraszyć syna i zamiast odciągnąć
od tego drania, który go krzywdzi, posłałeś prosto jego ramiona!
-A skąd ja mogłem wiedzieć, że tam poleci? Ostatnio
przecież twierdził, że go nienawidzi! – popatrzył na niego zdziwiony.
- Och, nie ma już do ciebie siły… – jęknął i pokręcił
głową, wznosząc błagalnie oczy do sufitu.
- Nie potrzebujesz siły, mam jej za nas dwoje –
Avgar porwał męża na kolana i pocałował czule, prosto w lepkie od słodkiego kremu
usta. – Dobre – objął go mocno ramionami. – Myślę, że powinniśmy wrócić do
łóżka. Na zewnątrz jest zimno, mokro i w ogóle do niczego… Poza tym Avis jest dorosły i chyba sobie bez nas chwilę
poradzi.. - wziął , rozbawionego jego pokrętnym rozumowaniem, Luisa na ręce
i ruszył z nim w stronę sypialni.
***
Avis wpadł
do domu Ostrowskich jak mała bomba. Zobaczył Zolliego w samych tylko jeansach,
z nagim, obandażowanym torsem, jak schodził po schodach na parter. Na chwilę
zapomniał, że go nienawidzi i zagapił się na pięknie wyrzeźbione mięśnie.
Mężczyzna z satysfakcją zauważył, że zielone ślepka błądzą łakomie po jego
ciele i uśmiechnął się pod nosem.
- Przyszedłeś mnie zjeść na śniadanie, czy pomoc w
zrobieniu opatrunku? – rozbawiony głos sąsiada wybił chłopaka z transu.
- Chciałem cię przeprosić za ojca – pisnął nieśmiało
Avis, zawstydzony, że przyłapano go na gorącym uczynku. – Nie wiem co w niego
znowu wstąpiło. Jest taki porywczy – westchnął i poszedł za nim do łazienki. –
Daj, umiem to zrobić – wziął od niego środek do dezynfekcji i plastry.
- Na pewno? – Zolli z rozmyślnie, przybliżył swoją
twarz do ślicznej buzi chłopaka. Poczuł na sobie jego oddech i zobaczył jak
oblewa się ognistym rumieńcem. Wygodnie rozsiadł się na brzegu wanny i poddał
drobnym dłoniom, które delikatnie zaczęły odwijać bandaże. Każdy jego gest
odbierał jak przyjemną pieszczotę.
- Nie rób takiej miny, bo sam się będziesz opatrywał
– nie wytrzymał w końcu Avis, któremu robiło się coraz cieplej, a kolana jakby mu zmiękły.
Miał ochotę też coś z siebie ściągnąć.
- Jakiej? – Zolli udawał, że zupełnie nie wie o co
mu chodzi.
- Jak kocur, który zobaczył spodek śmietany i
zastanawia się, jak się do niej dobrać – pokazał mu koniuszek języka, co wcale
nie było mądrym posunięciem.
- A mogę się do niej dobrać? – złapał go za rękę i pociągnął
do siebie.
- Myślę, że wypiłeś już w życiu sporo śmietany i w
głowie ci się od tego pomieszało – odezwał się poważnie Avis i wyrwał mu
stanowczo dłoń. – Uspokoisz się czy mam wyjść?
- Będę grzeczny, słowo – Zolli zmarkotniał, bo
zrozumiał, że zdobycie chłopaka wcale nie będzie takie proste jak myślał. –
Boli – syknął, kiedy zaczął odkażać jego ranę.
- Jeszcze chwila – chłopiec zaczął naklejać
opatrunek. Był przy tym tak blisko, że mężczyzna mógłby dotknąć ustami jego
smuklej szyi. Z wielkim trudem się powstrzymał, bo wiedział, że spełniłby bez
wahania swoją groźbę. Nie tak łatwo wymazać z pamięci lata obojętności. Coraz lepiej rozumiał, jak niemądrze się zachowywał. – Poznałem wczoraj
kogoś ciekawego, ale niestety się nie przedstawił. Nie mam pojęcia jak go
odnaleźć.Myślisz, że ten barman może go znać? – Avis sprytnie zmienił temat.
Musiał znaleźć coś, cokolwiek, co uratuje go przed tym mężczyzną. Sympatyczny
nieznajomy idealnie się do tego nadawał.
- Myślę, że to doskonały pomysł. Jeśli tylko jest
bywalcem klubu, to z pewnością coś ci o nim powie, skoro tam pracuje – w głowie
Zolliego zaczął lęgnąć się plan.
Świetny rozdział. Czekam na więcej. Mam nadzieję, że wszystko sie ułoży dobrze:)
OdpowiedzUsuńI fajne, i smutne.
OdpowiedzUsuńWszystko dobrej myśli...
Ewa
Wspaniała notka.
OdpowiedzUsuńPatryk i Damon są tacy uparci. To wszystko było bardzo smutne. Mam nadzieje że Patryk wyjaśni Damonowi wszystko to o Avisie również. No i że książę się nie podda bo oni coraz bardziej do siebie pasują i trzymam za nich kciuki:)
Avis że tak szybko poleciał do sąsiada mimo swoich zapewnień że już go nie kocha.. sama nie wiem. Ale muszę przyznać że scenka opatrywania była słodka i cieszę się że Zolli cierpi. Dowaliłabym mu jeszcze bardziej. No bo skąd on na pewność że mały mówi o nim? Nie było go tak cały czas do tego się zagadał. Coś jest za bardzo pewny siebie. Mimo to czekam na jego plan. Tylko ja bym go jeszcze podręczyła:)
Cieszę się że nie zapomniałaś chociaż o jednych rodzicach:) Ale mam cichą nadzieje że zobaczymy jeszcze Beza i Lu oraz Dominika i Juliana.
Dużo dużo weny i chęci:)
Ajj to było urocze!!
OdpowiedzUsuńWystraszyłam się nieco Avgara... że zrobi z Zolliego miazgę, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło:)
Natomiast co do Avgara,, on się nigdy nie zmieni... haha lgnie do Luis'a jakby był nastolatkiem i buzowały w nim hormony haha:)
Zolli i Avis będą idealną parą,,, zmieniony chłopiec da nieźle popalić młodemu mężczyźnie i dobrze bo zasłużył... ale jak widać Zolli ma już plan;) A ja się domyślam jaki :D hihi
A Patryk i Damon... aww sam miód i maliny, ale niestety Damon źle odebrał wyznanie chłopca o swoim przyjacielu... mam nadzieję ,że wszystko się między nimi ułoży i na trzeźwo sobie wszystko wyjaśnią ;3
Nie mogę się już doczekać nowej notki, gdy Zolli wcieli w życie swój plan ;)
A co do Avgara,, mam nadzieję, że się nieco uspokoi, jego synek jest dorosły, dojrzał, powinien się cieszyć, że ma tak ślicznego młodzieńca za synka <3 awww,, na szczęście jest Luis, który zawsze pomoże synkowi i uratuje przed zaborczym ojcem xD
Przeczytałam rozdział 3 razy,,, i chce dalej :)
Informuj mnie na bieżąco... czekam z niecierpliwością <3
Twoja Maru;3
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział jest świetny, Avgar bardzo troszczy się o swojego synka, i nikomu nie pozwoli go skrzywdzić.... Damon trochę za bardzo zinterpretował słowa Patryka, z czego wyszło, że on kocha Avisa.... no cóż w tym momencie zrobiło mi się bardzo smutno Damona...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia