Wersja nie betowana,
nie mam siły tego dzisiaj poprawiać. Jutro wyłapię byki.
Po wyjściu
Boruty Dominik postanowił się przejść. Było jeszcze wcześnie, słońce zaczynało
się dopiero chylić ku zachodowi. Na bagnach było bardzo przyjemnie o tej porze
dnia. Zaczął się zastanawiać czy, aby nie postąpił zbyt nierozsądnie. Mało znał
Juliana i może pochopnie wtrącił się w jego prywatne sprawy. Z drugiej strony
doszedł do wniosku, że ten jego przełożony przecież nie będzie dyszał im nad
karkiem. Wstąpi do nich raz czy dwa i po kłopocie. Może pójdą na jakieś przyjęcie,
pokażą jaka zgodna z nich para i wystarczy. Chłopak był z natury optymistą i
nie lubił się przejmować na zapas. Doszedł już do końca ścieżki i miał zamiar
wracać, kiedy coś przykuło jego uwagę. Usłyszał jakby cichy szloch dochodzący zza krzewów. Po cichu wszedł między nie i rozgarnął gałęzie. Zobaczył siedzącego
na kłodzie Lucjusza z twarzą ukrytą w dłoniach, jego ramiona drżały, a z zaciśniętych
w pięści dłoni płynęła krew, tak mocno wbił w nie wypielęgnowane paznokcie. W momencie Dominik
zapomniał wszelkich utarczkach i przepychankach. Nie był w żadnym razie pamiętliwą osobą. Uklęknął przed nim i delikatnie położył
mu rękę na ramieniu.
- Lu, co się
stało? Kto cię tak skrzywdził? – pogłaskał go po jasnej głowie.
- Zostaw
mnie, zasłużyłem na to co mnie spotkało, wszystkich tylko ranię. Szkoda, że mnie
po prostu nie zabił – wyszeptał drżącym głosem. – Ciebie też skrzywdziłem.
Szkoda, że ta legenda o potworze z bagien to tylko mit. Poszedłbym nad jezioro
i dałbym się zeżreć.
- Bredzisz,
wiesz jaka to by była strata dla szkoły? Te wszystkie stare panny by się
poryczały, zabrakłoby czarnego materiału w sklepach. Potem codziennie
chodziłyby na twój grób, przynosiły świeże kwiaty i wypłakiwały oczy –
uśmiechnął się do niego Dominik.
- Nawet tak
nie żartuj – jęknął Lucjusz i niespodziewanie przytulił się do chłopaka, który
natychmiast objął go ramionami.
- Jeśli nie
masz dokąd iść, możesz przenocować u mnie. Mamy mnóstwo wolnych pokoi i naprawdę
zacne wino w piwnicy. Wypijemy jakąś butelczynę i opowiesz mi o co chodzi –
Mężczyzna po chwili wahania wstał i dał się poprowadzić wąską ścieżką. Gdy
znaleźli się w willi chłopak wskazał mu gdzie jest łazienka, żeby mógł się
doprowadzić do porządku. Po chwili Lucjusz wyszedł stamtąd odświeżony i tylko
zapuchnięte oczy świadczyły o tym co działo się z nim przed chwilą. Spojrzał
nieco speszony na siedzącego w salonie Dominika.
- Mam
prośbę, nie mów o tym nikomu. Zwłaszcza Borucie, wyśmiewałby się ze mnie do
końca życia.
- Spokojnie,
siadaj – poklepał miejsce obok siebie na dywanie. Podał mężczyźnie otwartą butelkę,
sam wziął drugą i zrobił łyka.
- A
kieliszki? – zapytał zaskoczony Lucjusz.
- Tu nie
pałac człowieku, pijemy z gwinta – uśmiechnął się do niego chłopak. – A teraz
nawijaj, który to drań złamał ci serce.
- Nie wiem
od czego powinienem zacząć – wziął do ręki jasną kitkę i zaczął ją nerwowo
miętosić.
- To ty
także masz ogon?
- Wiesz, to
u nas rodzinne – zerknął na niego psotnie – nie podoba ci się? Wszyscy zawsze
się nim zachwycają.
- Wolę
czarny kolor – zaczerwienił się Rokita, zdając sobie sprawę co właśnie
powiedział – ale twój też jest ładny. No to dawaj… - usadowił się wygodnie obok
mężczyzny tak, że stykali się ramionami.
- Więc… -
zaczął Lucyfer.
,, Żebyś
zrozumiał, muszę chyba opowiedzieć wszystko od początku. Pochodzę z bardzo
wpływowej rodziny. Gdy ukończyłem Akademię Wojskową z bardzo dobrym wynikiem
dostałem się od razu do straży pałacowej. Uwierz, nie przyjmują tam byle kogo.
Miałem okazję przez długi czas z daleka obserwować co wyprawia nasz władca.
Widziałem wielu młodych mężczyzn wychodzących z jego sypialni, którzy potem
wypłakiwali sobie oczy. Nikomu nie udało się długo zagrzać w niej miejsca.
Mojego kuzyna Popiełkę zmartwiona rodzina musiała wysłać na pięć lat do Chin, by
doszedł do siebie po tym, jak utracił łaskę naszego Pana. Bawił się nimi jak kukiełkami,
a kiedy stracił zainteresowanie wyrzucał na bruk, natychmiast zapominając o ich istnieniu. Unikałem go jak mogłem, nie chciałem podzielić losu tych biedaków. Z
racji swojej pracy musiałem z nim jednak nieraz rozmawiać. Z czasem nasze
pogawędki stawały się coraz dłuższe. Mój Pan jest inteligentnym, interesującym
mężczyzną do tego bardzo atrakcyjnym i pewnym siebie. Trudno przebywać
blisko niego i nie ulec jego urokowi. Nawet nie wiedziałem kiedy się
zakochałem. Pozwoliłem mu na kilka pocałunków, trochę się poprzytulaliśmy i
myślałem, że on czuje to samo. Miałem się za wyjątek. Byłem głupi i młody.
Następnego dnia po czułym rozstaniu zobaczyłem wychodzącego z jego sypialni
nowego kochanka. Nigdy więcej nie pozwoliłem mu się dotknąć. Cierpiałem w milczeniu.
Sam nie jestem święty o nie. Posiadłem wielu mężczyzn, żaden jednak nie
zagościł w moim sercu. Dostałem solidną lekcję od mojego Pana. Nie potrafię już zaufać nikomu, nie po tym co mi zrobił. To by było na tyle, zwykła historia
jakich wiele. Okazałem się równie niemądry co moi poprzednicy. Najgorsze w tym
wszystkim jest to, że on nadal nie zrezygnował. Uwielbia bawić się moim
kosztem. Nie przepuszcza żadnej okazji by mnie poniżyć i zaznaczyć, że jestem
nikim. ‘’ – Zmęczony i nieco pijany Lucyfer przymknął oczy i położył głowę na
ramieniu chłopaka. – Cieszę się, że pozwoliłeś mi tu zostać. Nie zapomnę ci tej
przysługi. Oni bez twojego zaproszenia nie mogą tu wejść, ponieważ nie należysz
do rodziny.
- Lucjusz,
czy ty jesteś pewny, że jemu na tobie nie zależy? Gdyby tak było, to po co by
się ciągle starał do ciebie zbliżyć? – zapytał Dominik.
- Nie
posiadł mnie, może o to chodzi. Zresztą nawet jeśli mu się nadal podobam nie
pozwolę się zeszmacić. Wyznaję zasadę albo wszystko, albo nic. Nie
potrafiłbym być jednym z wielu, toby mnie zabiło – szepnął smutno.
- Jeśli tak
sprawa wygląda, to masz rację. Zapomnij o tym łajdaku. Możesz tu mieszkać ile
chcesz – chłopak ściągnął z kanapy koc i przykrył ich nim. Przez chwilę jeszcze
rozmawiali o obojętnych sprawach. Wkrótce obaj zasnęli tuląc się do siebie. Po
kilku godzinach ogień na kominku przygasł i zrobiło się chłodno. Dominika z
objęć Morfeusza wyrwało donośne pukanie. Wstał i na chwiejnych nogach ruszył do
drzwi. Na progu stał nieznajomy, niski mężczyzna.
- Jestem Bogdan
Kusy i mój Pan przysyła mnie tu po Lucy… to znaczy po Lucjusza – wyrecytował
formułkę lekko się zacinając.
- Powiedz
swojemu Panu, że kapitan jest moim gościem i właśnie śpi, a ja nie mam zamiaru
go budzić – warknął do niego chłopak, zły, że obudzono go w środku nocy.
- Co ty
sobie myślisz smarkaczu! – zaczął się wydzierać mały pokurcz, a jego ogon
nerwowo uderzał go po udach. Dominik niewiele myśląc chwycił spray do mycia
szyb, stojący na szafce z butami i prysnął mu między oczy, kiedy się cofnął, zamknął drzwi. Przez chwilę było jeszcze słychać siarczyste przekleństwa, ale
po kwadransie wszystko ucichło. Nie zdążył się jednak położyć jak ponownie ktoś
zapukał. Chłopak wziął do ręki tym razem stojącą w kącie miotłę i z rozmachem
otworzył, mając zamiar tym razem palnąć natręta w łeb. Przystawił trzonek do
jego piersi, ale coś mu się tu nie zgadzało. Podniósł głowę i napotkał
gorejące, szkarłatne oczy w wyniosłej, arystokratycznej twarzy. Ten mężczyzna
był zdecydowanie o wiele wyższy i zbudowany jak rzymski gladiator. Broń którą
trzymał na pewno nie zrobiłaby mu żadnej krzywdy.
- Powiedz
Lucjuszowi, że czekam tu na niego – odezwał się stanowczym, władczym głosem
mierząc go wzrokiem od stóp do głów. To był właśnie ten typ faceta, którego
Dominik nie znosił najbardziej – bogaty dupek, który myśli, że wszystko mu
wolno i z nikim się nie liczy.
- Widzisz
ten napis nad drzwiami? – odezwał się chłodno do przybysza.
- ,,Mój dom
jest moją twierdzą?’’ – przesylabizował wolno gość, nie bardzo rozumiejący do czego ta rudowłosa, drobna istota zmierza.
- Właśnie
ten, więc zjeżdżaj, żaden palant nie będzie mi rozkazywał! – pchnął go z całej siły miotłą i zatrzasnął mu przed nosem
drzwi. – I po problemie – zadarł do góry dumnie nos i poczłapał do kapitana.
Przywarł do jego ciepłego boku i ponownie zasnął.
***
Następnego dnia wczesnym rankiem Monika, przechodząc przez salon potknęła się o coś skłębionego pod kocem na dywanie. Rymsnęła jak długa budząc dwóch skacowanych mężczyzn, którzy wystraszeni zerwali się na równe nogi i natychmiast zgodnie jęknęli.
- Błagam cię
zrób nam ziołową herbatkę i jajecznicę – zdołał wymamrotać Dominik i pchnął
kapitana w stronę łazienki. – Skorzystaj z tej, pożyczę ci jakieś ciuchy. Ja
wezmę prysznic u siebie.
- Wielkie
dzięki – mruknął równie zielony na twarzy Lucjusz. Po kwadransie siedzieli już
za stołem i gapili się bezmyślnie na krzątającą się po kuchni Monikę.
- Jak
mogliście się doprowadzić do takiego stanu? Dobrze, że dopiero jutro zaczynacie
lekcje – burczała na nich dziewczyna, litościwie stawiając przed nimi śniadanie. Najpierw
napój, bo mi się porzygacie na stół – rozkazała z miną królowej. Posłusznie
wypełnili jej polecenie. – Kto to wczoraj łaził tu po nocy? Z kim rozmawiałeś?
– zapytała zaciekawiona.
- Ja? –
zdziwił się w pierwszej chwili Dominik. Dopiero po minucie zaskoczył, a jego
mózg zaczął działać. – Aa…, faktycznie było dwóch bałwanów, jeden jakiś
pokurczony, a drugi strugał ważniaka, więc go potraktowałem miotłą.
-
Przedstawili się? – zapytał ostrożnie Lucjusz, który też dopiero zaczynał
wracać do świata żywych.
- Ten
mniejszy chyba Kusy, a duży miał czerwone oczy i próbował mnie sterroryzować.
- Oo…! –
jęknął mężczyzna i pobladł jeszcze bardziej. – Mamy przerąbane. Walnąłeś tym
czymś mojego Pana? Masz polisę pośmiertną? Nie? To sobie wykup, może zdążysz.
- O czym ty
gadasz? Nadal jesteś zalany – stwierdził beztrosko Dominik, nic sobie nie robić
z jego wystraszonej miny.
- Ale wiesz
– klepnął w plecy chłopaka – szkoda, że mnie tam nie było. Musiał mieć bardzo
głupi wyraz twarzy, pewnie pierwszy raz ktoś potraktował go jak jakiegoś menela
– mężczyzna niespodziewanie wybuchnął gromkim śmiechem.
- Masz
huśtawki nastrojów jak baba w ciąży, najpierw prawie mdlejesz, a potem
chichoczesz jak wariat – uszczypnął go w bok. – Grunt, że humor ci wrócił.
- O tak,
zdecydowanie – oddał mu mężczyzna, robiąc solidnego siniaka na udzie.
- Ty tu
zostań, a ja muszę pogadać z Julianem – westchnął chłopak i ruszył do wyjścia.
- Dominik,
bądź ostrożny z Borutą, on tylko wygląda na misiaczka, ale to cwana bestia. Nie
jest wcale taki prostolinijny na jakiego wygląda – pomachał do niego Lucjusz i
poszedł z powrotem do salonu, gdzie rozłożył się wygodnie na kanapie, mając zamiar uciąć sobie drzemkę.
- Hej, ty!
Książę! – usłyszał po chwili koło swojego ucha wrzask Moniki. – Nie myśl, że
będziesz sobie tu chrapać, mamy równouprawnienie. Myjesz gary, czy wolisz
wycierać? – machnęła na niego ścierką.
- Ee..? –
zapytał kapitan, a wielu jego podwładnych oddałoby cały żołd, aby zobaczyć w
tej chwili jego ogłupiałą minę.
***
Boruta był bardzo zdziwiony, kiedy kamerdyner oznajmił mu, że ma gościa, który czeka na niego w holu. Z nikim się przecież nie umawiał. Ubrał się pośpiesznie i zbiegł na dół. Zobaczył swojego ślicznego Dominika, który bacznie się rozglądał dookoła.
- Twój dom
jest mniejszy od mojego, szybko się uporam z uporządkowaniem go – zagadnął go
chłopak.
- To nie
takie proste jak ci się wydaje – cmoknął go w blady policzek wojewoda – coś
marnie wyglądasz.
- Eh, to
tylko wino wujka Rokity okazało się mocniejsze niż podejrzewałem –uśmiechnął
się do niego, a w mężczyźnie coś w środku zaczęło się topić z radości.
- Pozwól, że
oprowadzę cię po domu – Boruta poszedł przodem schodami. Na ścianie pierwszego
piętra, tuż nad galerią wisiało ogromne lustro. Jego powierzchnia była chropowata i pokrywały ją dziwne napisy w nieznanym chłopakowi języku.
Gospodarz zatrzymał się przed nim. – To jest przejście do mojego, a właściwie
naszego domu. Rzeczywiście mamy do omówienia wiele spraw. Piękni panowie
przodem – przepuścił zarumienionego chłopaka, który nie miał pojęcia co ma
zrobić. – Po prostu idź. – Dominik wyciągnął przed siebie rękę, zamknął oczy i
przeszedł prze szklaną taflę jak przez dym. Powoli rozchylił powieki i
zobaczył, że znajduje się w ogromnym holu najprawdziwszego pałacu. Korytarze
biegły stąd na cztery strony świata i wydawały się nie mieć końca.
- Yy…
Julian, jak duży jest ten zamek? – jęknął załamany chłopak.
- Nie martw
się, to tylko jakieś cztery tysiące metrów kwadratowych, przy pałacu mego Pana
to maleństwo – poklepał go uspokajająco po plecach narzeczony. – Poza tym masz
do dyspozycji liczną służbę, więc jakoś sobie poradzisz. Rzadko robię przyjęcia
większe niż na pięćset osób. – Z każdym jego słowem Dominik był coraz słabszy, w końcu usiadł na pierwszej z brzegu
szafce jaka nawinęła się po drodze.
- Czyś ty
zwariował?! Ty potrzebujesz jakiegoś pieprzonego supermena!
- Spokojnie
kochanie, wejdźmy może do gabinetu – otworzył przed nim duże, pięknie rzeźbione
drzwi. Usadowił słaniającego się na nogach ze zdenerwowania chłopaka za
biurkiem.
- Ja cię
bardzo przepraszam, ale stanowczo odmawiam bycia twoją narzeczoną. To mnie
przerasta - zatoczył drżącą ręką łuk.
- Skarbie –
wojewoda ze słodkim uśmieszkiem usiadł na biurku. – Zawarliśmy kontrakt, nie
tak łatwo od niego odstąpić. Owszem jest kilka możliwości, zresztą przeczytaj
sam podał mu jakiś dokument z wielką czerwoną pieczęcią.
- Nie kpij,
przecież ja niczego nie podpisywałem – wyszeptał nieco skołowany chłopak.
- W moim
świecie nie jest to konieczne, wystarczą słowa przysięgi. Nie potrzebnie się
tak denerwujesz. Szybko się nauczysz zarządzać posiadłością – pogłaskał go po
ręce i szarmancko ucałował. Rokita wyrwał mu ją czując narastającą
wściekłość.
- Dawaj to – zabrał mu kontrakt – wykiwałeś mnie ogoniasty draniu. – Zaczął powoli czytać i
czuł, że za chwilę go trafi szlag na miejscu.
Kontrakt
małżeński
Ja Dominik Rokita zgadzam się poślubić wojewodę Juliana Borutę w trzy miesiące od zawarcia tego kontraktu. Będę go wspierał, szanował i zarządzał jego dobrami pomnażając je w najlepszy możliwy sposób. W czasie trwania małżeństwa wszystkie nasze dobra są wspólne. Oboje małżonkowie korzystają z nich na równych prawach
W razie posiadania potomstwa będę je wychowywać
razem ze swoim mężem w poszanowaniu tradycji.
Ps. 1.Ten kontrakt może zerwać tylko udokumentowana
zdrada któregoś z narzeczonych.
PS. 2. Za nieprzestrzeganie kontraktu zostaną zastosowane
kary przewidziane kodeksem cywilnym.
- Co to ma do cholery być?! Ja się na nic takiego nie pisałem! – rzucił się z pięściami na Juliana, który przezornie się odsunął. - I co to znaczy w twoim świecie, co ja kurwa w ,,Gwiezdnych wrotach’’ jestem.
- Aleś ty
wymagający od razu chciałbyś podróżować po galaktykach. Jesteśmy tylko w
Piekle kochanie – odezwał się pojednawczo wojewoda, zastanawiając się co będzie, jak Dominik zorientuje się, co naprawdę oznaczają postanowienia dokumentu.
- Chwila, jakie ,,posiadanie potomstwa”? Jakbyś nie zauważył ja jestem facetem! –
wrzasnął na niego zupełnie nad sobą nie panując.
- No i co z
tego – mruknął cicho Boruta unikając jego wzroku.
- Nie
pierdol! Żartujesz prawda? – wyszeptał Dominik i nie widząc uśmiechu na jego
twarzy po prostu osunął się bez przytomności na ziemię. Mózg najwyraźniej nie
nadążył za roztaczanymi przez narzeczonego wizjami wspólnego pożycia. Zwyczajnie
się przegrzał i odmówił współpracy.
Będzie z niego dobra mamusia.Fajnie, że Dominik za kumplował się z Lucjuszem. Ciekawe czy Lu dostanie od swojego pana
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńciekawie piszesz:) czekam niecierpliwie na cd. a mój ulubiony fragment to ten z Dominikiem i miotła te ich miny musiały być bezcenne ;) jestem ciekawa pierwszego spotkania Dominika z Panem Boruty życze weny
OdpowiedzUsuńNo fajnie! Buni dostał po łbie od Domimika... A co należało się! Dzięki i oozdrawiam
OdpowiedzUsuńHistoria Lucka raczej taka smutnawa:( ale nieźle sobie młody z natrętami poradził należy się wielki medal. Szkoda że nie było dużo o dziewczynach ale może następnym razem. No i kontrakt nie tak go sobie wyobrażałam bo niestety Dominki został całkiem wrobiony i Julek wcale o niego w nim nie zadbał. Ja na jego miejscu też bym zemdlała. Wzmianka o potomstwie musiała mu nieźle w głowie namieszać. Boruta nich mu wszystko wyjaśni bo nic z tego nie będzie. I kontrakt taki jednostronny bardzo może niech Dominik spisze też swoje warunki? Niech ma chociaż po równo.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał i tak czekam co dalej z tego wyniknie bo na pewno będzie ciekawie:)
Pan i Władca potraktowany miotłą- to dopiero coś! Też bym chciała zobaczyć jego mine. Niech troche połazi za Lucyferem to może przy okazji znajdzie swój rozum!
OdpowiedzUsuńBiedny Dominik. Taki kontrakt mnie by chyba przyprawił o zawał, a nie o omdlenie ;) Jestem ciekawa jego pierwszego spotkania z "szefem" Boruty.
Życzę weny :)
Witam,
OdpowiedzUsuńoj, jaki cudowny rozdział, Dominik znalazł płaczącego Lucyfera i postanowił się nim zaopiekować, to było po prostu słodkie... Belzebub postanowił pojawić się na ziemi, no i został tak okrutnie potraktowany miotłą, było by gorzej gdyby został użyty ten spray do szyb ;], oj, oj będzie z tego afera ;] Mina Belzebuba, kiesy czytał ten napis, że „mój dom jest moja twierdzą”, musiała być bezcenna ;] Monika wypadła fantastycznie, wciąż się uśmiecham, jak wracam do tego fragmentu o zmywaniu, albo wycierani garów skierowanego do Lu... Ciekawe jaka będzie reakcja Belzebuba, ze narzeczoną Juliana, jest ta krucha istotka, która potraktowała go miotłą ;]
Weny, mnóstwa weny Tobie życzę..
Pozdrawiam serdecznie Basia
buuuuT_T Biedny Lucek >_< grrrr.... tak mi go szkoda... Ten cały pan i władca.. haha. xD Ale go Dominik rozwalił xD haha padłam... dosłownie mnie tym rozwaliłaś... a Lucek... mój kochany drogi!! Głowa do góry.. nie daj mu się:)
OdpowiedzUsuńOj oj.. Dominik się wpakował znowu w tarapaty xd
Piekielna umowa;)
Twoja Maru;3
LUCEK, JA CIEBIE TEŻ PRZYTULĘ! ...Przepraszam >D Biedny Dominik, ciekawe kiedy się dowie, że jego narzeczony to diabeł...
OdpowiedzUsuń