Rozdział dedykowany
niecierpliwej Maxiii. Wiem, wiem trochę to trwało.
Mężczyźni
spędzili w galerii handlowej dobre kilka godzin. Zmęczeni i głodni udali się do
pobliskiej restauracji, gdzie usiedli przy stolikach znajdujących się na
zewnątrz w przyjemnym, pełnym kwitnących krzewów ogródku. Można stąd było
obserwować licznych przechodniów, samemu nie będąc zauważonym. Zjedli spokojnie
smaczny obiad. Niestety, kiedy zaczęli jeść lody przy sąsiednim stoliku usiadło
trzech mężczyzn i nie spuszczało z nich wzroku. W końcu jeden z nich wstał i
ruszył w ich kierunku, wyraźnie kłaniając się Lu.
- Pozbądź
się tych podrywaczy – szepnął do niego Dominik i kopnął go pod stołem. Nie
lubił tego typu przygodnych znajomości, zwłaszcza, że dwu pozostałych gapiło się
bezczelnie na jego tyłek. Książę syknął i złapał się za łydkę.
- Zrobiłeś
mi siniaka draniu – pomasował bolące miejsce. – W twoim wieku powinieneś
poznawać świat i nowych ludzi. Zachowujesz się jak stara ciotka – uśmiechnął się
przekornie i machnął wesoło do zbliżającego się mężczyzny.
- Zabiję
cię, wplączesz nas w kłopoty – warknął chłopak.
-
Przesadzasz, znam ich z klubu. Witaj Fred – podał znajomemu rękę.
- Dawno cię
nie widziałam piękny – ucałował wypielęgnowaną dłoń. – Chodzą słuchy, że cię
zaobrączkowali. Możemy się przysiąść?
- Oczywiście
– Lu zwinnie się odsunął, unikając szczypiącego ataku Dominika. Już po chwili siedzieli
w piątkę.
- Przedstaw
nam tego naburmuszonego słodziaka – Fred uśmiechnął się do Dominika. - Chyba
źle go nakarmiłeś skoro się tak dąsa. To twój nowy kochanek?- zwrócił się do księcia.
– A może ty jesteś do wzięcia? – przysunął się bliżej prychającego wyniośle
rudzielca.
- Ups…-
wisienka, którą trzymał w ręce Dominik wystrzeliła do przodu prosto w nos
natręta.
- W łóżku
też jesteś taki waleczny? Jeśli tak, ożenię się z tobą choćby natychmiast! –
ciągnął mężczyzna, bynajmniej niezrażony jego zachowaniem.
- Też mi oferta! Dobrze wiesz, że w Polsce nie można zawierać homoseksualnych małżeństw! –
odsunął się z krzesłem na bezpieczną odległość.
- Ale ja
jestem Holendrem nie Polakiem – odbił piłeczkę Fred i przybliżył się ponownie.
Pozostali dwaj mężczyźni żywo dyskutowali z Lu.
- Mam bardzo
tolerancyjnego męża, pozwala mi wychodzić kiedy zechcę. Żyjemy w wolnym związku –
usłyszał jego wypowiedź.
- To było o
Bezie?! – rzucił do niego Dominik i parsknął śmiechem. – Czy ty się na pewno dobrze czujesz? W życiu nie słyszałem podobnych bredni!
- Ja też! –
usłyszeli za sobą niski głos Władcy Piekieł. – A o wolności w związku, to my
sobie porozmawiamy w domu! – mruknął groźnie do męża, który ze spłoszoną miną
właśnie wstawał od stolika. Na widok rosłej sylwetki Beza nikt nie ośmielił się
zaprotestować. Gniewne błyski w jego oczach i napięte mięśnie nie wróżyły
niczego dobrego.
- Ale ty
przecież jesteś wolny, zostań z nami – odezwał się do Dominika Fred.
- Nie mogę, nie chcę by Blondyn miał problemy - wskazał na
oddalającą się parę. Była to niezupełnie prawda. Pragnął uwolnić się jak
najszybciej od natręta, który był dosłownie o oddech od niego. Dobrze wiedział,
że władca nie odważy się na żadne gwałtowne zachowania wobec ciężarnego męża.
- Słuszna decyzja… - ktoś niespodziewanie objął go od tyłu w
talii. – Tkwisz właśnie po uszy w kłopotach i nie będziesz miał czasu na ratowanie
z opresji przyjaciela! – mruknął mu chłodno do ucha Julian. – A ponieważ nie
jesteś pod ochroną, dostaniesz porządne lanie!
- Tylko mnie tknij – najeżył się Dominik i wstał od stołu. –
Uczyłem się kiedyś boksu! – wymachiwał energicznie drobnymi pięściami przed nosem Boruty. Rude loki podskakiwały przy każdym jego ruchu jak sprężynki.
Zwinne, kocie ruchy zgrabnej sylwetki przyciągały wzrok. Zielone oczy lśniły jak
klejnoty spod firanki ciemnych rzęs.
- Jaki piękny… - wyrwało się na głos zauroczonemu Fredowi.
- Te badylarz! – ryknął na niego czart. – Zajmij się lepiej
sadzeniem tulipanów i ustawianiem wiatraków!- chwycił mężczyznę za ramiona i
mocno nim potrząsnął. – Na twoim miejscu nie właziłbym do cudzego ogródka! Ten
kwiatuszek ma już swojego właściciela!
- Ee… dlaczego myślicie, że jak Holender, to zaraz ogrodnik? –
zapytał zaskoczony i trochę wystraszony Fred. Postanowił na razie odpuścić.
Niedawno zamieszkał w okolicy i na pewno znajdzie niejedną okazję do spotkania
ślicznego rudzielca. Tymczasem Julian ciągnął bezceremonialnie za rękę Dominika
do wyjścia.
- Ty tępogłowy bałwanie, my tylko rozmawialiśmy! Nie
będziesz mnie tyranizował! Nasz związek miał być partnerski!- prychał wściekły
chłopak.
- Związek partnerski?! To pierdoły dla naiwnych nastolatek!
Coś takiego nie istnieje! W małżeństwie jest mąż – dowódca i żona, czyli piechota
wykonująca polecenia! – dotarli na parking za restauracją, kłócąc się i
spierając.
- Skąd u ciebie te średniowieczne poglądy? Małżeństwo ci się
jełopie z wojskiem pomyliło! – chłopak wsiadł do samochodu narzeczonego i zapiął
pasy. – Nie powinieneś się zadawać z Bezem, źle na ciebie wpływa!
- Gdybyś się stosował do tej zasady, połowę problemów mielibyśmy
z głowy – Mężczyzna ruszył powoli w kierunku willi Rokitów.
- Jeśli liczysz, że będę słodką i uległą żonką, czekającą na
ciebie w domu z obiadem z gromadką dzieci u boku, to cię naprawdę popieprzyło! –
Dominik szarpnął za klamkę, gdy się tylko zatrzymali i wyskoczył z samochodu
jak bomba. Szedł parskając przez trawnik, a jego drobna sylwetka zdawała się
iskrzyć od rozpierających go emocji. Wyglądał jak mała, burzowa chmura
wypuszczająca ze swojego wnętrza co chwilę grzmoty i błyskawice.
- A buzi na dobranoc? – Julian dopadł go, gdy przekraczał próg
domu. Właśnie zaczęło docierać do niego, że odrobinę przesadził. Ale jak tylko przypomniał sobie nachylającego się poufale nad narzeczonym Holendra, dosłownie się dusił.
- Spierdalaj! Idź szukać oddziału, którym będziesz mógł
dyrygować! – rzucił rozeźlony Dominik i gwałtownie zatrzasnął mu przed nosem
drzwi. Wszystko się w nim gotowało. Jego narzeczony był najdurniejszym facetem
na świecie. Obracał na palcu pierścionek i miał ogromną ochotę wrzucić go do
kosza na śmieci. W ostatniej chwili coś go jednak powstrzymało. Gniew nagle
gdzieś wyparował. Zastąpił go pogłębiający się z każdą chwilą smutek. – A ja
miałem nadzieję, że stworzymy kochającą się rodzinę – wyszeptał do siebie – ale jestem
głupi! – ze spuszczoną głową i markotną miną poszedł pod prysznic.
***
Lucjusz bynajmniej nie był w lepszej sytuacji od przyjaciela. Siedział właśnie
przed lustrem w samej koszuli i spodniach, rozczesywał długi włosy, splątane
podczas burzliwego powrotu do domu. Bez ciągnął go przez pałacowe korytarze, trzymając mocno za rękę, jak
wziętą w niewolę brankę. Dworzanie przyglądali mu się jedni ze złośliwymi
uśmieszkami, inni ze współczuciem. Nie szarpał się, nie chcąc robić
przedstawienia i dawać satysfakcji plotkarzom. Narobił kłopotów nie tylko
sobie, ale też Dominikowi. Sądząc po zazdrosnej minie Boruty, czekało
biedaka w domu niezłe kazanie. Zdjął buty i bosymi stopami oparł się o miękki
dywan. Rozpiął spodnie, które zbytnio go uciskały.
- Tatuś jest na mnie wściekły – westchnął ciężko i pogłaskał
się po lekko zaokrąglonym brzuszku – a ja
tylko potrzebowałem odrobiny wolności i rozrywki.
- Tylko dlaczego twoja zabawa polegała na flirtach i podrywie?
– warknął Bez, stając za jego plecami.
- To był czysty przypadek, poszliśmy tam coś zjeść – wstał i
odwrócił się twarzą do męża. Rozpięta garderoba opadła w dół i zatrzymała się
na jego kostkach. Zarumienił się i spojrzał zmieszany na mężczyznę, który
patrzył z uznaniem na jego długie, ładnie umięśnione nogi.
- Lu, nie chodzi tylko o wdzięczenie się do tych facetów,
choć muszę przyznać, że o mało mnie szlag na wasz widok nie trafił. Czy ty
wiesz jak bardzo się przestraszyłem, gdy okazało się, że wyszedłeś bez eskorty?!
Mogło ci się coś stać! – wziął go na ręce i usiadł z nim na fotelu. Temu
głuptasowi naprawdę należało się lanie. Nie miał jednak serca go karać. Ich
ogonki splotły się ze sobą w czułym uścisku, a dłoń władcy gładziła
uspokajającym gestem szczupłe uda męża. – Mam trochę wrogów i mogli wykorzystać
okazję, że byłeś sam. Jesteś teraz odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale też
za maleństwo – zobaczył jak pełne chwilę wcześniej uporu i buntu, błękitne oczy,
napełniają się łzami.
- Jestem beznadziejny, nie nadaję się na ojca… - Lu wtulił
się w ciepły tors Beza i zaczął cicho szlochać. – Co teraz zrobimy? Kto
wychowie mojego maluszka? – z jego oczu płynął już prawdziwy potok. –
Powinieneś sobie poszukać innej królowej!
- Niemądry – Bez ujął go za podbródek i odwrócił jego twarz
do siebie. – Nie chcę nikogo innego, to ciebie kocham – delikatnie musnął jego
drżące usta swoimi. - Obiecaj tylko, że już nigdy nie wyjdziesz bez straży –
głaskał pieszczotliwie napięte plecy męża.
- Obiecuję – książę spojrzał mu głęboko w oczy. Nie miał
pojęcia, że jego twarz jest w tej chwili pełna emocji. Codzienna, chłodna maska opadła,
ukazując wrażliwe wnętrze. Gdzieś na dnie czarnych źrenic, Bezowi udało się
dostrzec płonące w nich uczucie. Doskonale zdawał sobie sprawę jak rzadka i
bezcenna była ta chwila. Przytulił męża do siebie i przesunął dłoń na jego
brzuch.
– Mogę? – zaczął go
gładzić delikatnie, jakby to była najrzadsza porcelana. Tam w środku, był ich
syn, którego wspólnie wychowają, będą patrzyć jak rośnie. Ponownie wpił się w
słodkie wargi tym razem ze sporą dawką pożądania. Wsunął język w gorące
wnętrze, które tak chętnie się przed nim rozchyliło. – Jesteś tylko mój,
następnym razem rozerwę na strzępy każdego, kto się do ciebie zbliży! – warknął
mu zaborczo do ucha.
- Tyko twój – wyszeptał namiętnie Lu, odwrócił się do niego
przodem i zaplótł nogi wokół jego talii.
***
Następnego dnia, gdy Dominik się obudził, odwrócił na bok głowę i coś miękkiego pogładziło
jego policzek. Powoli zaczął docierać do niego piękny zapach, który był mu doskonale znany. Otworzył oczy i zobaczył na swojej poduszce czerwoną różę o aksamitnych płatkach z przypiętym do niej bilecikiem. Na białym papierze, eleganckimi złotymi
literami wykaligrafowane było zaproszenie:
,, Wybacz, to co
powiedziałem wczoraj, zazdrość
zupełnie mnie zaślepiła.
Nie wyobrażam sobie, by
ktokolwiek inny mógł cię
trzymać w ramionach. Każdą sprawę
dotyczącą naszego związku
możemy razem
przedyskutować. Czekam na ciebie wieczorem. Mam nadzieję, że
występ ci się spodoba.
Julian”
Wstał i w piżamie udał się do kuchni na poranne kakałko.
Monika była już na nogach. Postawiła przednim kubek z parującym, aromatycznym
napojem i talerz maślanych bułeczek. Obracał w ręku karteczkę, czytając ją już
enty raz z rzędu. Nie miał pojęcia co robić. Poprzedniego dnia okropnie się
zdenerwował na tego zacofanego drania Juliana. Miał mu od tak darować wszystkie bzdury,
które wygadywał? Dziewczyna obserwowała go spod zmrużonych powiek. Nagle rzuciła
się do przodu i wyrwała mu z ręki bilecik.
- To chyba jakaś
poważna randka? Co na siebie założysz?
- Odczep się, jeszcze nie wiem czy pójdę – chłopak miał niemożliwie
rozczochrane włosy i czekoladowe wąsy, wyglądał w tej chwili jak przedszkolak. –
To nie żadna randka, tylko odebranie należnej wygranej – wypsnęło się mu
nieopatrznie.
- A co takiego wygrałeś? – Monika zbliżyła się do niego szybkością
pantery. Jej oczy aż świeciły z niezdrowej ciekawości. – Zwierzysz się chyba
swojej najlepszej psiapsiółce?
- Nie ma mowy!- Twarz Dominika dosłownie zapłonęła
czerwienią. Zerwał się od stołu i uciekł do swojego pokoju jak spłoszony jeleń.
Natychmiast zamknął drzwi na klucz. Wstrętna dziewucha nie dałaby mu spokoju,
aż by z niego wszystko wyciągnęła. A potem już nigdy nie miałby chwili wytchnienia.
Dobrze znał jej manię swatania wszystkiego co żyje. Nawet biednemu kotu nie przepuściła. Na myśl o tych wszystkich
dobrych radach i codziennym prześladowaniu dostał gęsiej skórki. –Tym razem
mi się udało, ale poczuła wiatr w żaglach. Muszę się jakoś niepostrzeżenie wymknąć
wieczorem, inaczej już po mnie! – zamruczał do siebie pod nosem.
Glupi Julian myśli, że Dominik jest kobietą w związku D: .. Coraz bardziej podoba mi się Lucek i z niecierpliwością czekam na przedstawienie. Na miejscu Dominika ja bym wyszedl po skończonym 'spektaklu' :D Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDamiann
Dzięki za dedykację. Rozdział super, te sceny zazdrości, opisy uczuć bohaterów, po prostu super. No i były dpkatające się ogonki. Wena życzę. Pzdr
OdpowiedzUsuń*dotykające się ogonki
UsuńRozdział był dobry jak zwykle:) Tylko wydaje mi się bardzo na opak. Zacznę od sceny w galerii. Tam się podrywu nie doszukałam za bardzo owszem Bez i Julek mieli prawo się wściec ale tym razem to Julian przesadził z byle jednak powodu. Dobrze że chociaż przeprosił. Ja mam tylko jedno pytanie. Czemu Dominik zachowuje się jakby był w ciąży? Tu wybuch złości a tu za chwile płacze... dziwne. I on jakoś tak jest raczej pewny tej rodziny którą ma stworzyć z czartem. Znaczy dobrze ale aż taka pewność żeby tam płakać. Podobała mi się karteczka z przeprosinami:) Czekam bardzo na taniec Juliana i mam nadzieje że pojawi się już w kolejnej notce... to będzie piękne:D
OdpowiedzUsuńLu też zachował się jak nie on ale jemu można wybaczyć martwi się o dzidziusia. A pan "Ja, Ja. Ja" Znaczy Bez chciałam powiedzieć... on wcale się nie zachował to JA mam wrogów. I to najważniejsze. I ja tego kocham cię wciąż nie kupuje i nie kupie zachowaj się tak żeby te słowa miały podparcie czynów. Lu też bardzo zmiękł co akurat dobrze a że chce swobody też dobrze tylko niech weźmie sprawy w swoje ręce.
Notka i tak dobra wyczekiwana:) Dużo weny i chęci:) Mam nadzieje że opis wyczynów Julka pojawi się już niedługo:)
Super rozdział !!
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!
Ewa
uuu no to się porobiło. Dobrze, że Lu nie miał takiego przypału od męża.Cudowny rozdział. Oby Dominik pogodził się z ukochanym
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńcudo, cudo... ludzie Belzebuba obserwowali Dominika, więc Belzebub i Julian szybko odnaleźli i Dominika jak i Lucjusza... Och jacy byli zazdrośni, wspaniale to przedstawiłaś... Już nie mogę się doczekać tego występu Juliana..
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Świetny rozdział. Julek znowu przegiął. A Fred niech się nie odczepi od naszego słodziaka. Lu w ciąży jest prześwietny, delikatny i taki kruchy. Ale to ciągnięcie za włosy mi się nie podobało.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy rozdział
Bez ciągnął Lu przez korytarze, ale nie za włosy. Chyba źle to sformułowałam skoro tak zrozumiałaś.
UsuńCUDO.... *.* Jak ty to robisz, że zawsze trzyma w napięciu? ;P weny!! ^^
OdpowiedzUsuńDawno cię nie widziaŁEM piękny. A nie nie widziałam.
OdpowiedzUsuń