Dominik
wstał wcześnie rano, ubrał się oficjalnie w ciemnozieloną, elegancką kozulę i
popielate spodnie. Wziął do ręki przygotowane poprzedniego dnia dokumenty i
udał się do samochodu. Miał zamiar kuć żelazo póki gorące. Skoro jest miejsce
dla nauczyciela w zespole szkół średnich, to on postara się go dostać.
Zastanawiał się tylko jak poradzi sobie ze swoim lękiem przed tłumem. Niezbyt
dobrze tolerował duże skupiska ludzi, a przecież szkoła właśnie nim była. Gdyby
mu się nie spodobało, to przecież zawsze może zrezygnować. Wujek zostawił mu w
spadku tyle pieniędzy, że nie musi wcale pracować. Z zainteresowaniem oglądał
przez szyby samochodu miasteczko Torholle, w którym był po raz pierwszy. Zatrzymał się przed dużym, kilkupiętrowym
poniemieckim budynkiem szkoły. Szybko odnalazł gabinet dyrektora. Miał
szczęście, bo pani Manecka przyjęła go od razu, lustrując uważnie od stóp do
głów. Wskazała mu miejsce naprzeciwko biurka i z uwagą przestudiowała jego
papiery. Kobieta przetarła zmęczone oczy i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Ma pan
świetne przygotowanie i mam zamiar dać panu tę posadę. Niewielką przeszkodą
jest pana nazwisko, które w tym mieście niezbyt dobrze się kojarzy. Jest pan
jednak młodym człowiekiem i pewnie niewiele wie o swojej rodzinie z Czarciego
Jaru. Jutro proszę przyjść na naradę. Za tydzień zaczyna się szkoła.
- Bardzo
dziękuje za zaufanie, a swojego wuja rzeczywiście widziałem może dwa razy w
życiu – Dominik ukłonił się i obdarzył dyrektorkę szerokim, olśniewającym
uśmiechem, który spowodował, że ta poważna kobieta po raz pierwszy w życiu
oniemiała. Po jego wyjściu siedziała jeszcze nieruchomo przez chwilę,
zastanawiając się co ona właśnie najlepszego zrobiła. Ten piękny mężczyzna
uwiedzie jednym spojrzeniem wszystkie dziewczęta i pewnie z połowę chłopców w
jej szkole. Nie mówiąc już o jej koleżankach z których spora część to stare
panny. Z drugiej strony życie szkolne było ostatnio takie nudne i miała wielką
nadzieję, że przystojnemu inżynierowi uda się je nieco ożywić. Nie wiedziała
biedaczka, że wszystkie jej marzenia się spełnią i to z nawiązką.
Dominik
postanowił jeszcze po drodze wstąpić do sklepu spożywczego. Poszedł przez
niewielki park na skróty. Pod budynkiem zobaczył niewielkie zbiegowisko na
parkingu. Miejscowe dzieciaki i nawet kilku dorosłych podziwiało drogi sportowy
motor jakich nie widuje się zbyt często na polskich drogach. W drzwiach zderzył
się z rozpędzonym Lucyferem, zachwiał się i byłby upadł, gdyby mężczyzna nie
złapał go w ramiona i nie przytulił do swojego torsu.
- Witaj
śliczny, dokąd się tak śpieszysz? – zapytał z uśmiechem, wbijając w niego
lśniące, błękitne oczy. Chłopak właśnie miał mu odpalić co myśli o takich
głupich zagrywkach, ale wygląd mężczyzny nieco go otumanił. Większość życia
mieszkał w dużym mieście i był przyzwyczajony do różnych dziwaków, ale nowy
znajomy z pewnością bił wszystkich na głowę. Ubrany w sprane niebieskie jeansy,
czarną koszulę i skórzaną, nabijaną ćwiekami kurtkę przyciągał oczy jak magnes.
Do tego srebrna biżuteria i dyndający kolczyk w uchu w kształcie czaszki. Sam
ubiór nie był niczym nadzwyczajnym, ale w połączeniu z anielską urodą
właściciela i rozpuszczonymi platynowymi włosami wywierał naprawdę piorunujące
wrażenie. – Lucjusz – wyciągnął do niego wypielęgnowana dłoń o czarnych
paznokciach.
- Dominik – uścisnął
tylko końcówki palców i zaraz je puścił. – Mieszkasz gdzieś w pobliżu?
- Można tak
powiedzieć, poza tym często odwiedzam twojego sąsiada Borutę. Widzę, że humor
ci dopisuje. Stało się coś miłego? Chyba, że to sekret.
- Nie
skądże, dostałem pracę w tutejszym technikum. Całkiem przyjemne miejsce i mają
wspaniały ogród i szklarnię. – Na to oświadczenie w głowie Lucyfera zapaliła
się lampka. Gdyby on też zdobył posadę nauczyciela, miałby doskonały pretekst
do spotykania się z Rokitą i okazję by go uwieść. Postanowił działać
natychmiast.
- Muszę już
iść, ale myślę, że jeszcze się spotkamy – uśmiechnął się tajemniczo do nowego
znajomego. – Dasz mi swój numer? – wyciągnął rękę z komórką do której chłopak
po krótkim wahaniu wpisał swoje dane. – A to mój, może ci się przydać – puścił mu sygnałka. Po czym odgonił
dzieciaki i wskoczył na motor. Wkrótce zniknął za zakrętem odprowadzany prze
kilkanaście par oczu zachwyconych nastolatków.
***
Tymczasem w
domu Boruty trwała wojna. Dzikie wrzaski wściekłej Amiry raniły uszy
wszystkich, którzy byli w pobliżu. Wuj doprowadził ją do szału swoim
oświadczeniem, a teraz stał naprzeciwko niej z założonymi na piersi rękami i
nic sobie nie robił z jej krzyków i przekleństw.
- Uspokój
się wreszcie mała piekielnico. Skoro jesteś w moim domu i zostałem mianowany twoim
opiekunem, to masz mnie słuchać. Nie będziesz się obijać bez sensu. Za tydzień
idziesz do szkoły i nic mnie nie obchodzi co o tym myślisz. Trochę integracji
ze zwykłymi ludźmi dobrze ci zrobi. Twoja matka rozpuściła cię do granic
możliwości – mówił spokojnie, ale można było wyczuć narastające
zniecierpliwienie.
- Jesteś
wstrętny, co ja będę robić z tymi głupimi smarkaczami? – warknęła. – Wujaszku
nie bądź taki – jęknęła, robiąc słodkie oczka. – Mogę ci pomóc w szukaniu
narzeczonej – wyszczerzyła drobne ząbki.
- A ty skąd
o tym wiesz?! – zwrócił się do niej zaskoczony mężczyzna.
- Ee… no wiesz… trochę podsłuchiwałam –
rzuciła nieco zmieszana. – Mam już nawet kandydata.
- Bredzisz,
zajmij się lepiej zakupem podręczników. To klasa maturalna, więc się przyłóż –
pociągnął ją za upięte w koński ogon włosy.
- Nie jesteś
ciekawy? – spojrzała mu prosto w czarne oczy. – Jak podoba ci się nasz sąsiad
Dominik? Jest słodki, przystojny i tak ładnie się rumieni. Przyznaj Julianie,
że ci się przypadł do gustu.
- Wcale nie,
jest nieopierzonym dzieciakiem. Poza tym za niski i taki jakiś chuderlawy.
Złamałbym go jedną ręką – wykręcał się niezręcznie mężczyzna, zdając sobie
sprawę, że dziewczyna bacznie go obserwuje i nie da się tak łatwo wyprowadzić w
pole. – A zresztą zmiataj na zakupy i nie odwracaj mojej uwagi jakimiś głupimi
wymysłami – burknął do niej, odwrócił się na pięcie i zwyczajnie umknął.
- Taki duży,
a taki tchórzliwy – rzuciła za nim dziewczyna i roześmiała się rozbawiona. – A mnie on na ciotkę pasuje i już moja w tym
głowa, aby nią został. Chyba pójdę do Moniki i wybadam sytuację. Muszę
dowiedzieć się coś o naszym pięknym sąsiedzie – zastanawiała się w myślach.
***
Amirze nie udało się do końca zrealizować swoich planów. Przez bagno przebiegła w kilkanaście minut. Przeskakiwała lekko jak sarna wodne oczka, a kurtyna długich, czarnych włosów powiewała za nią, zbierając po drodze liście i drobne gałązki. Gdy
już dotarła na miejsce wyglądała zupełnie jak jakaś leśna rusałka. Pod otwartym oknem kuchni Moniki usłyszała
bardzo interesującą rozmowę.
- Zobacz
dostałem wiadomość od tego nowego znajomego. Pisze, że też będzie uczył w tej
samej szkole co ja języków. Ciekawy zbieg okoliczności, prawda? – usłyszała
Dominika.
-
Rzeczywiście jest taki przystojny jak opowiadałeś? – rozległ się zaciekawiony
głos Moniki.
- Całkiem
jak z obrazka, taki anielski blondas i ma na imię Lucjusz – Amirze na ten opis
i imię natychmiast coś zajarzyło się w głowie. Zrozumiała, że to na pewno
książę wkroczył do akcji, chcąc narobić problemów Borucie. Jeśli wuj się nie
pośpieszy to nie będzie miał żadnych szans na zdobycie tego atrakcyjnego
rudzielca. Musiała działać natychmiast, tylko jak tu zetknąć ze sobą tych dwóch
uparciuchów? Nagle coś łupnęło za jej plecami, aż podskoczyła chwytając się za
serce.
- Mam cię –
roześmiała się Monika odwracając ją do siebie twarzą. Błękitne jak letnie niebo
oczy dziewczyny błądziły pełne zachwytu po drobnej sylwetce przyjaciółki. Miała
na wyciągniecie ręki własnego leśnego duszka. Podeszła bliżej i zaczęła
delikatnie wyciągać z jej włosów wszystko co nazbierała biegnąc przez moczary.
Smukłe palce przesuwały się wzdłuż jedwabistych pasem, dotykając samymi tylko czubkami głowy Amiry, która stała nie wiedząc co ma ze sobą począć. Ciemny
rumieniec zaczął powoli wpełzać na jej śniade policzki. Nigdy się tak nie
czuła nawet przy swoim narzeczonym. Jakieś dziwne uczucie zaczęło narastać w
piersiach, a nogi zrobiły się strasznie słabe.
- Wwiesz,
muszę już pójść – wyjąkała zmieszana i rzuciła się do ucieczki, nie czekając na
odpowiedz Moniki, która patrzyła jak znika, ogromnie zaskoczona jej reakcją. Potem tylko
pokręciła z rozbawieniem głową i w wyjątkowo dobrym humorze wróciła do domu
nadal czując zapach rozgrzanej biegiem skóry dziewczyny.
***
Następnego
dnia pokraczny samochód Moniki się zbuntował i to akurat w tym momencie, kiedy
Dominik tak bardzo się śpieszył. Chciał wywrzeć jak najlepsze wrażenie na
dyrektorce i być punktualnie na zebraniu. Ubrał się w sportową białą koszulkę w
serek i dopasowane jeansy. Gdy w końcu udało mu się odpalić ruszył jak szalony
i w ciągu kilkunastu minut znalazł się pod szkołą. Biegiem pokonał korytarze i
znalazł się w pokoju nauczycielskim. Okazało
się że niepotrzebnie tak gnał. Pani Maneckiej jeszcze nie było za to na
kanapie siedział w wygodnej pozie Lucjusz, a wokół niego tłoczyło się grono
zachwyconych wielbicielek. Większość z
nich powyżej pięćdziesiątki. Szczebiotały jak pensjonarki zarzucając go
pytaniami. Na widok Dominika natychmiast się podniósł z olśniewającym uśmiechem
na widok którego kobiety aż jęknęły.
- Usiądź –
wskazał na miejsce obok siebie.
- Hej –
burknął niezbyt grzecznie Rokita, który nie przepadał za takimi pewnymi siebie
lalusiami. Ominął go więc starannie szerokim łukiem. Rozejrzał się po pokoju.
Pod ścianą, przy dużym stole służącym do obrad siedziało dwóch starszych
mężczyzn i grało w warcaby, przyglądając się piszczącym koleżanką z kpiną w
oczach.
- Jestem
Dominik Rokita i będę uczył ogrodnictwa – przedstawił się cichym, melodyjnym
głosem i wpakował się na krzesło obok faceta w dresie wyglądającego na
sportowca. Kobiety teraz zaczęły szeptać między sobą wyraźnie obgadując nowego
kolegę. Tymczasem Lucyfer stał z niewyraźną miną. Spodziewał się bardziej
wylewnego powitania. W tym momencie rozmowy ucichły, bo do sali weszła dyrektorka.
Zaprosiła wszystkich do zajęcia miejsc przy stole. Oczywiście Lucyfer usiadł
obok Dominika przysuwając się najbliżej jak mógł.
Pani Manecka
zaczęła przynudzać omawiając szczegółowo plan lekcji. Gadała już chyba z
kwadrans i Dominikowi zaczęły zamykać się oczy, kiedy poczuł ostrożne muśnięcie
na swoim udzie. Czyjeś zwinne, bezczelne palce zaczęły wędrować w górę.
Zdenerwowany chłopak zarumienił się i zaczął bacznie przyglądać kolegom.
Lucjusz wpatrywał się w niego z uśmiechem, zmrużonymi po kociemu oczami. Dłoń
zawędrowała zbyt blisko krocza chłopaka, drażniąc umiejętnie wewnętrzną stronę
ud.
- Co robisz
kretynie?! – wrzasnął, zupełnie zapominając gdzie się znajduje. Poderwał
się na nogi, podniósł do góry dziennik,
który właśnie otrzymał od dyrektorki i walnął nim z całej siły w ulizany łeb
blondyna. Książę zareagował instynktownie i zasłonił się swoim. Obydwa zeszyty
pękły na pół z cichym trzaskiem.
- Panowie,
uspokójcie się – jęknęła pani Manecka. – Jeszcze się szkoła nie zaczęła, a wy
już bójki wszczynacie. Pamiętajcie , że będziecie mieć do czynienia z
nadpobudliwymi nastolatkami. Postarajcie się jakoś zaprzyjaźnić.
-
Przepraszam – odezwał się pierwszy Lucjusz i z uśmiechem wcielonej niewinności
pochylił się, by cmoknąć Dominika w
policzek. Nie zdążył jednak tego zrobić ponieważ wściekły chłopak uszczypnął go
mocno w bok. – Auuu…! – zasyczał zaskoczony.
- To ja już
pójdę – ukłonił się nieco oszołomionym całą akcją kolegom Rokita i wybiegł na
korytarz, czując jak nadal palą go policzki.
- Zaczekaj –
dobiegł go jeszcze głos Lucjusza. Nie miał jednak zamiaru rozmawiać z tym
zboczonym bałwanem. Pośpiesznie wsiadł do auta, ale silnik oczywiście nie odpalił.
Próbował kilkakrotnie, niestety nic nie wskórał. W krzakach obok parkingu
siedziała Amira z siatką ziemniaków w ręce i z uśmieszkiem przyglądała się jego
wysiłkom. Stare, wypróbowane sposoby zawsze były najlepsze, a co ciekawe mało
kto orientował się o co chodzi. Dominik klął po cichu w żywy kamień nie mając
ochoty wracać na piechotę. Z cichym szelestem opon za jego plecami zatrzymał
się terenowy samochód.
- Podwieźć
cię – usłyszał niski głos Boruty. Chłopak nie zastanawiając się wskoczył do
środka tym chętniej, że na horyzoncie pojawiła się jasna czupryna Lucjusza.
Odjechali zanim zdążył podejść. Sąsiad odstawił Dominika pod same drzwi. W rewanżu zaprosił
go na kawę.
- Julian,
czy mogę cię o coś spytać? – zaczął nieśmiało.
- Wal –
uśmiechnął się do niego mężczyzna, siadając obok na kanapie.
- Czy ty
dobrze znasz tego Lucjusza? Mówił, że często u ciebie bywa.
- Naraził ci
się jakoś? – zapytał spokojnie wojewoda, ale jego czarne oczy zaczęły
niepokojąco błyszczeć.
- Jest
strasznie nachalny, czasem przekracza granicę i w dodatku będę z nim pracował w
jednej szkole. Jeśli to jakiś twój krewny może mógłbyś z nim pogadać? – dotknął
jego opalonej dłoni. Była duża, ciepła i
wzbudzała zaufanie.
- Postaram
się, ale to wolny duch i nie mam nad nim żadnej kontroli – spojrzał w zielone
jak mech oczy chłopaka i aż zakręciło mu się w głowie. Były jak lśniące leśne
jeziora, jasne i czyste, bez żadnej skazy. Pociągały swoją głębią aż na samo
dno, aż do utraty zmysłów. Julian z trudem ocknął się spod ich uroku. Dotknął
tylko delikatnie jego policzka, ale zaraz cofnął rękę. Przestraszył się mocy z
jaką potrafił nim zawładnąć ten niewinny, młody mężczyzna. – Nie będę ci już
przeszkadzał – zerknął na Dominika, który siedział nieruchomo z przymkniętymi
oczami. Chłopak powoli rozchylił powieki, przytulił się na moment do wojewody, po
czym poderwał się z kanapy i wybiegł z kuchni. Ukrył się w zaciszu swojego
pokoju i przyłożył dłonie do rozpalonych policzków. Nie wiedział co go napadło,
żeby się tak zachować.
Hura! Między Borutą a Dominikiem już są iskierki to mi się podoba:) Ca|a akcja w szko|e po prostu mistrzostwo coś mi się wydaje że nauczycie}e będą |ądować na dywaniku częściej niż uczniowie.
OdpowiedzUsuńDziewczyny subte|nie |adnie. A Anira to jednak diabe| wcie|ony a|e dobrze że ma jakiś p|an może pomoże wujowi odkryć prawdę do końca.
|uckiem niech się zajmie Pan Piekie| a on sam niech Rokitę zostawi w spokoju. Chociaż zabawnie bywa:D
Dużo dużo weny i chęci
Haha, Lucek rozrabia xD Świetny rozdział, a ten moment dziewczyn mhm, czuły gest...:)
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobało mi się jak złamali dzienniki xD
Mam nadzieję, że wojewoda szybko zacznie działać bo mimo to, że Dominik nie jest zainteresowany to ten diabełek urok ma i zna niejedne sztuczki ;)
Twoja Maru;3
d(^_^) Byle tak dalej
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńach cudo, już jakieś iskierki zaczynają się pojawiać między Julianem, a Dominikiem, strasznie ten Lucek rozrabia, niech no tylko Belzebub się dowie co on wyprawia... oj to będzie ciekawe.... Bardzo mi się spodobała scena z rozwalonymi dziennikami, jak tak dalej pójdzie to będą dość często się pojawiać na dywaniku dyrektorki... A scena z dziewczynami mmm taka bardzo czuła...
Weny, weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia