Monika stanęła
na progu domu Rokitów i na chwilę się zamyśliła. Coś nie dawało
jej spokoju. Niespodziewanie rozpostarła ramiona i zatrzymała cała wyprawę
ratunkową, która aż rwała się do działania. Powiodła po nich zmrużonymi
błękitnymi oczami i pokiwała z politowaniem głową.
- Czy
przyszło wam do głów, że nie wiemy tak naprawdę gdzie ich szukać? Oczywiście
pójdziemy najpierw do tej chatki drwali, ale mogę się założyć, że tam ich już
nie ma. Czy ktoś z was ma jakiś pomysł?
-
Zastanowimy się po drodze – Julian wziął ją za rękę i pociągnął za sobą. – Nie
ma sensu tutaj stać i debatować. Może w tym domku znajdziemy jakieś ślady,
które doprowadzą nas do nich – Cała czwórka ruszyła gęsiego w kierunku
najbliższej szczeliny do Piekła, znajdującej się na bagnach. To, co idącym tędy
wcześniej chłopcom zajęło dwie męczące godziny, oni przeszli w kwadrans,
bynajmniej się nie wysilając. Do domku drwali pierwsza weszła Monika i zaraz po
przekroczeniu progu wydała z siebie wysoki pisk.
- Jasny
szlag! – zasłoniła dłońmi oczy. – Co to za jatka?!
- Niezły strzał!
– odezwał się spokojnie za jej plecami Julian. - Domiś chyba walnął go z dubeltówki
ojca.
- Jak możesz
o tym mówić tak spokojnie?! Ten facet nie ma głowy! – jęknęła słabym głosem
blada jak ściana dziewczyna i wskazała na zakrwawionego trupa leżącego na
podłodze.
- Można nawet
powiedzieć, że miał drań szczęście – przytaknął kumplowi Bez. Ledwie raczył
rzucić okiem na denata.
-
Rozejrzyjmy się lepiej – rzuciła milcząca do tej pory Amira. Pomaszerowała wprost do komórki, w
której przetrzymywano Lu i po chwili wróciła stamtąd z jego swetrem. Mężczyźni
tymczasem przeszukali kuchnię i maleńką sypialnię. Monika została na podwórku i
odmówiła wejścia do środka. Zapach krwi przyprawiał ją o mdłości. Nadal nie
mogła otrząsnąć się z szoku na widok zmasakrowanego ciała. Po dziesięciu
minutach wyszli stamtąd tylko odrobinę mądrzejsi. Dowiedzieli się
jedynie, że chłopcy owszem tu byli, ale gdzieś ich poniosło. Zabili jednego z porywaczy,
bo ze śladów wynikało, że było ich co najmniej trzech, a potem udali się w
nieznanym kierunku. Stanęli przed domkiem nie wiedząc co robić dalej.
- Tutaj
blisko jest inna szczelina, sam pokazywałem ją Dominikowi – odezwał się w Julian
po krótkim zastanowieniu.
- Masz
rację, też wychodzi na bagnach, ale bliżej miasteczka – Bez najwyraźniej również nad czymś myślał. – Chyba wiem gdzie mogą być – ruszył raźno przed
siebie. – Mówiłeś, że chłopak ostatnio bardzo interesował się swoim ojcem, przeglądał
jego papiery i stare mapy – zwrócił się do Boruty. – Niedaleko, po drugiej
stronie jest spora jaskinia, służąca
kiedyś przemytnikom do przechowywania towaru. Może z niej skorzystali? Co o tym myślisz?
- Idziemy,
mam złe przeczucia – Julian przyśpieszył kroku. – Nie opuszcza mnie dziwne
wrażenie, że każda minuta jest teraz cenna. – Na jego słowa reszta ekipy
biegiem rzuciła się za Bezem, który służył im za przewodnika. Wszyscy bali się o
księcia, który lada dzień spodziewał się rozwiązania. Męskie porody były
zazwyczaj cięższe niż kobiece, z racji budowy tych pierwszych, niezbyt przystosowanych
do takiego aktu. Strach zaczął pełzać im po plecach. Młodziutki Rokita mógł
sobie nie poradzić w takiej sytuacji. Gdyby doszło do komplikacji zarówno
ojciec jak i maleństwo mogliby tego nie przeżyć.
***
Tymczasem
zarówno Lucyfer jak i Dominik przeżywali naprawdę dramatyczne chwile. Dla obu był to pierwszy raz, żaden z nich nie miał pojęcia
o rodzeniu dzieci. Co innego czytać o tym w książkach, a co innego w tym
uczestniczyć. Przerażeni mężczyźni patrzyli sobie w oczy, trzymając się mocno
za ręce.
- Będzie
dobrze prawda? – zapytał niepewnie Lu, a głos mu lekko zadrżał.
- Na pewno –
uśmiechnął się do niego blado Dominik, którego coraz bardziej zaczął boleć
brzuch. – Odpoczywaj, zaraz będziesz potrzebował sporo siły – pogładził przyjaciela
uspokajająco po policzku.
- Dziękuję – książę miał w oczach łzy – cieszę się, że to właśnie ty jesteś tutaj ze mną.
- Nie ma za
co, ty też nie zostawiłbyś mnie w takiej sytuacji – chłopak pochylił się, by
rodzący nie widział wyrazu jego twarzy. Jego drobne ciało coraz bardziej
protestowało. Też zachciało mu się płakać, ponieważ przeczuwał, że zapłaci za tą pomoc
wysoką cenę. Potrząsnął głową, pozbywając się w ten sposób ponurych myśli. Nie miał teraz czasu na rozczulanie się nad sobą. Dzielnie
podniósł oczy na przyjaciela i klepnął go w udo.
- No
mamusiu, chyba się zaczyna – wyczuł dłonią jak mięśnie mężczyzny się napinają.
- Niech to
cholera! – krzyknął Lu i zagryzł usta do krwi.
- Oddychaj i
przyj! Co robisz kretynie?! – warczał na niego chłopak, widząc, że wstrzymuje
powietrze w ustach zamiast je wypuścić. – Dziecko potrzebuje tlenu!
- Łatwo ci gadać,
zobaczymy co zrobisz jak kiedyś zajmiesz moje miejsce! – fala bólu przeszła i opadł na dno basenu. – Jak się
Bez jeszcze raz do mnie zbliży, wykastruję go najtępszym nożem jaki znajdę w
zamku – dodał z sadystycznym błyskiem w szarych oczach.
- No nie
mogę – roześmiał się na widok jego miny Dominik – założę się, że zanim upłyną dwa miesiące sam go zaprosisz do łóżka!
- Precz z
penisami! Poucinać cholerstwo … ! – wrzasnął Lu i na świecie pojawiła się jasna
główka maleństwa.
- No dalej,
nie przestawaj mój ty pogromco penisów! – Reszta delikatnego ciałka wskoczyła wprost w ręce Dominika jakby wystrzelona z armaty. Złapał je dosłownie w ostatniej chwili.
- Mam go, mam! – krzyknął zachwycony. - Najpierw zajmę się dzidziusiem. - Wyszedł z basenu. Wytarł
dokładnie pokrytego śluzem i krwią dzidziusia, który cichutko zakwilił.
- Aaa….! – teraz
już o wiele głośniejszy pisk maleństwa rozległ się w jaskini, oznajmując
przyjście na świat nowego życia i płosząc śpiące między stalaktytami nietoperze.
Chłopak odciął szybko pępowinę i przewiązał sznurówką od buta. Położył go na
pryczy i skierował się do Lu.
- Wszystko z
nim w porządku? – zapytał niespokojnie świeżo upieczony mamuś.
- Jest
śliczny, nie martw się. Teraz musimy się zająć tobą – pomasował brzuch księcia,
który skrzywił się z bólu – łożysko wysunęło się z niego gładko i wpadło do
wody, zabarwiając ją na czerwono. – Musisz się przenieść na łóżko, ubrać i
wysuszyć – Dominik pomógł przyjacielowi stanąć na nogach. Osłabiony Lu oparł
się na nim całym ciężarem. Dużo drobniejszy chłopak podparł go ostatkiem sił,
nie pozwalając upaść. – Jeszcze tylko kilka kroków – doprowadził go z wielkim
trudem do posłania. Kiedy książę był już suchy, ubrany w miękką koszulę i
spodnie, podał mu jego maluszka. Lu rozwinął go natychmiast, oglądając z
zachwytem to miniaturowe cudeńko, które przed chwilą wyszło z jego ciała.
Chłopczyk był idealny. Miał tyciuteńkie paluszki, zaciśnięte mocno piąstki, a
różowe usteczka poruszały się jakby czegoś szukały. Położył go sobie na nagiej
piersi i delikatnie przytulił. W oczach miał łzy szczęścia.
- Domiś, nie
wiem jak ci się odwdzięczę za to co zrobiłeś – uśmiechnął się radośnie do
przyjaciela. – To będzie największy przystojniak w Piekle – z dumą spojrzał na
synka. W tym momencie poczuł mocne uszczypnięcie. Czarcik właśnie dorwał się do
jego sutka i energicznie go miętosił. Ssał z zapałem wygłodniałej pijawki.
Ogonek Lu złapał maleńką, jasną kitkę i splótł się z nią w pełnym miłości
geście.
- Ale żarłok, zupełnie jak Bez – Dominik nie
mógł się napatrzeć na tą rodzinną scenkę. Był to najwspanialszy obrazek jaki
widział w swoim życiu. To było coś, za czym zawsze tęsknił i czego pragnął ze
wszystkich sił. Dla niego nie było na świecie niczego piękniejszego, niż to kruche
maleństwo ufnie wtulone w ramiona kochającej matki. Sam nigdy nie zaznał takiej
czułości, może dlatego wydała mu się cenniejsza od każdego skarbu jaki mógł otrzymać
od losu. To było jego najskrytsze marzenie – mały domek z ogródkiem, a w nim kochający
mężczyzna trzymający na kolanach ich dziecko. Julian na pewno chciałby mieć takiego
słodziaka.
***
Boruta gnał na samym przedzie, pchany irracjonalnym strachem.
Coś szeptało mu do ucha, że ma mało czasu, coś dotykało zimnymi palcami jego karku. Nie miał powodu do aż takiej
paniki, to nie jego partner mógł w każdej chwili urodzić. Poza tym o jaskini wiedział
tylko Bez i Rokita. Niemożliwe, by bandyci dotarli tam przed nimi. Chłopcy bardzo uważali
i nie zostawili za sobą śladów. Gdyby nie władca, nigdy by ich nie znaleźli. Strwożone
serce nie słuchało jednak rozsądku i biło na alarm. Instynkt nigdy wcześniej go nie zawiódł, a on nauczył się już dawno, że powinien mu ufać. Wiele razy uratowało mu to życie.
Kiedy dotarli do jaskini weszli do środka, skradając się na
palcach. Nie chcieli ryzykować, gdyby porywacze jednak jakimś cudem odnaleźli chłopców. Widok jaki zobaczyli zaparł im dech w piersiach i wycisnął
z oczu łzy ulgi. Pośrodku dużej, oświetlonej pochodniami groty płonęło ognisko.
Dominik ze zmęczoną, poszarzałą twarzą pochylał się nad
paleniskiem i mieszał coś w garnku. Lu, z przymkniętymi oczami leżał na łóżku i
głaskał po pleckach owiniętego w niebieską koszulę maluszka. Mocno ze sobą splecione jasne kitki świadczyły o silnym uczuciu, łączącym dziecko z matką.
- Kochanie – Bez podszedł do nich i usiadł na pryczy. Ostrożnie
wziął w ramiona dwie swoje największe miłości. – Dziękuję najdroższy – czule ucałował
usta męża. – Nigdy sobie nie daruję, że musiałeś przez to przechodzić w takich
warunkach. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
- To Dominik mnie uratował, gdyby nie on, na pewno już bym
nie żył – skinął w kierunku przyjaciela, który stał z boku na trzęsących się nogach.
- Zabierzemy was do domu Rokitów, tam będziecie bezpieczni. Uruchomię
wszystkie bariery ochronne. Odpoczniecie, a dziewczęta się wami zajmą. My
tymczasem uporamy się z problemem - głos władcy stał się twardy jak żelazo i
chłodniejszy od arktycznych lodów.
- Załatw to szybko i skutecznie - Lu wziął go za rękę – nasz
synek musi mieć prawdziwe dzieciństwo – drapieżne iskierki zapaliły się w szarych
oczach, a kitka najeżyła groźnie.
- W takim razie idziemy – wziął męża razem z niemowlęciem na ręce
i odwrócił się do młodego Rokity. Ten stał nieruchomo jak posąg i robił się coraz
bledszy i bledszy jakby cala krew odpłynęła z jego twarzy, pozostawiając tylko
pobielałą maskę. Palce rozpostarły się i wygięły niczym drapieżne szpony, jakby
chciały złapać się powietrza. Oddech przyśpieszył i stał się chrapliwy. Fala
gorąca przetoczyła się przez jego ciało i skumulowała w dole brzucha. Otwierał
i zamykał usta i nie mógł wydobyć ani słowa. Chciał to zatrzymać, cały drżał,
siłą woli próbując ratować swoją kruszynkę. Tak bardzo pragnął ją zatrzymać na
świecie. Wiedział czym ryzykuje pomagając Lu. Nie mógłby jednak już nigdy
zasnąć spokojnie, jeśli przyjacielowi coś by się stało. To by go zabiło skuteczniej niż nóż wbity prosto
serce. Ale teraz… teraz, gdy już jest praktycznie po wszystkim był przerażony.
- Proszę… proszę… - wyszeptał posiniałymi wargami. – Julian…
- zaczął się osuwać na ziemię, niczym opadający jesienią martwy liść. Czart
odwrócił się gwałtownie do niego, słysząc ten pełen trwogi szept.
- Co ci jest skarbie? – Z przerażeniem zobaczył jak po udach
chłopaka silnym strumieniem zaczyna płynąć krew. Serce dosłownie w nim zamarło.
Poczuł jakby ktoś wyrywał z niego cząstkę duszy. Złapał mdlejącego narzeczonego
w ramiona i ułożył go na kocach. – Czy ty nie jesteś czasem w ciąży? – zapytał łagodnie,
choć znał już odpowiedź. Ten głuptas, zawsze taki bezinteresowny i dzielny
rzucił się na pomoc Lu, nie
bacząc na swój stan. Nie znał nikogo o równie złotym sercu. Ale dlaczego on
jest taki wiotki, a śliczne usta, które tyle razy z zapałem całował zrobiły się zupełnie
granatowe? W tym momencie dotarło do niego, że ten młodziutki mężczyzna właśnie
umierał na jego oczach.
- Nie byłem pewny. Wybacz mi… wybacz… - cichy szloch wstrząsnął
piersią chłopaka. W głowie zaczęło mu się kręcić, a serce do tej pory trzepoczące niespokojnie biło coraz wolniej i wolniej. Zaczął pogrążać się w mroku.
Gdzieś przed nim wirowała w ciemnym tunelu maleńka świetlista istotka. Wydawało
mu się, że dostrzega drobne ciałko. – Idę... Mamusia idzie do ciebie, nie zostawi
cię… - wyciągnął ręce.
- Nie…! Domiś, nie możesz… błagam… ! – w ciszy jaskini
zabrzmiał rozdzierający, rozpaczliwy krzyk Juliana. – Wracaj…!
Boże jakie to było piękne i wzruszające, a na końcu smutne.Mam nadzieję, że wszystko bedzie dobrze.
OdpowiedzUsuńŚwietna robota!
Nieeeeeeeeeeeeeeee
OdpowiedzUsuńPłakałam.
Na prawdę się poryczałam.
Jak śmiałaś???
Zabić Domisia???
Spokojnie,przecież jeszcze żyje!
Usuńjeszcze!!! ale na jak długo?! ty nie dobra ranisz nam serca... Domiś nie umieraj!!!!!!!!!!!!!! Niech no ja dorwę tych pozostałych 2 delikwentów ostro pożałują coś zrobili... wrrrrrr normalnie mnie nosi .... a tak to rodziałik zaaaroąbisty ^^ chociaż końcówka smuuuutnaaa :(
UsuńRatunek, w końcu nadszedł upragniony ratunek...
OdpowiedzUsuńMaleństwo, to było cudowne, nowe życie,...
Domiś!! Nie! o matko, nie,, Bianca co ty robisz? T_T znowu sprawiasz, że siedzę i beczę... Nie zabijaj ich, o matko,, dziecko i Domiś,, ich dziecko... nie rób nieee >_< Nie chce tak Buuuu T_T
Taaa Maru siedzi i beczy a tu kuzynka patrzy się na mnie jak na kosmitę....
Teraz nie masz wyboru, ja muszę znać kolejny rozdział, szybciutko,,, takie zakończenie rozdziału.... nie,, ja nie chce tak :( Ja chce wiedzieć co się stanie bo inaczej się zabeczę na śmierć... :(
Twoja (płacząca) Maru;3
Rozdział wyszedł Ci świetnie ;) Lu ma pięknego synka ;) Szkoda tylko Dominika ;< Jego dziecko i on mogliby przeżyć :) Liczę na to ;) Opiski też całkiem zgrabne, muszę przyznać, że wyszło to nawet, nawet ;P Podoba mi się ta historia, ale podejrzewam, że koniec jest blisko ;(
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i zapraszam do siebie
gemmafurore.blogspot.com
Oż ty wredna cholero! Trułaś mi na GG że nie wiesz jak napisać zakończenie tego rozdziału i to jak widać zupełnie niepotrzebnie! Wyszło ci świetnie. I muszę przyznać, że miałam łzy w oczach, gdy czytałam to: "Idę, mamusia idzie do ciebie, nie zostawi cię…"
OdpowiedzUsuńNiewątpliwie element dramatu dodał tylko smaczku temu opowiadaniu. Oczywiście żal Dominika i jego maleństwa, ale jak to kiedyś ktoś powiedział, nic tak nie ożywia akcji jak zdrada, dziecko lub śmierć. Poza tym, Dominik jest jeszcze młody i na pewno będzie jeszcze miał dzieci. Bo chyba nie będziesz naprawdę złą autorką i nie dołożysz do tego dramatu powikłań, które uniemożliwią mu urodzenie dziecka, co?
Jeśli chodzi o stronę techniczną... Od razu widać, że spieszyłaś się z dodawaniem rozdziału. Wyłapałam kilka literówek i jakieś powtórzenie. Zerknę jeszcze jutro albo pojutrze i wyślę co to co znalazłam na GG. Dzisiaj nie mam już na to siły...
Pisz szybciutko następny rozdział, ty niedobra istoto,
Ariana
Dzisiaj nie mam siły już byków poprawiać. Naprawdę nie wiedziałam jak stworzyć odpowiedni klimat w tym zakończeniu. Sama wiesz, że u mnie dramatu jak na lekarstwo. Pomogła mi dopiero odpowiednia Muza. Enja jest niezawodna do pisania takich kawałków.
UsuńZła kobieta.
OdpowiedzUsuńWskrześ go teraz, razem z dzieckiem.
Przecież nigdzie nie pisze, że Dominik umarł.
UsuńZaczęło się tak ładnie, to znaczy Lu urodził i ukochani dotarli do nich.Ale umierający Dominiś to jak dla mnie lekkie przegięcie, mam nadzieje, że jednak mu nic nie będzie i z ciążą też
OdpowiedzUsuńO rany tego to ja się nie spodziewałam końcówka tego rozdziału bardzo mnie zaskoczyła. Mam nadzieje że z Dominikiem wszystko będzie dobrze??A za razem muszę przyznać ze całkiem nieźle poszło im z porodem.Jestem strasznie ciekawa co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńŻycze dużo weny.
Ruda
Jeezu popłakałam się... Co Ty ze mną zrobiłaś. ? Ja nigdy nie płacze ... snif ... snif
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny i proszę o szybkie dodanie kolejnego rozdziału ;_; snif..
Będę mało oryginalna, ale: NIEEEE!!! I sama nie wiem czego to bardziej dotyczy Dominika i maleństwa, czy zakończenia rozdziału w takim momencie.... No dobra wiem- Domisia. Dlatego ładnie proszę, żeby nie odchodził skoro jeszcze żyje i żeby utrzymał ciążę.
OdpowiedzUsuńNo ba ja tu prawie rycze, a to nieładnie doprowadzać kogoś do łez!
Poród bardzo mi się podobał. Chłopaki spisali się koncertowo, ale kamień z serca spadł mi po pojawieniu się odsieczy.
Weny!
Rozdział był wspaniały.
OdpowiedzUsuńNa początek ta akcja ratunkowa fajna tylko niestety spóźniona za to poród. Cudo. Opis wspaniały i dobrze że u Lu wszystko skończyło się pomyślnie. Mam nadzieje na opis dzidziusia bo albo nie doczytałam albo nie ma. Bez... kurcze tu moim zdaniem za szybko zrobiłaś tą wymianę zdań była za krótka i jakoś tak sama nie wiem niczego nie dała. Ale daje gościowi szansę i może w końcu się porządnie zabierze najpierw za niebezpieczeństwo a później w końcu za rodzinę. Należy im się szczęście.
No i Dominik szczerze mówiąc zamarłam jak pisałaś co się z nim działo. Dziecko jest już stracone ale oby Domisiowi nic się nie stało. Zemdlał na pewno. Przecież był zmęczony, wszystko go bolało. Teraz w zasadzie wszystko zleży od Juliana ale wierzę że w końcu sobie poradzą i u nich też będzie z czasem dobrze.
Opisałaś nam cud narodzin i wielką tragedię w jednym rozdziale i to było piękne. Trochę radości i smutku....
Już nie mogę się doczekać kolejnej notki. Nie można tak trzymać w niepewności...no nie można.
Dużo dużo weny i chęci:)
OMG... powiedz mi tak ty to do cholerki robisz, że z KAŻDYM rozdziałem i opowiadaniem trząsają mną takie silne emocje! ... kochana ... jestem bardzo szczęśliwa, że Lu urodził bez problemu słodkiego synka... ale Domiś... biedny! tak mi się chce płakać! On nie może zostawić Rokity! ... Czart nie da sobie rady bez Domcia.
OdpowiedzUsuńweny!
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział wyciskający całkowicie z oczu łzy... Cudownie, ze z Lucuferem i maleństwem wszystko w porządku, Dominik naprawdę się spisał i całkowicie sobie poradził w takiej sytuacji... już wcześniej podejrzewałam, że Dominik może być w ciąży... mam nadzieję, że maleństwo i Dominik przeżyją... strata maleństwa mogłaby Dominika całkowicie załamać....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Ahhhh, świetny rozdział. Emocjonujący, ale o tym chyba już wspominałam, jak sądzę. Smutne sceny, lecz przypadły mi do gustu. Wiesz, że lubię dramat, dramatyzowanie i wszystko co z tym związane. Najbardziej mi oczywiście szkoda Dominika. Mam nadzieję, że Julian i Lucyfer dadzą radę sobie z tą biedną, załamaną istotką, jaką musi się przecież po czymś takim stać.
OdpowiedzUsuńA tak abstrahując od Domisia, to ciekawa jestem jeszcze bardzo jak Lu i Bez będą spisywać się w roli rodziców ^^
Teraz siedzę i smutam.... Zua kobieta z Ciebie. Tak mnie zasmutać?! Bardzo brzydko.
OdpowiedzUsuń