Tak jak obiecałam to
kontynuacja Narzeczonej dla Czarta. Mam tu zamiar opisać historię tak
niefortunnie zaczętego narzeczeństwa Patryka i Damona. Będzie też kilka innych
niespodzianek i jeśli ktoś z was czytał ,,Krasną Górę” to powinien być
zadowolony.
Obie pary małżeńskie spotkały się oczywiście
na przyjęciu zorganizowanym na cześć małego Patryka. Wszyscy podziwiali ślicznego
dzieciaczka, który pogodnie gruchał do siebie i wymachiwał łapkami. Miał
złotorude kręcone włoski, kilka tonów jaśniejsze od Dominika i czarne oczy po
Julianie. Przechodził z rąk do rąk i ani razu nawet się nie skrzywił.
- Ale jest milutki – Belzebub, trzymał malucha na
kolanach i nie mógł oderwać od niego zachwyconych oczu. – Kochanie, zróbmy
sobie takiego – zwrócił się do męża plotkującego właśnie zawzięcie z
Dominikiem.
- Oczywiście, nawet natychmiast – uśmiechnął się do
niego nieco złośliwie Lu – tylko tym
razem, ty będziesz mamusią – dodał słodko. Władca Piekła kilka razy otworzył i
zamknął usta, mocno zaskoczony taką propozycją. Wyobraźnia natychmiast mu
zaczęła pracować na pełnych obrotach. Na myśl o ciąży, a zwłaszcza o porodzie
lekko pobladł z wrażenia.
- Może jednak odczekajmy parę lat, Damon wymaga tak
wiele uwagi – odparł z niepewną miną, a za swoimi plecami usłyszał parsknięcie niepoprawnego Juliana, jawnie śmiejącego się z jego tchórzostwa.
- Powinniśmy przedyskutować, co zrobimy w sprawie tego
narzeczeństwa – Dominik podjął drażliwy temat do tej pory omijany przez
wszystkich szerokim łukiem.
- Myślałem nad tym – odezwał się książę. – Proponuję, odłożyć to na co najmniej pięć lat. Chłopcy trochę podrosną i można im będzie w
tym czasie kilka rzeczy wytłumaczyć. Jakoś przygotować do pierwszego spotkania.
- To dobry pomysł – poparł go wojewoda, a wszyscy
zgodnie mu przytaknęli.
***
Kolejne lata
mijały bardzo szybko, dzieci rosły jak na drożdżach, nawet się nie obejrzeli
kiedy nadszedł umówiony czas. W domu Dominik już od rana przygotowywał synka do
ważnego wydarzenia. Chciał mu je jakoś ułatwić i przedstawił młodego następcę
tronu w samych superlatywach.
- To będzie twój najlepszy kolega – tłumaczył zaciekawionemu
synkowi. Był zawsze taki grzeczny i odpowiedzialny, łatwo nawiązywał kontakty z
rówieśnikami, więc nie przewidywał większych trudności.
- Tak jak Avis?- zapytał rezolutnie malec. Zaczął
właśnie chodzić do zerówki i zaprzyjaźnił się z jednym z chłopców. Został
posłany do ludzkiej szkoły, aby nie miał styczności z narzeczonym. Rodzice
doszli do wniosku, że zbyt częste kontaktynnie byłyby dla nich
dobre. Mogliby poczuć się jak rodzeństwo, a nie o to przecież chodziło.
- O wiele lepszy kochanie, o wiele lepszy – odparł
mężczyzna, mocno koloryzując przyszłego zięcia. Być może, gdyby w tym momencie
powstrzymał język i przedstawił fakty zgodnie z prawdą, wszystko potoczyło by
się inaczej. Miał jak najlepsze intencje, ale prawdę mówiąc nie bardzo wiedział
jak brzdącowi to wszystko wytłumaczyć. Związał długie do ramion, mieniące się w blasku lamp jak czerwone złoto włoski synka ciemną wstążką. Poprawił jego
koszulkę i właściwie byli już gotowi do podróży. Julian miał dołączyć do nich
na miejscu.
To były
urodziny Damona i przybyło wielu gości ze wszystkich stron świata. Z tej okazji
miał się odbyć bal, na którym chłopcy po raz pierwszy mieli się spotkać. Lu w
tym czasie robił dokładnie to samo co jego przyjaciel. Uczył syna jak powinien
się zachować. Chłopiec tymczasem przeglądał się w lustrze i poprawiał każdą
fałdkę na nowym kontuszu. Jeśli chodzi o wygląd był perfekcjonistą, lubił jak
inni patrzyli na niego i szeptali jaki z niego piękny książę. Przygładził
jeszcze niecierpliwym ruchem platynowe pasemko, które śmiało się wysunąć spod
wstążki i zerknął na mamusia.
- Czy on jest ładny? Będzie przecież królową prawda, a
wszystkie królowe są piękne. Musi być taki jak ty – stwierdził poważnie.
- Oczywiście, że jest śliczny i podobno bardzo miły –
uśmiechnął się do niego Lu, w duchu zastanawiając się, czy mały czasem nie
ogląda za dużo bajek Disneya. Synek najwyraźniej miał swoją wizję
narzeczonego i oby była zgodna z rzeczywistością. Doskonale wiedział jak uparty
potrafi być, jak sobie coś wbije do głowy. Odkąd nauczył się mówić wpajał mu
jednak zasady dobrego wychowania i wiedział, że potrafi się odpowiednio zachowywać, zwłaszcza na publicznych wystąpieniach, gdzie obserwowały go setki
poddanych.
Kiedy weszli na salę balową stanął pomiędzy tronami
rodziców i zaczął lustrować przybyłych. Nigdzie jednak nie dojrzał swojej
pięknej królewny, a przynajmniej nikogo, kto by się na nią nadawał. Miał bardzo
wysokie standardy jak przystało na księcia korony i byle czym nie miał zamiaru
się zadowolić. Nie widział Patryka nawet na fotografiach, więc nie wiedział jak
wygląda.
- Spokojnie synu, zaraz przyjdzie – Bez usiłował dodać
mu otuchy. – Już, spójrz!
Zagrały trąbki i tłum się rozstąpił niczym Morze
Czerwone przed Mojżeszem. Środkiem sali po czerwonym dywanie szedł Patryk, a za
nim jego rodzice. Maluch maszerował śmiało, uśmiechając się promiennie do ludzi, tymczasem książę otwierał coraz szerzej szkarłatne oczy, a mina mu się wydłużała coraz
bardziej. Gdy chłopiec się zatrzymał przed samym tronem, jak było wcześniej ustalone, podszedł do niego by się przywitać. Damon zmarszczył brwi i zaczął oglądać
narzeczonego jak manekina na wystawie. Jego wymarzona królewna wyglądała
zupełnie jak złocisty pączek z chrupka skórką. Okrąglutki, rumiany i czerwonowłosy,
zupełnie mijał się z jego wyobrażeniami.
- Czy możemy go wymienić? – wyrwało mu się głośno ku
uciesze dworzan. – On jest brzydki, ma na nosie piegi i jest rudy jak jego
mamuś! – zwrócił się do ojca.
- Ty ulizany głupolu, mój mamuś jest śliczny – w
oczach Patryka rozpalił się prawdziwy ogień. Dla niego największym
przestępstwem było skrzywdzenie jego rodziny, a ten wyblakły, sztywny dzieciak
śmiał właśnie obrazić najważniejszą dla niego osobę. – Spadaj! – skoczył do przodu jak mały
tygrysek, wczepił się zaskoczonemu książątku w perfekcyjna fryzurę i już po
chwili tarzali się po marmurowej posadzce, okładając się pięściami.
- Zostaw moje włosy wiewióro! – darł się Damon,
próbując się uwolnić z drobnych łapek.
- Znalazł się piękny – Patryk ugryzł go w ramię – masz
oczy jak królik mojego dziadka, ale jesteś od niego o wiele paskudniejszy. On
ma ładne futerko, a twoje kudły, to chyba w Cloroxie wyprane – białe ząbki
wbiły się głęboko i Damon syknął z bólu.
- A ty seplenisz jak dzidziuś – wrzasnął mu do ucha
książę.
- Dość tego! – Bez złapał syna pod pachę, a Julian
zrobił to samo ze swoim. – Macie się natychmiast przeprosić! – Chłopcy zostali
postawieni naprzeciwko siebie. Milczeli z zaciętymi minami, rzucając sobie
niechętne spojrzenia.
- Przepraszam – wymamrotał pod nosem Damon
szturchnięty przez ojca.
- Nie przeproszę go, byłem rycerzem mamusia! – odezwał
się z uporem Patryk, pokazał temu wstrętnemu dzieciakowi język i uciekł między
nogami dorosłych, zanim ktokolwiek zdążył się zorientować. Zupełnie nie
rozumiał czego od niego chcą, on przecież tylko bronił honoru swojej rodziny.
Nie będzie mu tu jakiś głupi książę nazywał mamusia brzydalem.
Dominik cały czerwony na twarzy pobiegł za nim, nigdy
by nie przypuszczał, że jego spokojny i delikatny synek potrafi się tak
niegrzecznie zachować. Swoją drogą mały książę choć starszy, też się nie
popisał dobrymi manierami. Westchnął bezradnie i przyśpieszył kroku, bo gdzieś na
horyzoncie, pośród tłumu rozbawionych gości zobaczył płomienną czuprynkę.
Pierwsze
spotkanie narzeczonych, mimo zaangażowania rodziców i całych lat przygotowań,
zakończyło się kompletną klęską. Wszyscy wrócili z przyjęcia z markotnymi
minami. Najbardziej całą sytuację przeżył Dominik, który, gdy tylko został sam na sam z mężem, zmoczył
mu łzami cały przód koszuli. Żaden z mężczyzn nie zauważył, że ich rozmowie,
ukryty za ciężką kotarą, przysłuchuje się ktoś jeszcze.
- Daj spokój kochanie – Julian poprawił się na kanapie
i wziął go na kolana. – Przesadzasz jak zwykle, to tylko dzieci. Sprzeczają się
jak wszystkie maluchy, dorosną i zmądrzeją.
- Zabiję się jak oni się nie polubią – wyjęczał mężczyzna
– tak się starałem, żeby się zaprzyjaźnili. Codziennie opowiadałem małemu jak
to fajnie mieć narzeczonego.
- I pewnie przesadziłeś – wojewoda pogłaskał go po
plecach. – Rozminąłeś się porządnie z rzeczywistością. Nasz następca tronu to kawał
urwisa, ma chyba wszystkie wady swoich rodziców. W dodatku Lu i Bez poświęcają
mu za mało czasu.
- Umrę – wymamrotał Dominik w jego szeroką, ciepłą
pierś. – Wszystko zepsułem.
- Głuptas – Julian pocałował go czule w czubek głowy.
Tymczasem malec wymknął się po cichutku do swojej sypialni. Był naprawdę
przestraszony i cały drżał. Mamuś przez niego płakał i chciał umrzeć. Na filmie
kiedyś widział to umieranie, wyglądało strasznie i chyba bardzo bolało, bo
ludzie krzyczeli i lała się krew. Jak kilka dni temu rozbił sobie kolano omal
nie zemdlał. Wpełzną pod kołderkę i zaczął intensywnie myśleć. Musiał coś
zrobić, żeby wszyscy się znowu uśmiechali. Postanowił, że będzie wyjątkowo
grzeczny, nawet dla tego paskudnego narzeczonego z oczami królika.
***
Pewnego dnia w salonie na kanapie siedział
dziesięcioletni Patryk razem ze swoim przyjacielem z klasy Avisem. Spędzali ze
sobą dużo czasu już od zerówki. Szybko się zorientowali, że są jedynymi
odmieńcami w szkole i to ich bardzo do siebie zbliżyło. Drugą sprawą były tak
zwane kłopoty z facetami. Zwierzali się sobie ze wszystkich problemów. Śliczny,
jasnowłosy, żywy jak iskra Avis był do szaleństwa zakochany w swoim sąsiedzie
Zoltanie. Uwielbiał go bezkrytycznie i wszędzie za nim biegał, co denerwowało
młodego mężczyznę, który odganiał się od niego niczym od naprzykrzającego się komara.
Korzystali, że rodziców nie ma w domu i oglądali film
o miłości. Para na ekranie właśnie się przytulała i całowała. Obaj chłopcy na
ten widok o mało nie udławili się popcornem.
- Ble – odezwał się z obrzydzeniem Patryk – to
obrzydliwe, taka wymiana śliny.
- Głupiś, to całkiem fajne – odezwał się z mina
mentora Avis.
- Co ty tam wiesz mikrusie? – pokazał mu język
skrzywiony rudzielec.
- A żebyś wiedział, że o wiele więcej od ciebie! Ja
się już całowałem – zadarł do góry nosek.
- Zmyślasz – spojrzał niedowierzająco na zadowolonego
z siebie blondynka.
- No to posłuchaj, ty zaręczony niedowiarku! – usadowił
się wygodnie na kanapie. - Dwa miesiące temu mój mamuś miał imieniny.
Oczywiście przyszli wszyscy znajomi w tym Zolli. Żebyś ty go widział… – wzniósł zachwycone. niebieskie oczka do
sufitu i zacmokał. – Bary jak u Conana Barbarzyńcy, opalony na brąz, czarne
rozpuszczone włosy do ramion, jednym słowem cud miód i orzeszki. W dodatku
ubrał na nagi tors tę swoją skórzaną kamizelkę tak, że było widać tatuaże. Po
lewej smok po prawej nietoperz, mistrzowska robota stary
- Zlituj się przestań wzdychać i do rzeczy – mruknął
zdegustowany jego maślanym wzrokiem Patryk.
- Więc wdrapałem się na szafę w korytarzu i jak
przechodził, rzuciłem się na niego i cmoknąłem prosto w usta. Były takie
miękkie i ciepłe, wydawały się słodkie jak landrynki.
- Gadaj co dalej? – zniecierpliwił się chłopak.
- Potem to już nic ciekawego. Mamuś mnie przyłapał i
sprał tyłek za atakowanie gości. Zamknął mnie w pokoju za karę do końca
imprezy, żeby mi już żadne dziwne pomysły nie przychodziły do głowy.
- Bolało? – zapytał zatroskany Patryk.
- No co ty, nawet nie poczułem – uśmiechnął się
szeroko Avis.
- Czy to nie było czasem wtedy, kiedy przez tydzień
się nie myłeś, bo ciągle się wąchałeś i twierdziłeś, że czujesz jego upojny zapach
na sobie? Miałeś minę jak mokre cielę i wzdychałeś niczym parowóz. Ojciec złoił
ci wtedy skórę i wyszorował szczotką – roześmiał się na dobre chłopiec. –
Jęczałeś potem kilka dni, jak to cię paskudnie potraktował. Ale prawda była
taka, że śmierdziałeś jak stary baran i nikt już nie mógł tego znieść.
- Nie masz w sobie krzty romantyzmu!
- Nie mam pojęcia co roztaczanie wokół paskudnego
aromatu ma wspólnego z romantyzmem –zachichotał i został zepchnięty na podłogę
przez urażonego kumpla.
***
Damon widywał czasem Patryka z Avisem, beztroskich, roześmianych, trzymających się za ręce i prawdę mówiąc trochę im zazdrościł. Kiedy wieczorem wracał z lekcji siedzieli często w
parku i przekomarzali się ze sobą. On był zajęty całymi dniami, jeśli nie w
szkole, to w pałacu. Życie księcia korony wcale nie było lekkie. Któregoś dnia, obserwując
jak się turlają po trawie doszedł do wniosku, że jego narzeczony wcale nie jest
taki brzydki. Gdyby tak ostrzyc tą rudą dżunglę u dobrego fryzjera i ubrać chłopca
w markowe ciuszki, to kto wie, może nawet mógłby się podobać. Postanowił to
sprawdzić, a skoro już jutro miał urodziny, to będzie idealna okazja, żeby dopaść chłopca.
Następnego dnia wieczorem, kiedy ich rodzice bawili się w salonie, zaciągnął zaskoczonego Patryka do swojego pokoju.
- To moje święto, ale ja też mam dla ciebie prezent –
wręczył mu torbę z zakupami.
- Odczep się, nic od ciebie nie chcę – chłopiec patrzył
na niego nieufnie spod długich rzęs i zaczął się wycofywać.
- Nie bądź takim dzikusem, przymierz – Damon ze
wszystkich sił starał się być uprzejmy, tak jak go uczył mamuś.
- Dobra – Patryk przypomniał sobie o swoim mamusiu. –
Ale się odwróć. – Książę spełnił prośbę, nie odmawiając sobie jednak zezowania
w bok do stojącego tam lustra. Chłopiec ostatnio bardzo wyrósł i pozbył się dziecięcego
tłuszczyku. Miał ładnie opaloną, gładką skórę i smukłą, drobną sylwetkę. – Już!
- Całkiem nieźle – skinął głową zadowolony książę.
Narzeczony, tak jak przewidział w dopasowanych jeansach i eleganckiej,
jedwabnej koszulce bardzo dobrze się prezentował. Zagryzał różowe usta, mocując
się z ostatnim guzikiem i to właśnie one przyciągnęły uwagę Damona. – Teraz możesz
dać mi buzi – zaproponował łaskawie.
- Chyba te grzybki na kolację ci zaszkodziły, bałwanie jeden!
– Patryk zaczerwienił się po same uszy, po czym niewiele myśląc oparł się na nim z całej siły
obiema rękami i wepchnął niespodziewającego się ataku chłopaka prosto do
garderoby. Skoczył zwinnie do przodu i zamknął ją na klucz. - Żadnej wymiany śliny nie będę z tobą robił! –
krzyknął jeszcze w stronę drzwi i umknął z pokoju.