Julian
siedział w sypialni przy małym stoliczku i popijał aromatyczną kawę. Obserwował
gramolącego się z łóżka zaspanego narzeczonego. Za każdym razem , kiedy
spędzali razem noc, wyskakiwał pierwszy spod kołdry i oglądał ten zabawny spektakl.
Dominika ledwo było widać w gąszczu rdzawych loków. Raz po raz migał mu to nagi
tyłeczek, to kawałek uda. Powoli w komnacie zaczynało robić się bardzo gorąco.
Chłopak po omacku chciał dosięgnąć szlafroka i z hukiem spadł na podłogę.
Rozejrzał się dookoła niezbyt przytomnymi, zielonymi ślepkami.
- Chyba czas
na ratunek! – mężczyzna wstał, podniósł biedaka do pionu i otulił szlafrokiem.
Pchnął na najbliższy fotel i podał mu filiżankę. Zadarty nos natychmiast zaczął
węszyć. Domiś upił łyk ciemnego płynu, zamruczał z przyjemności, a na jego
twarzy wykwitł szeroki uśmiech. W oczach pojawił się pierwszy, przytomny błysk.
- Kocham
cię, wiesz – posłał mu dłonią całusa – ale będę cię kochał bardziej, jak mi
dolejesz śmietanki. - Czart natychmiast spełnił prośbę, przy okazji kradnąc
małego buziaka.
- Jeśli już
się obudziłeś, to mam do ciebie prośbę. Wiesz, że wyjeżdżamy z Bezem i nie
będzie nas kilka dni. Masz teraz wakacje, więc mógłbyś dotrzymać towarzystwa
Lu. Prawdę mówiąc, zwracam się z tym do ciebie niechętnie, bo obu wam brak
rozsądku i stanowicie razem bardzo wybuchową mieszankę. Niestety nasz książę
bardzo się nudzi i wymyśla coraz to nowe głupoty. Bez bardzo się o niego martwi.
Postaraj się zatrzymać go w obrębie pałacu. Nigdzie nie ruszajcie się bez
eskorty. Zrobisz to dla mnie?
- Zrobię to
przede wszystkim dla Lu. Twój wiecznie zapracowany przyjaciel powinien być
teraz z nim, a nie włóczyć się po świecie. Postarajcie się szybko wrócić. Mamy
kilka ważnych rzeczy do omówienia – spojrzał na mężczyznę jakoś nieśmiało i niespodziewanie
się zarumienił.
- Domiś,
powiedz co przeskrobałeś, bo całą drogę będę się nad tym zastanawiał –
zaciekawiony i jednocześnie zaniepokojony czart przysunął się bliżej ze swoim
fotelem.
- Nie
dzisiaj – chłopak wycofał się ze swoim krzesłem. – Zresztą i tak nie masz już
czasu – poderwał się, zebrał swoje ubrania porozrzucane po całym pokoju i
umknął do łazienki. Julian, widząc jak bardzo jest zmieszany, poczuł jakiś
nieokreślony lęk. Nie miał pojęcia co się tam wylęgło w tej rudej głowie.
Poznał już na tyle Dominika, żeby się zorientować, że ma prawdopodobnie poważny,
niecodzienny problem, ale brak mu odwagi się o nim porozmawiać. Obiecał sobie,
że po powrocie wyciągnie to z niego choćby siłą. Zerknął na zegar, który
właśnie wybijał dziesiątą rano. Rzeczywiście musiał już udać się do pałacu. Nie
zdawał sobie sprawy, jak wielki popełnia błąd. Gdyby w tym momencie przyparł do muru narzeczonego
i zmusił do mówienia, być może cała historia potoczyłaby się zupełnie inaczej.
***
Dominik
wrócił do swojego domu. Zjadł w pośpiechu śniadanie i zabrał się za intensywne
prace w ogródku. Od rana miotało nim na wszystkie strony. Od wyjazdu Juliana
nie mógł znaleźć sobie miejsca, żałował, że jednak z nim nie porozmawiał.
Zadzwonił do Lu i umówił się z nim na popołudniowy spacer. Odłożył telefon na
parapet okienny, aby nie przeszkadzał mu w jego zajęciach. Zresztą i tak nie
mógłby go odebrać z powodu grubych rękawic, jakie miał na dłoniach. Chroniły go
przed kolczastymi krzewami, które właśnie przycinał. Zamyślony atakował z
ogromną zaciekłością chwasty, które z powodu pięknej pogody bujnie się ostatnio
rozrosły. Panował piekielny upał i koło południa był już cały spocony i brudny
jak nieboskie stworzenie. Na duszy jednak zrobiło mu się jakoś lżej. Kontakt z
roślinami zawsze go uspokajał. Stanął, podparł się grabiami i otarł pot z
czoła. Nagle poczuł się strasznie zmęczony. Doszedł do wniosku, że chyba
przesadził z przebywaniem na słońcu i udał się pod prysznic. Zmył z siebie brud
i nieco się ochłodził. W samych bokserkach usiadł na łóżku i urwał mu się film.
Zapadł w kamienny sen, z którego późnym popołudniem obudziła go Monika.
- Może byś w
końcu wstał i coś zjadł? Jest już szesnasta. Dla kogo ja gotuję ten cholerny
obiad – potrząsała nim gwałtownie za ramię. Ostatnio trochę martwiła się o
przyjaciela. Był jakiś nieobecny duchem, często się zamyślał i gapił w przestrzeń.
Dominik jeśli chodzi o emocje był bardzo skrytą osobą. Swoje lęki i obawy
trzymał głęboko w środki i nie lubił się nimi dzielić. Światu pokazywał zawsze
pogodną twarz, nawet jeśli wewnątrz szalała prawdziwa burza.
- To już
tyle godzin?! Co ja zrobiłem z telefonem? Nastawiłem przecież alarm! Lu się wścieknie,
aż dziwne, że do tej pory nie zadzwonił z awanturą.
- Leży na
stoliku gapo – podała mu komórkę. Chłopak zaskoczony podrapał się po głowie.
- Wiesz,
przysiągłbym, że zostawiłem ją gdzie indziej. Chyba ten upał zaszkodził mi
bardziej niż myślałem – wzruszył ramionami. – Nie mam czasu na jedzenie.
- Nie
przesadzaj! Twój kumpel czekał tyle, to kwadrans dłużej go nie zbawi – zaciągnęła
opierającego się Dominika do kuchni. Postawiła przed nim parujący talerz z
żurkiem. Pływała w nim biała kiełbaska, jajeczko i grzybki. Chłopak zaczął zabawnie
węszyć, po czym rzucił się na posiłek jak wygłodniały wilk. W ciągu minuty
talerz był pusty. Potem wziął sobie jeszcze dwie dokładki. Monika z szeroko
otwartymi oczami obserwowała to obżarstwo. Młody zjadł prawie cały garnek zupy.
- Smacznego,
ale to chyba już przesada – wyrwała mu z ręki chochelkę, kiedy zamierzał sobie dołożyć
kolejną porcję. Poklepał się
po brzuchu i pokazał jej język. Ogarnęło go słodkie rozleniwienie, tak naprawdę
nie miał już ochoty nigdzie wychodzić. Z otwartego okna lał się nadal żar,
cykały głośno świerszcze. Oszałamiająco pachniały posadzone pod murem magnolie.
Miał ochotę na kolejną drzemkę. Ostatnio był ciągle śpiący. Nagle rozległ się dźwięk
telefonu. W leniwej ciszy letniego popołudnia zabrzmiał jakoś wyjątkowo ostro i
niepokojąco. Na wyświetlaczy zobaczył numer Lu.
- Dominik…
musisz mi pomóc… jestem w leśnej chatce…ufam tylko tobie... boję się… – usłyszał przerażony głos przyjaciela. Potem
doszły go już tylko trzaski odgłosy gwałtownej kłótni.
- Oddawaj tą
cudaczną maszynkę! – Z pewnością nie znał tej osoby. Jeszcze kilka łomotów, zgrzyt
i wszystko umilkło. Chłopak zerwał się z krzesła, ściągnął znad kominka
strzelbę, pas z nabojami i ruszył do drzwi. Od progu odwrócił się jeszcze do
skamieniałej Moniki.
- Zawiadom Amirę,
będzie wiedziała co robić! Lu jest w niebezpieczeństwie!
- Zaczekaj –
wymamrotała z trudem. Odwróciła się do szafy i wyjęła z niej plecak. Podała mu
go trzęsącymi się ze zdenerwowania rękami. – To taki mój zestaw leśnego
wędrowca. Może ci się przydać. Uważaj na siebie! Nie ryzykujcie żadnych akcji! Ukryjcie
się gdzieś i czekajcie na nas!
Wsiadł na
motor dziewczyny i pognał na złamanie karku. Zupełnie zapomniał o swoich
rozterkach. Teraz najważniejszy był Lu i jego maleństwo. Kąpany w gorącej
wodzie chłopak, nawet nie pomyślał, że mógłby zostać w domu i po prostu
zawiadomić ochronę i wojsko. Zresztą tak naprawdę, nie wiedział co się stało i
kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Przez portal na bagnach, który kiedyś
pokazał mu Julian, przedostał się do Piekła. Tutaj musiał zostawić swój pojazd, ponieważ był zbyt głośny. Ostrożnie się skradając wkroczył do gęstego lasu, porastającego
tereny wokół zamku władcy. Wiedział, gdzie jest chatka drwali, kilka razy
robili sobie tam razem z księciem grilla.
***
Dwie godziny
wcześniej znudzony i zniecierpliwiony upałem Lu miotał się po swojej komnacie.
Umówił się wcześnie j z Dominikiem, ale ten mały drań spóźniał się już godzinę.
Od rana miał zły humor i wszystko go denerwowało. Nie pożegnał się nawet z
mężem. Zamknął się przed nim w łazience dąsając się jak dziecko. Wiedział, że
Bez ma swoje obowiązki, ale uważał że tym razem przesadził. Termin porodu
zbliżał się wielkimi krokami, a on był coraz bardziej przerażony. Im więcej
czytał na ten temat, tym większy miał w głowie chaos. Chciał, by ktoś przez
cały czas trzymał go za rękę i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Rozległ
się sygnał telefonu. Dostał go od przyjaciela na urodziny i nie bardzo jeszcze
umiał obsługiwać. Ludzkie wynalazki bardzo go fascynowały.
-,, Czekam
na ciebie. Jestem na polance i piekę dla nas mięsko” – udało mu się przeczytać
wiadomość od Dominika. Wcześniej odesłał służbę, pod pretekstem, że chce zostać
z chłopkiem sam. Pałac znał jak własną kieszeń. Zatrudniona przez Beza ochrona
nie miała z nim szans. Wymknął się przez nikogo nie zauważony na miejsce
spotkania, znajdujące się blisko zamkowych murów. Można je było zobaczyć
z okien wieży zegarowej, o czym jednak wiedziało niewiele osób. Nie widział w
tym nic złego. Bardzo potrzebował chwili odpoczynku od dworskich intryg w
towarzystwie życzliwej mu osoby. Miał zamiar poprosić Dominika, aby z nim
został przez te kilka dni. Szedł powoli zacienionymi alejkami. Wkrótce dotarł
na miejsce. Na polance paliło się ognisko i stał rozłożony grill. W cieniu
rozłożystego kasztana na trawie leżał miękki koc i kilka małych poduszek. Wydawały
się zachęcać do słodkiego leniuchowania. Nigdzie jednak nie było śladu
przyjaciela.
- ,,
Poszedłem po drzewo, zaraz wracam. Usiądź i odpocznij”- dostał następną wiadomość. Rozlokował się
więc wygodnie, wkładając sobie pod obolałe plecy wszystkie puchate jaśki. Coś
jednak nie dawało mu spokoju. Trochę dziwne dla niego było, że chłopak zamiast po
niego przyjść wezwał go przez komórkę. Ostatnio strasznie się nad nim trząsł,
zupełnie jak Bez. W dodatku pod krzakiem zobaczył koszyk z kilkoma butelkami
wina. Zaintrygowany zaczął się baczniej rozglądać. Obok pledu na którym
siedział, leżał zmurszały pień jakiegoś drzewa. Zerknął do niewielkiej dziupli i
jego serce ścisnęło przerażenie. W środku rosły znane mu od dawna grzybki, działające
swoim zapachem usypiająco i bardzo trujące. Nie trzeba było ich jeść. Wystarczył
sam aromat do wywołania silnych halucynacji i bolesnych skurczów mięśni
brzucha. Zerwał się na równe nogi i zatkał nos. To musiała być pułapka. Ktoś
dobrał się do telefonu Rokity i wywiódł go w pole. Przycisnął dłonie do piersi,
chcąc uspokoić rozszalałe serce. Musi zachować rozsądek inaczej zginie nie
tylko on, ale i maleństwo. Zaczął szybko oddalać się między drzewa. Niestety
było już za późno. Usłyszał za sobą tupot ciężkich kroków. Trzy pary brutalnych
rąk schwytały go i uniosły. Przytknięto mu coś śmierdzącego pleśnią do twarzy i
osunął się w ciemność. Obudził się w
jakiejś ciasnej komórce. Pod sobą namacał wiązkę siana. Było zupełnie ciemno.
Cuchnęło wilgocią i mysimi odchodami. Coś pomiziało go po policzku. Dotknął
palcami wielkiej, lepkiej pajęczyny i skrzywił się z obrzydzenia. Cały obiad
podszedł mu do gardła. Odetchnął kilka razy głęboko, starając się opanować.
Nastawił uszu, mając nadzieję, że usłyszy coś co może mu pomóc.
- Ty
kretynie, zepsułeś cały nasz plan! – usłyszał czyjś wściekły głos.
- Skąd
mogłem wiedzieć, że ten paniczyk zna się na grzybach! Zresztą starannie je
ukryłem! – pisnął ktoś cieniutko.
- Widać nie
dość dobrze, bo zaraz się zorientował i zaczął uciekać! Teraz będziemy musieli
go zabić!
- Gdzie
widzisz problem, ukatrupimy go i tak pochowamy, że nigdy nie znajdą ciała!
- Zamknijcie
się kretyni! Mieliśmy sprawić, by władca sam pozbył się męża. Lucyfer miał się spić
z tym młodym Rokitą, zatruć niby przez przypadek i stracić przez swoją głupotę
i lekkomyślność dziecko. Wtedy Belzebub musiałby wydać na nich wyrok. W ten bezproblemowy
sposób pozbylibyśmy się obu kłopotliwych gówniarzy. Wiecie co stanie się potem?! Będziemy musieli chyba wystrzelić się w kosmos. Niełatwo się ukryć przed gniewem króla. Trzeba tak załatwić się to ścierwo, żeby nie
zostawić żadnych śladów! Idźcie najpierw zatrzeć ślady na polance, tylko
pośpieszcie się, nie mamy zbyt wiele czasu. – Książę usłyszał
odgłos zamykanych drzwi i tupot oddalających się kroków. W głowie mu się
przestało kręcić i zaczął jaśniej myśleć. Teraz miał okazję wezwać pomoc. Te tumany zapomniały mu zabrać
telefon. Bał się, że to porywacze mają komórkę przyjaciela, ale to była jego
ostatnia deska ratunku. Drżącymi rękami próbował kilkakrotnie połączyć się z
Dominikiem, ale najwyraźniej miał kłopoty z zasięgiem. W końcu mu się udało, z
ulgą usłyszał znajomy głos i łzy pociekły mu po twarzy.
- Hallo, to
ty Lu? Okropnie niewyraźnie cię słyszę!
- Dominik…
musisz mi pomóc… ufam tylko tobie… jestem
w leśnej chatce… boję się… - starał się mówić jak najciszej.
- Oddawaj tą
cudaczną maszynkę! – rozległ się wściekły ryk porywacza i drzwi do komórki się otwarły.
– Co za kretyni, niczego nie można im powierzyć! – wyrwał mu z ręki telefon i
wrzucił do wiadra z wodą. Tymczasem Lu przytomnie złapał z kąta miotłę i skutecznie
się przy jej pomocy zabarykadował się w składziku. Miał cichą nadzieję, że przyjacielowi uda się zdążyć, zanim się
do niego dobiorą. – Szlag jasny, otwieraj – mężczyzna zaczął szarpać za drzwi, które
okazały się solidniejsze niż wyglądały. – I tak cię dopadnę! – zaczął rozglądać
się za czymś, czym by mógł je wyważyć.
Rokita
nadszedł w chwili, kiedy bandyta niewielkim toporkiem, znalezionym w piwnicy,
zaczął rąbać twarde drewno. Nie widział chłopaka, ponieważ stał do niego tyłem i
zaciekle walił w drzwi. W okienku komórki widział bladą, przerażoną twarz Lu.
Niewiele myśląc zamierzył się i wystrzelił. To była broń na grubego zwierza. Głowa mężczyzny rozprysła się jak strzaskany
dzban. Krew, strzępy mózgu i kości obryzgały podłogę, ściany, jakiś kawałek
tkanki przylepił się nawet do sufitu. Porywacz padł na ziemię, wijąc się w
przedśmiertnych drgawkach. Po sekundzie znieruchomiał. Mdlący, metaliczny
zapach spowodował, że chłopakowi zakręciło się w głowie.
- Wychodź,
musimy uciekać! Nie damy im wszystkim rady! – zawołał słabym głosem i chwycił się oparcia krzesła, aby nie
upaść.
ooooj mam nadzieję, że Lu nie straci dziecka a Bez zemści się na porywaczach! Oby wszystko było dobrze i skończyło się dobrze dla nich
OdpowiedzUsuńTeraz będę przeżywać. A Bez powinien się zająć ukochanym w końcu!
Scenka na początku słodziutka na prawdę:) Miło jest patrzeć jak się ktoś dogaduje. I Domiś był uroczy, miał też racje Bez zawalił że ciągle pracuje.
OdpowiedzUsuńCo do porwania to jak Lu straci dziecko to cię znajdę i ukaptupie to nie groźba tylko obietnica. Koto mógł wziąć telefon Dominika skoro był w domu? Same pytania po tym ich planie który nie do końca wypalił. Może to i dobrze. Może Amira i Dominik go uratują.Na szczęście Domi zdążył. Mam nadzieje że bandyci jednak nic nie zrobili Lu
Nie mogę się doczekać nowej notki no i co się tam stanie. "A" a ma racje Bez ma się zająć ukochanym bo to przez niego. Jak można... miałam nie marudzić i oby władca się opamiętał.
Dużo weny i chęci. Oby norka szybko się pokazała:)
Czytaj uważnie, Dominik zostawił telefon na parapecie okiennym,kiedy pracował w ogrodzie, a odnalazł w domu. Skąd się tam wziął? Najwyraźniej ktoś go podrzucił, mógł wcześniej dowolnie z niego skorzystać.
UsuńHehe... Czyżby Domiś był w ciąży? Albo może ja za dużo sobie wyobrażam...
OdpowiedzUsuńBiedny Lu... Nic tylko problemy... i w dodatku musi uważać na dziecko... Że też Bez musiał wyjechać :< Na szczęście ma Domisia, który... właśnie pięknie rozwalił łeb jakiemuś oprychowi... ;D Na miejscu Juliana uważała bym na to rude stworzonko ;)
Rozdział cudowny, jak zawsze ;)
Błędów nie wyłapałam :)
Życzę weny i zapraszam do czytania i komentowania mojego bloga gemmafurore.blogspot.com :)
Dzięki za prezent na dzień dziecka... Wspaniały! I ta akcja... Proszę nie daj nam długo czekać! Pozdrawiam i weny życzę.
OdpowiedzUsuńzajebisty rozdział ^^ już nie mogę się doczekać dalszych rodziałów :D biedy Lu nie dość ze jest w ciąży a mąz go zostawia bezbronnego to na dodatek grozi mu takie niebezpieczeństwo... Mam nadzieje ze Domiś jest w ciąży, bo coś mi tak wygląda... a tak na marginesie to on ma niezłego cela niech Bel i Boruta mieją się na baczności inaczej pożałują ;) hehehe Mam nadzieje ze im i maluszkowi nic się nie stanie
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńoch jaki pełen emocji rozdział... oby nic się nie stało z Lu i Dominikiem... Spiskowcy są bardzo blisko władcy i śmiało sobie poczynają.... cóż za podłą intrygę wymyślili, a na dodatek wszystko chcieli zwalić na młodego Rokitę... Oby Bez znalazł porywaczy i ich porządnie ukarał... Teraz to będę siedzieć jak na szpilkach i oczekiwać nowego rozdziału...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Boje się, mam nadzieję, że nic im się nie stanie. Matko! Bez, Julek, wracajcie szybko,.,,, Mam nadzieję, że Minka już zawiadomiła Amirę a on Juliana! Będę tak jak Basia siedzieć na szpilkach i wyczekiwać rozdziału.
OdpowiedzUsuńTwoja Maru;3
PS: niestety coś mi się stało z moim kontem gg, więc teraz mam nowe. Rozdzialik u mnie ;3 Daj znać Sol jeśli możesz ;3
gg: 47641370
I teraz biedna będę przeżywać aż do następnego rozdziału... Mam nadzieję, że tym dwóm matołkom się nic złego nie stanie. Oby Julek i Bez wracali jak najszybciej i zajęli się nimi należycie.
OdpowiedzUsuńLu nie powinien mieć tyle stresów, Domiś z resztą prawdopodobnie też... Maltretujesz tych biedaków :P
Ale Dominik się spisał dzielnie, w roli obrońcy. Będe baaardzo czekać na następny rozdzialik ^^
Omghgg pięknie :** pisze z komy :b
OdpowiedzUsuńAaa, para idiotów...Żeby im się nic nie stało...
OdpowiedzUsuń