Lucyfer zerknął na Belzebuba. Widział jak zaciska
zęby, aby nie wydać z siebie żadnego upokarzającego dźwięku. Uparty i dumny do
samego końca, nigdy nie okazywał najmniejszej słabości. Doskonale wiedział jak bardzo musi teraz
cierpieć. Ogon u czarta był bardzo wrażliwy. Diabły pozwalały go dotknąć tylko
osobie, której ufały i pozostawały z nią w intymnych stosunkach. Książę udał
się do łazienki i wrócił stamtąd po chwili z niewielką apteczką. Usiadł na
łóżku obok męża, który przyglądał mu się z niepewną miną. Trzymał w ręce ogon z
którego kapała krew.
- Pokaż, trzeba to opatrzyć – Ujął delikatnie jego
kitkę i rozwarł zaciśnięte na niej palce. Rana rzeczywiście była dość głęboka.
Dominikowi udało się wyszarpać też sporo czarnej sierści. Widać było, że wie co
robi i nie pierwszy raz zakłada opatrunek. Gdy skończył, związał końcówki
bandaża na fantazyjną kokardę. –Za parę dni nie będzie śladu. – Zmieszał się
pod wpływem uważnego spojrzenia mężczyzny. Był zły na siebie za miękkie serce.
Nie powinien temu draniowi okazywać ani odrobiny współczucia.
- Dziękuję Lu – Belzebub złapał go za rękę. Pochylił
się i wtulił w nią usta w czułym pocałunku. Była taka drobna i krucha w
porównaniu z jego dużą dłonią. – Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz to co
zrobiłem. Nie chcę byś się mnie bał. Za każdym razem jak wzdrygasz się na mój
widok zaczyna mnie coś kłuć w piersiach.
- Och, może to już koniec? Czy jest jakaś szansa, że
umrzesz, a ja zostanę młodym wdowcem? – zapytał złośliwie Lucyfer, mierząc go
lodowatym wzrokiem.
- Na razie całkiem rześko się czuję. Za to mam ogromną
ochotę dorwać tego małego rudzielca i sprawić mu porządne lanie. Skąd Boruta
wytrzasnął takiego narwańca? – mężczyzna nie miał najmniejszej ochoty wypuścić
ciepłej łapki. Wodził po niej łakomymi ustami. Niestety trochę go poniosło i
ukąsił miękką skórę, która wyglądała tak apetycznie. W tym momencie Lucyfer
mocno się zaczerwienił i wyrwał mu rękę.
- Jak śmiesz! – prychnął na niego wyniośle. – I nie
waż się skrzywdzić Dominika, on tylko stanął w mojej obronie! Za to twój kumpel
ruszył się dopiero jak na niego wrzasnąłeś – dodał z satysfakcją. Miał zamiar
wyjść z pokoju, ale poczuł, że coś nadal go trzyma. Obejrzał się za siebie i
spłonął ciemnym rumieńcem. Niepoprawna jasna kitka okręciła się wokół czarnego
ogonka i czule go gładziła. Dobrze, że nie miała ust, bo na pewno by go
podmuchała i pocałowała, żeby przestało boleć.
- Ty wredny zdrajco – burknął zawstydzony książę i zaczął odplątywać małego
łobuza. Władca przyglądał się temu coraz bardziej rozbawiony. Nie kiwnął ani
jednym palcem, aby mu pomoc. Mimo cierpienia, dotyk męża sprawił mu ogromną
przyjemność, a do jego serca nieśmiało zawitała nadzieją, że może wszystko się
jeszcze ułoży.
Lu w końcu udało się wykonać swoje niełatwe zadanie i ściskając w rękach
swoją kitkę wyszedł z pokoju, mrucząc pod nosem coś o nielojalnych, kudłatych
potworkach.
***
Boruta dotarł do swojego zamku cały brudny i spocony. Pod pachą niósł
wierzgającego i klnącego jak szewc Dominika, który jak tylko wyszedł z komnaty
Lucyfera zaraz za drzwiami zmienił zdanie i chciał tam wrócić, by dokończyć
dzieła. Wojewoda musiał go mocno trzymać i przy okazji zatkać rozwrzeszczany
pyszczek. Lepiej żeby nikt nie usłyszał co wygadywał na temat Władcy Piekieł.
Całą drogę zastanawiał się co zrobić z tym utrapieńcem. Musiał go nauczyć
dobrych manier, bo mogło się to dla niego źle skończyć. Nie wszyscy na dworze
byli wyrozumiali. Belzebub też nie słynął z tolerancyjności. Na pewno nie pozwoli
chłopakowi na podważanie jego autorytetu. Zatargał awanturnika do swojej
sypialni i zamknął go tam na klucz. Przyszedł mu do głowy pewien niecny pomysł.
Ostatnio dostarczono mu szereg najnowszych wynalazków z dziedziny erotyki.
Lubił takie gadżety i miał ich spory zbiorek. Uśmiechnął się pod nosem i udał
do swojego gabinetu. Ze skrytki w ścianie wyciągnął śliczną skórzaną obróżkę
nabijaną srebrem. Z przodu miała maleńki dzwoneczek.
Dominik siedział na łóżku wściekły jak osa. Nie mógł zapomnieć bladej
twarzy Lucjusza i smutku w jego oczach. Ogromnie żałował, że nie udało mu się
urwać tego cholernego ogona. Miałby cham pamiątkę na całe życie. Obszedł pokój
dookoła sprawdził okna i drzwi. Niestety nie było szans na ucieczkę. Stanął na
środku komnaty zgrzytając zębami.
Julian wrócił do sypialni w świetnym humorze. Miał nadzieję, że nauczy
porywczego narzeczonego kilku zasad i w dodatku, będzie miał gratisowo niezłą
rozrywkę.
- Jak mogłeś mnie tu zamknąć?! – wydarł się Dominik. – To teraz nie tylko
za narzeczoną, ale też za niewolnika będę robił?!
- Ależ skąd – Julian posłał mu czarujący uśmiech – mam nawet dla ciebie
prezent. Pozwól, że ci przymierzę – zanim zdążył otworzyć buzię zapiął mu na
szyi obróżkę.
- Co to
takiego? Smycz też masz? – szarpnął za ozdobę, ale nie udało mu się jej zerwać.
Zaczął nerwowo majstrować przy zameczku. – Natychmiast mi to zdejmij!
- Nie złość
się tak, bardzo ładna prawda? Tylko ja mogę ją odpiąć, więc się nie wysilaj. To
nie jest zwykłe świecidełko. Musisz nauczyć się nad sobą panować oraz poznać
etykietę panującą na dworze. Masz paskudny charakterek i już narobiłeś sobie
poważnych kłopotów. Nie pozwolę by stała
ci się krzywda – tłumaczył spokojnie czart. – Obiecuję, że użyję tego
tylko wtedy, gdy mnie nie posłuchasz.
- Juleczku –
zaczął Dominik, robiąc słodką minkę – żartujesz sobie? Zabierz to, będę
grzeczny jak aniołek – zbliżył się do zaskoczonego jego zachowaniem czarta i
delikatnie pogładził po policzku. Ponętne usta
chłopaka znalazły się tak blisko, a zielone oczy patrzyły tak błagalnie,
że wojewoda omal się nie załamał. W porę jednak odsunął się i odetchnął
głęboko.
- Chcesz
zobaczyć jak to działa? – zerknął szelmowsko na narzeczonego.
- Co ty
kombinujesz? – zapytał zaniepokojony chłopak i w tym momencie usłyszał cichy
brzęk dzwoneczka. Poczuł najpierw delikatną, a potem coraz silniejszą wibrację
w dolnych partiach ciała. Miał wrażenie, że czyjeś drżące palce dotykają jego
penisa i wprawnie go masują. Stwardniał w ciągu kilkunastu sekund. – Szlag! Przestań
– jęknął cały czerwony i zasłonił rękami krocze. Stojący na baczność członek
wyraźnie odznaczał się w cienkich, materiałowych spodniach.
- Jutro są
urodziny Belzebuba. Musimy na nie iść. Masz się zachowywać bez zarzutu, bo jak
nie, to będziesz cały wieczór prezentował broń i wydawał kompromitujące
odgłosy. Uwierz mi, goście będą zachwyceni – Boruta otworzył drzwi. –
Odprowadzę cię, już późno. - Ruszył przodem nie czekając na odpowiedź
narzeczonego. Widok zarumienionego chłopaka mocno podziałał na jego wyobraźnię,
nie mówiąc już o wrażliwych częściach ciała. Czuł, że gdyby usłyszał jeszcze
kilka tych podniecających dźwięków, to nie wiadomo jak by się to skończyło. Nie
miał zamiaru iść w ślady władcy i rzucić się na Dominika. Spacer po świeżym
powietrzu powinien go nieco ostudzić i rozwiązać pewien nabrzmiały problem.
Szli w
milczeniu. Naburmuszony Rokita dreptał obok i posyłał czartowi złe spojrzenia.
Na razie nie miał wyjścia. Musiał tańczyć jak zagra mu ten spryciarz.
Zastanawiał się, kto może mu pomóc pozbyć się tego paskudztwa. Ze wszystkich
znajomych jedynie Lucjusz przyszedł mu do głowy. Koniecznie będzie musiał z nim
porozmawiać na osobności.
***
Amira była
załamana, siedziała w ostatniej ławce i z rozpaczą rozglądała się po klasie.
Miała wrażenie, że jest na innej planecie. Wszyscy gapili się na nią jak na
kosmitkę. Wyglądała jak zwykle i nie mogła pojąć o co im chodzi. Długie włosy
upięła w wysoki kucyk. Oczy podkreśliła ciemną kredką. Czarne jeansy opinały
długie nogi. Do tego glany, koszulka z zakrwawionymi wampirzymi kłami z przodu
i skórzana kurtka. Co w tym było takie dziwnego? Dziewczyny szeptały między
sobą, a chłopcy mierzyli ją taksującym wzrokiem. Lekcja organizacyjna była
straszliwie nudna. Jak tylko nauczycielka wyszła Amira została otoczona ze
wszystkich stron przez ciekawskich. Pytania padały jedne po drugich, a ona
zaczęła doświadczać lekkiego ataku paniki.
- Mieszkasz
w Czarcim Jarze?
- Czy to
prawda, że Boruta ma w piwnicy skrzynię ze złotem?
- Zaprosisz
nas na którąś ze słynnych imprez jakie organizuje twój wujek?
- Pijecie na
śniadanie krew dziewic?
- Fajne
cycki, który to rozmiar? – wysoki brunet wyciągnął rękę. Dziewczyna zwinnie się
odchyliła i poczerwieniała. Napięcie zaczęło w niej narastać, a wzburzona krew
uderzyła do głowy. Lęk minął jak ręką odjął zastąpiony wściekłością na tą bandę
chamskich dzieciaków, które najwyraźniej bawiły się jej kosztem.
- Pewnie masz niezłe doświadczenie? Umów się ze
mną chętnie się czegoś od ciebie nauczę – odezwał się bezczelnie rosły blondyn,
kapitan miejscowej drużyny koszykówki i bożyszcze szkoły. W Amirze aż
się zagotowało, wzięła zamach i trafiła chłopaka podkutym butem prosto w
roześmianą gębę.
- Aa… ! - zapiszczał
niezbyt męsko. – Wariatka!- Jego policzek natychmiast zaczął puchnąć w
zastraszającym tempie.
- Do
dyrektorki, natychmiast! – nauczycielka od biologii już z daleka słyszała
odgłosy awantury. Podeszła bliżej, widząc co się dzieje chwyciła dziewczynę za
ucho i mocno pociągnęła.
- Nie ma
sprawy, tylko mnie puść jędzo! – warknęła Amira.
- Widzę, że
mamy nowy, ciężki przypadek – kobieta pokręciła tylko głową. – Ciekawe z ilu
szkół już cię wyrzucili.
Dziewczyna
obrzuciła ją nienawistnym wzrokiem i bez słowa udała się do łazienki. Tam doprowadziła
się do porządku i trzęsącymi rękami poprawiła makijaż. Kiedy już wpadła w gniew
niełatwo jej się było opanować. Czasem nosiło ją godzinami zanim emocje opadły.
Szybko odnalazła gabinet, ale nikogo w nim nie było. Sekretarka kazała jej
zaczekać pod drzwiami. Stanęła w oknie i wyciągnęła papierosa. Zaciągnęła się
kilka razy.
- Tu nie
wolno palić – usłyszała za sobą cienki głosik. Odwróciła się i zobaczyła
niewysoką, drobną blondyneczkę.
- A ty co,
miejscowy strażnik? – pchnęła smarkulę na ścianę. Ta poleciała do tyłu
bezwładnie i upadła na podłogę, uderzając głową o metalową skrzynkę wiszącą
obok na ścianie.
- Amira! –
rozległ się za nią chłodny głos dyrektorki. – Idź do domu i wróć tu jutro ze
swoim opiekunem! – pochyliła się nad jęczącą uczennicą, której z rozciętego
łuku brwiowego płynęła krew.
Dziewczyna
nie zastanawiając się dłużej chwyciła za plecak i pognała korytarzem. Nie
czekała na busa. Biegła jak szalona przez las kopiąc wszystko co napotkała na
drodze. Pierwszy dzień w szkole okazał się prawdziwą katastrofą. Wiedziała, że
tak będzie. Nigdy nie umiała się dogadać z rówieśnikami. Gdy dotarła na bagna
zatrzymała się dopiero na niewielkiej polance, na której po raz pierwszy
spotkała Monikę, swoją pierwszą i jedyną przyjaciółkę. Rzuciła się na trawę
wyjąc z wściekłości. Okładała pięściami ziemię aż opadła z sił. W pewnym momencie
usłyszała znajome kroki i poczuła na głowie ciepłą dłoń.
- Ami, co
się stało? – usiadła i zobaczyła klęczącą obok siebie przyjaciółkę. Błękitne
oczy patrzyły na nią z troską. Łagodny to podziałał na nią jak balsam. Poczuła
jak napięcie ją opuszcza. – Chodź i opowiedz mi o tym! – Monika wzięła ją za
rękę i pociągnęła, stawiając ją do pionu. – Trochę sobie ważysz mała – mrugnęła
do niej.
- Ty chyba
nie sugerujesz, że przytyłam? – burknęła Amira.
- Jakbym śmiała? – uśmiechnęła się niewinnie
dziewczyna. – Gadaj co narozrabiałaś! – usiadły razem na zwalonym pniu drzewa. Słuchała słów
przyjaciółki i z każdym słowem pochmurniała coraz bardziej. Nie mogła uwierzyć,
że ta słodka istota potrafiła być tak agresywna. Znały się już trochę i zdawała
sobie sprawę z jej wad - z wybuchowego, gwałtownego usposobienia,
nieustępliwości i złośliwości. Z drugiej strony potrafiła być miłą,
inteligentną towarzyszką. Nigdy się razem nie nudziły, lubiła spędzać z nią
czas. Miały podobne poczucie humoru i zainteresowania. Potrafiła się tulić do
niej jak mały szczeniaczek spragniony czułości. Jaka naprawdę była Amira? Czy możliwe
by tak bardzo pomyliła się w ocenie jej charakteru? W jej głowie powstał niezły
zamęt. W oczach pojawił się chłód i nawet sobie nie zdając z tego sprawy odsunęła
się nieco do tyłu.
Dziewczyna
natychmiast wyczuła zmianę jej nastawienia. Przestała mówić i wbiła w nią
uważne spojrzenie. Zauważyła rezerwę w zachowaniu.
- Też
uważasz, ze jestem zimną suką bez serca, prawda?!
- Myślę, że
przesadziłaś i dobrze o tym wiesz. Gówniarze zachowali się paskudnie,
zwyczajnie chcieli cię przetestować. Trzeba było ich po prostu wyśmiać, a potem
ignorować durne zaczepki. Ty zachowałaś się jak bezrozumne stwór! Zaatakowałaś,
raniąc dookoła wszystkich czy na to zasłużyli czy nie! – ostre, mocne słowa
przeszyły na wskroś serce Amiry.
- Jesteś
taka jak oni! – krzyknęła i zerwała się z pnia. Pchnęła zaskoczoną Monikę,
która zsunęła się na trawę tłukąc sobie tyłek. Patrzyła na nią nie próbując się
bronić. Szok i ból na jej twarzy ugodził dziewczynę mocniej, niżby jej oddała z
pięści. Złapała plecak i uciekła najszybciej jak potrafiła od tych smutnych
oczu z których właśnie uciekło całe ciepło. Zamknęła się w swoim pokoju i wyła
jak zranione zwierzę. Właśnie skrzywdziła jedyną osobę, na której naprawdę jej zależało. Na pewno nie będzie chciała już się z nią zadawać. Nie miała po co żyć.
***
Lucyfer
obudził się wczesnym rankiem. Poruszył się na próbę i z zadowoleniem
stwierdził, że tyłek coraz mniej go bolał. Dzisiaj były urodziny Belzebuba i z
racji tego święta, odbywał się w pałacu wielki bal, na którym niestety musiał być
obecny. Miał zamiar wymigać się chorobą i uciec stamtąd najszybciej jak się
dało. Spojrzał na śpiącego męża. Kłótnia kłótnią, ale w sprawie wspólnej
sypialni ten drań nie ustąpił nawet odrobinę. Od pamiętnej nocy trzymał ręce
przy sobie, ale sypiali w jednym łóżku. Oczywiście książę na samym kraju,
starając się nawet go nie dotknąć. Niestety jego ogonek miał na ten temat
odmienne zdanie. Drzemał sobie wygodnie, spleciony z czarną kitką, mając w nosie
kwasy swojego pana. Rozzłoszczony mężczyzna przystąpił do delikatnej
akcji odzyskania swojej własności, ze wszystkich sił starał się nie obudzić
władcy. Nie miał ochoty patrzeć na jego tryumfującą minę.
- Ty
przewrotna, włochata cholero – mruczał pod nosem – chcesz mnie wykończyć? Wstydu nie masz tak się mizdrzyć do tego kudłacza.
- Lu, z kim
ty rozmawiasz? – Belzebub szeroko ziewnął i spojrzał na męża rozbawiony.
- Nie patrz
tak na mnie, tylko zabieraj ode mnie tego oskubanego brzydala! – burknął niegrzecznie.
- Chyba się
lubią – mężczyzna z satysfakcją wskazał na tulące się do siebie ogonki.
- Też coś,
kitce pewnie coś się pomyliło we śnie! – udało mu się w końcu wstać. Obrzucił
zaśmiewającego się męża wyniosłym wzrokiem i dumnym krokiem wyszedł z pokoju.
***
Dominik
wlókł się za Julianem z markotną miną. Prawdę mówiąc bał się tego całego balu.
Przeczytał nawet grubą książkę o etykiecie, którą mu dał wojewoda. Starał się zapamiętać
jak najwięcej tych durnych zasad. W dodatku ciekawska Monika łaziła za nim i
dopytywała się o dziwną ozdobę na jego szyi. Za wszelką cenę chciała ją
przymierzyć i nie mogła zrozumieć dlaczego nie chce jej na to pozwolić. Wystrojony
i wyperfumowany czuł się niepewnie.
- Julian,
gdzie się tak śpieszysz! – krzyknął wreszcie za narzeczonym, kiedy zatrzymali się
w pałacowym holu. Nerwowym gestem poprawił włosy, spinka zaczęła się zsuwać z
ciężkich, rdzawych loków.
- Pozwól –
mężczyzna pieszczotliwym gestem ujął w dłonie jego włosy i zapiął nieposłuszną
ozdobę. – Wszystko będzie dobrze – szepnął mu do ucha prawie dotykając go
ustami. Ciepły oddech owionął wrażliwą małżowinę. Zmieszany Dominik zarumienił się
i odsunął. – Nie uciekaj – wojewoda, słysząc wypowiadane przez majordomusa swoje
nazwisko podał mu ramię. Weszli na ogromną salę wypełnioną po brzegi bawiącymi się gośćmi. Wiele głów odwróciło się
w ich stronę. Boruta przedstawiał narzeczonego po kolei swoim znajomym. Dominik
stał obok niego z miną aniołka i nieśmiało odpowiadał na pytania. Stał cały
czas blisko Juliana i nie odstępował go na krok. Wszyscy byli zachwyceni
ślicznym chłopakiem takim oddanym swojemu narzeczonemu. Ścigało ich wiele
zazdrosnych oczu. Wszystko toczyło się idealnie, zbyt idealnie. Belzebub
siedział na tronie, mając po prawej stronie młodego małżonka, który
najwyraźniej mocno się nudził. Ożywił się dopiero na widok podchodzącej do nich
znajomej pary. Julian ukłonił się nisko wypowiadając ciepłe życzenia do władcy
z którym przyjaźnił się prywatnie od wielu lat. Zerknął z podziwem na Lucyfera,
który wyglądał naprawdę olśniewająco. Tymczasem Dominik
tchórzliwie chował się za jego plecami. Bystre oczy władcy natychmiast go
dostrzegły.
- Twój
narzeczony jakiś strasznie nieśmiały się zrobił. Ostatnio był znacznie bardziej
odważny – zwrócił się z uśmieszkiem do
wojewody i przywołał chłopaka gestem dłoni. Gdy uklęknął podał mu do ucałowania
dłoń. Nie miał wyjścia musiał ją musnąć ustami, chociaż tak naprawdę miał
ochotę ugryźć do krwi. – Pięknie go wytresowałeś, aż miło popatrzyć – rzucił złośliwie
Belzebub, patrząc jak zielone oczy zwężają się ze złości. W tym momencie
dostrzegł obróżkę, która wysunęła się spod koszuli w czasie ukłonu. Wiedział co
to jest, bo dzielił z przyjacielem zamiłowanie do tego rodzaju gadżetów. –
Chyba jesteś mi coś winien młody człowieku? – odezwał się wyniośle.
- Spier… -
wyrwało się Dominikowi, ale nie dokończył, bo rozległ się cichy brzęk
dzwoneczka. Poczerwieniał na twarzy i zagryzł usta. Mimo tego wydobył się z
nich cichy jęk. – Pprzepraszam – wymamrotał pod nosem.
- Strasznie
niewyraźnie mówisz, zupełnie nie zrozumiałem o co ci chodzi.
- Proszę o
wybaczenie mojego zachowania – wypalił chłopak, wiercąc się niespokojnie.
Belzebub pewnie poznęcałby się nad nim dłużej, gdyby wypielęgnowana dłoń małżonka
nie zacisnęła się mocno na jego przedramieniu.
- Wasza
wysokość – odezwał się chłodno Lucyfer, wbijając w niego roziskrzone szare
oczy. Boruta korzystając z okazji złapał narzeczonego za rękę i szybko
wyprowadził na taras. Zimne, nocne powietrze nieco ostudziło, dygoczącego ze
złości i z innych powodów, chłopaka.
- Co ty
chciałeś powiedzieć głuptasie? Wiesz jaka kara grozi za obrazę władcy?! –
warknął do niego wściekły wojewoda.
- Niech cię
jasny szlag!- wrzasnął na niego Dominik, zasłaniając rękami krocze.
Rozdział-cudo, dawno mnie tu nie było, obiecuje że wszystko nadrobię. Mam tylko małe pytanie, zauważyłam, że przerwałaś pisanie Mroku ... Planujesz do niego wrócić ?
OdpowiedzUsuńcudo cudo oj cudo nie mogłam się doczekać kolejnego jak zawsze świetnie piszesz ze człowiek nie może się doczekać kolejnego rozdziału cud malina jak to niektórzy mówią pozdrawiam i życzę miłego pisania
OdpowiedzUsuńa i Oczywiście dużo dużo weny rzecz jasna
BAY BAY
W końcu coś o dziewczynach :)i dobrze to będzie bardzo ciekawa para. i oby miały dużo scenek są dzięki swoim historią takie bardzo pozytywne a może mimo ich.
OdpowiedzUsuńLucka to ja nie rozumiem wcale. Ok mąż został ranny i to poniekąd może i przez niego ale kurcze nie powinien tak szybko mu pomagać gdzie medyk to fajny gostek:) No i ogonek księcia trochę mnie niepokoi fakt że mężczyzna czuł coś do męża ale po czymś takim ja bym się go bardziej bała niż okazywała że się mu podoba mimo że tak jest. Belzebub może to jeszcze wykorzystać jakoś. Niech że on się zbierze i coś zrobi a nie ma nadzieje na wybaczenie no...
Boruta ukarał narzeczonego całkiem bez sensu... znaczy ok trochę się mu należało ale aż tak on chyba za bardzo jednak dla o swoją reputacje.
Głosuje za buntem uke :)
A tak serio to mimo że sobie po narzekałam to rozdział był bardzo dobry to że nie zgodny z moim wyobrażeniem to nic nie znaczy nie ja jestem autorką. I tak mi się podobał i rzeczywiście jest ciekawie jak zawsze i aż się w człowieku gotuje że musi czekać na dalszy ciąg.
Dużo dużo weny i chęci:)
PS. Czasem za dużo gadam
genialny pomysł z karą dla Dominika ^^
OdpowiedzUsuńO_O Ty chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać... t.to...wszystko xD
OdpowiedzUsuńWszystko było genialne. :)
To jak Lu zajął się władcą, kara Dominika, bal oraz zachowanie Ami :)
Aż skacze nie mogą się doczekać kolejnego rozdziału:)
Awww chce jeszcze jeszcze!
Twoja Maru;3
Witaj,
OdpowiedzUsuńrozdział cudo, kitka Lu ma własne pomysły, ona się bardzo martwi biedną kitka Belzebuba. Mam nadzieję, że między dziewczynami się ułoży, biedna Amira..., powinny na spokojne porozmawiać. Kara dla Dominika genialna, chociaż ciekawe jak by Belzebub się czuł mając taką obróżkę, a znając jego charakter...
Weny mnóstwa weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Mruuu ta notka jest cudowna, dziwię się dlaczego nie ma mojego komentarza tu jeszcze skoro już przeczytałam tą część i to nie po raz pierwszy :)
OdpowiedzUsuń