Dzisiaj jeszcze
odrobina dzieciństwa chłopców. W następnym rozdziale będą już nastolatkami.
Niektórzy bohaterowi są tutaj przeniesieni z Krasnej Góry, kto nie czytał, może
się poczuć lekko zagubiony.
Patryk po
cichutku wsunął się do saloniku, gdzie bawili się dorośli. Usiadł grzecznie w kąciku na kanapie przez nikogo nie zauważony. Szybko poczuł jednak głód i długo się
wahał zanim sięgnął po kanapeczkę. Nie chciał zwracać na siebie uwagi dorosłych, bo
przeczuwał, że wybuchnie awantura.
Dominik
przerwał dyskusję z Lu i odwrócił się do synka.
- Kochanie
zjedz coś wreszcie, bo twój brzuszek wydaje jakieś rozpaczliwe jęki – podał mu
ciasteczko.
- Dziękuję
mamusiu – odezwał się chłopczyk, ale nie zbliżył nawet o centymetr, a ponieważ
zazwyczaj z byle powodu się przytulał, mężczyznę to nieco zaniepokoiło. Rozejrzał
się po komnacie.
- Skarbie, a
gdzie Damon?
- W swoim
pokoju – odpowiedział zgodnie z prawdą chłopczyk, ale zaraz zdradził swoim zachowaniem,
że coś jest nie w porządku, bo szybko wstał i schował się za Lu.
- Chodź tu natychmiast –
zdenerwował się Dominik. – Znowu narozrabiałeś?
- Wujeczku! – pisnął przestraszony groźną miną
mamusia.
- Dajże mu spokój – odezwał się łagodnie książę. –
Co się stało śliczny? – uklęknął obok chłopca i pogłaskał go po policzku.
- No właśnie, my też się chętnie dowiemy – odezwał
się ponownie Rokita.
- Nie strasz synka.
- Ja… no… - zaczął jąkać się maluch i poczerwieniał
jak wisienka. – Powiem do ucha – stwierdził nieśmiało ogromnie zawstydzony.
Książę rozbawiony jego tajemniczością nachylił się posłusznie, tak żeby mógł
dosięgnąć. – Damon mi kupił prezent, a potem powiedział, że mam … że… - nie mógł wydusić z siebie
Patryk.
- Nie denerwuj się, powiedz co ci zrobił mój
niemądry syn.
- Chciał buzi… - dramatycznie wyszeptał chłopczyk –
a to jest ohydne, więc wepchnąłem go do szafy.
- Chyba powinienem go wypuścić, nie może tam nocować
– zachichotał Lu. – Nie martw się porozmawiam z nim, a co do buziaków, to
jeszcze zmienisz zdanie.
- Na pewno nie! – mruknął z uporem chłopczyk,
buńczucznie założył rączki na piersiach i zadarł do góry mały nosek.
Księciu nie
pozostało nic innego jak udać się do sypialni i uwolnić nieszczęsnego więźnia.
Z daleka już usłyszał nawoływanie i bębnienie w drzwi. Kiedy je otworzył z szafy
wypadł wściekły Damon, cały czerwony i potargany z rękami zaciśniętymi w
pięści.
- Gdzie ta podła Marchewka?! – zaczął rozglądać się
po pokoju.
- Dlaczego go przezywasz? Dobrze wiesz, że to
nieładnie – zapytał Lu, z całej siły próbując zachować powagę.
- Jest niewdzięcznym skąpiradłem! – warknął chłopiec.
– Przez trzy dni szukałem dla niego prezentu, nawet mi nie podziękował i nie
dał całusa – poskarżył się mamusiowi i wdrapał się mu na kolana. Nadal był dzieckiem, a to było najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Zaczął z przejęciem opowiadać co zaszło.
- Trochę źle się do tego zabrałeś, trzeba było
ładnie poprosić, a nie wydawać rozkazu – mężczyzna pogładził malucha po jasnej
główce.
- Przecież jestem księciem korony i wszyscy muszą
mnie słuchać – zaskoczony Damon spojrzał na niego i wzruszył ramionami. Widać
było, że kompletnie nie rozumie, gdzie popełnił błąd.
- Księciem korony, to ty jesteś oficjalnie, a w domu
naszym synkiem i narzeczonym Patryka. Kochanej osobie nie wydaje się poleceń,
przecież tego nie robisz w stosunku do mnie ani do taty – tłumaczył mu
cierpliwie Lu.
- Aha… - mruknął zamyślony Damon – chyba wiem o co
chodzi. Ale i tak ten cwany Wiewiór jest mi winny buziaka – dosłownie było
widać jak w jego główce zaczynają obracać się trybiki.
- Ja cię proszę nie rozrabiaj – jęknął mężczyzna na
widok jego zaciętej miny. Znał swojego upartego, dumnego synka i wiedział, że nie odpuści dopóki nie zrealizuje niemądrego planu, który najwyraźniej właśnie wymyślił.
***
Damon nie musiał długo czekać na okazję do zemsty. W Piekle nadal trwał rok szkolny, ale ludzkie dzieci cieszyły się już wakacjami.
Chłopiec miał dzisiaj szczęście i lekcje wcześniej się skończyły, wracał więc
dobrze znanym parkiem do domu. Ochrona, jak im przykazano, miała trzymać się z daleka
i nie przeszkadzać księciu w jego zabawach. Między drzewami, w małym oczku
wodnym zauważył chlapiących się w samych bokserkach Patryka i Avisa. Ukrył się
za dużym pniem i zobaczył, że kolega narzeczonego wychodzi na brzeg i macha mu ręką na pożegnanie. W krzakach nieopodal coś strasznie szeleściło, jakby szalało w nich jakieś duże zwierzę, ale Damon zajęty realizacją swojego pomysłu zupełnie nie zwrócił na to uwagi.
Patryk został sam i próbował złapać uciekającą przed nim w popłochu żabę. Damon nie namyślał się zbyt długo, umiejętnie, czołgając się po wysokiej trawie podkradł się bliżej, zabrał leżące na brzegu ubranie i ukrył je pośród liści wysokiego dębu. Potem swobodnym krokiem z cwanym uśmieszkiem na buzi podszedł do stawku.
Patryk został sam i próbował złapać uciekającą przed nim w popłochu żabę. Damon nie namyślał się zbyt długo, umiejętnie, czołgając się po wysokiej trawie podkradł się bliżej, zabrał leżące na brzegu ubranie i ukrył je pośród liści wysokiego dębu. Potem swobodnym krokiem z cwanym uśmieszkiem na buzi podszedł do stawku.
- Hej Marchewko, ładnie ci w tych majtach – pomachał
do narzeczonego, który natychmiast poczerwieniał i zanurzył się po szyję.
- Wynoś się, nikt cię tu nie zapraszał – Patryk pokazał
mu język.
- Mogę iść – przytaknął mu łaskawie Damon – ale jak
ty w tym stanie wrócisz do domu? Poddani będą mieć niezły widok.
- Gdzie jest moje ubranie?! - chłopiec dopiero teraz skojarzył o co mu chodzi i rozejrzał się
dookoła. - Ty wstrętny głupolu, oddawaj!
- Pewnie ze oddam, ale nie za darmo. Jeden buziak za
każdą część - dwa buty, spodnie i koszulka - policzył szybko. - To razem cztery - zachichotał tryumfalnie. - Aha…, jeszcze jeden zaległy za wczoraj.
- Ty zboczeńcu! Nie dotknę cię nawet jednym palcem - zaperzył się chłopak i wydął usta.
- Proszę bardzo, to wracaj do domu w mokrych
majtasach – Damon bawił się coraz lepiej. Narzeczony z płonącymi gniewem ślepkami
i rozwianymi czerwonymi włosami wyglądał strasznie słodko. Żaden chłopiec mu
się tak wcześniej nie podobał. – I jak będzie z tymi całuskami? – za jego plecami znowu coś zaszeleściło, ale nawet nie spojrzał w tamtą stronę, zafascynowany
widokiem. Tymczasem Patryk jednak dojrzał w krzakach coś interesującego, bo uśmiechnął się szeroko.
- Chyba masz rację – zmienił niespodziewanie zdanie i zaczął się zbliżać do zaskoczonego chłopaka, który wpatrywał się w
niego z otwartą buzią. Czyżby miał zamiar dać mu tego buziaka? – Nie chcę, żeby znowu śmiali się ze mnie w gazetach –
manewrował tak, by Damon odwrócił się tyłem do znajdującej się obok śmierdzącej,
pełnej mułu sadzawki.
- Nie dam ci się tam wepchnąć, jeśli to chodzi ci po
głowie – pogroził narzeczonemu.
- Nie mam takiego zamiaru – uśmiechnął się
promiennie chłopiec. W tym momencie, z głośnym łopotem i piskiem zaatakowały dwie ciemnowłose błyskawice.
Maluchy unosząc się na swoich błoniastych skrzydełkach złapały księcia za
spodnie i wciągnęły do bajorka. Pacnął na pupę i skrzywił się z
obrzydzeniem.
- Zostaw naszego braciszka bledziuchu jeden! – wrzasnął
jeden z nich.
- Zjedzą cię pijawki mutanci! – drugi wskazał na
wodę, w której coś zaczęło się kotłować.
- Aaa…! – krzyknął spanikowany Damon i wyskoczył na brzeg niczym wystrzelony z procy. Pognał przed siebie piszcząc ze strachu, a na
jego łydkach widać było wijące się, śliskie stworzonka. Wysoki ochroniarz natychmiast
złapał go i wziął na ręce, starając się nie roześmiać.
- Spokojnie wasza wysokość, zaraz będziemy w domu i
medyk się tym zajmie – mężczyzna miał bardzo filozoficzne podejście do swojej
pracy i interweniował tylko wtedy, gdy małemu naprawdę coś groziło. Uważał, że
w potyczkach z rówieśnikami powinien radzić sobie sam inaczej wyrośnie na ciamajdę zamiast na władcę.
***
Luis po urodzeniu Avisa wymógł na mężu,
postawienie zwyczajnego, ludzkiego domu, by chłopiec mógł się zintegrować z
otoczeniem. Uważał, że mieszkanie w podziemnym pałacu nie wpłynie na niego zbyt
dobrze. Chciał by synek miał zwyczajne, szczęśliwe dzieciństwo. Demon z początku
burczał i marudził, ale tak naprawdę dla swojego ukochanego gotów był na wiele ustępstw.
Na skraju wsi zbudowano więc nowoczesny budynek z drewnianych bali, otoczony pięknym
ogrodem i w nim właśnie wychował się chłopiec.
Tuż obok,
po sąsiedzku, w pięknej zabytkowej willi mieszkał Samuel Ostrowski razem ze swoim mężem Arturem Futrzarskim. Wspólnie opiekowali się Zoltanem, który był synem Sama. Prawdę mówiąc chłopak był
bardziej podobny do swojego ojczyma, niż do ojca, zarówno z wyglądu jak i charakteru. Obaj wysocy,
ciemnowłosi, atletycznie zbudowani i opaleni na złocisty brąz, gdziekolwiek się
pojawili zwracali uwagę każdej kobiety, od pierwszoklasistek po staruszki.
Uwielbiali tatuaże i nieraz zdenerwowany Ostrowski prawił kazanie, zarówno
mężowi jak i synowi, inaczej nie byłoby już na nich ani kawałka gładkiej skóry.
Kochali też motory i w garażu spędzali całe, długie godziny, budując kolejne,
coraz to bardziej skomplikowane maszyny. Wspaniale się dogadywali ku ogromnemu zadowoleniu
Samuela. Mężczyzna z początku bardzo się obawiał, jak jedynak zareaguje na
jeszcze jedną osobę w domu, która w dodatku sypia z tatusiem w tym samym łóżku. Szybko się jednak przekonał, że Artur
zawojował malucha całkowicie i bez najmniejszego trudu.
Avis znał
Zoltana praktycznie od zawsze. Był dla niego niedoścignionym wzorem, na
miarę co najmniej Supermena. Kochał go odkąd pamiętał, całym swoim gorącym
serduszkiem. Niczym mała, jasnowłosa pszczółka uwijał się wokół niego od rana do
wieczora, niejednokrotnie doprowadzając młodego mężczyznę do szewskiej pasji.
Pełen najlepszych chęci starał mu się pomagać we wszystkim, doprowadzając często
do katastrof. Dwoił się i troił, by jego wymarzony książę choć raz na niego
spojrzał. Nigdy nie ustawał, nigdy się nie zniechęcał, nawet kiedy doprowadzony
do ostateczności Zolli wrzeszczał na niego przez kwadrans i choć każde słowo
ukochanego było jak ostry kolec, wbity w jego czułe serduszko. Czasem tylko, kiedy było mu naprawdę smutno, zwierzał się Patrykowi ze swoich małych trosk,
płacząc cichutko z buzią ukrytą na jego ramieniu.
***
Avis dzień wcześniej obiecał mamusiowi, że
się poprawi i będzie bardzo grzeczny. Miał na koncie naprawdę sporo psot i jeszcze lufę
z matematyki na koniec roku, do której przyznał się dopiero w ostatniej chwili. Nie chcąc jeszcze bardziej podpaść rodzicom, poszedł więc punktualnie na obiad, zostawiając przyjaciela samego w parku. Dotarł więc do domu na czas, ogromnie
z siebie zadowolony.
Niestety pokusy
czyhały wszędzie i jak zwykle, skończyło się tylko na dobrych chęciach, a
zaczęło naprawdę niewinnie. Tego dnia, kiedy Avis wszedł do swojego ogrodu i u
sąsiada za płotem zobaczył stojący na podwórku motor, a przed nim kucających
Zoltana i Futrzarskiego. Zaczaił się w krzakach i obserwował całą akcję,
uważnie słuchając instrukcji jak i co naprawić. Wydawało mu się to dość proste
i nie rozumiał, dlaczego oni tam tak długo grzebią. Wzdychając jak zakochana
pasterka gapił się na Zolli, którego potężne mięśnie raz po raz prężyły się pod
kusą koszulką na ramiączkach. Smoki otwierały i zamykały skrzydła, w miarę jak
unosiły się ramiona jego idola.
- Chodźcie na obiad – rozległo się wołanie Sama i
mężczyźni ruszyli do domu. Chłopiec przez chwilę walczył z pokusą, ale szybko z
nią przegrał. Z natury ciekawski jak sroka przelazł przez płot i zaczął
przyglądać się motorowi. Wszystkie potrzebne narzędzia i śruby leżały obok.
- A gdybym tak
sam go naprawił? – przyszło mu do głowy. – Zolli na pewno by mnie pochwalił – Wziął pierwszy z brzegu śrubokręt
i zaczął odkręcać, coś co wydawało się tu nie pasować i odstawało. Pracował w
pocie czoła, mażąc się przy tym po buzi smarem i robiąc kilka dziur w nowym
podkoszulku. I kiedy już wszystko wydawało się być na miejscu i zwycięstwo było
tak blisko, wielka maszyna ze zgrzytem i łoskotem zwaliła się na malucha,
przygniatając go do ziemi.
- Aa…! – rozległ się żałosny pisk, kiedy ostry metal
wbił mu się w rękę.
- Zatłukę gówniarza! – z takim bojowym okrzykiem
Zolli wbiegł na podwórko, mając w palnie stłuc sąsiada na kwaśnie jabłko. Z
rozwianymi czarnymi włosami i iskrzącymi się z gniewu oczami wyglądał bardzo
groźnie. Nad tym motorem pracowali od miesięcy i miało to być dzieło jego
życia. – Co ty wyprawiasz gówniarzu?! – podniósł motor do góry, wyciągnął spod niego
chłopca i już miał urzeczywistnić swój zamiar, kiedy zauważył spływającą po
szczupłej rączce stróżkę krwi. – Boli cię?
- Nie – odpowiedział dzielnie maluch łykając łzy.
Nikt przecież przed ukochanym nie chce wyjść na mazgaja i przedszkolaka.
Mężczyzna wziął go na ręce, zaniósł do kuchni i posadził na stole.
- Co się stało kochanie? – zapytał od progu Sam,
czując słodki, metaliczny zapach. Wziął do ręki wiszącą na ścianie apteczkę. –
Trzeba to opatrzyć – podszedł do malucha i podniósł rękawek koszulki. Aż
pobladł kiedy zobaczył rozległą ranę z której wystawał kawałek metalu. – Musimy
to wyciągnąć, zawołam Artura – mruknął, patrząc znacząco w oczy syna. Okazało
się to jednak trudniejsze niż przewidywał, ponieważ jak tylko złapał chłopca,
ten zaczął wrzeszczeć z bólu i wić jak oszalały. Miał sporo siły jak na taką
kruszynę, a jego rodziców jak na złość nie było w domu. Godzinę temu napisali do Ostrowskiego sms'a, że zamarudzą trochę na zakupach. Dwóch silnych mężczyzn
nie mogło sobie z nim dać rady.
- Może ja go potrzymam – zaproponował w końcu cicho
Zolli. Nie mógł patrzeć na cierpiącego chłopca, który cały się trząsł i pocił
ze strachu. - Już dobrze Nietoperku – przezywał go tak, odkąd zobaczył jak lata
nad lasem. Wziął Avisa i ostrożnie posadził na swoich kolanach. Maluch, czując bijące od niego ciepło i niepowtarzalny zapach, który tak bardzo lubił, pomimo szoku, natychmiast przestał się
szarpać. Mężczyzna przytulił go do muskularnego torsu i głaskał drżące plecki. – Złap się
mnie za szyję – dmuchnął mu w uszko. - Udusisz mnie, nie tak mocno siłaczu –
pocałował go w umazany smarem policzek, skutecznie odwracając jego uwagę od
manewrów ojca i Artura.
- Oo…! – załkał Avis, kiedy Sam wyciągnął mu metal z
rany, zdezynfekował spirytusem i zacisnął na niej specjalny opatrunek. Krew
natychmiast przestała płynąć.
- Już koniec – uśmiechnął się do zapłakanej kruszyny Zolli. – Byłeś strasznie odważny!
- Naprawdę? – Chłopiec spojrzał mu w oczy i
rozjaśnił się niczym słoneczko. Broda nadal mu zdradziecko drżała, a śliczne
oczy miał pełne łez, ale poczuł się jakby urosła mu nagle druga para skrzydeł.
To nic, że tak bolało, dla takiej chwili chętnie by sobie dał przebić jeszcze
drugą rękę.
Kto się czubi ten się lubi:) z Damona i Patryka będzie wspaniała para. O ile uda im się dogadać i zapomnieć o wojnach w dzieciństwie.
OdpowiedzUsuńLubię ich obu i kibicuje mocno chociaż mówiąc prawdę bardziej jak na razie jestem zainteresowana Avis'em i Zolli'm. Już się nie mogę doczekać aż mały urośnie a mężczyzna spojrzy na niego inaczej. W każdym razie ostatnia scenka bardzo słodka:)
I cieszę się, że w kolejnym będę już starsi. Tylko nie mogę się już tak bardzo doczekać.
Dużo dużo weny i chęci. Pisz szybciutko:)
Szkoda, że w następnym rozdziale będą juz nastolatkami :(
OdpowiedzUsuńI jedno mnie dziwi.. wszyscy geje? KOREK
Wiem, masz sporo racji, ale ja opisuję tylko ich mały gejowski światek. Nie chcę by to opko rozrosło się do jakiś niebotycznych rozmiarów i tak jest tu spory tłok. U mnie nie znajdziesz zbyt wiele realu, to wymyślony świat.:))
UsuńNie, no ogolnie wszystko jest super. Twoje opowiadania sprawiają mi wiele radości i zawsze mogę się pośmiać z niektórych dialogów ;p Ale jedno mnie dziwi.. Dlaczego chlopcy nazywają Lu albo Dominika mamusiami ? Wiem, że to oni ich urodzili, ale to trochę dziwnie brzmi ;p KOREK
UsuńNo przecież matkami nie są, bo to mężczyźni, więc MAMUŚ wydał mi się odpowiednim, trochę zabawnym słowem.:)) Nie ulegaj stereotypom, patrz trochę szerzej.
UsuńKobieto, ale Ty masz tempo. Wczoraj nas uraczyłaś ostatnią częścią Śnieżka, a już dziś mamy nową Narzeczoną. Czy to znaczy, że jutro będzie Połknij? ;)
OdpowiedzUsuńA na serio, rozdział bardzo ciekawy. Trochę żałuję, że nie udał się księciu żart i nie zdobył tych upragnionych buziaków. Kto wie, może rzeczywiście spodobały by się Patrykowi?
Za to jestem na tak, jeśli chodzi o stosunki chłopca z przyszłym teściem (a może teściową ;) ). Lu ewidentnie jest oczarowany małym łobuziakiem i chyba będzie dla niego sporym wsparciem w przyszłych konfliktach z Damonem.
Jeśli psotnikiem jest Patryk, to Avis jest królem psotników. Jego pragnienie zwrócenia na siebie uwagi Zoliego jest po prostu... Z jednej strony jest to zabawne, ale z drugiej, żal mi chłopca. Nie ma nic gorszego niż nieodwzajemnione uczucie. A jeszcze gorzej może się zrobić, jeśli Zoli znajdzie sobie dziewczynę/chłopaka. Serduszko Avisa chyba by pękło z żalu.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy,
Ariana
Słodziutki rozdział.Avis podbił moje serce tym swoim zachowaniem.Chce więcej jego i jego miłości :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńEwa
Ehhh, Damon strasznie nabroił. Wiem, że Patryk też ma trochę za paznokciami, ale to właśnie książę korony na wstępie zepsuł ich relację, jak i źle podszedł do ich naprawy. Prezent był miły, ale ten buziakowy rozkaz rozdział wcześniej wszystko popsuł. A teraz jeszcze schowanie ubrań. Smutne jest to, że te głupie, dziecięce potyczki będą miały diametralny wpływ na ich dalsze życie. Są zapowiedzią nadchodzących, niewesołych zdarzeń. To się po prostu nie miało prawa dobrze potoczyć.
OdpowiedzUsuńZa to Avis mnie rozbroił. Jest taki głupiutki, słodki i oddany. Tak bardzo się stara. Za to Zoli... No cóż, mam słabość do niego, przez Krasną Górę, ale mimo wszystko chłopak robi błąd. Jest zwyczajnie za ostry w stosunku do Avisa. To jeszcze dziecko. Wiem, że takie nieudane próby pomocy są irytujące, ale coś czuję, że Zoli jeszcze pożałuje swojego zachowania. Za to w tym rozdziale był wzorowy. To było takie słooodkie, jak odwracał jego uwagę. ^^
Kiedy bedzie next?
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny.... z Avisa to straszny rozrabiaka... chyba wdał się w mamusię.... on tak bardzo chce zwrócić na siebie uwagę Zolliego,a ten nic.... Damon uciekający przed pijawkami... to było dobre....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia