Dominik koło
południa wrócił ze szkoły. Nie mógł się skontaktować z Lucjuszem, za każdym razem
odzywała się automatyczna sekretarka. Zaczął coraz bardziej się o niego niepokoić.
Nie było go na rozpoczęciu roku i nie dawał już drugi dzień znaku życia.
Zdenerwowana dyrektorka też o niego wypytywała. W końcu postanowił wybadać w
tej sprawie Borutę. Udał się do jego domu, a mężczyzna na jego widok zerwał się
od suto zastawionego stołu.
- Skoro
jesteś może pokażę ci zamek? – zaproponował czart, szarmancko całując go w
rękę. Chłopak skrzywił się paskudnie i natychmiast mu ją wyrwał. Od razu udał
się do łazienki i ostentacyjnie ją umył jakby dotknął przez przypadek czegoś
wyjątkowo paskudnego.
- Chodźmy –
Dominik ruszył za nim, mając nadzieję dowiedzieć się czegoś o przyjacielu. Po
przekroczeniu lustrzanego portalu szli niekończącym się korytarzem, a chłopak z
każdą chwilą pochmurniał coraz bardziej. Wszędzie w oczy rzucał się bałagan i
niedbalstwo. Liczna służba plątała się bez sensu nic prawie nie robiąc.
Wreszcie weszli do ogromnej sali, która była jedyną czystą komnatą jaką do tej
pory napotkali. Na półkach i stolikach stały piękne wazy, dzbany z porcelany,
gliny i szkła. Najwyraźniej była to jakaś kolekcja pana domu. – Musiałeś to
zbierać latami – chłopak wziął do ręki delikatną miseczkę bogato zdobioną
wizerunkami chińskich smoków.
- Uważaj, to
bardzo rzadki i cenny okaz – upomniał go mężczyzna i dopiero w tym momencie
zorientował się, że niepotrzebnie się odezwał. Chłopak stał ze zmrużonymi po
kociemu oczami, które właśnie zaczęły rzucać iskry.
- Zatłukę
cię przewrotny skurczybyku! Trzęsiesz się nad jakimś badziewiem, a mnie masz
kompletnie w dupie! Ulitowałem się nad tobą, a ty w podzięce wywinąłeś mi
paskudny numer z kontraktem! – wrzasnął
czartowi koło ucha. Popatrzył mu prosto w oczy i uśmiechnął się złośliwie. Rzucił
trzymanym w ręce naczyniem o ścianę, rozbijając je w drobny mak. Rude włosy
wymknęły się spod rzemyka i falowały
wokół niego jak naelektryzowane, a oczy
ciskały błyskawice. Z minuty na minutę jego wściekłość rosła. Wziął z półki
dzbanek i zrobił z nim to samo. Kopnął z rozmachem najbliższą wazę, ale Julian
rzucił się jej na pomoc i udało się mu uratować naczynie.
- Przestań !
– jęknął wojewoda ryjąc nosem w posadzce.
- O
kochanie, ja dopiero zaczynam! Giń oszuście! – Dominik jak tornado szedł przez
pokój siejąc pogrom i spustoszenie. Zdesperowany Boruta ratował co się da,
własnym ciałem zasłaniając co cenniejsze okazy. Niestety okazało się, że
chłopak dysponuje niespożytą energią i ma naprawdę niezłą kondycję. Dopiero po
godzinie się zasapał i stanął nieruchomo pośrodku komnaty. Z dziką satysfakcją
rozejrzał się dookoła. Podłogę zaścielała gruba warstwa skorup. – A teraz
powiedz mi, co się dziej z Lucjuszem! – rzucił rozkazująco do załamanego
wojewody siedzącego smętnie pośrodku bałaganu i kręcącego z niedowierzaniem
głową. Jego słodka kruszyna miała iście diabelski temperament. Szkoda tylko, że
zamiast okazywać go w łożu wyładowała się na antykach.
- Jak
mogłeś? – jęknął mężczyzna. – Zbierałem je od kilkuset lat.
- Gadaj, bo
jak nie, to przejdziemy do biblioteki lub twojego gabinetu! – warknął chłopak.
- Wiem
tylko, że podobno doszło do awantury i Pan zmusił księcia do ślubu. Pójdziemy
wieczorem do pałacu, bo muszę cię oficjalnie przedstawić. Możesz wtedy go
odwiedzić i sam sprawdzić o co chodzi. Następnym razem jak wpadniesz w furię,
to może lepiej porzucaj w jadalni zastawą? – zaproponował ugodowo czart.
- Wtedy nie
miałbym takiej frajdy! – pokazał mu język Dominik. Zadarł do góry nos i kręcąc
tyłeczkiem ruszył do drzwi. Rdzawe loki podskakiwały przy każdym kroku,
opadając splątaną falą aż do pośladków. Julian nie mógł się na niego napatrzyć.
Wyglądał jak psotny leśny chochlik robiący kawały zbłąkanym nocnym wędrowcom.
Wyżył się i najwyraźniej humor mu powrócił.
***
W Piekle
sprawy wyglądały o wiele gorzej. Belzebub o dziewiątej przerwał ważną naradę i wrócił
do sypialni, ponieważ przybył nadworny medyk, ciągnąc ze sobą jakiegoś
starszego zielarza. Lucyfer nadal spał, ale jego twarz wyglądała już nieco
lepiej. Policzki mu się zaróżowiły, przestał się rzucać przez sen i oddychał
spokojnie. Mężczyzna usiadł na łóżku i delikatnie dotknął jego ramienia.
- Lu, obudź
się, musisz wziąć le… – nie dokończył, bo jego małżonek otwarł oczy i na jego
widok rzucił się gwałtownie do tyłu, tłukąc sobie głowę o wezgłowie. Przez
chwilę łapał spazmatycznie powietrze i zacisnął dłonie w pięści tak mocno aż
pobielały. Władcy na widok jego reakcji zadrżało serce. Coś złapało go za
gardło i nie chciało puścić. Dławiło tak, że z trudem przełknął ślinę.
- Czego
chcesz? – usłyszał niewyraźny szept. W tym momencie do komnaty wszedł medyk
razem ze swoim towarzyszem. Zatrzymali się w przepisowej odległości nisko
pochylając głowy.
- Podejdźcie
i zróbcie co tylko możecie, aby jak najszybciej wrócił do zdrowia – odezwał się
do nich władczo.
- Zbadamy
cię Panie i założymy lekarstwo – zwrócił się łagodnie do Lucyfera lekarz. –
Musisz obrócić się na brzuch. – Ten jednak siedział nieruchomo patrząc wymownie
na swojego małżonka. Twarz jak zwykle miał
zimną i nieruchomą. Jednak na dnie błękitnych oczu można było dojrzeć, starannie
ukrywany, tlący się ból.
- Wasza wysokość, czy mógłbyś opuścić komnatę?
Chory wyraźnie nie życzy sobie twojego towarzystwa – rzucił twardo zielarz.
Belzebub spojrzał na niego i bez słowa protestu wyszedł. Oparł się o drzwi po
drugiej stronie i wbił głęboko szpony w twarde drewno. Jego wrażliwy słuch
wychwytywał każdy, najmniejszy szelest dochodzący z sypialni.
- Chyba sam nie dam rady, może pan… -
dobiegł go głos Lucyfera. – Och..! – jęknął przeciągle.
- Wypnij więcej pośladki, sprawdzimy
co się stało i założymy głęboko maść. Nabierz powietrza i powoli wypuszczaj, bo
to może być bardzo nieprzyjemne – spokojnie tłumaczył medyk.
- Aach..! – przeraźliwy krzyk, pełen
niesamowitego cierpienia rozdarł powietrze. Władcy zjeżyły się włosy na głowie. Zaczął drżeć
jakby to właśnie jemu aplikowano teraz lekarstwo.
- Nie szarp się Panie, zaraz będzie
po wszystkim.
- Nieee…! Dość! – protestował coraz
ciszej Lucyfer, a narastający ból powodował, że jego słowa stawały się coraz
mniej wyraźne.
Belzebub był
już cały spocony, gdyby nie to, że opierał się o drzwi na pewno by upadł. Nogi
zrobiły mu się miękkie i za nic nie chciały utrzymać jego ciężaru. Każdy
dochodzący go szmer świadczący o męce małżonka powodował, że dosłownie
ciemniało mu w oczach. Każdy spazm bólu w jego ciele odbijał się
zwielokrotnionym echem w ciele Władcy Piekieł. Nie ma na tym świecie niczego
gorszego niż patrzenie na udrękę najbliższej osoby. Bezsilność w obliczu
cierpienia i poczucie winy potrafią powalić na kolana najsilniejszego. Żadne
najwymyślniejsze tortury nie mogą się z tym równać.
Wreszcie
wszystko umilkło. Nastała przerażająca cisza.
- Możesz już
wejść Wasza Wysokość – usłyszał głos medyka.
Belzebub
odetchnął głęboko, usiłując się uspokoić. Na trzęsących się nadal nogach wszedł
do środka. Zerknął niepewnie na bladego jak duch męża, który leżał z
zamkniętymi oczami. Wyglądał jakby spał.
- Co z nim?
– wydusił z siebie z trudem.
- Zemdlał,
ale już dochodzi do siebie. Prawdę mówiąc rany są o wiele poważniejsze niż
początkowo myślałem. Książę musi przez trzy najbliższe dni leżeć w łóżku. Może
wstawać tylko za potrzebą. Dwa tygodnie ma się oszczędzać i nie wolno mu
siedzieć. Trzeba będzie go pilnować, bo nie wygląda na posłusznego pacjenta. Proszę
przestrzegać zaleceń, bo od tego może zależeć możliwość posiadania przez was
potomstwa. Poza tym właśnie zafundowałeś sobie Panie miesiąc bez seksu. A i
jeszcze jedno. Powinien się wykąpać i trzeba zmienić pościel. Leki już
zaczynają działać i ból znacznie się zmniejszy, ale ktoś będzie musiał mu pomóc
– medyk ukłonił się nisko, mamrocząc pod
nosem coś o ignorantach.
- Kompletnie
nie rozumiem co chciałeś osiągnąć Panie, wdzierając się tak brutalnie w
dziewicze ciało swojego męża. Nie przyszło ci do głowy, że mając takie
wyposażenie powinieneś go choć trochę przygotować? – zapytał oburzony zielarz,
mierząc go wyjątkowo wrogim spojrzeniem. – Myślę, że się jeszcze nie raz zobaczymy
– obrzucił księcia zagadkowym wzrokiem i wyszedł z komnaty.
Belzebub
westchnął głęboko i podszedł do łóżka. W mózgu miał kompletny mętlik. Zupełnie
jakby ktoś zrzucił tam bombę. Tego się nie spodziewał. Zaczął się zastanawiać
ile jeszcze błędnych informacji zebrał na temat męża, w ilu sprawach się mylił.
Ostrożnie dotknął jego dłoni. Mężczyzna otworzył srebrzyste oczy, ale na jego
widok odwrócił głowę w drugą stronę. Usiadł i spuścił nogi.
- Dlaczego
mi nie powiedziałeś? Rozłożyłeś przede mną nogi, a ja rzuciłem się na ciebie
jak dzikie zwierzę. Jak ja teraz spojrzę na siebie w lustrze? – głos mu lekko
drżał.
- Próbowałem,
ale nie chciałeś słuchać.
- Jestem
potworem prawda? – władca uklęknął przed nim i położył mu lodowate dłonie na
kolanach. – Czy możesz mi wybaczyć? – podał mu szlafrok.
- Zostaw
mnie w spokoju. Słyszałeś chyba, że z seksu nici, więc po co się wysilasz? –
książę ubrał się i próbował wstać, ale pociemniało mu w oczach i byłby upadł,
gdyby nie silne ramię, które go podtrzymało.
- Lu, chodź,
zaniosę cię do łazienki. Nie wygłupiaj się, zrobisz sobie krzywdę – Władca
wziął opierającego się męża na ręce.
- Większą
czy mniejszą niż udało się tobie? – warknął i objął go za szyję. Belzebub nie
odezwał się już ani jednym słowem. Wszedł z nim do kabiny prysznicowej,
rozebrał go i puścił ciepłą wodę. Namydlił gąbkę i delikatnie zaczął myć piękne
ciało, które pod wpływem jego dotyku zamieniło się w kawałek marmuru. Lucyfer
trzymał się kurczowo barierki i zaciskał mocno powieki. Widać było, że walczy z
atakiem paniki.
- Spokojnie
Lu, już kończę – otulił go ciepłym, puszystym ręcznikiem i z powrotem zaniósł
do łóżka. Podał mu kubek z parującym naparem przygotowanym przez zielarza. –
Odpoczywaj, zobaczymy się wieczorem.
- O tak, już
nie mogę się doczekać – rzucił złośliwie mężczyzna i przymknął oczy.
***
Boruta po
południu z impetem wpadł do domu Dominika i dosłownie porwał go do swojego
zamku na oczach ogłupiałej Moniki, niczego mu nie tłumacząc. Prychającego
chłopaka przerzucił sobie przez ramię i po kwadransie byli już na miejscu.
Dopiero, gdy ten się zaparł w drzwiach komnaty do której go właśnie ciągnął,
odzyskał rozsądek.
- Oszalałeś?
Nigdy nie byłeś zbyt mądry, ale to już przesada!
- Uspokój
się, mamy tylko godzinę na przygotowanie się do audiencji u Władcy Piekieł.
Jakbym zaczął z tobą dyskutować, to byśmy nie zdążyli nawet na koniec –
wojewoda klepną go w tyłek i wepchnął do środka. Pokój cały był wypełniony
ogromnymi szafami pełnymi ubrań na każdą okazję. – Musimy się pośpieszyć. Przyślę
ci tu garderobianą. Pomoże ci wybrać coś stosownego – wyszedł w pośpiechu nawet
nie zamykając za sobą drzwi.
- Czy on nie
powinien mnie zapytać najpierw, czy ja
tam w ogóle chcę iść? – rzucił rozeźlony Dominik do swojego odbicia w wielkim,
kryształowym lustrze. Po chwili do pokoju weszła starsza kobieta i obejrzała go
dokładnie od stóp do głów.
- Wojewoda
dobrze wybrał, ładny z ciebie chłopak. Niejeden mu dzisiaj pozazdrości. Ściągaj
te beznadziejne łachy. Zamienimy cię w księcia z bajki –nawet nie wiedział
kiedy został rozebrany do majtek i zaczęła do niego przymierzać kolejne
zestawy. – Zdecydowanie czarne spodnie, biała koszula z koronkowymi mankietami
i dopasowana marynarka w kolorze butelkowej zieleni ozdobiona złotym haftem. –
Sprawnie pomogła chłopakowi się ubrać i posadziła go przed małym lusterkiem. –
Jeszcze tylko włosy, są naprawdę wyjątkowo piękne. Niejedna kobieta na dworze
zazgrzyta zębami z zawiści na widok tych rudych loków. – Związała je luźno i
przerzuciła mu przez lewe ramię. Na koniec wpięła w jego uszy maleńkie
szmaragdowe kółeczka i aż westchnęła z zachwytu. – Teraz jesteś godny ręki
samego króla – uśmiechnęła się do niego i postawiła go przed wielkim
zwierciadłem, aby mógł podziwiać jej dzieło.
- Łał…! –
wyrwało się Dominikowi, który sam siebie nie mógł poznać. – Jest pani
czarodziejką – pocałował kobietę entuzjastycznie w policzek. - Czuję się jak
Kopciuszek przed swoim pierwszym balem. – Ledwie się skończył to mówić pojawił
się Boruta, złapał go za rękę i bezceremonialnie pociągnął za sobą. Przeszli
przez następne dziwne zwierciadło i trafili wprost do pałacu. Stanęli pod
rzeźbionymi w maszkarony drzwiami i czekali na swoją kolejkę. Co chwilę lokaj
wyczytywał czyjeś nazwisko i kolejna para wchodziła do środka. Julian położył
mu dłoń na plecach i uraczył go długim, nudnym kazaniem jak ma się zachować w
obecności władcy. Chłopak słuchał tego jednym uchem ciekawie rozglądając się po
holu. W końcu ich wywołano i weszli do ogromnej komnaty z sufitem tak wysoko,
że ledwo go było widać. Julian podał mu ramię. Szli czerwonym dywanem w
kierunku widocznego w oddali tronu obserwowani przez setki oczu. Ze wszystkich
stron dochodziły ich aprobujące szepty. Wojewoda był ogólnie lubiany na dworze
i miał tu wielu przyjaciół i krewnych. Dominik najwyraźniej przypadł im do
gustu. Oboje uklękli przed Belzebubem. Chłopak spuścił skromnie oczy i wyglądał
jak wcielenie niewinności co w tym miejscu wyglądało nieco dziwnie.
- Teraz
rozumiem o co chodziło Lucyferowi. Twój narzeczony jest naprawdę słodki –
Władca uśmiechnął się na widok rumieńców na twarzy swojego nowego poddanego. –
Podoba mi się i daję wam pozwolenie na ślub. Mam nadzieję, że ściśle wypełnicie
wszystkie warunki kontraktu. Dominik nie ośmielił się podnieść oczu. Zastanawiał
się czy wolno mu się odezwać. Nigdzie nie widział przyjaciela co oznaczało, że
musiało się coś stać. - Chcesz mi coś powiedzieć? – odezwał się uprzejmie. Nie
widział dokładnie twarzy pochylonego chłopaka, dlatego nie rozpoznał w nim
swojego napastnika z miotłą w ręku. Tamtej nocy było bardzo ciemno i wszystko
wydarzyło się niesamowicie szybko.
- Martwię
się o swojego przyjaciela. Czy mógłbym go zobaczyć? – wyszeptał nieśmiało.
- Myślę, że
twoja wizyta dobrze mu zrobi. Ten oficer zaprowadzi cię do niego – skinął na
stojącego nieopodal Kusego. Dominik ukłonił się z wdziękiem poszedł za czartem,
w którym z przerażeniem rozpoznał nocnego gościa potraktowanego sprayem. Swoją
drogą był ciekawy kim był ten drugi, ale jak na razie nigdzie go nie zauważył.
- To tutaj –
mężczyzna skinął mu głową i zostawił go pod drzwiami do sypialni Lucjusza.
Chłopak zapukał i po usłyszeniu cichego proszę wszedł do środka. Zobaczył
staroświeckie łoże z baldachimem, a na niej wymizerowanego przyjaciela. Widać
było, że jest w dość kiepskiej kondycji.
- Nie
wyglądasz jak szczęśliwy małżonek – usiadł obok niego i dotknął bladego
policzka. W szarych oczach mężczyzny było tyle smutku, aż się wzdrygnął.
Przysunął się do niego, objął mocno ramionami i przytulił do siebie. – Kto cię
skrzywdził? – Książę ukrył twarz na jego piersi, a grymas bólu kiedy się
poruszył nie umknął uwadze Dominika. – Co się stało? – łagodnie pogładził
rozsypane na poduszce jasne włosy. Lucyfer dobrze się czuł w jego towarzystwie.
Miał wrażenie, że właśnie zawinął do bezpiecznego portu. Z początku powoli,
potem coraz śmielej zaczął snuć swoją historię. Po raz pierwszy w życiu
odrzucił na bok dumę i otworzył przed kimś swoje serce. Chłopak słuchał
spokojnie, ale w jego duszy szalała burza. Oczy zaczęły lśnić mu jak u dzikiego
kota. Usta uśmiechały się krzywo pokazując ostre, białe ząbki. Jakim
pozbawionym uczuć egoistą trzeba być, by tak mocno kogoś skrzywdzić? Jego
koszula zrobiła się z przodu wilgotna od łez przyjaciela. Ten właśnie moment
wybrał sobie Belzebub z Borutą, aby wejść do sypialni. Nawet nie wiedzieli w
którym momencie wystartowała płomiennowłosa
błyskawica. Władca w jednej chwili stał, a drugiej już leżał na dywanie,
a drobne pięści okładały go ze wszystkich sił.
- Już ja cię
tak urządzę, że się przez tydzień nie będziesz mógł pokazać! – warczał Dominik
siedząc na mężczyźnie i masakrując jego twarz. Zanim ten się zorientował o co
chodzi miał już rozciętą wargę i rozbity nos.
- Julek,
zabierz ze mnie tego małego czorta! – krzyknął na kompana, który stał jak
wmurowany w podłogę z niesamowicie głupią miną. – Skąd ja cię znam? A pamiętam,
miotła! No to teraz dostaniesz za swoje! – Złapał chłopaka i przełożył sobie
przez uda. Właśnie miał zamiar wymierzyć mu solidnego klapsa, kiedy poczuł
silny ból w swoim królewskim ogonie. Ktoś śmiał maltretował jego kitkę.
- Oż, ty
cholero! – wrzasnął, kiedy ostre zęby zacisnęły się z całej siły na jego najwspanialszej
ozdobie. Ten okrzyk przywrócił Juliana do życia. Złapał narzeczonego za szczękę
i usiłował oderwać od władcy. Ten jednak trzymał mocno, a jego usta pełne były
krwi i wyrwanej sierści. – Pośpiesz się, zaraz mi go odgryzie! – szamotanina trwała
w najlepsze. Trzy ciała kłębiły się na dywanie prychając i parskając ze złości.
Nikt nie zauważył kiedy Lucyfer wstał z łóżka. Poczuli natomiast doskonale strumień
lodowatej wody. Mieli wrażenie jakby właśnie poraził ich prąd. Spocona skóra
zareagowała natychmiast serią niekontrolowanych dreszczy. Mężczyzna stał nad
nimi z kubłem w ręce z wyniosłą miną.
- Ty –
wskazał na Belzebuba – na łóżko. Wy dwaj do domu. Migiem! – padały krótkie rozkazy, a oni o dziwo bez szemrania się im podporządkowali. Władca jak to władca, próbował
mimo wszystko zaprotestować, ale napotkał chłodne spojrzenie małżonka i grzecznie
usiadł na wskazanym miejscu ściskając zakrwawiony ogon.
Pewnie rudowłosy dostanie w tyłek od swojego męża, skoro tak potraktował króla, choć wcale się nie dziwię. Mam nadzieje, że ułoży się Lucjuszowi i królowi piekła.
OdpowiedzUsuńHahahahaha.... Dobry ten rozdział, jeden z lepszych. Już nie mogę doczekać się następnego :D
OdpowiedzUsuńhuhuhu niepokorny rudzielec ^^
OdpowiedzUsuńWitaj! Czytam Twoje opowiadania już od dłuższego czasu. Muszę powiedzieć, że zawsze wzbudzają uśmiech na mojej twarzy. Dzięki Ci za to. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńELL
Na początku znów się popłakałam ale Dominki zrobił dobrze tylko że pewnie teraz mu się dostanie od Juliana a całkiem nie potrzebnie.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to czorty są do siebie bardzo podobne i Lucek i Dominki trafili... sama nie wiem na ciężkie przypadki ale widać też że Belzebub kocha i oby im się ułożyło. Mam nadzieje że Boruta nie będzie jednak surowy i zrozumie motywy narzeczonego i nie będzie go tak źle traktował bo okazał się jak na razie gburem a szkoda. Gdzie dziewczyny? Ciekawe jak Belzebub przekona do siebie Lucka to nie będzie łatwe i może niech Julek też się pomartwi trochę. Kontrakt kontraktem ale niech Dominik ma też coś z życia a nie tylko przerzucanie przez ramie i nudne wykłady jak ma się zachować. Ciekawe co teraz zrobi Lucek ma męża na swojej łasce.
Dużo dużo weny i chęci.
Jeszcze brak internetu w domu:(
Bravo Dominik,,,dołóż mu,,..a masz!!! ^^ dziękuje, jestem w pełni zadowolona...ale dalej mam ochotę płakać... Lu cierpi T_T na początku opka ,myślałam, ze to zwykły laluś ale teraz? O_O mój kochany Lu..nie martw się Maru cię ochroni !!
OdpowiedzUsuńA Dominik, awww pięknie pięknie haha, i ten ogon haha xD
UUaaa, Lu wydaje się zły... co się stanie dalej???
Pisz szybciutko;3 DUuuuuuużo weny kochana ;3
Twoja Maru ;3
Troche mi szkoda tego ogonka. No bo co on poradzi, że ma takiego właściciela... Jednocześnie przyznaję, że Dominik mi zaimponował swoją reakcją. Tak się rzucić na władcę ;) Ciekawe co mu zrobi Boruta po powrocie do domu.
OdpowiedzUsuńWeny życzę:)
Bosko ^^ a raczej piekielnie Bosko xDDDDDDDD NAjbardziej spodobała mi się scena jak Dominik ugryzł Belzebuba w ogon hahahahahhahahahahahaha ma on za swoje .... ciekawy jestem jak to się dalej potoczy ^^ trzymam kciuki by Dominik nie dostał chłosty od swego patrnera. Życze inspirującej weny i czekam z utęsknieniem na następny rodział ^^ Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj,
OdpowiedzUsuńna ten rozdział mam tylko jedno słowo: BOSKI ;] Dominik się trochę wściekł, i urządził w pałacu Juliana mały sajgon, biedny wszystkie drogocenne antyki haha, nie wiem dlaczego, ale w tym momencie jak czytałam, od razu przypomniała mi się reklama „kropelki”, czyli co kropelka sklei, żadna siła nie rozklei, teraz niech Boruta siada i skleja ;] Belzebub w końcu się dowiedział, że Lu był dziewicą, ale mam nadzieję, że się między nimi ułoży. Lu wypłakiwał się w koszulę Dominika, nawet się Belzebub nie obejrzał, a już leżał na ziemni i był okładany przez płomiennowłosą błyskawicę... No i właśnie władca piekła rozpoznał w nim tego, który potraktował go miotłą i już miał zamiar wymierzyć solidnego klapsa, ale.... auu biedny królewski ogonek, coś , mi się wydaje, że Dominik dostanie w tyłek od Juliana za atak na kitkę władcy... Trochę mi się smutno zrobiło Belzebuba, na to jak jego ogonek został potraktowany....
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Oj.... Szkoda mi Belzebuba, ale w każdym razie należało mu się.... A Lu... niech da mu popalić! Nie chce żeby się rozeszli! A CO DO Dominika I Julka... oni to są super.... Uch czekam na rozwój akcji!! :* WENY!!!! :*
OdpowiedzUsuńNie mam sił na dłuższy komentarz, więc powiem tylko jedno. RUDE JEST WREDNE :D huehue :D I nieposkromione :3
OdpowiedzUsuń"Nie zgodzę się z przedmówcą" - RUDE jest słoooodkie, lojalne do bólu i, owszem, nieposkromione! I dalej tak trzymać! Lucy ujawniający "się" jako dziewica - tak zaskakujące, jak wzruszające. Mam nadzieję, że między Belzebubem a jego małżonką/kiem? wszystko się wyklaruje i ułoży. Podobnie jak u Juliana i "WREDNEGO RUDEGO" ;)
OdpowiedzUsuńZ utęsknieniem czekam na ciąg dalszy!