Minęły dwa
lata od uprzednich wydarzeń i nadszedł wyczekiwany przez wszystkich poddanych
dzień ślubu księcia Damona oraz Partyka Boruty. W Piekle długo się przygotowywano
do tej znamienitej uroczystości, wszystko więc było dopięte na ostatni guzik.
Wysłano tysiące zaproszeń w różne strony świata. Żaden z gości nie
zawiódł, stawili się o umówionej godzinie w zamkowej kaplicy, którą
magicznie wewnątrz powiększono, aby wszyscy się zmieścili. Potem oczywiście
zaplanowano huczne wesele, a o północy tradycyjne odprowadzenie państwa młodych
do komnaty sypialnej.
Ogromnie
stremowany Patryk stał przed lustrem, nerwowo poprawiał biały kontusz sięgający mu nieco przed kolana.
Haftowany pas słucki wspaniale podkreślał jego smukłą talię i szerokie ramiona.
Włosy zdawały się płonąć, odbijając się od perłowego jedwabiu. Ułożono je w eleganckie loki, które
rozpuszczono na ramiona. Wyszczotkowana do połysku puszysta kitka, miotała się nerwowo
na boki.
- Kochanie, wyluzuj, bo mi jeszcze zemdlejesz zanim dotrzemy do kapłana. – Damon podszedł do niego z tyłu i cmoknął w kark.
- Nie wiem jak to przeżyję, już teraz pocą mi się dłonie
– wyjąkał chłopak, po czym przylgnął plecami do torsu narzeczonego. – Ci wszyscy
znakomici goście, prasa, telewizja! Jak zrobię coś głupiego spalę się ze
wstydu!
- Nie panikuj, mam tu małą zabaweczkę, która skupi
twoją uwagę na czymś innym – pokazał mu pasek złożony z cieniutkich złotych
nitek. Każda była zakończona niewielkim, purpurowym klejnocikiem.
- Biżuteria? Jak to niby ma mi pomoc? – popatrzył sceptycznie
na mężczyznę.
- Zaufaj mi. Tylko szybko, bo zaraz po nas przyjdą –
osunął się przed zaskoczonym Patrykiem na kolana. Rozpiął mu kontusz, potem
koszulę i umieścił pasek nisko na jego biodrach, bezpośrednio na nagiej skórze,
zatrzasnął zameczek, a jego długie końce wsunął mu do bokserek.
- Wariat – pisnął chłopak – to piekielnie zimne. –
Szybko przywrócił garderobę do porządku. Ledwie skończył, jak do komnaty wszedł
Lucyfer, również odświętnie ubrany.
- Idziemy, spokojnie i dumnie. Nie bój się, w razie
potknięcia jestem obok – uśmiechnął się do stremowanego Patryka. Szli dostojnie
długim korytarzem, witani przez zastępy dworzan oraz służby. Wszyscy wylegli by
przywitać młodą parę. Belzebub miał na nich oczekiwać przed kaplicą. Tymczasem
biedny Patryk, z każdą minutą rumienił się coraz bardziej. Szedł ze
spuszczonymi skromnie oczami, niczym dziewicza oblubienica na spotkanie ze swoim
oblubieńcem. Zupełnie nie dostrzegał mijanych po drodze ludzi, bo całą jego
uwagę pochłonęła jedna mała rzecz. Diabelski paseczek, jako środek przeciwko
tremie, spisywał się doskonale. Śliskie klejnociki obijały się przy każdym
kroku o członka i jądra zawstydzonego chłopaka, gładziły wnętrze jego ud. Były
zimne jak cycki czarownicy, więc wrażenie było niesamowite.
- Nie wiem co ci zrobię, ale coś na pewno – syknął po
cichu do rozbawionego Damona.
- Zostaw to sobie na wieczór kochanie – wyszeptał narzeczony,
podniósł jego dłoń do ust wytwornym gestem i ucałował, co spotkało się z
oklaskami, zachwyconych tymi czułościami, zgromadzonych na dziedzińcu dworaków.
- Nie pomagasz. – Ukradkiem uszczypnął dowcipnisia.
- Robię się twardy kretynie!
- W tym kontuszu i tak tego nie widać – odparł beztrosko
Damon.
- Co masz twardego dziecko? – zapytał troskliwie idący
za nimi Lucyfer.
- Buty Wasza Wysokość, strasznie mnie gniotą –
odparł poważnie chłopak z trudem zachowując powagę.
- Wytrzymaj ceremonię, potem sobie zmienisz –
odezwał się łagodnie książę, w duchu się zastanawiając, co kombinuje tych dwóch
łapserdaków. Przysiągł sobie pilnować ich na każdym kroku, żeby znowu czegoś
nie spsocili. Wszechobecna prasa miałaby używanie. Nie wiedział biedak, że tym
razem to ktoś zupełnie inny dostarczy mediom rozrywki.
Przed kaplicą zgodnie z ustaleniami czekał Belzebub
z Gangiem Pszczółek. Cztery niesamowicie żywe maluchy wierciły się niemiłosiernie,
testując od godziny cierpliwość władcy. Odświętnie wystrojone, drapały się i
kręciły, niczym stadko tych pracowitych owadów, a buzie im się nie zamykały ani
na moment. Miały nieść za młodą parą obrączki i pierścienie. Tego momentu Lu
bał się najbardziej, niełatwo było zapanować nad tą psotną gromadką, której
przewodziła jego uparta córka Belissa. Niestety nigdzie nie widać było
pozostałych drużbów, a to oni mieli dostarczyć klejnoty. Avis i Zoltan zniknęli
niczym poranna mgła i nikt ich od wieczora nie widział. Było już zupełnie
ciemno, rozległy plac rozświetlały przybrane kwiatami kolorowe latarnie. Luis
i Avgar dyskretnie zdjęli ze swoich dłoni obrączki i ułożyli na przygotowanych
poduszkach.
- Ruszajmy – szepnął Boruta – licho wie, gdzie się
gówniarze podziali, rozprawimy się z nimi później.
- Masz rację, wątpię by ktoś się zorientował – przytaknął mu Bez. Cały orszak udał się do katedry,
a za nimi zaproszeni goście. Na przedzie szli Patryk z Damonem, a za nimi
poszturchując się co chwilę - Gang Pszczółek. W pierwszej parze kroczyła dumnie
Belissa z utykającym lekko synkiem Juliana, za dziewczynką podążał, co chwilę
ciągnąc ją za warkocz, mały wilkołak. Towarzyszył mu czarnowłosy, wysoki
chłopczyk, który nie spuszczał z oczu kulejącego kolegi. Raz nawet podtrzymał
go za ramię by nie upadł. Zatrzymali się przed kapłanem i rozpoczęła się krótka
ceremonia zaślubin.
***
Godzinę
wcześniej na zamkowym korytarzu Zoltan zobaczył niesamowicie atrakcyjnego
chłopaka. Miał obcisłe białe spodnie włożone w długie do kolan buty i
dopasowany, krótki kontusz. Jasne włosy sięgały mu do pasa i mieniły się w
świetle świec niczym złoto. Kołysał zgrabnym tyłeczkiem w dziwnie znajomy
sposób.
- Avis? – zawołał za przystojniakiem.
- A co? Miałeś nadzieję na mały podryw?! – chłopak
odwrócił się i wbił roziskrzony wzrok w narzeczonego. Stał tupiąc nogą i
prychając niczym rozgniewany kocurek. – Ty wstrętny zdrajco!
- Ja zdrajca? – zdenerwował się mężczyzna. – Popatrz na siebie. - Szarpnął za
przód jego kontusza i na posadzkę posypały się z suchym łoskotem srebrne
guziczki. Ludzie przechodzący korytarzem zaczęli się za nimi oglądać. Nie chcąc
robić z siebie przedstawienia dla plotkawych dworaków Zoltan wepchnął chłopaka
do jakiejś komnaty, po czym zatrzasnął za sobą drzwi. Była bardzo duża, elegancko urządzona, z
płonącym kominkiem i ogromnym łożem z baldachimem pośrodku. Na jedwabnej
czarnej pościeli ktoś ułożył serce ze szkarłatnych róż. Wszędzie porozstawiane
były świeczniki z czerwonymi i czarnymi świecami, wydzielającymi zmysłowy
aromat. Mężczyźni jednak tego nie dostrzegali, warczeli na siebie popychając się
nawzajem.
- To najnowszy krzyk mody, Patryk ma podobny i nikt
nie robi z tego afery! – Avis złapał za koszulę narzeczonego, roztargał ją jednym
ruchem, po czym zerknął na szeroką pierś, która ukazała się jego łakomym oczom. Bezwiednie
oblizał usta na widok potężnych mięśni prężących się pod śniadą skórą.
- To była moja ulubiona, mały draniu! – mruknął oskarżycielsko Zolli,
a potem z szelmowskim błyskiem w oku zerwał z chłopaka górną część garderoby. –
Śliczny – objął zachwyconym wzrokiem jego zgrabną sylwetkę i różowe sutki,
które natychmiast przyciągnęły jego oczy.
- Idiota! W czym ja teraz na ten ślub pójdę?! –
Krzyknął Avis. Skoro on wyglądał jak łachmyta to on też powinien, w końcu
idą jako para. Złapał za pasek od spodni i pociągnął. Niespodziewanie, delikatny
materiał trzasnął i opadły mężczyźnie do kostek. To co znajdowało się z przodu przyciągnęło
jego spojrzenie niczym magnes. Wyglądało dość imponująco. Nie mógł się powstrzymać i
ciekawskie paluszki same jakoś zacisnęły się na znalezisku.
- A więc tak chcesz się bawić? – Roześmiał się, po czym złapał
za pośladki chłopaka. Wystarczyła sekunda by pozbawić go reszty garderoby. – I co
teraz mój golasku? – Objął płomiennym wzrokiem ciało zawstydzonego głuptasa,
który natychmiast z piskiem wskoczył do łóżka, a potem nakrył się kołdrą pod
samą szyję. Widać było tylko jego zarumienioną twarz i spuszczone niewinnie
oczy. Zolli zdjął swoje bokserki, zatrzymał wzrok na delikatnych ustach Avisa,
po czym powoli wczołgał się na łóżko.
- Co ty wyprawiasz? – zapytał chłopak i zadrżał, gdy
potężne, ciepłe ciało przytuliło się do niego pod nakryciem. Zacisnął z całej
siły powieki, ponieważ doszedł do słusznego wniosku, że jeśli zobaczy jeszcze chociaż
skrawek tego apetycznego ciała, na pewno się podnieci, a potem spali ze wstydu,
bo raczej nie ukryje tego oczywistego faktu. Do tej pory całowali się i
pieścili, ale na ten decydujący krok jakoś nie potrafił się zdobyć. Kilka razy
wycofał się dosłownie w ostatniej chwili.
- Wiesz, właściwie to mamy jeszcze sporo czasu. Taka
mała rozgrzewka przed weselem nam nie zaszkodzi. – Zolli objął chłopaka, a
potem przytulił do swojego torsu. Wiedział, że jest bardzo płochliwy i
nieśmiały w tych sprawach. Nie miał zamiaru na niego naciskać, ale odrobina
miziania jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Miał okazję zobaczyć swojego aniołka w
całej jego krasie, od samego zapachu jego skóry kręciło mu się w głowie.
Odnalazł chętne usta, zaczął je muskać w delikatnej pieszczocie.
- Mhm… och… - zamruczał cicho chłopak. Uwielbiał się
całować, a zwinny język narzeczonego skutecznie odbierał mu resztki rozsądku. –
Jak się spóźnimy, Bez zrobi z nas puree. – Udało mu się złożyć składne zdanie.
- Więc będziemy szczęśliwą, ziemniaczaną paćką. –
Zolli zsuwał się coraz niżej. Naznaczył już smukłą szyję dziesiątkami malinek,
a teraz zbliżał się do różowych punktów. Ten z lewej wydał mu się smaczniejszy,
więc zacisnął na nim usta.
- Aa… - krzyknął zaskoczony intensywnymi doznaniami chłopak.
Poczuł jak jego penis nabrzmiewa i ociera się o mężczyznę. Zaczerwienił się, po
czym szarpnął zawstydzony i wystraszony .
- Kochanie – pogładził łagodnie po napiętym brzuchu
spanikowanego narzeczonego. – To tylko ja, jeśli tego nie chcesz wystarczy
powiedzieć. Pozwól sprawić sobie przyjemność. – Ułożył się między rozsuniętymi
udami i dmuchnął na jego członka.
- Ale… ale… - ciepły język polizał gładką skórkę i
ukrytą pod nią pulsującą żyłę. – Och…
tak… chcę… - pisnął zażenowany swoją
pozycją i obezwładniającą przyjemnością płynącą z tego intymnego miejsca.
- Nie bój się, za chwilę będziesz prosił o więcej. –
Mężczyzna zaczął wprawnie zasysać nabrzmiewającego penisa, a duże dłonie ugniatały w tym
samym czasie krągłe pośladki. Pieściły szparę między nimi, skradały się
wokół drgającej dziurki.
- Zimne! – pisnął chłopak, kiedy nażelowany palec
wsunął się powoli do jego wnętrza. Po chwili jednak zmienił zdanie, jego ciało zaczęły
ogarniać rozkoszne dreszcze i sam zaczął się na niego nabijać, poruszając pożądliwie
biodrami.
- Tak maleńki …tak… - usłyszał zachrypnięty głos Zolliego,
który jeszcze bardziej go podniecił. Nawet nie zauważył, kiedy do pierwszego
dołączył drugi i trzeci palec. – Powiedz, że mnie pragniesz.
- Tak… och… proszę… - pisnął ponaglająco chłopak.
Nie wiedział co się z nim dzieje. Przebywał w zupełnie nowym dla niego miejscu,
pełnym rozkosznych doznań i słodkich jęków. Czuł narastające, palące pragnienie.
– Zolli…! – zaskomlił ponaglająco.
- Cii… już… - Mężczyzna położył sobie jego nogi na
ramiona i zaczął powoli napierać na jego ciasne wejście. Avis taki bezbronny, słodko zarumieniony i wijący się pod nim z
rozkoszy, doprowadzał go swoim widokiem do szaleństwa. – Spójrz na mnie! – Rozkazał
stanowczo. – Chcę zobaczyć twoje oczy, gdy będę w ciebie wchodził! – Avis zamrugał
długimi rzęsami, po czym zatopił w nim błękitne spojrzenie, od którego dosłownie zaparło
mu dech w piersiach. Widział jak źrenice chłopaka rozszerzają się jednocześnie z
bólu i przyjemności. Zaczął się poruszać, szukając jego wrażliwego punktu.
- Och… hmm… aaa…! – Usłyszał okrzyk pożądania i Avis
wypiął mocniej pośladki, by ułatwić mu dostęp. Już po chwili zatracili się w
przyjemności, zapominając o całym świecie. Słychać było już tylko słodkie
westchnienia i ponaglające okrzyki.
***
Tymczasem
ceremonia ślubna dobiegła końca i wszyscy udali się do zamku. Zaczęło się
huczne weselisko. Goście wspaniale się bawili, o zaginionych drużbach nikt już
właściwie nie pamiętał, no może poza ich zaniepokojonymi rodzicami. Otoczeni
przez liczne atrakcje, pyszne jedzenie i ciekawe towarzystwo weselnicy, nawet
nie wiedzieli, kiedy nastała północ. Tradycyjnie o tej porze wszyscy odprowadzali
państwa młodych do specjalnie przygotowanej dla nich na noc poślubną, komnaty.
Hałaśliwa gromada dotarła do drzwi. Damon wziął Patryka na ręce, przeniósł przez
próg przy licznych wiwatach i owacjach zgromadzonych czartów. Zatrzymali się na
środku pokoju z otwartymi ze zdumienia ustami.
- Chyba ktoś był szybszy! – roześmiał się Damon, zerkając
na łóżko.
- Och, to przecież Avis i Zolli! – Pisnął Patryk i
mocno się zarumienił.
- Zguby się odnalazły – wyszeptał już ciszej książę.
Z korytarza rozległy się coraz głośniejsze chichoty oraz trzask fleszów.
Wszechobecni paparazzi byli w swoim żywiole. Właśnie dostali następny, gorący
temat. Na małżeńskim łożu młodej pary spali słodko przytuleni do siebie dwaj, nadzy drużbowie. Na szczęście strategiczne miejsca mieli zakryte skłębionym
prześcieradłem. Na ich ciałach było widać liczne ślady po upojnej nocy. W świetle
świec malinki, zadrapania i drobne sińce od miłosnych ukąszeń prezentowały się w
całej okazałości, a piękne ciała młodych mężczyzn dodawały tylko całej sprawie
pikanterii.
- Co to do cholery ma być?! Zjeżdżać stąd hieny, ale
już! – Krzyk wściekłego Boruty słychać było w całym zamku. Zamknął przed nosem
ciekawskich pismaków drzwi do sypialni. Potoczył po nich roziskrzonym wzrokiem,
a oni szybko umknęli w popłochu, nikt nie chciał mieć do czynienia z rozgniewanym czartem.
KONIEC
…………………………………………………………………….
To już koniec tego chyba najdłuższego, mojego opowiadania.
Podziękowania dla wszystkich komentujących czytelników. Wasze słowa zachęcają
mnie do pisania i jestem wam za nie niezmiernie wdzięczna. Mam już plan do
następnego opowiadania fantasy, ale nie jest jeszcze w pełni dopracowany, więc
trochę trzeba będzie pewnie poczekać z jego realizacją.